Empik ex machina

Rynek książki w Polsce coraz bardziej upodabnia się do krajobrazu przedwojennej amerykańskiej motoryzacji, w którym dominował ford T w obowiązkowym czarnym kolorze.

20.11.2017

Czyta się kilka minut

Warszawa, 2016 r. / CZAREK SOKOŁOWSKI / AP / EAST NEWS
Warszawa, 2016 r. / CZAREK SOKOŁOWSKI / AP / EAST NEWS

Nie wiadomo, jaki tytuł otwiera długą listę książek sprzedanych przez wiele wieków pod tym adresem.

Niewykluczone, że był to „Raj duszny” Biernata z Lublina, pierwsza rzecz wydana drukiem w całości po polsku. Księgarnia pod numerem 23 na krakowskim Rynku Głównym działa przecież od 1610 r., wprawdzie z przerwami, ale geniuszowi miejsca nie szkodzą detale. Carlos Fuentes, meksykański kandydat do literackiej Nagrody Nobla, podczas wizyty w księgarni nazwał ją „katedrą książki”. Profesor Aleksander Krawczuk, nestor polskich historyków, mimo setki na karku stara się zajrzeć do niej przynajmniej raz w tygodniu. „Gebethner” – jak mówi się w Krakowie na tę księgarnię, przywołując nazwę jej przedwojennego właściciela – to jeden z symboli intelektualnej tradycji miasta, które tak ceni sobie ciągłość.

15 listopada pod adres Rynek Główny 23 wprowadził się jednak nowy lokator – Empik. Ze ścian Fuentesowej „katedry książki” zniknęły fotografie znanych klientów i autorów z ich autografami. Nie ma wprawdzie również kubeczków, gier wideo, zabawek ani słodyczy, jak w innych sklepach Empiku, ale brak pewności, czy wśród ponad dwustu księgarń tejże sieci ta w Rynku zachowa dotychczasowy wyjątkowy status.

W gruncie rzeczy chodzi o pytanie, czy w gospodarce wolnorynkowej książkę da się jeszcze traktować inaczej niż pozostałe produkty. A kulisy przejścia krakowskiej księgarni pod skrzydła Empiku każą w to wątpić.

Podchody antymonopolowe

W 1998 r. krakowski „Gebethner” stał się własnością Matrasa, drugiej największej sieci księgarskiej w Polsce, która dorobiła się 170 lokali w całym kraju. Po czym wpadła w spiralę długów i została zasypana wnioskami o upadłość. Uciekając spod noża, władze spółki wiosną złożyły wniosek o ochronę przed wierzycielami i dostały 12 miesięcy na wyprowadzenie jej na prostą. We wrześniu tego roku zarząd nieoczekiwanie poparł jednak decyzję sądu o wcześniejszym zamknięciu postępowania naprawczego. A jeszcze przed wakacjami właściciel firmy i jej prezes Jerzy Kowalewski zapewniał, że ma dla Matrasa realny plan ratunkowy. Z sieci salonów miano wydzielić lub zlikwidować ok. 70 księgarń, które łącznie – według wyliczeń prezesa – dawały zaledwie 20 proc. przychodów ze sprzedaży całej grupy. Z pozostałą setką rentownych lokali firma miała znowu włączyć się do gry na księgarskim rynku, którego wartość w Polsce Biblioteka Narodowa szacuje na ok. 4,5 mld zł rocznie. Skąd zatem nagła zmiana planów – zwłaszcza w kontekście nadchodzącego sezonu świątecznego?

Tu na scenie znowu pojawia się Empik, a dokładniej: jego czesko-słowaccy właściciele.

Z materiałów, do których dotarł dziennik ekonomiczny „Puls Biznesu”, wynika bowiem, że zaskakujący głos zarządu Matrasa za przerwaniem postępowania naprawczego zbiegł się w czasie z wnioskiem o tzw. upadłość przygotowaną spółki, który złożyło powstałe we wrześniu ­konsorcjum czterech inwestorów, gotowych przejąć w ten sposób lokale Matrasa w zamian za 6,5 mln zł. Dziwnym zbiegiem okoliczności trzy z czterech podmiotów tworzących owe konsorcjum reprezentują prawnicy i menedżerowie związani obecnie lub w przeszłości z czesko-słowackim (ale zarejestrowanym na Cyprze) funduszem Penta Investments, czyli właścicielem Empiku. Czwartym chętnym na osierocone księgarnie Matrasa jest zaś Mole Mole, czyli spółka zależna Empiku.

– To było do przewidzenia. Właściciele Matrasa wiedzieli, że mogą jedynie grać na czas przy pustej kasie firmy, wielomilionowych długach, a przede wszystkim w obliczu utraty wiarygodności w oczach wydawców, którzy nie chcieli już dawać sieci towaru na kredyt kupiecki – mówi prezes dużego wydawnictwa, prosząc o niepodawanie nazwiska. – Z drugiej strony oczywiste było i to, że Empik nie może przejąć bezpośrednio masy upadłościowej konkurenta, bo na to musiałby się zgodzić już Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Dla mniejszych wydawców scheda po Matrasie była zbyt ciężka do udźwignięcia. – Przejęliśmy od nich kilka lokali, wraz z umowami najmu i personelem, bo dzięki temu spółka oszczędza na odprawach – przyznaje prezes Książnicy Polskiej Jerzy Okuniewski. – Niestety, część potencjalnych lokalizacji musieliśmy odrzucić, bo warunki najmu, które kiedyś akceptował Matras, są dla nas nie do przyjęcia. 55 euro za metr kwadratowy w centrum handlowym odbiera dziś inwestycji rację bytu.

