Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ostatnich dniach we włoskim dzienniku „Corriere della Sera” ukazał się wywiad z papieżem Franciszkiem, w dużej mierze poświęcony wojnie w Ukrainie. Najszerszym echem odbił się fragment rozmowy, w której papież próbuje wniknąć, jakie motywy skłoniły Putina do rozpętania wojny, i sugeruje, iż jednym z nich było „szczekanie NATO pod drzwiami Rosji”.
Jak zauważa wielu komentatorów, to sformułowanie – dokładniej przez papieża ani nie wyjaśnione, ani nie uzasadnione – jest bardzo bliskie wojennej propagandzie Kremla. Trudno zaś powiedzieć, do jakich konkretnie działań NATO miałoby się odnosić. Czy Franciszkowi chodziło o starania Ukrainy o przyjęcie do Sojuszu Północnoatlantyckiego? Jeśli tak, to czy papież nie zauważył, iż była to wola samych Ukraińców – aby przynależeć nie do obszaru imperialnych wpływów autorytarnej Rosji, lecz do wspólnej przestrzeni suwerennych i mniej lub bardziej demokratycznych społeczeństw Zachodu?
Być może papież chciał publicznie uprawomocnić perspektywę Putina, aby skłonić go do zgody na spotkanie w Moskwie (o tym, że Watykan o takie spotkanie papieża i prezydenta Rosji zabiega, też jest w wywiadzie mowa) i otworzyć sobie możliwość wpłynięcia na decyzję rosyjskiego dyktatora o zakończeniu wojny.
Jeśli takie były intencje Franciszka, to po raz kolejny ujawnia się tu jego zagubienie w kwestiach politycznych oraz – co jeszcze bardziej niepokojące – trudność w rozróżnieniu własnej roli politycznej i duszpasterskiej.
Sam papież przyznał w wywiadzie, że w niedawnej rozmowie online z patriarchą Cyrylem podkreślał, iż biskupi nie mogą być urzędnikami państwowymi, że nie powinni mówić językiem polityki, ale Jezusa. Z drugiej strony w wielu papieskich oraz watykańskich wypowiedziach i działaniach w ostatnim czasie te poziomy się mieszają – nie wiadomo, czy są to akty duszpasterskie, czy dyplomatyczne. Co gorsza – jeśli są to działania dyplomatyczne, to okazują się one zupełnie nieskuteczne, a jeśli duszpasterskie, to wprowadzające wśród wiernych więcej zamętu i zgorszenia niż zrozumienia ewangelicznej perspektywy oraz umocnienia wiary i nadziei.
Jest to smutne. Z drugiej strony sam Franciszek przypomniał w poprzednich latach swojego pontyfikatu fundamentalny, choć nieco zapomniany aspekt katolickiej tradycji, który mówi o prymacie indywidualnego sumienia nad wszelkim instytucjonalnym autorytetem. Dzisiejszy trudny, nawet tragiczny okres jest też czasem zmuszającym do duchowej dorosłości: trzeba samodzielnie trudzić się nad zrozumieniem (także wojennej) rzeczywistości w ewangelicznej perspektywie i brać odpowiedzialność za życie, podejmując działania, które uznało się za słuszne.