Za 50 lat nasze lasy będą wyglądały zupełnie inaczej. Zmiana władzy w Lasach Państwowych to okazja, by się przygotować

W XXI wieku nie było lepszego momentu na reformę leśnictwa. Ale jeśli pierwszy etap zrobimy źle, następnych może już nie być. Gra się toczy o niemal jedną czwartą obszaru Polski.

06.02.2024

Czyta się kilka minut

Jubileusz 45-lecia Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Pile i uroczystości nadania Centrum Promocji Lasów Państwowych Goraj-Zamek imienia prof. Jana Szyszko, Gorja k. Czarnkowa, sierpień 2023 r. // Fot. Marek Lapis / Forum
Jubileusz 45-lecia Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Pile. Goraj k. Czarnkowa, sierpień 2023 r. // Fot. Marek Lapis / Forum

Polityczne przepychanki na co dzień nie obchodzą świerków, dębów i sosen. Lecz ta akurat decyzja może mieć dla nich znaczenie: ministra klimatu nakazała na pół roku wstrzymać wycinkę 10 wyjątkowo cennych obszarów lasów. Łącznie to 46 tys. hektarów bez cięć i drugie tyle, gdzie gospodarkę trzeba będzie ograniczyć.

To ma być pierwszy krok do realizacji rządowej wizji: „20 procent najcenniejszych obszarów leśnych zostanie wyłączone z wycinki, eksport nieprzetworzonego drewna zostanie ograniczony, a drewno będzie służyć przede wszystkim polskim przedsiębiorcom. Wprowadzimy zakaz spalania drewna w energetyce zawodowej [w elektrowniach – przyp. red.]. Ustanowimy społeczny nadzór nad lasami oraz wdrożymy program odnowy bagien i torfowisk. W porozumieniu z lokalnymi społecznościami zwiększymy powierzchnię parków narodowych”. To nie manifest organizacji ekologicznej, a cytat z umowy koalicyjnej. 

Lasy nigdy wcześniej nie były tak ważne w debacie publicznej i nigdy tak konkretne postulaty nie trafiały do rządowych programów. A nowych dyrektorów Lasów Państwowych nie wskazywał osobiście premier, zapraszając ich wcześniej na wiece wyborcze. Oczywiście to nie politycy nagle pokochali drzewa; ta zmiana zaszła w nas. Ze wszystkich aspektów środowiska i polityki klimatycznej to właśnie las okazał się koszulą najbliższą ciału. O niego jesteśmy gotowi walczyć i dla jego dobra głosować. Władza musi o tym pamiętać – ta i każda następna.

Krajobraz po PiS

Paliwem zmiany była nie tylko miłość do przyrody i świadomość zmian klimatycznych, ale też złość na to, co z lasami zrobiły rządy PiS. Wrogiem publicznym numer jeden stały się „wycinki”. Dziś wystarczy wrzucić w media społecznościowe zdjęcie pni po ścięciu i oburzenie gotowe. Dość mocne uproszczenie w kraju, który w zeszłym roku wyprodukował meble za ponad 54 mld złotych.

Jak naprawdę wyglądają polskie lasy po PiS? W skali makro – prawie dokładnie tak, jak przed PiS. Wycinamy więcej niż w 2015 r. (głównie na obszarach, gdzie masowo sadziliśmy po II wojnie światowej) i niepokojący jest fakt, że w ciągu ostatnich 5 lat cięliśmy drzewa szybciej, niż rosną. Jednak ubytek jest nieznaczny. Rzezi na polskich lasach nie dokonano, przynajmniej nie w sensie liczbowym. Gdzie więc ta katastrofa?

Po pierwsze: punktowo, czyli tam, gdzie poprzednia władza uparła się postawić na swoim, np. w bardzo cennych przyrodniczo miejscach, jak Białowieża czy Pogórze Przemyskie. Po drugie: ostatnie 8 lat może nie zrujnowało lasów, ale Lasy Państwowe już tak. Ogromna firma stała się prywatnym folwarkiem polityków Suwerennej Polski, a Fundusz Leśny – kasą bez dna na kapliczki, partyjne pikniki i billboardy; odbudowa zaufania i prestiżu leśnika będzie więc trudną misją dla nowej ekipy. Po trzecie: fakt, że lasy są zarządzane podobnie jak 8 lat temu, to żadne osiągnięcie. Słaby to kapitan, jeśli bezrefleksyjnie trzyma kurs, gdy zmienia się wiatr, a statek płynie na skały. Tymczasem PiS nie kiwnął palcem, by przygotować nasz model leśnictwa na nadchodzące dekady zmian klimatycznych, nowe unijne prawodawstwo i zmieniające się oczekiwania obywateli.