Największy dystrybutor słowa pisanego w Polsce stanie się więc teraz jeszcze większy.

Bestseller w dwa tygodnie

Statystycznie udziały Empiku w całym rynku detalicznym książki oscylują wokół 20 proc., do monopolu zatem daleko. W wielu niszach sieć jest jednak potentatem, na przykład w segmencie literatury pięknej jego udziały w sprzedaży sięgają 50 proc.

– Z rynkiem książki dystrybutorzy od dawna robią, co chcą – krzywi się prezes wydawnictwa. – W branży jakoś nie potrafimy porzucić ducha sarmatyzmu. Wydawcy wolą bić się ze sobą do upadłego, zamiast szukać płaszczyzn do współpracy.

Dysproporcja sił rzeczywiście jest aż nadto widoczna. Z danych Biblioteki Analiz, badającej polski rynek książki, wynika, że spośród około trzystu największych polskich wydawnictw tylko jednej trzeciej udaje się wypracować przychody powyżej 2 mln zł rocznie. Gracze wielkości krakowskiego Znaku, ze sprzedażą rzędu 70 mln zł, uchodzą za zawodników wagi minimum półciężkiej. Na tle przychodów Empiku (1,32 mld zł) czy nawet Firmy Księgarskiej Olesiejuk, która w 2015 r. miała około 270 mln zł obrotu, to jednak nadal niewiele. W rezultacie – jak mówią wydawcy – rynek książki z roku na rok upodabnia się sektora spożywczego, w którym wielkie sieci handlowe robią z dostawcami, co chcą.

– Niedotrzymywanie terminów płatności o miesiące, żądanie refinansowania kampanii promocyjnych, wymuszanie opłat za wystawianie tytułów wydawnictwa w eksponowanych miejscach, zmienianie łańcucha dostaw w taki sposób, żeby wymusić na nas dodatkowe koszty, to już branżowy standard, z którego nikt nie robi tajemnicy – uśmiecha się prezes innego wydawnictwa, ale również prosi o niepodawanie nazwiska. – Najgorsze, że przeciętny szef wydawnictwa zdaje sobie sprawę, że w okresie Bożego Narodzenia robi do 40 proc. rocznej sprzedaży. Nieważne, jak bardzo nim pomiatają przez trzy kwartały, w czwartym z reguły i tak przystanie na warunki dystrybutora.

Empik z siecią 220 księgarń testuje dziś na rynku książki techniki sprzedażowe sprawdzone w branży odzieżowej czy spożywczej. Skoro tzw. szybka moda sprawdza się w sieci sklepów odzieżowych, to samo można zrobić ze sprzedażą książek.

– Standardem ich księgarń jest dwutygodniowa ekspozycja na półkach z nowościami – mówi pracownica jednego z wydawnictw, znów anonimowo, bo z rynkowym numerem jeden się nie dyskutuje. – Tytuł ma 14 dni na osiągnięcie statusu bestsellera, jeśli nie zdoła, ląduje po kątach. W ten sposób wartościowe, trudniejsze publikacje nie mają szans na zaistnienie w świadomości czytelników.

Paweł Waszczyk z Biblioteki Analiz: – W Europie Zachodniej wydawcy i dystrybutorzy wypracowali sobie model działania oparty bardziej na współpracy niż rywalizacji. U nas płytkość rynku sprawia, że jedna i druga strona zachowują się, jakby każda transakcja była na wagę życia lub śmierci.

W świecie polskiego słowa pisanego rzeczywiście mówi się dziś głównie o liczbach. 106,7 mln – według danych Biblioteki Analiz – właśnie tyle książek kupiono w ubiegłym roku w Polsce, wliczając w to i pozycje naukowe oraz poradnikowe, i beletrystykę, i wreszcie wydawane w milionowych nakładach książki kucharskie, które w dyskontach można wymienić za kilka naklejek uzbieranych na zakupach. Wydawcy żartują, że to właśnie „Harry Potter” na miarę współczesnych polskich aspiracji czytelniczych, słowo pisane podsuwane Kowalskiemu między schabem bez kości i jasnym pełnym. Ale to śmiech przez łzy. W blisko 40-milionowym kraju z produkcji i dystrybucji książek żyje obecnie zaledwie 4,7 tysiąca osób, o jakiś tysiąc mniej niż jeszcze u progu tej dekady. W ciągu zaledwie siedmiu lat popyt na książki zmalał nad Wisłą o blisko 40 proc. i dziś na każdego Polaka przypadają niespełna trzy kupione tytuły rocznie. Blisko 60 proc. rodaków przyznaje, że w ciągu ostatniego roku nie przeczytało ani jednej książki. Jak zauważa Marcin Garliński, prezes wydawnictwa Muza, trudno oczekiwać odwrócenia tego trendu tak długo, jak dobra kultury będą w Polsce produktem drugiej potrzeby, w dodatku łatwo zastępowalnym przez inne.

– Ilekroć słyszę opinie o wysokich cenach książek w Polsce, uświadamiam sobie, że równie często słyszę też narzekania na ceny biletów kinowych – mówi Garliński. – Frekwencja w kinach jakoś jednak rośnie, w przeciwieństwie do sprzedaży w księgarniach.

Tego nie zmieniłby nawet najlepszy plan restrukturyzacyjny Matrasa. Ani też większy Empik.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2017