Epizod

Kampania poprzedzająca wybory do Parlamentu Europejskiego nie obfitowała w zdarzenia godne szczególnej uwagi. Dominowały dobrze znane i nieco nudne partyjne podchody. Trafił się jednak w Krakowie (dokładniej zaś: w Nowej Hucie) drobny epizod, zasługujący na utrwalenie. Myślę, rzecz jasna, o wejściu Róży Thun i Joanny Senyszyn na spotkanie Zbigniewa Ziobry z jego wiernymi wyborcami.

09.06.2009

Czyta się kilka minut

Gdybym miał epicki talent Jerzego Pilcha, potrafiłbym wydobyć niezwykły koloryt i otchłanną symbolikę tej anegdoty. Z braku pisarskich umiejętności - odsyłam czytelników do znakomitego zdjęcia Krzysztofa Karolczyka, zamieszczonego w krakowskim dodatku "Gazety Wyborczej" z 3 czerwca. Nie ma na tym zdjęciu (arcysłusznie!) głównych bohaterów zdarzenia, jest - zbiorowy portret zwolenników posła Ziobry, na różny sposób okazujących mu swoje uwielbienie. Uchwycone przez fotografa twarze godne są porównania z satyrycznymi rysunkami Williama Hogartha. Dodajmy: fotografii towarzyszy relacja Magdaleny Kursy. Tytuł: "Won z naszego wiecu!". Drukowany powiększoną czcionką początek: "Róża Thun z PO i Joanna Senyszyn z SLD przyszły na wiec wyborczy... Zbigniewa Ziobry. Rozwścieczony tłum zwolenników PiS-u krzyczał »won z sali!«. Ziobro nie wziął ich w obronę".

Przywołaną powyżej historyjkę można opowiedzieć na trzy sposoby: od strony pań Thun i Senyszyn, od strony posła Ziobry i od strony anonimowych uczestników spotkania.

Perspektywa pierwsza jest najbardziej oczywista, a więc: niezbyt ciekawa. Róża Thun i Joanna Senyszyn górują nad Zbigniewem Ziobrą merytorycznymi kompetencjami, ustępują mu jednak w popularności. Ich wspólna akcja była (mieszczącą się w regułach przedwyborczej gry) próbą ośmieszenia przeciwnika, uparcie odmawiającego udziału we wspólnej dyskusji. Nie wątpię, że obie panie zdawały sobie sprawę z ryzyka całego przedsięwzięcia i brały pod uwagę wrogą reakcję uczestników spotkania z Ziobrą.

Zbigniew Ziobro chciałby występować w tym zdarzeniu jako człowiek absolutnie pewny swych racji i swej wyższości. Ale: wszystkie jego wypowiedzi podszyte są nie tylko brakiem wychowania, ale też strachem przed kompromitacją, przed ujawnieniem słabych stron. Nie sadzę, by warto było zazdrościć Ziobrze jego prawdziwych czy pozornych sukcesów. Co zaś do próby strachu, jakiej poddały go panie Thun i Senyszyn - należała mu się, to jasne. Była okrutna, to też jasne.

Najtrudniej mówić o wielbicielach (częściej: wielbicielkach) Ziobry: przychodzących na spotkania, ubierających koszulki z portretem idola, wykrzykujących głośno hasła lub cicho modlących się za jego pomyślność, gotowych zaatakować przeciwników - jak nie słowem, to parasolem. Przyznaję: niewiele wiem o tych ludziach.

Zwolennicy PiS-u lubią powtarzać, że partia Jarosława Kaczyńskiego wprowadziła w przestrzeń społeczną dużą grupę ludzi skrzywdzonych i poniżonych. Może tak jest. Prawdą jest i to, że tą grupą łatwo jest dzisiaj manipulować. Róża Thun i Joanna Senyszyn zasługują na uznanie choćby za to, iż zepsuły Zbigniewowi Ziobrze jego ulubioną zabawę: wmawianie ludziom, że jego racja jest jedyną racją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2009