Mamy więc nowy rząd, ogromne oczekiwania i skomplikowaną reformę do przeprowadzenia. W centrum tego wszystkiego są Lasy Państwowe – pogrążona w olbrzymim kryzysie firma, która zarządza prawie jedną czwartą powierzchni Polski.

Miotła ruszyła

Rząd Donalda Tuska za lasy wziął się po niecałym miesiącu. Poprzedni dyrektor, Józef Kubica, był radnym z listy PiS w sejmiku na Śląsku i trzeba było specjalnej zgody, by zwolnić go z pracy. Okazało się też, że nowa ekipa nie ma „szuflady pełnej ustaw”, a na dodatek może jej brakować doświadczenia. Ministrą klimatu została Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050, a jej zastępcą odpowiedzialnym za ochronę przyrody Mikołaj Dorożała z tej samej partii. Oboje są z wykształcenia politologami bez doświadczenia przyrodniczego. – Pełni dobrej wiary amatorzy – jak powiedział mi jeden z leśników, zastrzegając anonimowość.

Impas przerwał osobiście Tusk, który 3 stycznia wyszedł na konferencję prasową, przedstawił Witolda Kossa, byłego dyrektora regionalnego LP w Szczecinie, i powierzył mu szefostwo Lasów Państwowych (jeszcze w trakcie kampanii Koss wystąpił wraz z innymi leśnikami na wiecu Koalicji Obywatelskiej w Płocku). Według uzyskanych przez „Tygodnik” informacji kilku innych kandydatów rozważanych na stanowisko dyrektora Lasów po prostu nie chciało jej podjąć. – Nie zazdroszczę panu Kossowi. Od ponad 30 lat ta posada nie była takim wyzwaniem jak dzisiaj – mówi prof. Jerzy Szwagrzyk, kierownik Katedry Bioróżnorodności Leśnej Wydziału Leśnego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.

Obecną atmosferę oddaje tytuł najnowszego tekstu na stronie LP: „Zmiany na stanowiskach dyrektorów Regionalnych Dyrekcji LP – aktualizacja”. Mówiąc krótko: miotła ruszyła, sytuacja jest dynamiczna. Gdy piszę te słowa, jako rzecznik prasowy figuruje jeszcze Michał Gzowski – szara eminencja, polityk Suwerennej Polski, były doradca Zbigniewa Ziobry. Gdy odsyłam tekst do redakcji – już go tam nie ma, bo został dyscyplinarnie zwolniony. Stanowiska w LP już stracili (m.in. Bartłomiej Obajtek, brat prezesa Orlenu) albo zaraz stracą wszyscy ludzie związani z Suwerenną Polską i PiS. Równolegle toczy się drobiazgowy audyt finansowy ostatnich 8 lat. Jego pierwszym efektem są złożone przez Kossa zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Józefa Kubicę, Bartłomieja Obajtka i Jana Borkowskiego. Chodzi o sprzedanie za grosze trzech mieszkań służbowych w Gdyni (jedno z nich kupił Obajtek), co mogło narazić LP na 2,3 mln zł straty.

Straż Leśna ochrania wywózkę drewna z Puszczy Białowieskiej, sierpień 2017 r.  // Fot. Łukasz Dejnarowicz / Forum

Moratorium z WhatsAppa

Wymiana kadr w kolosie zatrudniającym ponad 25 tys. ludzi jest konieczna. Ciężko wyobrazić sobie przecież reformowanie Lasów z partyjnymi nominatami od Ziobry w regionach (choć wśród ich następców też nie brakuje polityków rządzącej koalicji, jak choćby nowy dyrektor LP we Wrocławiu, Jan Dzięcielski), bo przez lata nie dali żadnego dowodu, że mogliby sprostać wyzwaniom przyszłości. Proces zmian na pewno jednak trochę potrwa, PiS-owi też zajęło to ponad pół roku.

Dwa dni przed oficjalną nominacją nowego dyrektora LP, ministra klimatu niespodziewanie wydała mu pierwsze polecenie służbowe: wstrzymać na pół roku wycinkę w 10 obszarach. Lista to w zasadzie historia (niepełna) konfliktów obywateli z LP. Są więc fragmenty Puszczy Augustowskiej i Knyszyńskiej, jest projektowany Turnicki Park Narodowy, ale też lasy wokół uzdrowiska w Iwoniczu, część Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, a także lasy pod Wrocławiem.

