Ewangelia Anny

19.06.1994

Czyta się kilka minut

Ta niezwykła książeczka jest swego rodzaju apokryfem — świadectwem spotkania dwojga przyjaciół: dwudziestoletniego Fynna i pięcioletniej Anny, którzy przeżyli razem przygodę „znajdowania pana Boga”. Autor — jak przystało na twórcę prawdziwego apokryfu — kryje się pod pseudonimem legendarnego bohatera irlandzkich opowieści zwanych feniańskimi lub osjanicznymi. Jego relacja ma zresztą w sobie także coś bajecznego — chociaż najbardziej zdumięwające jest w niej właśnie to, że zdaje sprawę z rzeczywistych wydarzeń.

Od pierwszych stron historia Fynna i Anny oczarowuje jedynym w swoim rodzaju urokiem, właściwym literaturze Wysp Brytyjskich: ma w sobie coś z magii zaskoczeń Chestertona, coś z mądrości bajek Lewisa, coś ze słonecznego uśmiechu Dickensa, a także sporo irlandzkiego rubasznego humoru ludowych pogaduszek nad kuflem piwa. Ta historia małej dziewczynki, która uciekła z domowego piekła, i młodego robotnika z londyńskiego przedmieścia, który się nią zaopiekował, nie ma w sobie natomiast nic z czułostkowości, nic sentymentalnego — choć potrafi wzruszać do łez, i nic z pobożnej frazeologii — choć traktuje o sprawach najbardziej tajemniczych. Emanuje autentycznym „zapachem świętości", choć nie operuje takimi terminami, jak „sacrum" czy „transcendencja”.

Głównym bohaterem książki jest „pan Bóg” — Mister God — jak Go nazywa Anna. Nie ma wątpliwości, że to On „zorganizował” jej spotkanie z Fynnem, a i Fynn — choć nie bez wahań i pewnego ociągania — poddaje się wpływowi tej sugestii. „Może od razu uderzyło mnie coś z jej anielskiej natury; jestem gotów uwierzyć, że zostałem zaczarowany od samego początku" ­­— wyznaje.

Aniołowie — z czym na pewno zgodziłby się Mistrz Jerzy Nowosielski — wędrują po tym padole i tylko my nie potrafimy ich dostrzec. Anna wiedziała dlaczego: „różnica między człowiekiem a aniołem jest jasna. Anioł jest głównie w środku, a człowiek głównie z wierzchu”. Krótko mówiąc: niewiele widzimy, ponieważ patrzymy zbyt powierzchownie.

Jednakże dostrzeżona przez Fynna „anielskość" Anny była szczególnego rodzaju, Zupełnie pozbawiona konwencjonalnej malowniczości i nabożnej’ pozy ,.świętych obrazków". To „uśmiechnięte, chichoczące, wiercące się, prawdziwie żywe dziecko”, operujące dosadnym językiem, „podwórkowym", często szokującym przyzwoitych przechodniów, ciekawe świata, nieprzeciętnie inteligentne i utalentowane, posiadało jedną prawdziwą namiętność: „żeby być jak Bóg, no a wtedy już nieuchronnie będzie się dobrym. i miłym, i kochającym...”.

Fynn daje się porwać tej namiętności, ponieważ kocha Annę. Pomiędzy obojgiem rozwija się fascynujący „romans" — we troje. Anna i Fynn tropią zaskakujące ślady obecności Boga w świecie. Robią odkrycia na miarę prawdziwych mistyków — jak choćby to ich odkrycie „pustki” i „pełni” Boga, Jego „wielkości” i „małości”, a także to, że, „wszyscy musimy być odpowiedzialni — teraz czy później: musimy odpowiedzieć Bogu zupełnie sami".

Otaczający świat „zawierał w sobie całe nowe królestwo możliwości, które należało zbadać i w którym czekała radość. Pan Bóg bez wątpienia znał tę radość, no ale pan Bóg nie miał nic przeciwko temu, żeby stawać się małym. Ludzie sądzą, że pan Bóg jest bardzo duży i tu się mylą. Nąjwyraźniej pan Bóg potrafi przybrać każdy rozmiar jaki chce. »Gdyby nie umiał być mały, skąd by wiedział, jak to jest, kiedy się jest biedronką?* Rzeczywiście, skąd by wiedział?". Oto odkrycie na miarę Anioła Ślązaka, albo Mistrza Eckharta...

Z nieomylną trafnością Anna sformułowała istotę różnicy między ludźmi i Bogiem: „każdy ma swój punkt widzenia, a pan Bóg nie ma, Pan Bóg ma tylko punkty do widzenia”. Cały urok przygody Anny i Fynna polegał na wypatrywaniu — w ślad za „panem Bogiem” — tych właśnie, coraz to nowych, coraz bardziej zdumiewających, punktów d o widzenia.

