Dzieciaki

W Polsce dziwią się wszystkiemu. Dziewczynki z romskiego getta w Brnie: że trawa jest zielona jak w Czechach. Delegacja z Ugandy: że jest tak gorąco. – Jak możecie wytrzymywać takie upały? – pytają chłopcy z Afryki.

17.07.2012

Czyta się kilka minut

Uczestnicy programu Brave Kids podczas koncertu finałowego. Wrocław, 7 lipca 2012 r. / fot. Sławek Przerwa / Brave Festival
Uczestnicy programu Brave Kids podczas koncertu finałowego. Wrocław, 7 lipca 2012 r. / fot. Sławek Przerwa / Brave Festival

Zaczęło się kilka miesięcy temu, w wielu miejscach świata. W Tanzanii na przykład nauczycielka zabrała sześcioro dziewczynek do najbliższego miasta. Dotąd żyły w lepiankach i nie opuszczały wioski. W supermarkecie pokazała im jedzenie, którym będą karmione w Polsce. – Spotkacie tam wielu białych ludzi. Nie bójcie się ich – powiedziała.

Skończyło się 10 lipca występem na wielkiej scenie w siedzibie UNESCO w Paryżu. Na godzinę przed spektaklem małe Tanzanki, razem z setką dzieci z trzynastu innych krajów, usłyszały od reżyserki: – Po próbie, jak już ubierzecie kostiumy, na scenę wyjdą panowie w garniturach. Będą bardzo poważni, będą mówić różne ważne rzeczy. A gdy w końcu zawołają: „kids on stage”, cichutko wyjdziecie – czy potraficie to zrobić cicho? – na swoje pierwsze pozycje. I zaczną Chiny.

OTO JESTEŚMY

A gdy dzieci staną w świetle reflektorów, to nie ma już granic, wszystkiemu nadadzą nowe znaczenie.

Grzegorz Bral, dyrektor artystyczny Brave Festival na długo zapamięta upośledzonego umysłowo 18-latka, który powiedział ze sceny: „Mamo, dziękuję, że urodziłaś takie dziecko jak ja. Bo każdy jest potrzebny: ty, ty i ty też”. – W jednym zdaniu nauczył nas, że w świecie musi być miejsce na wszystkie rodzaje wrażliwości – tak jak w lesie potrzebne jest każde pojedyncze drzewo.

Innym razem, jeszcze przed początkiem Brave Kids, na scenę wyszły dzieci z dużym stopniem niepełnosprawności. – Stanęli, spojrzeli na publiczność. Here we are, oto jesteśmy. I nic więcej nie było potrzebne – wspomina Bral.

To się zdarzyło kilka lat temu. Potem była współpraca z Rokpa International, organizacją humanitarną działającą w Nepalu, Indiach i Tybecie, oraz kontakt z Breakdance Project Uganda, w którym dzieci ulicy zachęca się do aktywności i nauki, ucząc tańca. A w breakdance obowiązuje zasada „każdy uczy każdego” – jeśli poznasz nowy krok, powinieneś pokazać go komuś innemu. – To nas zainspirowało, aby stworzyć projekt, w którym dzieci wymieniają się umiejętnościami i odzyskują naturalną zdolność uczenia się od siebie – mówi Iwona Staňková, producent wykonawczy Brave Kids.

Premiera dziecięcego pasma Brave Festival, organizowanego we Wrocławiu przez Stowarzyszenie Kultury Teatralnej Pieśń Kozła, odbyła się przed trzema laty. W tym roku do Polski przyjechało 18 grup dziecięcych z 14 krajów świata – także ubogich i dotkniętych konfliktami. Romki z getta w Brnie, arabskie tancerki z Nazaretu, żydowskie i palestyńskie dzieci z Izraela grające na ukulele. Był polski teatr Puk-Puk ze Świdnika i norweska grupa Aldebaran. Przybyły delegacje z Tanzanii, Zimbabwe, Rumunii, Chin, Gruzji, Bułgarii i Kirgistanu. W sumie ponad setka dzieciaków – brave kidsów, jak wszyscy tu o nich mówią.

