Europa w pajęczej sieci

Tradycją spotkań w Krakowie stało się konfrontowanie perspektywy europejskiej i światowej z problemami rozwoju Polski. Piąta edycja Konferencji Krakowskiej zgromadziła specjalistów z różnych dziedzin, zaś w czasie debat pojawiło więcej pytań...

05.06.2012

Czyta się kilka minut

... niż odpowiedzi.
To celowe zamierzenie: identyfikacja problemów jest wstępem do ich rozwiązywania.
Poniżej przedstawiamy fragmenty siedmiu wystąpień panelowych.


ANTONI KUKLIŃSKI
emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Ludzkość znajduje się dziś w jednym z najważniejszych punktów zwrotnych swojej historii. Można powiedzieć: przemija postać świata, powstaje nowy świat. Równocześnie jesteśmy świadkami kryzysu, który można podzielić na kilka kategorii.

Kryzys kapitalizmu ma charakter holistyczny. Dotyczy on nie tylko kapitalizmu neoliberalnego, ale jest kryzysem podstaw ekonomicznych, społecznych oraz moralnych tego systemu. Wiodące kraje kapitalistyczne znalazły się w pułapce niskiej stopy wzrostu. Według najnowszego raportu Klubu Rzymskiego, mała dynamika rozwoju krajów OECD utrzyma się przez następne 40 lat.

Kryzys liberalnej demokracji charakteryzuje się sparaliżowanym sposobem myślenia o przyszłości oraz wyłaniania elit. Demokracja stała się sposobem organizowania procesów politycznych zdominowanych przez odmienne, krótkookresowe nastroje opinii publicznej. Szczególnie bolesny jest kryzys demokracji w Stanach Zjednoczonych.

Trzecim elementem jest kryzys porządku światowego. Staje się on porządkiem wielocywilizacyjnym. Do przeszłości odchodzi pax americana. Pytanie najważniejsze brzmi: czy między nim a pax sinica – okresem dominacji Chin – czeka nas czas chaosu?

Co do kryzysu ekologicznego: w tym roku mija 40 lat od publikacji słynnego raportu „Granice wzrostu”. Ukazał się nowy, zatytułowany: „2052 – Globalna prognoza na następne 40 lat”. Zdaniem jego autorów, w latach 40. i 50. XXI wieku mogą wystąpić nieodwracalne zmiany w systemie klimatycznym. Trzeba jasno przyznać, że w dziedzinie walki z kryzysem ekologicznym na świecie nasze osiągnięcia w ciągu ostatnich 40 lat są ograniczone.

Warto również wspomnieć o współczesnych elitach globalnych. Czy bylibyśmy w stanie wyobrazić sobie zespół tysiąca osób, który reprezentuje polityczną, gospodarczą i kulturową moc świata? W pewnym sensie do takich ludzi zaliczają się uczestnicy konferencji w Davos. Problem jednak polega na tym, że obecna elita polityczna świata jest bezradna wobec tego, co się dzieje. Kryzys pokazuje ich całkowitą bezradność. Zapowiedzią ważnych zmian jest pojawienie się w gronie najbardziej wpływowych osób świata przedstawicieli Chin oraz Indii. Nie wolno też nam zapominać o kryzysie wspólnoty atlantyckiej, która jest „Titanikiem XXI wieku”. Istnieje poważne zagrożenie marginalizacji Europy na scenie światowej.


JANUSZ SEPIOŁ
senator RP

Europa Środkowa – region złożony z dwudziestu państw – przeżywa dziś swój „rozbłysk”. Ten niezwykły moment historyczny jest konsekwencją trzech długich procesów: wycofywania się z tego obszaru Turcji, Niemiec oraz Rosji. Z Europy Środkowej zniknęły już tradycyjne imperia.

W Polsce zwykle negatywnie postrzegamy słowo „imperium”, warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że spełniały one również wiele użytecznych usług. Tworzyły wielkie obszary gospodarcze, umożliwiały współżycie wielu narodom i religiom, a także budowały infrastrukturę. Myślę, że w Europie Środkowej pojawiło się właśnie imperium nowego typu, które doskonale wypełnia funkcje usługowe. To Unia Europejska, która wymusiła i częściowo sfinansowała postęp, który dokonał się w regionie w ciągu ostatnich 20 lat.

