España es diferente

Czy Hiszpania jest jedna, czy jest ich wiele? W różnych regionach kraju można usłyszeć różne odpowiedzi. „Jestem najpierw Katalończykiem, potem Hiszpanem, a potem Europejczykiem” - twierdzi szef autonomicznego rządu Katalonii. W Katalonii czy Galicji połowa mieszkańców wybrałaby taką odpowiedz. Ale w innych częściach kraju, jak Estremadura czy Castilla-La Mancha, mieszkańcy czują się tylko Hiszpanami i bez patosu mówią o lokalnej przynależności.

04.05.2003

Czyta się kilka minut

Po upadku dyktatury uchwalono w Hiszpanii demokratyczną konstytucję (1978), której trzeci artykuł głosi „nierozerwalną jedność Narodu hiszpańskiego” i ojczyzny wszystkich Hiszpanów, gwarantując jednocześnie „prawo do autonomii narodowościom i regionom wchodzącym w jej skład”. Taki był początek historii Hiszpanii jako „państwa wspólnot autonomicznych” (estado autonómico). Wspólnot, czyli autonomicznych regionów, jest obecnie siedemnaście, a zakres ich samorządności - różny w poszczególnych regionach - określono w Statutach Autonomicznych, zatwierdzanych stopniowo w latach 1979-1983.

Od „fueros” do autonomii

Jednak ani „wspólnota autonomiczna”, ani zasady, na jakich działa wspólne „autonomiczne państwo”, nie zostały w konstytucji precyzyjnie zdefiniowane. I te właśnie niedomówienia są źródłem organizacyjnych i politycznych kłopotów.

Po pierwsze, kuleje współpraca między administracją regionalną a władzą centralną. Nie przewidziano także instytucji i narzędzi porozumienia między samymi regionami w takich kwestiach, jak np. transport, ochrona zdrowia czy edukacja. Poza tym, mimo daleko posuniętej niezależności ekonomicznej niektórych regionów (w Katalonii czy Kraju Basków tylko 4 proc. budżetu lokalnego trafia do państwa, działa odrębna policja, system edukacji i obok hiszpańskiego drugim oficjalnym językiem jest język narodowy) nie ma w zasadzie takiej sfery, w której wspólnoty autonomiczne mogłyby bez ograniczeń ustalać własną politykę. W tych punktach system hiszpański różni się od federalizmu. Federalizm nie wpisuje się podobno w hiszpańską tradycję polityczną: nie zadowala ani tradycyjnych zwolenników Hiszpanii jednolitej i katolickiej, ani separatystycznych nacjonalistów.

Po drugie, niedookreślenie w konstytucji pojęcia „wspólnoty autonomicznej” oraz wzmianka o „narodowościach i regionach” dopuszcza istnienie krain o mniej lub bardziej wyraźnej tożsamości, a tym samym podsyca nastroje nacjonalistyczne. Ale to rozróżnienie faktycznie odbija historyczne i kulturowe realia. Są bowiem w Hiszpanii wspólnoty terytorialne, które uważają siebie za odrębne „narody”, oraz takie społeczności, które czują się wyłącznie historyczno-geograficznymi „regionami” jednego kraju.

Aktualny podział na regiony autonomiczne (w skrócie: autonomie) wywodzi się od księstw i królestw chrześcijańskich, ukształtowanych w okresie średniowiecznej rekonkwisty (przejmowania terytoriów Półwyspu Iberyjskiego spod panowania Arabów, VIII-XV w.). Od XIV wieku w zamian za ochronę granic władcy z „centrum” kasty lijsko-leońskiego przyznawali księstwom leżącym na obrzeżach (Katalonia, Baskonia) specjalne „fueros” - przywileje zwalniające od podatków i poborów wojennych oraz zezwalające na egzekwowanie lokalnych praw w sferze obyczajów, penalizacji i stosunków cywilnych. W praktyce w uprzywilejowanych regionach (Katalonia, Baskonia, częściowo Nawarra) „fueros” dalej były respektowane mimo reform centralizujących państwo w XVIII i XIX w.

