„Kobieta z…”: opowieść o tym, co to znaczy być osobą trans w Polsce. Po raz pierwszy w rodzimym filmie fabularnym

Film sprawdza się najlepiej, gdy nie brzmi jak manifest, ale kiedy jest najbliżej swoich bohaterów, zanurza się w ich codzienności. Uruchamia wówczas empatię i najzwyczajniej, po ludzku, oswaja problem.

02.04.2024

Czyta się kilka minut

Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Joanna Kulig w filmie "Kobieta z...", Polska 2024 r.  / Fot. Łukasz Bąk / materiały prasowe dystrybutora
Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Joanna Kulig w filmie „Kobieta z...”, reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert, 2024 r. // Fot. Łukasz Bąk / Materiały prasowe dystrybutora

Jednym z „półkowników” telewizji publicznej epoki PiS-u był dokument Karoliny Bielawskiej „Mów mi Marianna” (2015), kilkakrotnie zapowiadany w ramówce, po czym w ostatniej chwili zdejmowany z anteny. Było to o tyle dziwne, że bohaterką nagradzanego na festiwalach filmu, współprodukowanego zresztą przez TVP, była transpłciowa kobieta, dla której szczególnie ważne są wartości rodzinne czy katolickie. I na tym właśnie – na odrzuceniu przez wspólnotę – polegał jej największy dramat. 

W podobnym tonie, choć już tylko z akcentem na rodzinę, utrzymana jest „Kobieta z…”. Jej twórcy, Małgorzata Szumowska i Michał Englert, po raz pierwszy w rodzimym filmie fabularnym pokazują, co to znaczy być osobą trans w Polsce. I należy im przyklasnąć, bo stworzyli dzieło tematycznie nowatorskie, wieloaspektowe, kompetentne. Jakkolwiek chwilami można dyskutować ze sposobem przedstawienia na ekranie dotychczas spychanego na margines problemu.

Reżyserzy skupiają się na pojedynczym ludzkim doświadczeniu, lecz już tytuł, odsyłający do miejsca na mapie, ale też w przestrzeń symboliczną – gdzieś między „Ludzi z…” Andrzeja Wajdy a „Kobietę samotną” Agnieszki Holland – nadaje tej historii szerszy wymiar. W tamtym kinie jednostka była wytworem swoich czasów i często ofiarą polityki, a film o Anieli z dolnośląskiego miasteczka, która urodziła się z fizycznymi cechami męskimi, także zostaje wpisany w konteksty historyczne.

Ów zabieg skłania do smutnych uogólnień: choć upadają systemy, przychodzą kolejne rządy i coraz bardziej stajemy się częścią Europy, to osoby, którym „ktoś podmienił ciało”, cierpią nie tylko z powodu dysforii płciowej czy wyobcowania w społeczeństwie, ale i na skutek fatalnego prawodawstwa. Bo również dzisiaj, chcąc rozpocząć proces uzgodnienia płci odczuwanej z płcią biologiczną, są zmuszone pozwać własnych rodziców. Pod tym względem, jako polemika z ideałami wolności i równości dla wszystkich, bliżej filmowi do oskarżycielskiego tonu „kobiety samotnej” niż do wojującego kina Wajdy.

Historię ostatniego półwiecza potraktowano tu raczej plakatowo, co uważam za trafiony koncept: pomnik Lenina, „Solidarność” i JP II na murach, pochody pierwszomajowe, procesje religijne stają się jedynie wymiennym sztafażem. Z jakichś powodów Andrzej – skromny urzędnik, mąż, syn, ojciec, rugbista – w 1989 r. nie potrafi w pełni ucieszyć się z wolności. Jakby przeczuwał, że owszem, wyjdzie w końcu z szafy, a dziki kapitalizm pozwoli mu dorobić na tranzycję nierefundowaną przez NFZ, ale napotka teraz inne przeszkody, zwłaszcza w napakowanych testosteronem latach dziewięćdziesiątych. I wiele jeszcze wody upłynie w okolicznej rzeczce, nie raz kuszącej zdesperowanego Andrzeja/Anielę swym rwącym nurtem, nim transpłciowość przestanie być traktowana jako choroba psychiczna, fanaberia, zboczenie i jedno wielkie tabu.

Moment, kiedy w trakcie rodzinnego przyjęcia, gdzieś między wódką a zakąską, Andrzej fizycznie staje się Anielą i młody aktor Mateusz Więcławek oddaje pola dojrzałej wiekiem i doskonałej w tej roli Małgorzacie Hajewskiej-Krzysztofik, należy do najlepszych w filmie. Albowiem w gruncie rzeczy nie zmienia się dla nas nic prócz odczucia, że upłynął czas. Podobnie mocne są sceny, w których próbujemy się domyślić, czy i jak wiele domyśla się ukochana żona Iza (Bogumiła Bajor/Joanna Kulig) lub co czują oboje, gdy w związku z procedurami korekty płci muszą się rozwieść i rozstać wbrew łączącej ich więzi.