Pytanie o przyszłość Europy Środkowej jest więc pytaniem o przyszłość Unii. A także – o przyszłość imperiów tradycyjnych. Nie ulega wątpliwości, że Turcja, Niemcy i Rosja będą w przyszłości znów coraz silniej oddziaływać na region. Można wyobrazić sobie model fatalistyczny – odtwarzanie ich tradycyjnych wpływów. Od Europy Środkowej oddali się grupa krajów tradycyjnie związanych z Turcją, niektóre – jak Białoruś i Ukraina – znajdą się w proponowanej przez Moskwę Unii Euroazjatyckiej.

Czy istnieje alternatywny scenariusz? Myślę, że zależy to od dwóch czynników: wzrostu potencjału samej Europy Środkowej oraz dobrej przyszłości nowego imperium europejskiego. Bilans mocnych stron naszego regionu nie jest zły. Chciałbym zwłaszcza zwrócić uwagę na, powstającą powoli, wspólną, środkowoeuropejską tożsamość.

W scenariuszu pozytywnym dotychczasowa polityka spójności jest kontynuowana przez następne dziesięć lat, Unia prowadzi aktywną politykę sąsiedztwa, wzmacnia Partnerstwo Wschodnie, utrzymuje coraz lepsze relacje z Turcją oraz wypracowuje wspólnotową metodę negocjacji z Rosją. Prowadzi również wspólną politykę energetyczną. Oczywiście, możliwy jest też przeciwny, negatywny scenariusz.

Pewne jest to, że przyszłość będzie stanowić połączenie tych scenariuszy. Myślę, że w Europie Środkowej będą się spełniały oba, chociaż dla państw Grupy Wyszehradzkiej i krajów z nią związanych przewiduję więcej elementów pozytywnych. W pozostałej części regionu mogą nastąpić wydarzenia negatywne, które dla niektórych krajów będą skutkować trwałym pozostaniem poza limes. To nie jest dobra wizja dla Polski, gdyż oznacza ona, że pozostaniemy krajem granicznym z ograniczonymi możliwościami realizowania swoich interesów na obszarze Białorusi i Ukrainy. Ponadto będziemy musieli mierzyć się z konkurencyjnymi dla Europy Środkowej projektami – np. Strategią Naddunajską czy Strategią Czarnomorską.


JAN OLBRYCHT
poseł do Parlamentu Europejskiego

Jest niezwykle ważne, w jaki sposób poszczególne partie polityczne traktują problem relacji między Unią Europejską a krajami członkowskimi, w których działają. Ich aktywne funkcjonowanie w strukturach tzw. europejskich rodzin politycznych oraz dbałość o przygotowanie zaplecza eksperckiego mówią wiele o podejściu do samej Unii. W slangu politycznym mówi się o tzw. długiej (lub krótkiej) ławce europejskiej, której funkcjonowanie w sposób nieunikniony wpływa np. na wizerunek Parlamentu Europejskiego. Niektóre partie i politycy traktują bowiem Parlament jako miejsce czasowego „zesłania”.

Ważnym spotkaniom szefów państw członkowskich towarzyszą w Unii narady przedstawicieli partii i rodzin politycznych. To na nich ustala się kierunki działań politycznych, to tam toczą się najtrudniejsze negocjacje, których celem jest wypracowanie propozycji łączących wspólne interesy polityczne z interesami narodowymi. W systemie podejmowania decyzji w Unii niezwykle ważne są powiązania polityczne, których na zewnątrz nie widać. Skuteczne jest tylko to państwo członkowskie, które możliwości swojego działania umiejętnie przekłada na podejmowane decyzje.

Obserwacja polskiej rzeczywistości wskazuje na szybki proces uczenia się naszych polityków sprawnego funkcjonowania w strukturach europejskich, chociaż dotyczy to tylko partii, które w większym stopniu rozumieją specyfikę unijnego procesu decyzyjnego. Posłowie do Parlamentu Europejskiego wiedzą wprawdzie, że reprezentują mieszkańców, a nie państwa członkowskie, jednak kiedy przygotowywane w Unii przepisy mogą być niekorzystne dla ich krajów, zwykle starają się ustalić, jakie stanowisko w danej sprawie zajmują ich rządy w Radzie UE.

