Entuzjazm pilnie poszukiwany

Skoro większość ludzi rzekomo nie lubi fizyki, to dlaczego warsztaty i pokazy gromadzą całe rodziny? Szkoła uczy tego przedmiotu mizernie - a to przełoży się na naszą niekonkurencyjność względem USA czy azjatyckich tygrysów.

15.09.2009

Czyta się kilka minut

/fot. B S K / stock.xchng /
/fot. B S K / stock.xchng /

Na zakończenie jubileuszowego, 40. Zjazdu Fizyków Polskich w Krakowie zorganizowano dyskusję panelową pt. "Quo vadis, polska fizyko?". Jedna z jej ważniejszych konkluzji brzmiała: przyszłość polskiej fizyki będzie zależeć od kondycji polskiej szkoły. Tymczasem nad przedmiotami przyrodniczymi, w tym szczególnie przyrodą (w szkole podstawowej) i fizyką (w gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej) już od pewnego czasu wiszą czarne chmury.

Szkoła na niby

Przyroda, która miała integrować wszystkie nauki przyrodnicze: biologię, geografię, chemię, fizykę, astronomię i technikę, pozostaje na łasce nauczycieli preferujących dziedzinę, której nauczali przed reformą (najczęściej jest to biologia). Zajęcia praktyczne stanowią zaledwie kilka procent lekcji albo wręcz nie odbywają się wcale. Zamiast eksperymentów z fizyki czy chemii pojawiają się regułki i prawa. Przypomina to naukę języka obcego wyłącznie poprzez formuły gramatyczne, i to na bazie kilkudziesięciu słówek (wszakże kolejnych można nauczyć się później).

Dzieci są naturalnie predysponowane do nauk przyrodniczych - od najmłodszych lat eksperymentują, obserwują, analizują i wyciągają wnioski; zadają pytania i poszukują na nie odpowiedzi. Te, można by rzec, dziewiczo naukowe zdolności i upodobania nie przekładają się na zainteresowanie przyrodą w szkole. Po prostu, przedmiot w takiej formie nie spełnia oczekiwań dzieci.

I tak uczniowie, z tysiącem nurtujących ich pytań odłożonych na później, bez pewności co do słuszności swojego pojmowania przyrody nieożywionej - jako nastolatki trafiają do gimnazjum, wprost na lekcje fizyki. Jeszcze bardziej pokrętne regułki i wyimaginowane przykłady oraz brak styczności z eksperymentami sprawiają, że zdecydowana większość uczniów nie cierpi tego przedmiotu od samego początku. Dodatkową barierę stwarzają także programowe i systemowe braki w edukacji matematycznej oraz w posługiwaniu się narzędziami do prezentacji danych i analizy statystycznej. Żmudna i coraz bardziej niezrozumiała fizyka staje się idealnym kandydatem do absencji - rzeczywistej lub choćby mentalnej (powszechna jest opinia: "Fizyka to czysta abstrakcja; ja tego nigdy nie zrozumiem").

Szkoła w bardzo wielu aspektach usilnie dystansuje się od zmian w otaczającym ją świecie. Poważnym jej grzechem jest np. ignorowanie i niewykorzystywanie potencjału pozaszkolnej wiedzy uczniów, którą zdobywają oni podczas prelekcji i warsztatów popularyzujących nauki przyrodnicze, w internecie, z kanałów telewizyjnych, z książek itp. Wiedza ta jest powszechna, rozległa i często naprawdę dogłębna, a już na pewno bliska najbardziej aktualnemu stanowi wiedzy naukowej. A tego nie można powiedzieć o edukacji szkolnej.

Minimum energii

Nauczyciele tłumaczą swoje archaiczne (i odstraszające) metody nauczania ogromną liczebnością klas, zbyt dużą objętością materiału w stosunku do liczby godzin lekcyjnych i brakiem odpowiednio wyposażonych laboratoriów. Mają rację - warunki są dalekie od ideału. Jednakże nie powinny sankcjonować niemocy. Nauczyciele często nie starają się przełamywać nawet najmniejszych barier. Trudno jest ich na przykład przekonać, że bardzo porządnej fizyki można nauczyć za pomocą tzw. "doświadczeń z kieszeni", tj. używając przedmiotów i urządzeń codziennego użytku.

Marzy mi się holenderski model reformy podstaw programowych. Wstęp to około pięć lat intensywnych prac kilkuosobowego zespołu ekspertów - praktyków ze szkół oraz dydaktyków i metodyków z uniwersytetu - nad programem nauczania i materiałami dydaktycznymi. Kolejne dwa lata zajmuje pilotaż programu w wybranych szkołach, przeprowadzany w grupie kilku tysięcy uczniów i zakończony zreformowanym egzaminem. Po kolejnych kilku miesiącach szczegółowych analiz nowa podstawa programowa zostaje ostatecznie wdrożona... albo wyrzucona do kosza, jeżeli się okazuje, że nie wprowadza istotnych zmian na lepsze. Kosztowne? Z pewnością mniej niż reformy na chybił trafił.