Skąd w ogóle ta lista? Jak koordynujący projekt wiceminister Dorożała, bez doświadczenia w leśnictwie, powołany na stanowisko 20 grudnia, zdołał już 8 stycznia przedstawić pomysł na ochronę ponad 90 tys. hektarów od Wrocławia po Augustów? I to bez wsparcia LP, którymi wtedy rządzili jeszcze ludzie Ziobry? Odpowiedź jest prosta: z pomocą przyszły organizacje pozarządowe, którym minister (słusznie) otworzył drzwi i zorganizował giełdę pomysłów. Oglądając efekt finalny, łatwo domyślić się, z kim się spotykał i wymieniał opiniami na specjalnej grupie na WhatsAppie. Wiadomo na przykład, że dokumentację 8 tys. hektarów Turnickiego Parku Narodowego przygotowała już lata temu fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze – zbieżność treści z moratorium nie jest przypadkowa. W korzystaniu z tej pomocy nie ma nic złego, wręcz przeciwnie. Problem tkwi w czasowniku „domyślić się”. Ministerstwo nie podało jasnych kryteriów ani składu zespołu, który wybrał „szczęśliwą dziesiątkę”. – Chcemy szybkich rezultatów, bo czujemy wiatr w żaglach – mówi Marta Jagusztyn, prezeska fundacji Lasy i Obywatele. – Ale jakość procesu jest ważna. Mówimy o zarządzaniu jedną czwartą kraju, proces musi być przejrzysty, muszą być znane kryteria. Na dłuższą metę to decyduje o trwałości efektu. Co wcale nie oznacza, że sprawa musi się przeciągać.

Czasem lepiej wolniej

– Tempo było zawrotne. Minister chciał to mieć gotowe na sylwestra, a zapytania do przyrodników wysłano po 20 grudnia – przyznaje Antoni Kostka z fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. – Organizacje podzieliły się na dwie grupy. Jedna mówi: zróbmy jak najwięcej, póki można. Druga, w tym my, uważa, że jak niechlujnie zrobimy pierwszy etap, to kolejnych nieprędko się doczekamy.

Styl komunikacji i skład listy jest oczywiście gorąco dyskutowany (brakuje na niej choćby Puszczy Bukowej czy pierścienia lasów wokół Warszawy), ale pomysł doraźnej ochrony jest raczej powszechnie akceptowany. W marcu ruszyć ma też leśny „okrągły stół” – marzenie ministerstwa. Druga ważna data to 10 lutego, kiedy minister będzie z wizytą w Dolinie Dolnej Odry; możemy spodziewać się wtedy deklaracji w sprawie pierwszego od ponad 20 lat nowego parku narodowego.

Na razie klimat do rozmów o lasach jest średni, bo 23 stycznia w Ustrzykach Dolnych protestowało kilkaset osób z branży drzewnej i zakładów usług leśnych. ZUL-e to podwykonawcy Lasów Państwowych – w dużym uproszczeniu to one sadzą, utrzymują i ścinają drzewa. To właśnie zulowcom z nadleśnictwa Bircza i Puszczy Knyszyńskiej najbardziej zaszkodziło ministerstwo, z dnia na dzień zabierając zakontraktowaną już pracę. Minister nie znalazł czasu, żeby się z nimi spotkać przed ogłoszeniem moratorium na wycinki. Do spotkania doszło później.

Tak je opisuje anonimowo jeden z zulowców: – Umówiliśmy się z nowym kierownictwem Lasów, przyjechaliśmy do dyrekcji. Z bocznych drzwi wyłonił się nagle nieproszony wiceminister Dorożała, zaproponował wspólne zdjęcie i wyszedł po krótkiej rozmowie.

Z drugiej strony: ciężko jest konsultować wstrzymanie wycinek z firmami, które tną drzewa, skoro ministerstwo już zapowiedziało rekompensaty. Przede wszystkim jest to więc klęska wizerunkowa. Niestety, kolejna już (po zamieszaniu z ustawą wiatrakową i lokalizacją elektrowni jądrowej) w wykonaniu nowego Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Ile lasów wyłączyć

Pierwszy poważny test leśnej polityki nowego rządu pokazał też pęknięcia w samej koalicji. Podczas sejmowej komisji ochrony środowiska 25 stycznia ministra Dorożałę subtelnie skrytykowały: Magdalena Filiks (KO), Daria Gosek-Popiołek (Lewica) i przewodnicząca Urszula Pasławska (PSL). Ta ostatnia, mimo że tak jak wiceminister należy do Trzeciej Drogi, powiedziała: „Panie ministrze, spotkamy się w lutym, proszę się przygotować”. Dorożała godzinami mówił, tłumaczył, ale też kluczył, unikając dokładnej odpowiedzi na pytanie o gospodarcze koszty wprowadzenia moratorium. Siedzący kilka krzeseł dalej Witold Koss, dyrektor LP, po raz pierwszy odezwał się po 4 godzinach i 16 minutach. W kilku zdaniach wyliczył, ile na tych obszarach jest drewna (600 tys. metrów sześciennych, czyli około 1 proc. rocznej produkcji Polski), ile z nich wymaga aktualizacji planów, o ile spadną obroty ZUL-i. Przesłanie było czytelne: najwięcej o lesie wiedzą sami leśnicy.