Dokonując pomysłowych eksperymentów na miarę fanatyków science fiction, aranżując „happeningi" na miarę prawdziwych artystów, zmierzali do jednego, wspólnego celu: „wypuścić własną duszę (jakiekolwiek wymyślne imię jej nadajemy) z klatki na światło dzienne". Nauczyć się patrzeć i widzieć. Kiedy bowiem „dusza jest zamknięta, chroniona. nie może się do niej nic przedostać, co by ją mogło zranić — ale niestety i ona nie może już wyjść. A »być zbawionym* to widzieć samego siebie jasno. Żadnych tam »kolorowych szkiełek«, żadnej, ochrony, żadnej kryjówki (…) Anna wiedziała świetnie, że troska o Bezpieczeństwo prowadzi donikąd, że kto chce iść naprzód, musi po prostu »wyjść na dwór«. »Wychodzenie na dwór« jest niebezpieczne, bardzo niebezpieczne, ale konieczne: innej drogi nie ma".

I Anna oczywiście zginęła „na dworze”.

Największym bodaj jej cierpieniem było odkrycie, że inni ludzie „nie widzą. Nie rozumieją".

Świeżość, odkrywczość spojrzenia, zdumienie i zachwyt, nieuprzedzona konwenansami jasność i czystość wglądu w życiowe sytuacje, zdolność przyjmowania świata jako daru — może to właśnie miał na myśli Chrystus, kiedy „przywoławszy dziecko, postawił je w środku ich i powiedział: Amen, mówię wam, jeśli nie zawrócicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebios". Jak trudno jest „zawrócić” będąc dorosłym, naszpikowanym „teoriami" i skrępowanym nawykami, pokazuje bez osłonek Fynn, opowiadając z humorem o swoich trudnościach w nadążaniu za pełną fantazji i brawury odkrywczą intuicją Anny. Anna nie bała się niczego. Nie było to tylko cechą jej dziecięcego wieku i poczucia bezpieczeństwa w towarzystwie Fynna. Odwaga była piętnem jej osobowość. Zdumiewająco dojrzałej, wrażliwej i przenikliwej — przez jednych była uważana za „genialne dziecko”, przez innych za „przemądrzałą", matka Fynna mówiła, że ma „widzące oko”.. Była też wyjątkowo podatna na zranienie. Nie ma racji (znakomita!) tłumaczka. s. Małgorzata Borkowska, pisząc w przedmowie, że w święcie Anny Krzyż Chrystusa był nieobecny. Może ona suma nie była tego w pełni świadoma (ale czy to jest decydujące?), lecz najwyraźniej był obecny: w jej ataku przerażenia przy pierwszym spotkaniu z Fynnem, w bolesnym rozczarowaniu obojętnością i ślepotą ludzką. Wreszcie - w jej cierpieniu z powodu nadciągających okropności wojny. A także w jej śmierci.

Ośmioletnia historia życia, zakończona śmiercią Anny w wypadku, ma w sobie, coś głęboko, realistycznie symbolicznego. To bynajmniej nic paradoks: pokazuje, na czym faktycznie polega wypełnienie się ludzkiego losu. Każdego losu. Tak właśnie ją zrozumiał — po latach — Fynn. I nie najmniejszą rolę odegrała w tym ich miłość. „Fynn, założę się, że pan Bóg wpuści mnie za to do nieba" — powiedziała Anna umierając. Dzięki temu, że ją zachował w swoim „środku", także Fynnowi. „otworzyły się oczy". Napisana przezeń książka — wyjątkowo piękna — jest tego przejmującym świadectwem. Jest taki „rodzaj" miłości, w którym tracą znaczenie „przypadłości”: czy jest to miłość małżeńska, rodzicielska, przyjacielska, braterska itd. Ważne, że odsłania swoją istotę — krystalicznie czyste źródło wzajemnego zaufania. „To jest po prostu zdolność do wysunięcia się z tego kręgu, w którym jest się dla siebie ośrodkiem wszystkiego, i do przekazania tęga miejsca czemuś czy komuś innemu". Po prostu...

Apokryf Fynna jest, jak sądzę, „dobrą nowiną” trafiającą w sedno zawiłych niepokojów naszych postarzałych i zatrutych zwątpieniem czasów. „Im mniejsza jest liczba pytań, do których jakaś odpowiedź prowadzi, tym głębsze i ważniejsze są te pytania. Jeśli odpowiedź prowadzi tylko do jednego pytania, takie pytanie trafia w sedno".

Rozpętaliśmy wielki zgiełk nieskończonej liczby pytań. Może by tak „zawrócić" i zacząć na serio przyglądać się własnym odpowiedziom?

FYNN: „HALO. PAN BÓG? TU ANNA...". przeł. Małgorzata Borkowska OSB, Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 1994,196 stron.

Tygodnik Powszechny nr 25/1994

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]