Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przymiotnik „jednorazowych” jest konieczny, gdyż na tle dotychczasowej liczby ofiar – od początku protestów miało zginąć 11 tys. ludzi – statystyka z Hula może wydać się niewielka. Obserwatorzy ONZ doliczyli się tam 116 zabitych, w tym 49 dzieci; większość zginęła od ognia artylerii i czołgów, ale część ofiar zabito z bliska, strzałem w głowę.
Masakra w Hula może nie zwróciłaby uwagi tak zwanej wspólnoty międzynarodowej – zdążyła ona przywyknąć do tego, co dzieje się w Syrii, podobnie jak do swej bezradności – gdyby nie jedna okoliczność. Dzięki temu, że obserwatorzy ONZ znaleźli się w Hula zaraz po masakrze, mogli zrekonstruować przebieg wydarzeń i poinformować Radę Bezpieczeństwa, która natychmiast i jednogłośnie potępiła Asada. Nawet Rosja, sojusznik Damaszku, nie mogła nie poprzeć ONZ. Inna sprawa, że wystąpienie Rady ma rangę oświadczenia prasowego i nie pociąga za sobą żadnych skutków prawnych...
Choć więc niektórzy mają nadzieję, że Hula będzie dla ONZ przełomem i zadziała tu „efekt Srebrenicy”, bardziej prawdopodobne jest, że po chwilowym oburzeniu wszystko wróci w stare koleiny, a w Syrii nadal będzie ginąć po kilkadziesiąt osób dziennie (tylko w ciągu następnych dwóch dni w mieście Hama zostało zabitych 41 osób, w tym ośmioro dzieci). Mający sojusznika w Rosji i szantażujący bliskowschodnie otoczenie wizją rozpadu Syrii Asad może pozwolić sobie na bardzo wiele. Jest najwyraźniej zbyt słaby, aby definitywnie stłumić rewolucję, lecz zarazem za silny, aby przegrać. Chyba tylko interwencja z zewnątrz mogłaby zapobiec powtórkom z Hula. Ale Syria to nie Libia.