Społeczne przyzwolenie

Skoro, jak się uważa, większość ludzi nie lubi fizyki, to dlaczego na warsztaty i pokazy przychodzą tłumy? Organizowane w Krakowie: Noc Naukowców, Akademia Fizyki, Festiwal Nauki, Ogród Doświadczeń czy Uniwersytet Dzieci gromadzą kilkupokoleniowe rodziny. Podobnie jest we wszystkich miastach uniwersyteckich, a także w mniejszych ośrodkach. Powoli mijają już czasy fajerwerków - coraz bardziej wyrobiona publiczność z biernego obserwatora chce się stawać czynnym uczestnikiem. Częściej też padają pytania o naturę rzeczy i stwierdzenia: "Nigdy nie lubiłem fizyki, ale zawsze chciałem wiedzieć, jak to działa". Dlaczego zatem nie przekłada się to na wzrost liczby studentów fizyki i kierunków pokrewnych?

Ciągle jeszcze istnieje opór przed wyborem kariery w dziedzinach nauk przyrodniczych. Dorośli, którzy doradzają młodym ludziom wybór drogi życiowej, słusznie uważają za bardzo atrakcyjne i pożyteczne zawody lekarza, prawnika czy bankowca; także informatykę coraz częściej uznaje się za zajęcie rokujące na przyszłość. Fizyk to ciągle jeszcze wielka niewiadoma - bo cóż można robić po fizyce? Chyba tylko zostać nauczycielem...

W rzeczywistości najlepsi fizycy otrzymują oferty pracy na uniwersytetach i w centrach badawczych w kraju i za granicą, lawinowo wzrasta także liczba miejsc pracy w firmach prywatnych należących do sektorów nowoczesnych technologii i IT. Absolwentów fizyki chętnie się zatrudnia również w innych sektorach: panuje opinia, że uczą się szybko i potrafią myśleć niestandardowo.

Okazuje się, że nie jesteśmy odosobnieni w Unii Europejskiej. Już dziś brakuje nauczycieli fizyki w Holandii czy Niemczech; lekcje tego przedmiotu są wciąż konserwatywne, mentalność społeczeństw - oporna na zmiany, a liczba studentów fizyki i dziedzin pokrewnych stale maleje. Ten stan rzeczy sprawił, że Unii zajrzało w oczy widmo słabej konkurencyjności w stosunku do USA czy gospodarek azjatyckich tygrysów. Dlatego w ostatnich latach szerokim strumieniem popłynęły unijne pieniądze na wzrost potencjału aparaturowego uczelni, granty dydaktyczne, podnoszenie kwalifikacji kadry, a nawet promocję tzw. kierunków zamawianych (m.in. fizyki) w mediach.

Sieć zależności

Nawet największe pieniądze nie pomogą jednak, jeżeli środowiska odpowiedzialne za coraz dłuższy proces kształcenia młodych ludzi będą, jak dziś, hermetyczne.

Nauczyciele fizyki muszą być przekonani, że jest to ważna dziedzina nauki; nie mogą uczyć tak, jakby była ona z definicji skazana na marginalizację. Reformatorzy oświaty nie powinni podejmować decyzji bez dialogu ze środowiskami szkolnymi i akademickimi oraz bez uwzględniania światowych trendów w rozwoju dydaktyki. Pracownicy naukowi muszą dostrzec wpływ zmian społecznych, psychologicznych, ekonomicznych i edukacyjnych na profil maturzystów, których przyjmują, i absolwentów, których powinni wypuścić na rynek pracy. Potencjalni pracodawcy muszą wspierać ośrodki akademickie, wskazując swoje potrzeby tak w zakresie teorii, jak i know-how.

Ważne jest także, by nauczyciele fizyki nie pozostawali w izolacji, zdani na samych siebie. Jeśli chcemy, aby rzetelnie przygotowywali młode pokolenia do kształcenia umiejętności poszukiwanych w badaniach naukowych i przemyśle, powinni podlegać nieustającemu procesowi szkoleń (merytorycznych i metodycznych). Życzliwa opieka raczej niż przymus formalny jest konieczna, aby ich entuzjazm nie wygasł podczas pierwszego stażu.

"Być przyzwoitym..."

Przywrócenie dobrej atmosfery i stworzenie sprzyjających warunków dla nauczania fizyki zaowocuje tylko wtedy, gdy zawód nauczyciela fizyki przestanie być wybierany na prawach selekcji negatywnej. Ostatecznie najbardziej kluczowy jest bowiem bezpośredni kontakt nauczyciela z uczniem. Tylko pasjonat, który wie, o czym mówi, który wymaga solidnej pracy od innych, ale jednocześnie sam się rozwija, nie popada w rutynę i potrafi się przyznać do niewiedzy - ustala reguły zrozumiałe dla młodych ludzi i ma olbrzymie szanse na pełnoprawny udział w grze.

Artykuł ten dedykuję tym wszystkim nauczycielom, których entuzjazm i kreatywność nie wygasa, pomimo niesprzyjających warunków, braków w zapleczu i coraz mniej przemyślanych reform oświatowych.

Dr DAGMARA SOKOŁOWSKA jest adiunktem w Instytucie Fizyki UJ, prowadzi zajęcia w klasie fizycznej o profilu uniwersyteckim w V LO w Krakowie, organizuje Akademię Fizyki dla gimnazjalistów i uczniów szkół ponadgimnazjalnych oraz piątkowe warsztaty dla gimnazjalistów w IF UJ. Współredaguje "Foton" i "Neutrino", jest autorką Ogólnopolskiego Konkursu Nauk Przyrodniczych "Świetlik". Laureatka tegorocznej nagrody Polskiego Towarzystwa Fizycznego "za wkład w kształcenie przyszłych naukowców poprzez stosowanie nowych inicjatyw w nauczaniu".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2009