Francja: Po pierwsze niezależność

We Francji prymat energetyki nuklearnej nie budzi większych kontrowersji. Korzyści z atomu - tani prąd, energetyczna niezależność, czystsze środowisko - przeważają nad obawami.

21.09.2010

Czyta się kilka minut

Francja musi mieć bombę A. Z takim założeniem Charles de Gaulle, niecały miesiąc po Hiroszimie, powołał Komisariat Energii Atomowej. Imperialne marzenie spełniło się po 15 latach, ale chyba ważniejszy okazał się skutek uboczny - lata intensywnego rozwoju atomistyki uczyniły z Francji światowego czempiona energetyki jądrowej.

Pierwszą elektrownię korzystającą z uranu jako paliwa uruchomiono w połowie lat 60. Po wybuchu kryzysu naftowego w 1973 r., gdy wybuch wojny izraelsko-arabskiej wywindował ceny ropy o 600 proc., dla Francji rozwój energetyki atomowej stał się bez mała imperatywem narodowym. Nie zmieniła tego nawet awaria w Czarnobylu, po której większość państw przyhamowała plany budowy kolejnych elektrowni.

Rezultat: 58 czynnych obecnie reaktorów pokrywa zapotrzebowanie kraju na prąd w 75 proc. Dzięki wytwarzanej nadwyżce Francja jest największym eksporterem energii na świecie. Ceny prądu należą tu do najniższych w Unii Europejskiej, a środowisko naturalne jest czystsze. W latach 80., kiedy Francja potroiła produkcję energii atomowej , emisja dwutlenku siarki spadła o 56 proc., dwutlenku węgla o 25 proc., a tlenków azotu o 9 proc.

Inżynier, czyli elita elit

Większość Francuzów zdaje się popierać ten kierunek. W sondażach sprzeciw wyraża jedna trzecia badanych, czyli mniej niż w większości krajów UE. Skąd takie poparcie? Claude Mandil, były dyrektor ds. energii w ministerstwie przemysłu, widzi trzy powody. Po pierwsze, Francuzi lubią czuć się niezależni. Nie chcą, by w tak kluczowej dziedzinie, jak energetyka, ich kraj zależał od niepewnej sytuacji na Bliskim Wschodzie. - Na pytanie, dlaczego mają tyle elektrowni atomowych, Francuzi odpowiadają: "Bo nie mamy ropy, gazu, węgla ani wyboru" - tłumaczy Mandil.

Drugi powód to czynnik kulturowy - tradycja wielkich, centralnie zarządzanych projektów technologicznych. Francuzi lubią elektrownie atomowe z tego samego powodu, co szybkie pociągi i samoloty ponaddźwiękowe. Naukowcy, inżynierowie cieszą się tu najwyższą estymą i statusem elity elit. Społeczeństwo im ufa.

Po trzecie, władze konsekwentnie starają się rozproszyć obawy, jakie budzi energetyka jądrowa. Kampanie w telewizji wpajają związek między energią nuklearną a elektrycznością, która umożliwia nowoczesne życie na wysokim poziomie. Elektrownie jądrowe organizują wycieczki edukacyjne. Koło każdej z nich istnieje lokalny komitet informacyjny, złożony z mieszkańców i finansowany przez gminę, który w razie potrzeby - gdy pojawią się pogłoski o zagrożeniu - ma wstęp do elektrowni i możliwość sprawdzenia, czy są one prawdziwe.

Fortuna za zgodę

W praktyce nie zawsze wygląda to tak różowo. Dwa lata temu w zakładach przerobu wypalonego paliwa Tricastin (obok elektrowni o tej samej nazwie) doszło do całej serii wypadków, w tym wycieku 30 tys. litrów wody zawierającej uran i inne izotopy powstałe z przerobu paliwa. Winiarze przestali wówczas używać nazwy Côteaux du Tricastin, uznając, że takiego skażonego złą famą wina nikt już nie kupi.

Antyatomowa organizacja Sortir du Nucleaire uważa, że władze ujawniły te incydenty tylko z obawy, że i tak wyciekną, a ich wyjaśnianie trwało nieprzyzwoicie długo. We Francji informacje związane z elektrowniami atomowymi są objęte tajemnicą państwową. Inaczej niż w Niemczech, gdzie Federalne Biuro Ochrony przed Promieniowaniem regularnie publikuje szczegółową listę zaistniałych incydentów, francuska Agencja Bezpieczeństwa Nuklearnego informuje tylko o ich ogólnej liczbie. Niezależne organizacje nie są dopuszczane do badań ani do debaty. - Jeśli nie jesteś zwolennikiem energii nuklearnej, to się nie liczysz - mówił tygodnikowi "Stern" Stephane Lhomme, do niedawna rzecznik Sortir du Nucleaire. - Nie mamy prawa widzieć, co się dzieje wewnątrz elektrowni. Nie dowiadujemy się niczego o przyczynach problemu.

Ruch antynuklearny na demonstracjach potrafi zgromadzić po kilkanaście tysięcy ludzi. Najwięcej niepokojów budzi transport i składowanie odpadów. Te, których nie da się przetworzyć, przechowuje się w trzech tymczasowych składowiskach. Greenpeace podjął akcję, by wstrzymać wywóz co roku dziesiątek ton odpadów nuklearnych statkiem z portu Le Havre do Rosji, gdzie są przechowywane w niespełniających norm bezpieczeństwa składowiskach na Syberii.

Za 15 lat problem ma zostać rozwiązany: w Bure na północy Francji powstanie jedno z nielicznych na świecie składowisk głębokich, pół kilometra pod powierzchnią ziemi. Przeciwni są tylko ekolodzy z zewnątrz. Mieszkańcy departamentu za zgodę na powstanie laboratorium, a w przyszłości składowiska, dostają 20 mln euro rocznie. Podobno lokalne władze nie wiedzą już, na co wydać taką fortunę.

Życzliwość zagranicy

Energetyka atomowa to nie tylko kwestia polityki wewnętrznej, ale i zagranicznej. Rząd Francji uważa, że "pokojowe wykorzystanie energii nuklearnej nie powinno być ograniczone do garstki państw dysponujących już tą technologią", a prezydent Nicolas Sarkozy wzywa międzynarodowe instytucje finansowe, by pomogły pokryć koszty projektów nuklearnych w krajach rozwijających się. Paryż ma w tym oczywisty interes - czołowym producentem reaktorów jest koncern Areva, perła w koronie francuskiego przemysłu (Sarkozy’emu przypięto łatkę "akwizytora Arevy"). Gotowość do budowania elektrowni atomowych nawet w Libii czy Syrii - gdy tylko będzie to możliwe politycznie - budzi życzliwość tamtejszych rządów.

Ale gwiazda Arevy nie świeci już tak mocno. Realizowana w Finlandii budowa reaktora atomowego trzeciej generacji (tzw. Europejski Reaktor Ciśnieniowy) jest opóźniona o trzy lata z powodu problemów projektowych i wykonawczych oraz dokładnych kontroli przeprowadzonych przez fiński urząd dozoru jądrowego, a budżet przekroczono już o 50 proc. W grudniu 2009 r. Areva przegrała przetarg niebagatelnej wartości 20 mld dolarów na budowę elektrowni w Zjednoczonych Emiratach Arabskich - zwycięstwo konsorcjum kierowanego przez firmę koreańską było szokiem. Analitycy oceniają, że plany wybudowania przez Francję co trzeciego z 250 reaktorów - które mają powstać na świecie w ciągu najbliższego dwudziestolecia (w tym w Polsce) - są zbyt ambitne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „W stronę atomu 2 (39/2010)