Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tyle teorii. A praktyka? Biedna Europa - westchnął niedawno znajomy z zagranicy - kontynent bez wizji, bez przywództwa i ducha. Czy może być inaczej, czy skoro przewodzą nam oni? Gdzie się podziały postaci w stylu de Gaulle'a, Kohla, Thatcher? Żeby nie szukać po wszystkich 27 krajach, znajomy skupił się na największych. Jego analiza miała, przyznajmy, posmak populistyczny. Ale rozmawialiśmy przy winie, co rzecz usprawiedliwia.
Któż więc nam przewodzi? W Londynie - nudziarz bez wizji. W Paryżu bon vivant z wizją (nowej Wielkiej Francji), który swe życie uczuciowe uczynił sprawą wagi państwowej. W Berlinie, postać naprawdę sympatyczna, ale politycznie o zerowych możliwościach, sparaliżowana Wielką Koalicją, której partie zaraz rzucą się sobie do gardeł. I jeszcze Włochy, gdzie obywatel miał teraz wybór między Silvio Berlusconim - egocentrycznym miliarderem, wielokrotnie sądzonym i parę razy nawet skazanym (miewał kłopot z odróżnieniem dobra wspólnego od osobistego), a Walterem Veltronim - byłym komunistą, krwią z krwi włoskiego establishmentu (eksburmistrz Rzymu), który nagle odkrył, że będzie mesjaszem, "włoskim Obamą", i zapożyczył od Amerykanina slogan: "Si puo fare!" (w oryginale: "Yes, we can!", czyli: "Tak, damy radę!").
Ale Włosi chyba nie chcą mesjasza i trudno im się dziwić. Przydałby się raczej macher, skoro wzrost gospodarczy jest zerowy, Neapol tonie w śmieciach, a najprężniej funkcjonującą strukturą jest mafia (niech wybaczone będzie to uproszczenie). "Włochy: wybory bez wyboru" - pisał jeden z wielkich europejskich dzienników. A że ktoś wygrać musi, premierem zostanie chyba - po raz trzeci w karierze - Silvio. Żywy dowód, że wielu wyborców popiera tych liderów, z którymi się może utożsamiać.