– Takiej sytuacji jeszcze nie było: wszyscy deklarują, że chcą poważnych zmian – mówi Marta Jagusztyn. – Leśnicy, politycy, przemysł, ZUL-e, przede wszystkim obywatele. Trzeba zważyć kwestie klimatyczne, interes przyrody, potrzeby surowcowe i racje różnych grup, wszystkich nie da się w pełni zadowolić. Politycy muszą stworzyć mapę drogową, która nas poprowadzi do nowej polityki leśnej, ale część odpowiedzi wszystkie strony muszą wypracować podczas ogólnopolskiej narady.

Na razie spory bałagan spowodowało moratorium, które na pół roku wyłącza z gospodarki 0,6 proc. lasów publicznych w Polsce. Celem z umowy koalicyjnej jest 20 proc. – Jeśli w ciągu paru lat doszlibyśmy do kilku procent, byłbym bardzo szczęśliwy – mówi prof. Jerzy Szwagrzyk. – 20 proc. w tak krótkim czasie? Nie potrafię uwierzyć.

Tak wielka operacja to już nie będzie tabelka z listą lasów, których nie tniemy. To przemodelowanie całego leśnictwa, które nie może być już nastawione tylko na gospodarkę albo na ochronę przyrody. Ono musi dbać o funkcję społeczną, retencję wody, ochronę gleby. Dzisiaj LP prawie wszystkie lasy traktują tak samo. By dojść do 20 proc., ale też nie zagłodzić przemysłu drzewnego, konieczny będzie podział. Część lasów zostanie wyłączona z gospodarki, inną zamienimy w plantacje desek. Do zrewidowania jest też system sprzedaży drewna, wynagradzania ZUL-i i odpowiedź na pytanie: jaki status mają mieć chronione lasy? Parki narodowe nigdy nie osiągną tej skali, a tworzenie ich w polskim systemie to dodatkowo bardzo trudny proces. Jeśli w ciągu kadencji powstaną dwa lub trzy, to będzie wielki sukces. Na ministerialnym biurku jest za to już dziś koncepcja 100 rezerwatów na 100-lecie Lasów Państwowych – i to da się zrobić szybko. Mamy też w polskim prawie pojęcie lasów ochronnych, tylko trzeba je doprecyzować.

Usiąść przy stole

Tak naprawdę potrzebny jest okrągły stół, który wymyśli lasy na nowo. I potrzebni są przy nim leśnicy, naukowcy, ekolodzy i biznes. Pretekstem oczywiście może być to, że PiS przestał rządzić, ale prawdziwym powodem są zmiany klimatyczne. 20 proc. wyłączonych z gospodarki lasów może bowiem okazać się „małym piwem” przy tym, co czeka nas za trzy, cztery dekady. Oczywiście można powiedzieć, że to szmat czasu, ale nie dla lasu – drzewa, które dzisiaj kiełkują, będą wtedy wciąż bardzo młode.

Cały nasz model leśnictwa jest oparty na przekonaniu, że las odnawia się bez problemu, rośnie raczej szybko, wysoko i daje dobre deski. To powoli przestaje być prawdą. Jak prognozują naukowcy, większość naszych lasów zmieni się w formacje 15-, 20-metrowe, może niższe. „Stanie się tak, bo drzewa będą musiały oszczędzać wodę w okresach suszy, gdyż każde pompowanie wody w górę to dla nich potężny wysiłek energetyczny. Coraz częściej będziemy mieć w nich raczej krzaki niż drzewa” – mówił w wywiadzie dla portalu Nauka o Klimacie prof. Krzysztof Świerkosz z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Dziś jest najlepszy moment, by się na ten czas dobrze przygotować. Mamy nowe rozdanie w rządzie i LP, a i resortowi, mimo wpadek, nie sposób odmówić determinacji w ochronie lasów. Powinniśmy działać szybko, ale też spokojnie – w następnych latach jeszcze „sypnie” drewnem. Ciągle przecież tniemy to, co sadzili nasi przodkowie po wojnie, jest więc czas, by zaprojektować łagodne lądowanie dla przemysłu. Mamy również niespotykaną mobilizację społeczną. Albo ją wykorzystamy, albo nadal będziemy trzymać ten sam kurs. Prosto na skały.


Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Państwo w lesie