Na szczeblu państwowym odrębności regionalne zostały po raz pierwszy uznane podczas II Republiki (1931-1936). Opracowano wówczas statuty autonomiczne dla Baskonii, Galicji i Katalonii, ale z powodu wybuchu wojny domowej nie wprowadzono ich w życie. Za dyktatury Franco odgrzano najbardziej konserwatywne hasła Hiszpanii zjednoczonej i katolickiej, a cenzura uniemożliwiała rozwój lokalnych języków i kultur. Po śmierci Franco wspomniane trzy regiony jako pierwsze doprowadziły do uprawomocnienia swoich Statutów - to tzw. autonomie historyczne, w odróżnieniu od autonomii „wolniejszego rozwoju”, których tradycje samorządowe trzeba było dopiero stworzyć.

Władza, wiara, język

„Espana es diferente” (Hiszpania jest inna) - to slogan, który odwołuje się do wizerunku Hiszpanii oddzielonej od Europy, nieznanej, kryjącej egzotyczne bogactwo kultury i obyczajów. Ale Hiszpania jest nie tylko inna, jest też zróżnicowana i ufundowana na inności. W całej historii nowożytnej przewija się w Hiszpanii wątek obcego. W zależności od epoki traktowanego jako wroga (rekonkwista, wygnanie Żydów w 1492 r., Morysków w 1609 r.) lub partnera pokojowej wymiany dóbr i kultury (np. współpraca uczonych w Szkole Tłumaczy w Toledo, XIII wiek). Skrajnie inni byli też mieszkańcy południowoamerykańskich kolonii: podbite, niższe rasy czy też równoprawni poddani?

Hiszpania jako kraj utożsamiający się z jednym ośrodkiem władzy w Kastylii, jednym językiem i religią katolicką była więc swoistym ideologemem władzy od czasów Królów Katolickich, Ferdynanda i Izabeli. Idea jedności utrwalała się w okresie ekspansji za Atlantyk, podczas Złotego Wieku hiszpańskiej państwowości i kultury. Ówczesne utwory dramatyczne - Lopego de Vegi, Calderóna, Tirsa de Moliny - przedstawiają wyraziste, często wzorowane na historycznych, postaci, które doznają krzywd od ludzi czy przeznaczenia, a własne namiętności splatają ich los w kunsztowną intrygę. Niezależnie jednak od skomplikowania akcji, bieg wydarzeń zmierza do sprawiedliwego końca, w którym odnajduje się ideologiczne „gwarancje” trwałości ówczesnego społeczeństwa: wiarę w Boga i zbawienie oraz sprawiedliwość ziemskiego władcy.

W tym samym okresie Inkwizycja pilnie strzeże czystości krwi poddanych hiszpańskiego króla. Oskarżenie o potajemne ży-
dowskie praktyki religijne (wielu Żydów masowo nawróciło się pod koniec XV w., by uniknąć wygnania) równa się wyrokowi śmierci. Tożsamość hiszpańska łączy się wówczas nierozerwalnie ze statusem cristiano viejo, starego chrześcijanina z rodowodem czystym od żydowskich domieszek.

„Hiszpańskość do kwadratu”

Wiara katolicka w połączeniu z pozytywistycznie rozumianym kryterium rasowym - oto koncepcja czystości narodowej, do której będą odwoływać się także, od końca XIX w., nacjonaliści baskijscy. Stąd opinia, że „dyskryminacja etniczna nie-Basków nie była niczym innym jak odgałęzieniem katolicko-rasistowskiego fundamentalizmu, antysemickiej i antymuzułmańskiej postawy, w której kontekście powstała i rozwijała się, od czasów Królów Katolickich aż do frankizmu, narodowa tożsamość hiszpańska (...) etniczność baskijska to hiszpańskość do kwadratu” (Juan Arazandi).

Nie można było przewidzieć, że nacjonaliści spod znaku ETA przejdą drogę od antyfrankizmu do dzisiejszego terroryzmu. Jednak w debatach nad „państwem autonomii” padają wciąż pytania, na ile obrana w 1978 r. formuła państwa umożliwiła rady-kalizację nacjonalizmów i czy inne sentymenty lokalne też mogą kiedyś zwyrodnieć. W pewnym sensie nacjonalizmy zagrażają same sobie. W ich obrębie rodzi się coraz więcej pomniejszych separatyzmów. Jednym z wielu przykładów są roszczenia mieszkańców podpirenejskiej doliny Aran do odrębności w granicach Katalonii.