Nawet w czasie gorących debat politycznych w kraju nasi posłowie do Parlamentu Europejskiego uzgadniali wspólne stanowiska – dotyczyło to m.in. polityki energetycznej, ograniczenia emisji CO2 i funduszy europejskich – choć, na wszelki wypadek, nie chwalili się tym przed opinią publiczną w kraju. To jednak nie wystarcza: dobrej woli współpracy musi towarzyszyć lepsze przygotowanie merytoryczne. Pod tym względem mamy jeszcze w Polsce wiele do zrobienia: potrzebujemy bardziej rozbudowanego środowiska eksperckiego, a także większej świadomości powiązania spraw krajowych z europejskimi. Kluczowym wskaźnikiem skuteczności kraju członkowskiego jest zdolność do odnalezienia się w strukturach europejskich. Nie chodzi tu oczywiście o podporządkowywanie się systemowi, ale o aktywne wpływanie na jego kształt.


PROF. JACEK SZLACHTA
Szkoła Główna Handlowa

Jestem uczestnikiem międzynarodowego projektu „ESPON – Europejskie Terytorium 2050”, zaplanowanego na lata 2011-14. W ramach projektu razem z naukowcami z innych państw wyróżnililiśmy tzw. megatrendy rozwojowe dotyczące Europy.

Pierwszy z nich to starzejąca się ludność Europy. Starsi ludzie są mniej innowacyjni i podatni na ryzyko od młodszych – proces ten stanowi więc wyzwanie dla naszego kontynentu. Megatrend numer 2 to cofająca się gospodarka Europy. Zmniejszają się różnice między wynikami ekonomicznymi naszego kontynentu i innych częsci świata. Europa ma kłopot ze znalezieniem sfer, w których jest efektywna. Równocześnie następuje ewolucja postaw społecznych. Należy podkreślić, że takie postawy jak życie na kredyt czy zadłużanie się na koszt przyszłych pokoleń mają charakter patologiczny. Ponadto wzrost identyfikacji z określonymi terytoriami często prowadzi do ograniczenia otwartości na wpływy zewnętrzne oraz odgradzania się od otoczenia – szczególnie dobrze widoczne w bogatszych jednostkach terytorialnych.

W Europie mamy do czynienia ze spowolnioną innowacyjnością. Wciąż wierzymy, że tzw. nowa fala technologiczna będzie następowała szybciej – to wcale nie jest przesądzone. Grozi nam niedostatek źródeł energetycznych, co jest groźne o tyle, że wzrost cen energii jest bardzo bolesny dla budżetów państw. W tym zakresie Europa może być poddawana w przyszłości dużej presji. Zależność od zewnętrznych źródeł energii może się wiązać z konfliktami, które nie będą służyć rozwojowi kontynentu.

Kolejny megatrend to tzw. odwrócone dostępności. Pozycja wielu miejscowości w Europie położonych w pobliżu wielkich metropolii często ulega degradacji. Symbolem zmian są autostrady, które sprawiają, że tereny między poszczególnymi węzłami drogowymi wcale nie muszą być dobrze skomunikowane. Taki trend jest dobry dla dużych miast, ale w innych miejscach wiąże się często z wykluczeniem i brakiem możliwości korzystania z potencjału, jakiego dostarcza nam gospodarka rynkowa.

Zwracamy też uwagę na zjawisko rozwoju spolaryzowanego, który coraz bardziej nam zagraża, m.in. w układzie między- i wewnątrzregionalnym: pomiędzy miastami i ich otoczeniem, a także poszczególnymi strefami samych miast. Wskutek m.in. rosnącego populizmu prawdopodobne jest zmniejszenie skali przepływu pieniędzy i solidarności pomiędzy regionami i państwami Unii. Europa przyszłości będzie miejscem niskiego poziomu ładu przestrzennego, m.in. zacierać się będą różnice między obszarami miejskimi i wiejskimi. Zjawisko to nazywamy „geografią hybrydową”.