Sprowadzić ich nie było łatwo. Bo jak wytłumaczyć urzędnikom z konsulatu, że jeśli po wizę zgłasza się kilku chłopców z tym samym nazwiskiem, to wcale nie oznacza, że całą rodziną chcą zbiec do Europy? To członkowie jednego plemienia. Jak przekonać indyjskie ministerstwo (przypadek z poprzedniego roku) do wsparcia wyjazdu grupy, która nie znajduje się na oficjalnej, rządowej liście artystów? Czasem dzieciakom trzeba wyrabiać pierwsze w życiu dowody tożsamości.

Razem z grupami przyjeżdżają opiekunowie. – To od współpracy z nimi zależy sukces całości – wyjaśnia Staňková. – Niektórzy z nich wpisali Brave Kids do programu wychowawczego w organizacjach, w których pracują. Wyznaczają dzieciom cele: obecność w szkole, dobre oceny. W Polsce zjawiają się tylko ci, którzy je osiągną.

Davis Sebulime, opiekun grupy ugandyjskiej i pracownik organizacji In Move¬ment: Art for Social Change: – Kiedy na ulicach Kampali pytasz ludzi, kim są, odpowiadają tylko imieniem. Nie mówią o swoich korzeniach. Używamy sztuki po to, aby ich pytać: co cię porusza? Taniec, śpiew, może muzyka?

Alice Aforo Makul, nauczycielka, która w tanzańskim supermarkecie oswajała z Europą dziewczynki z zespołu Ndagwa (uprawiający grę na bębnach i taniec kultywujący tradycję plemienia Wagogo), tłumaczy, że muzyka pomaga przełamać lęk przed nauką: – Pomyśleliśmy, że skoro taniec mają we krwi, dzięki niemu przyjdą do naszego centrum, do szkoły. Uczymy dzieci umiejętności życiowych, np. tego, jak unikać AIDS. Dzięki Brave Kids zrozumiały, jak ważna jest ich kultura. Dla nich to rzecz codzienna, ale w Polsce zobaczyły, że jest to coś bardzo cennego.

A gdy dzieci z całego świata znajdą się już w Polsce, dziwią się wszystkiemu. Dziewczynki z romskiego getta w Brnie, że trawa jest tak samo zielona jak w Czechach. Delegacja z Ugandy, że jest tu tak gorąco. – Jak wy możecie wytrzymywać takie upały? – pytają chłopcy z Afryki.

ZABAWA JAK ODDYCHANIE

Pasmo Brave Kids składa się z kilku części. W pierwszej dzieci mieszkały z polskimi rodzinami. Dla niektórych z nich – np. wychowanków sierocińca w Kirgistanie – była to pierwsza rodzina w życiu. – Co roku powtarzamy rodzinom: nie rozpieszczajcie dzieci, nie kupujcie im zbyt wielu prezentów. Ale to nie działa. Każda rodzina chce dać od siebie jak najwięcej – mówi Grzegorz Bral.

Ale i dla przyjmujących dzieciaki to duże przeżycie. Anna Zubrzycki, współzałożycielka Stowarzyszenia Pieśń Kozła i dyrektor artystyczny tegorocznego Brave Festival, opowiada o jednej z kobiet goszczących dzieci, która wychowuje niepełnosprawne dziecko. Powiedziała ona: „Było to dla mnie doświadczenie zmieniające życie. Większość ludzi nawet nie chce spojrzeć na moje dziecko. A dzieci z Afryki, które u mnie mieszkały, zaczęły po prostu grać z nim w piłkę”.