Wydaje się jednak, że rozjątrzenie terroryzmu baskijskiego jest zjawiskiem wyjątkowym. Inni nacjonaliści sięgają wprawdzie do buńczucznej retoryki, szczególnie że sprawa narodowa jest wykorzystywana przez silne regionalne partie (baskijska PNV, katalońska CiU), ale ich credo sporadycznie odwołuje się do przemocy. Katalończycy są dumni ze swej przedsiębiorczości (w innych regionach czytaj: skąpstwa), a także z wielowiekowej kultury, którą pielęgnują dużym nakładem sił i środków. Niechętnie używają hiszpańskiego, a uznanie ich za Hiszpanów to najgorsze fauxpas. Ale pełna separacja od Hiszpanii rzadko bywa tam polityczną kartą przetargową.

Także Galicyjczycy wybierają, zdaniem pisarza Manuela Rivasa, „nacjonalizm w wersji spokojnej”. 55 proc. z nich czuje się tak Galicyjczykami, jak Hiszpanami. „Ludzkość galicyjską stworzył napływ alienów - pisze przewrotnie Rivas. - Bez wątpienia najsłynniejszym alienem jest apostoł Jakub (Santiago), palestyński uczeń Chrystusa. Odnalezienie jego grobu stało się przyczyną powstania pierwszej wielkiej trasy turystycznej: pielgrzymki do Santiago de Compostela”. Dwa miliony Galicyjczyków wyemigrowało w XX w. za chlebem i dlatego „największym galicyjskim miastem jest Buenos Aires”. Galicja jest zatem od dawna „globalną wioską”. Mimo dominacji we władzach lokalnych konserwatywnych patriotów (prezydentem jest dawny minister z czasów Franco, Manuel Fraga) nastroje separatystyczne raczej się tu nie zradykalizują.

*

Problem zróżnicowania przestał być jednak wewnętrzną kwestią państwa narodowego, bo jego model, co jest powszechnie podkreślane, nie do końca wpasowuje się w ponadpaństwową perspektywę Zjednoczonej Europy. Na marginesie: uprzywilejowanie regionów i interesów ich mieszkańców stało się w oczach nacjonalistów nową szansą na oddzielenie się od państwa hiszpańskiego, tym razem pod egidą Unii Europejskiej.

W chwili przystępowania do Unii w 1986 r. 14 z 17 hiszpańskich autonomii uznano za ubogie. Europejskie fundusze strukturalne przyczyniły się znacząco do poprawy ich sytuacji gospodarczej. Jednak to regiony musiały samodzielnie wypracować metody współpracy z instytucjami europejskimi - z powodu wspomnianego już braku organów i struktur reprezentujących autonomie na zewnątrz. Regiony nauczyły dbać się o własne interesy poza instytucjami państwowymi, np. poprzez lobbing lub organizowanie przez prezydenta regionalnego rządu autonomicznego wyjazdów przedsiębiorców danego sektora za granicę. Te formy działania, zwane „mezorządami”, tak różne od tradycyjnej polityki, zdają się najlepiej odpowiadać europejskiej ekonomii regionów. Na przykładzie Hiszpanii widać, że w przyszłej Europie powinny zostać jednak ujednolicone.

Mimo licznych zastrzeżeń i dostrzeganej tak przez sprzymierzeńców, jak oponentów, konieczności ustawowych zmian w „państwie autonomii”, w ogólnym rozrachunku Hiszpanie pozytywnie oceniają 25 lat jego trwania. Pluralizm kultur, poszanowanie lokalnych tradycji, prawo do samostanowienia w wielu dziedzinach wydają się im być szczególnie cenne, jeśli przypomnieć wcześniejsze okresy ograniczenia swobód obywatelskich - wojnę domową i dwie dyktatury w XX wieku.

NINA PLUTA jest iberystką, pracuje na Uniwersytecie Śląskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003