Aż chciałoby się zobaczyć opowieść bardziej skupioną na tym emocjonalnym dysonansie. Bowiem pod względem filmowym najlepiej sprawdza się w „Kobiecie z…” to, co niedopowiedziane i dwuznaczne. Na przykład w scenie na komisji wojskowej, gdzie młody Andrzej odmawiał zdjęcia skarpet, a pomalowane paznokcie u nóg mogły być po prostu fortelem, by wymigać się od służby zasadniczej – albo i nie.

Na przekór „ciężarowi gatunkowemu” historia Szumowskiej i Englerta rysowana bywa miękką kreską. Mimo że urokliwe miasteczko, ciepły trójpokoleniowy dom, pomocny brat i dobre relacje w pracy odsłaniają z czasem mniej przyjazne oblicze. Na szczęście Szumowska i Englert, spoglądając z dystansu na polską rzeczywistość, nie sięgają po bezlitosną karykaturę znaną z filmu „Twarz” i to wycieniowane czy skrywane okrucieństwo wobec odmienności bywa nie mniej dotkliwe. 

Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Joanna Kulig w filmie „Kobieta z...”, reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert, 2024 r. // Fot. Łukasz Bąk / Materiały prasowe dystrybutora

Jednakże w nowym filmie, zapewne z powodu jego pionierskości i misyjności, raz po raz dokładane są kolejne pilne sprawy do odhaczenia. Prócz krzywdzącego prawa na tapecie pojawia się rodzinna hipokryzja, małomiasteczkowa transfobia, poszukiwanie identyfikacji w środowisku osób trans, życie seksualne w trakcie korekty płci, obłuda chrześcijańskiego miłosierdzia… Czasem, jak w przypadku tego ostatniego wątku, bywa całkiem zabawnie, innym razem zwycięża publicystyczna retoryka. „A ciebie nie ukrzyżują?” – pyta córeczka Anieli, usłyszawszy legendę o świętej Wilgefortis, średniowiecznej męczennicy z brodą. I oczywiście bohaterka musi dostać od scenarzystów jak najwięcej takich symbolicznych krzyży.

Oglądając „Kobietę z…”, trzeba pamiętać, w jakim momencie powstawała – jeśli chodzi o zrozumienie i poszanowanie dla osób transpłciowych, ciągle jesteśmy na wczesnym etapie edukacyjnym i emancypacyjnym. Stąd tak często wjeżdża u Szumowskiej i Englerta dydaktyka, a twórcy, szczególnie w finale, mimowolnie zamieniają się w dziennikarzy interwencyjnych czy rzeczników praw obywatelskich.

Paradoksalnie film sprawdza się najlepiej, gdy nie brzmi jak manifest, ale kiedy jest najbliżej swoich bohaterów, zanurza się w ich codzienności i mówi do nas ściszonym głosem. Uruchamia wówczas empatię i najzwyczajniej, po ludzku, oswaja problem. A przecież właśnie od tego, czyli od zmian oddolnych, w zbiorowej mentalności i wrażliwości, zaczynają się czasami zmiany systemowe.

Prawo, jak wiadomo, nie zawsze nadąża za społeczeństwem i kino powinno owe zmiany wyprzedzać, przeczuwać, postulować, choćby w formie życzeniowej fantazji. Dlatego film Szumowskiej i Englerta naprawdę dobrą robotę wykonuje wtedy, gdy opisując źle działający świat czy projektując ten lepszy, nie idzie na skróty, lecz pozwala wejść w prawdziwą skórę kogoś, kto urodził się w obcej skórze. Kto skazany został na życie w kłamstwie i strachu, lecz znalazł odwagę, by wreszcie żyć w zgodzie z własną tożsamością.

„KOBIETA Z…” – reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert. Prod. Polska/Szwecja 2023. Dystryb. Next Film. W kinach od 5 kwietnia. 

„Powoli”: piękna i niekonwencjonalna love story o doświadczeniach osób aseksualnych

Litewska reżyserka Marija Kavtaradze traktuje temat z delikatnością i humorem, jednocześnie nie trywializując go. Unikając klisz rodem z melodramatu albo komedii romantycznej, film dotyka głębokiej relacji uczuciowej, która nie może się spełnić w łóżku. Ale kto powiedział, że cielesna bliskość to tylko wspólny seks?

Reżyserzy skupiają się na pojedynczym ludzkim doświadczeniu, lecz już tytuł, odsyłający do miejsca na mapie, ale też w przestrzeń symboliczną – gdzieś między „Ludzi z…” Andrzeja Wajdy a „Kobietę samotną” Agnieszki Holland – nadaje tej historii szerszy wymiar. W tamtym kinie jednostka była wytworem swoich czasów i często ofiarą polityki, a film o Anieli z dolnośląskiego miasteczka, która urodziła się z fizycznymi cechami męskimi, także zostaje wpisany w konteksty historyczne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Kobieta samotna