Podzielone na trzy grupy (w tym roku dwie we Wrocławiu i jedna w Szczecinie) dzieciaki pracują nad pierwszymi występami. Ujawniają się pierwsze różnice: z początku nie wszyscy chcą się dzielić swoimi umiejętnościami. Strajkują na przykład dziewczynki z Nazaretu. Trudno przekonać Romów: romskie tańce możemy tańczyć tylko my – mówią. Dlatego początek warsztatów to zajęcia z milczenia i warsztaty integracyjne.

Ale w Brave Kids chodzi i o to, aby przygotować wspólny spektakl, który zostanie pokazany ostatniego dnia Brave Festival we Wrocławiu, tuż przed głównym koncertem finałowym, w Centrum Sztuki Impart. Dzieciaki pracują pod okiem reżyserów i instruktorów teatralnych na terenie ośrodka kulturalno-sportowego w dolnośląskich Krośnicach. Ci muszą ocenić ich umiejętności i połączyć w całość kilkanaście przywiezionych przez nich scenek.

– Chcemy złapać za serce – mówi reżyserka Ewa Zielińska. – W trakcie warsztatów wśród dzieci rodzą się konflikty, miłości, przyjaźnie i nienawiść – jak w prawdziwym społeczeństwie. Mamy tu prawdziwy przekrój świata. Przyjeżdżają z gett, sierocińców, ośrodków dla uchodźców. Schodzą się razem i mieszają ze sobą, jakby było to zupełnie normalne.

– Przed drugim etapem zajęć były zmęczone – opowiada inny opiekun artystyczny, Jacek Timingeriu. – Ale po pierwszych występach, gdy dostały mnóstwo braw przed widownią, niektóre poczuły się już gwiazdami.

Kilka dni później opiekunka grupy z Kirgistanu opowie o dziecku, które przyzna się jej, że jeszcze nigdy w swoim życiu nie doświadczyło tyle radości, ile podczas trzech tygodni w Polsce.

W finałowym spektaklu znalazło się miejsce dla gruzińskich i arabskich tańców ludowych, krótkiej scenki teatralnej dzieci z Hongkongu, w której parasol porywa jedną z dziewczynek i ta wzywa wszystkich na pomoc. Były dziewczyny z Norwegii na szczudłach, polskie dzieci śpiewające ludową piosenkę i bawiące się w berka. I wreszcie, na sam koniec, piosenka o pokoju, zaśpiewana przez wszystkich. Opiekunowie artystyczni zdecydowali, że skoro dzieci nie łączy żaden język, spektakl obędzie się bez słów. Nie ma fabuły. Na scenę wychodzą dzieci z tym, co potrafią najlepiej i czego nauczyły się od innych.

Marta Kuczyńska, reżyser: – Już sam widok dzieci różniących się kolorem skóry, językiem, zachowaniem to historia sama w sobie. Dzieci same przyjechały tu z własnymi, często dramatycznymi historiami życia, nie ma sensu wkładać tego w sztywną ramę dramatu.

Gdy do arabskiego chłopca z Izraela podchodzi mały Maku z Kirgistanu i tłumaczy na migi, że chciałby się nauczyć grać na ukulele; gdy siedzą potem całymi godzinami i jakoś ze sobą rozmawiają – jeden po angielsku, drugi po kirgisku – wspólna narracja powstaje sama. – Obserwować to wszystko... to jest rozwalające. Ja jestem rozwalony kilkadziesiąt razy dziennie – śmieje się Timingeriu. Dzieciaki pokonują nie tylko barierę języka. Kiedy polskie dziewczynki pytają Tanzanki o to, czy to do nich należy zagubiony ręcznik, młode Afrykanki kręcą przecząco głowami. Dopiero potem okazuje się, że ręcznik jest ich, ale nie przyznały się do tego, bo pomyślały, że Polki chciałyby dostać go w prezencie.

Opiekunowie artystyczni mówią, że całości nie wolno przereżyserować, że muszą dać dzieciakom swobodę na scenie. Ale na wszelki wypadek podczas prób umieścili przed nimi kartkę z numerem „600” – tyle osób przyszło potem na finałowy występ we Wrocławiu.