Niepokoi to, że cechą charakterystyczną Europy staje się blokowanie reform. Tymczasem problemów finansowych związanych z usługami publicznymi o charakterze socjalnym będzie przybywać. Populiści lub technokraci są niechętni reformom. Siła polityczna częściowo przesuwa się do ponadnarodowych korporacji, co grozi „zakleszczeniem się” Europy. Oznacza to w efekcie brak postępu w integracji europejskiej, zablokowanie kolejnych rozszerzeń oraz powstanie modelu Unii Europejskiej różnych prędkości.


KRZYSZTOF SZCZERSKI
poseł do Sejmu RP

Kilka dni temu powzięliśmy w Sejmie uchwałę upamiętniającą 75. rocznicę budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego. W dokumencie przypomniano, że na niewielkim obszarze zbudowano wtedy 51 fabryk, które dały zatrudnienie 110 tys. ludzi; że była to racjonalna lokalizacja inwestycji, a produkcję oparto na nowoczesnych technologiach opracowanych przez polskich inżynierów.

Uchwała ta jest o tyle charakterystyczna, że nie znam drugiego kraju na świecie, który wciąż stara się dorównać sobie samemu sprzed 75 lat. Wciąż porównujemy współczesność do dwudziestolecia międzywojennego, jakby przyjmując, że było ono niedawno. To niepokojące zjawisko – oznacza bowiem, że z kondycją naszej myśli strategicznej nie jest najlepiej. Podaję pod rozwagę pytanie: czy mit dwudziestolecia jest dla nas rzeczywiście inspirujący, czy też może naszym celem rozwojowym jest próba dorównania Polakom sprzed trzech pokoleń?

Świat staje się dziś coraz bardziej geopolityczny. Ów geopolityczny wzorzec prowadzi w Unii Europejskiej do powstania zjawiska geoekonomii. Mamy bowiem do czynienia z rywalizacją, która pozycjonuje państwa w tradycyjnej hierarchii politycznej, lecz za pomocą innych niż dotąd narzędzi. Spójrzmy na pakt fiskalny, który w pewien sposób sankcjonuje tego typu relacje: są kraje zdrowe i chore. Do leczenia tych ostatnich używa się elementów nadzoru i karania. Oto polityczna konsekwencja geoekonomii.

Mówiąc o Europie wielu prędkości, do tej pory mieliśmy na myśli różnice w zaawansowaniu integracji. Uważam, że dziś prędkość w Unii Europejskiej wyznacza nie stopień integracji, lecz status geopolityczny. Do Unii „pierwszej prędkości” należą państwa, które dzięki sile ekonomicznej kształtują porządek europejski. Powstają centra integracji, jej dystrybutorzy i odbiorcy. Jak więc odnaleźć się w takiej rzeczywistości? Rozwiązaniem na pewno nie jest powiedzenie „więcej Europy”, zgodnie z którym rozwiązaniem problemów jest głębsza integracja.

Przy określaniu siły ekonomicznej państw europejskich mają znaczenie takie czynniki, jak wpływ uwarunkowań historycznych na rozwój, wybranie określonego modelu rozwojowego i standard życia (który czasem skutkuje migracją ludzi). Ważne są także m.in.: modele energetyczne poszczególnych krajów i poziom ich zależności od importu surowców, kształt rynku pracy i struktura zatrudnienia, geografia przemysłu, transport itp. Czy w którejkolwiek z wymienionych kategorii Polska znajduje się w „klasie premium”?


PROF. GRZEGORZ GORZELAK
ekonomista, Uniwersytet Warszawski

To nie pieniądze szukają innowacji – to innowacje szukają pieniędzy. Dlatego w Unii Europejskiej perspektywę finansową powinniśmy zamienić na perspektywę rozwojową. Wtedy w środkach otrzymanych z Brukseli nie upatrywalibyśmy jedynej korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej. Świat i historia ostatniego tysiąclecia są pełne przypadków, gdy łatwe pieniądze prowadziły do nieszczęścia. XVI- i XVII-wieczne Polska i Hiszpania, ale również współczesne Grecja i Włochy to przykłady krajów, w których łatwe wydawanie pieniędzy doprowadziło do poważnych trudności gospodarczych.

