Fantazja o fajnym księdzu

Szumowska, która lata temu odeszła od katolicyzmu, ale nadal z nim flirtuje, snuje dziś opowieść o miłości zakazanej.

07.09.2013

Czyta się kilka minut

Andrzej Chyra w filmie „W imię...” / Fot. z materiałów prasowych
Andrzej Chyra w filmie „W imię...” / Fot. z materiałów prasowych

Film Małgorzaty Szumowskiej najprościej skrytykować z pozycji ideologicznej. Tym z lewa będzie przeszkadzać utopienie w ewangelicznym sosie ważkich społecznie problemów, takich jak postrzeganie w Polsce seksualnej odmienności. Ci z prawa, zanim jeszcze film zobaczą, już poczują się sprowokowani, czy wręcz obrażeni, opowieściami o homoseksualnym księdzu, który lubił wypić, a nawet zatańczyć z portretem papieża.

Tymczasem „W imię...” nie ma ambicji obrazoburczych czy publicystycznych. Sytuując się ponad tymi kategoriami, film Szumowskiej stara się być przede wszystkim jak najbliżej głównego bohatera. Czy jednak w jakikolwiek sposób udaje mu się wzbogacić ograny już wizerunek kapłana, rozdartego między posłuszeństwem wobec instytucji, swoją wiarą i czysto ludzkimi pragnieniami?

Pan jest blisko

Tym, co Szumowska akcentuje najsilniej, jest samotność księdza Adama. Skazany z powodu swojej orientacji seksualnej na podwójny celibat, bohater zesłany na mazurską prowincję czuje się odmieńcem po wielokroć. Grający główną rolę Andrzej Chyra doskonale tę osobność wyraża. Już na wstępie, przyglądając się zabawom lokalnych dzieciaków, Szumowska nie oszczędza polskiej wsi jako miejsca szczególnie nieprzyjaznego dla wszelkiej odmienności, podszytego antysemityzmem, homofobią i pogardą dla ułomnych. Jednocześnie wiele znaków służy podkreśleniu „postępowej” natury nowego kapłana: Adam słucha rockowej muzyki, uprawia jogging, korzysta z nowych technologii. Jednym słowem ksiądz – co to i do tańca, i do różańca. Pozostaje przy tym człowiekiem prawdziwej wiary – jego homilie brzmią, jakby były nie tylko przemyślane, ale i głęboko przeżyte. Nic więc dziwnego, że „fajny ksiądz” cieszy się charyzmą wśród miejscowych, a nawet pośród wykolejonych nastolatków, którymi zajmuje się w ramach parafialnego ogniska wychowawczego. Tyle że nikt z nich nie wie, iż Adam nosi w sobie sekret. Kiedy odrzuca zaloty znudzonej żony nauczyciela, słowa: „Jestem już zajęty” mają w sobie ukrytą dwuznaczność. I dopiero pojawienie się w ognisku chłopca o przezwisku „Dynia” (Mateusz Kościukiewicz) wyzwala w nim nieopanowane pragnienie bliskości, również tej fizycznej.

Szumowska, która lata temu odeszła od katolicyzmu, ale nadal z nim flirtuje, snuje opowieść o miłości zakazanej, poddanej presji instytucjonalnej, obyczajowej oraz wewnętrznej autocenzurze. Dramat księdza Adama polega na tym, że jest nie tylko mężczyzną, który próbował uciec od swojego homoseksualizmu w kapłaństwo, ale także żarliwym, choć czasem niekonwencjonalnym w swojej ekspresji katolikiem i oddanym duszpasterzem. Jego cierpieniom towarzyszy z jednej strony natarczywa biblijna symbolika, z drugiej zaś – dyskretna krytyka Kościoła jako instytucji „zabetonowanej”. „Zachowaj milczenie. Pan jest blisko” – głosi napis w poczekalni kurii, do której zostaje wezwany nasz bohater. Kiedy w innej scenie chciałby się wyspowiadać, nie zostaje dopuszczony, bo... w kościele odbywa się akurat sprzątanie. W tym sensie Adam jawi się jako postać nieomal męczeńska. Sekunduję mu w jego zmaganiach, ale czy potrafię uwierzyć w tę postać? Z tym bywa gorzej, albowiem film rzekomo utkany z samych niedopowiedzeń nader często podsuwa mi interpretacyjne gotowce.

Buszując w kukurydzy

Na szczęście, tak w warstwie wizualnej, jak i w sposobie konstruowania opowieści reżyserka „33 scen z życia” lubi czasem impresjonistyczne muśnięcia i zapatrzenia.

Kamera Michała Englerta upaja się rozbuchaną latem mazurską naturą, łakomym wzrokiem podpatruje obrazki z życia miejscowej kawalerki, zagranej przez barwnych naturszczyków. To bodaj najlepsze sceny w filmie – znać w nich dokumentalny instynkt reżyserki i jej operatora, ich szorstką czułość wobec znajomego pejzażu i jego mieszkańców (przed laty w tych samych okolicach wspólnie nakręcili dokumenty „Cisza” i „A czego tu się bać?”). Podobną moc ma w sobie błazeńska scena, w której para głównych bohaterów hasa po kukurydzianym polu, wydając z siebie małpie odgłosy – jakby szukali pierwotnego języka dla tego wszystkiego, co zaczyna się między nimi wydarzać. Nie zawsze jednak Szumowska swoimi ekstrawaganckimi pomysłami trafia w punkt. Muzyka zespołu Band of Horses podczas procesji Bożego Ciała jest nic nie wnoszącym naddatkiem, brutalne wyznanie podczas rozmowy z siostrą na Skype’ie: „Jestem pedałem, a nie pedofilem!” – brzmi niczym hasło na Paradzie Równości i służy chyba tylko uspokojeniu co bardziej nieufnych widzów. Wreszcie zakończenie – w zamierzeniu przewrotne, podskórnie tragiczne, wydaje się nieledwie figlarne, jakby wyjęte z innego porządku.

Na ostatnim Berlinale film Szumowskiej reprezentował nasz kraj w konkursie i otrzymał prestiżową nagrodę Teddy, przyznawaną filmom traktującym o mniejszościach seksualnych. Ciekawa sytuacja: film odkrywający wątki dawno już w zachodniej kulturze przerobione sięga po tamtejsze laury. Podejrzewam, że prócz plastycznej urody filmu i kreacji aktorskiej Chyry mogła urzec berlińskich widzów egzotyczna nieco melancholia „W imię...”. Bo choć pierwotny tytuł brzmiał „Nowhere”, czyli nigdzie, to właśnie polski kontekst tego filmu musi wzbudzać za granicą szczególne zaciekawienie.

Oglądany na rodzimym gruncie, jednych zapewne zgorszy, innych swoją zachowawczością rozczaruje, dla większości jednak widzów pozostanie przede wszystkim atrakcyjnie opakowaną, bezpieczną fantazją o dylematach pewnego księdza i katolickiej hipokryzji.  



„W IMIĘ...” – reż. Małgorzata Szumowska, scen. Małgorzata Szumowska i Michał Englert, zdj. Michał Englert, muz. Paweł Mykietyn i Adam Walicki, wyst.: Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Maja Ostaszewska, Łukasz Simlat, Olgierd Łukaszewicz i inni. Prod. Polska 2013. W kinach od 20 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2013