– Podpatrujemy, jak dzieci się bawią – mówi Zielińska. – Gdy coś nam się podoba, chcemy to włączyć do występu. Ale czasem zapominamy, że to nie są wynajęci aktorzy. Kulą się w sobie, mówią: przecież my się tylko tak bawiliśmy. Dla nich zabawa jest tym, czy dla dorosłych oddychanie – nawet jej nie zauważają.

CHODZI O LEPSZY ŚWIAT

Opiekunką grupy izraelskiej jest Daphna Orion. Kilka lat temu, podczas kolejnej fali starć izraelsko-palestyńskich, jej mąż oglądał telewizję. Zaklął pod nosem: cholerni Palestyńczycy. Nie minęło kilka sekund, a usłyszał echo: cholerni Palestyńczycy. To jego kilkuletni syn powtarzał za nim. Wtedy uznał, że to szaleństwo, że Arabów i Żydów trzeba ze sobą spotkać. Postanowił założyć dziecięcą orkiestrę. Krótko zastanawiał się nad instrumentem. Wybór padł na ukulele. – Ten instrument jest jasny, wesoły i mały – dokładnie tak jak dzieci – mówi Daphna.

Do zespołu należą tylko dzieci, ale warunkiem ich uczestnictwa jest też zaangażowanie rodziców. Ukulele for Peace grają w szkołach na terenie Izraela, na przemian, w żydowskich i arabskich miasteczkach. Po występie idą do szkół, siadają z uczniami i rozmawiają o pokoju. A raczej – wcielają go w życie.

Daphna stara się pozostawiać dzieciom jak najwięcej swobody i najbardziej boi się chwil, w których do decyzji trzeba włączyć rodziców. Jak wtedy, gdy chłopak żydowski zaprosił swojego przyjaciela Araba na obchody dnia niepodległości Izraela. – Jego matka zapytała mnie, co o tym sądzę – wspomina Daphna. – Powiedziałam: zostawmy to dzieciom. Byłyśmy ciekawe reakcji arabskich rodziców. Ale i oni uznali, że to sprawa między dziećmi: jeśli chcą, niech pójdą. I poszli – bawili się razem do pierwszej w nocy.

Tak dzieci pozostały dziećmi. Ale zdarza się i tak, że kiedy dziewczynki muzułmanki osiągają dojrzałość, ich ojcowie zabraniają im przychodzić na próby, zamykają w domach. Większość rodziców dzieci z Ukulele for Peace zmienia jednak swoje poglądy, staje się bardziej empatyczna. Kiedyś dzieci grały w Hebronie w czasie, gdy w Strefie Gazy wojsko izraelskie zaatakowało Palestyńczyków.

– Siedzieliśmy z matkami dzieci arabskich i w pewnym momencie poczuliśmy, że nas ignorują – mówi Daphna. – Podejmowałam próbę zagajenia rozmowy – bez skutku. Po spotkaniu zapytałam: „Dlaczego tak robiłyście?”. Jedna z nich przyznała, że nie chciały z nami rozmawiać, bo między nimi, samymi Arabkami, było dużo złości na to wszystko, co robi Izrael. „Wiemy, że to nie wasza wina, i dlatego nie chciałyśmy z wami rozmawiać – żeby nie zarazić was tymi złymi emocjami” – powiedziała.

Daphna uważa, że pierwszą reakcją na niezrozumienie powinno być pytanie: co masz przez to na myśli? Ono zwykle dużo wyjaśnia – i pomaga w życiu codziennym. Dzieci z Brave Kids są teraz być może zbyt młode na to wszystko. Ale prędzej czy później zrozumieją, że przebywając z dziećmi z odmiennych kultur, właśnie tego nauczyły się w Polsce.