Konieczne jest również zwiększanie potencjału polskiej nauki tak, aby prowadziła do powstawania innowacyjnych produktów, które byłyby z kolei atrakcyjne dla gospodarki. Tymczasem ostatnio przyglądałem się tzw. indeksowi Hirscha – badającemu liczbę cytowań i samych publikacji – wśród uczonych zasiadających w kilku polskich komitetach z dziedziny nauk społecznych. Poza prof. Zygmuntem Baumanem (indeks Hirscha równy 97), żaden z nich nie osiągnął wyniku powyżej 30, współczynnik wielu oscylował zaś w przedziale 2-4. Tych osób w światowej nauce po prostu nie ma. Jeżeli tak będzie wyglądać „góra” naszej nauki, polskie uczestnictwo w wymianie intelektualnej świata wciąż będzie bliskie zeru. Polska nauka powinna również stać się wewnętrznie konkurencyjna: tylko to umożliwi nam konkurowanie z badaczami z innych państw.

We współtworzonym przeze mnie raporcie pt. „Kurs na innowacje. Jak wyprowadzić Polskę z rozwojowego dryfu” pisaliśmy, iż nie jest wykluczone, że po roku 2020, gdy – co wielce prawdopodobne – finansowanie z Brukseli zostanie radykalnie ograniczone, nie będziemy w stanie zarządzać majątkiem, który wyprodukowaliśmy w okresie wzrostu. Powód? Gospodarka nie uzyska przyspieszenia koniecznego, aby ów majątek utrzymywać, wykorzystywać i modernizować. Daj Boże, żeby autostrady, które budujemy, po roku 2020 nie zaczęły być dziurawe. To jest niebezpieczeństwo długofalowe. Wielka szkoda, że doświadczeń Europy Południowej, która przechodziła przez podobne problemy, nie bierzemy pod uwagę w bieżącej polityce.


PIOTR ŻUBER
dyrektor Departamentu Koordynacji Polityki Strukturalnej w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego

W dziedzinie efektywności funkcjonowania Polski w instytucjach europejskich brakuje całościowej strategii oraz koordynacji między instytucjami. Pomimo dobrej oceny polskiej prezydencji, udział Polaków pracujących w instytucjach europejskich w działaniach na rzecz interesu narodowego jest wciąż dość przypadkowy. Wiele osób uważa, że interesom Polski sprzyja sam fakt, że np. w Komisji Europejskiej pracują nasi obywatele. Chciałbym podważyć tę tezę. Myślę, że to za mało, aby osiągać zamierzone cele.

Brak strategii koordynacji działań w odniesieniu do poszczególnych instytucji Unii Europejskiej oraz Polaków w nich zatrudnionych wynika również z pokutującego często przekonania, że urzędnicy w Brukseli i Strasburgu nie mają wpływu na decyzje, które najpierw należy ustalić na szczeblu politycznym. Tak jednak nie jest.

Zwiększa się liczba Polaków w instytucjach europejskich, którzy mogą bronić interesów Polski, choć w większości przypadków rośnie ona bez zainteresowania i wsparcia rządu. Sprawia to, że są oni bardzo często bardziej „europejscy” niż „polscy”. Wielu z tych ludzi zdobycie mocnej pozycji w strukturach unijnych zawdzięcza przede wszystkim sobie – sami również definiują oni cele, które nie zawsze uznalibyśmy za zgodne z interesami kraju.

Na tle innych państw środkowoeuropejskich w polskich instytucjach zajmujących się polityką europejską panuje jednak duża stabilność. Jest to dobrze postrzegane i sprawia, że z innymi państwami w wielu przypadkach można porozumieć się na poziomie bilateralnym. Również nasza prezydencja przyczyniła się do zwiększenia możliwości oddziaływania na inne kraje. W negocjacjach budżetowych Polska próbuje się pokazać jako partner odpowiedzialny – to kontrast np. z wizerunkiem Hiszpanii, która o swoje interesy budżetowe walczy bez żadnych niuansów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2012