Fakt i metafora

Z Julio Escoto i Manuelem Torresem Calderonem rozmawiał Maciej Wiśniewski Tegucigalpa / San Pedro Sula, sierpień 2009

30.03.2010

Czyta się kilka minut

Maciej Wiśniewski: Pamięta Pan "Wojnę futbolową"?

Julio Escoto, honduraski prozaik i eseista: Wspaniały tekst! Uwielbiam ten reportaż, tak niesłychanie ludzki. Np. opis pogrążonej w mroku Tegucigalpy. Albo absurdalnych zachowań, jak palenie papierosów z dłonią zasłaniającą żar, by uniknąć namierzenia przez salwadorskie samoloty. Albo innych, których nie potrafiliśmy nijak wytłumaczyć, np. dlaczego wszyscy mówiliśmy szeptem.

Ale jest tu też warstwa literacka.

To kwestia małżeństwa wyobraźni z prawdą, do którego dochodzi w trakcie pracy dziennikarza, a które często kończy się rozwodem. Gdy radość słowa i stylu zwycięża nad surową koniecznością informowania i pisarz bierze górę nad reporterem, związek rozpływa się w nadmiarze frywolności. Gdy jest odwrotnie, małżeństwo usycha z braku fantazji. To zmaganie było udziałem Kapuścińskiego. Był opowiadaczem, nie tylko reporterem. Metafora brała u niego górę nad faktem. Czuć to w tekście, w tytule...

...w Hondurasie postrzeganym jako poniżający.

Jako pisarz muszę powiedzieć, że tytuł jest skandalicznie trafiony. Tak, jest powierzchowny - sprowadza konflikt do jednej przyczyny, choć było ich wiele. Ale nie uważam go za poniżający. Wątpię, by Kapuściński chciał kogoś obrazić. Choć niektórzy mieli żal, bo ich zdaniem tytuł nie ułatwiał przekonania świata, że nie dopuściliśmy się ludobójstwa na mieszkających tu Salwadorczykach, nie świadczył korzystnie o stopniu ucywilizowania dwóch ludów, dzikich plemion, które poszły na wojnę z powodu meczu piłkarskiego. Echa tego słychać do dziś.

Widzi Pan paralele między rokiem 1969 a 2009?

Tak, zwłaszcza gdy chodzi o kwestie społeczno-ekonomiczne, biedę kontrastującą z bogactwem elit. Jeśli w Salwadorze w 1969 r., jak notował Kapuściński, 14 rodzin trzymało w rękach całą ziemię, to dziś w Hondurasie tyle samo rodzin zmonopolizowało gospodarkę. Jeszcze niedawno ta dominacja była ukrywana, dziś świat jest świadomy np. ich roli w niedawnym puczu. To zaskakujące, że ledwie Kapuściński trafił w środek niespodziewanej wojny, zdołał dostrzec sznurki i poruszających nimi aktorów. Miał dziennikarski zmysł.

Chcę zaufać

Maciej Wiśniewski: Gdy w 2009 r. nastąpił zamach stanu w Hondurasie, w poszukiwaniu punktu odniesienia sięgnąłem po "Wojnę futbolową". Również Pan jest po jej ponownej lekturze.

Manuel Torres Calderón, honduraski dziennikarz: Tak, choć ja wróciłem do niej z myślą o przypadającej w lipcu 2009 r. 40. rocznicy tej wojny. Niektórzy mówią o "Wojnie futbolowej" jako o wielkim reportażu. Dla mnie to bardziej kronika, gdyż Kapuściński jako dziennikarz stawia się tu w pierwszej osobie i stara się zarejestrować nie tylko fakty, ale i wrażenia. Co charakterystyczne, mimo upływu lat ta kronika pozostaje głównym odnośnikiem, jeśli chodzi o tę wojnę, i już sam nie wiem, czy to z uwagi na jej jakość, czy brak innych tekstów.

Ważnym elementem książki jest klimat.

To może najważniejszy z elementów stanowiących o jej nieprzemijalności. Świadczy to, że już w 1969 r. stosował "pięć zmysłów dziennikarza", o czym lata później mówił na warsztatach Fundacji Nowego Dziennikarstwa Iberoamerykańskiego. Choć nie znaczy to, że w książce nie czuć zmysłu literackiego. Przeciwnie: strona literacka jest bardzo rozbudowana, a w warstwie dziennikarskiej jest sporo nieścisłości. To jednak mało istotne.

Gdy wybuchła wojna, miał Pan 13 lat.

Mój ojciec był Salwadorczykiem, dlatego jestem bardziej wyczulony na klimat tej historii. Sytuacja była zresztą cięższa, niż Kapuściński opisał, zwłaszcza na prowincji. Liczba zabitych Salwadorczyków mieszkających w Hondurasie szła w tysiące i z pewnością wśród tych tragedii znaleźć by można najbardziej niewiarygodne historie. Gdy z rzeki wyławiano trupa, a płynęło ich wiele, bez małego palca u ręki, nic nie dociekano; to był Salwadorczyk. Myśląc o klimacie kroniki "Kapu", mam wrażenie, że to był dziennikarz, który chciał zdobyć czytelnika i już go nie wypuścić. Nie stosował jednak tradycyjnych dziennikarskich haczyków, lecz szukał ludzkiej historii, na której mógłby skoncentrować uwagę i przez nią opowiedzieć historię. Tak jest przynajmniej w "Wojnie futbolowej", wszystko tu kręci się wokół człowieka, wojna jest scenerią. Np. historia żołnierza szukającego butów: choć czuję, że górę bierze tu literatura, mam ochotę zaufać autorowi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2010