– Za 20 lat może się okazać, że niektóre z naszych dzieciaków są politykami lub zajmują ważne funkcje i dzięki temu mogą budować lepszy świat – wtóruje jej Iwona Staňková, a w jej słowach nie ma naiwności. – Uczestnicy Brave Kids utrzymują ze sobą kontakt, dzięki temu projektowi tworzymy taką globalną sieć dzieciaków.

Tegoroczna edycja Brave Kids jest szczególna, bo oprócz występu we Wrocławiu (na widowni, oprócz gości festiwalu, są rodziny, z którymi wcześniej mieszkały dzieci, owacje na stojąco trwają kilka minut) dzieciaki jadą jeszcze do Paryża, aby dać spektakl na scenie w siedzibie UNESCO.

Na próby nie ma tam wiele czasu – tylko kilka godzin. Ewa Zielińska cierpliwie tłumaczy oświetleniowcom, że dobrze oświetlone mają być też brzegi sceny, tak aby wszystkie dzieciaki były dobrze widoczne. Tymczasem na scenie trójka dziewczyn z Polski podchodzi do chłopców z Kirgistanu. I powtarza się schemat z poprzednich dni: najpierw muszą się porozumieć między sobą, aby ustalić, jak porozumieć się z innymi. Trochę jak w prawdziwym życiu. Wszystko przerywa okrzyk reżyserki: „To ma być berek?”. Nie ma czasu na szukanie przejścia – Ewa Zielińska dobiega do sceny, skacząc z fotela na fotel. I pokazuje, jak bawić się w berka – to jedna z sekwencji przedstawienia. „Energicznie, trzeba wołać, ruszać się, podskakiwać!”. „Boże, dzisiaj zrobię chyba z dziesięć kilometrów” – mówi do siebie.

Po paryskim występie – obiad na najwyższym piętrze budynku ONZ. Z wind wychodzą kończący pracę dyplomaci i urzędnicy. Omijają rozłożone na korytarzu ukulele, patrzą na dzieciaki w kostiumach. Uśmiechnięci, zaskoczeni. Czy myślą teraz o swoim własnym dzieciństwie? Jak długo?

ABY SIĘ CIESZYĆ

Na koniec dwudniowego pobytu w Paryżu trwa seminarium Brave Kids. Dzieciaki odpowiadają na pytania. Na przykład: kim będą, gdy dorosną?

– Chcę jak najdłużej grać na ukulele i tańczyć.

– Chcę studiować i pomagać innym.

– Jeszcze nie wiem: będę albo przewodnikiem po egzotycznych krajach, albo aktorem.

Albo: jak będą ze sobą utrzymywać kontakt?

– Przez Skype’a, bo tam wciąż można się widzieć i rozmawiać na migi.

– Z Facebooka nie można korzystać zawsze, ale zabieram do domu prezenty, które tu dostałem. Będą mi przypominać inne dzieci.

– Nie mam dostępu do internetu, ale mam nadzieję, że się po prostu zapamiętamy.

Podczas pożegnalnego obiadu mała Nastia, sierota z Kirgistanu, nalewa wszystkim soku. (Na pytanie: „Która to Nastia?” prawie każdy odpowie: „To ta wspaniała”). Bo gdzie, jeśli nie w sali z widokiem na wieżę Eiffla, powinno być elegancko? To jej przedostatni dzień w Paryżu. Jutro, zanim wsiądzie do autokaru na lotnisko, powie: – Teraz już wiem, że życie jest po to, aby się cieszyć.

Dzieciaki z Hongkongu zaśpiewają jeszcze „Shalom”, piosenkę o pokoju, która kończyła ich występy w Krośnicach, Wrocławiu i Paryżu. Będą uściski, łkanie i głośny płacz pożegnania. Jedna z dziewczynek cicho zapyta koleżankę: – Też chcę płakać, ale jakoś nie mogę. Jak to się robi?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Brave Festival