"Dymy stosu"

Ta korespondencja, której całość ukaże się w najbliższych tygodniach nakładem Wydawnictwa a5, obejmuje ponad półwiecze. Rozpoczyna ją list do redakcji Tygodnika Powszechnego wysłany w 1947 roku przez początkującego poetę (nb. redakcja listu nie wydrukowała), zamykają przejmujące listy ostatnie, które Zbigniew Herbert i Jerzy Turowicz wymienili w 1998 roku, obaj świadomi bliskiej śmierci.
Zbigniew Herbert /
Zbigniew Herbert /

Co najbardziej zdumiewające: niewiele tutaj luk, choć oczywiście zdarzają się dłuższe przerwy spowodowane zwykle podróżami. Arkusze kruchego, pożółkłego papieru, czasem - starannie dobierane widokówki czy reprodukcje dzieł sztuki, pieczołowicie przechowane przez obu przyjaciół, zawierają mnóstwo szczegółów dotyczących nie tylko historii ich znajomości, ale też spraw toczących się wokół: w “Tygodniku", w Polsce, w świecie. Odnajdujemy w nich klimat czasu, przeszłe emocje, nadzieje, dramaty.

W “TP" (nr 44/2004) opublikowaliśmy już blok listów z roku 1953, roku, w którym “Tygodnik" został po śmierci Stalina zamknięty przez władze komunistyczne. Dziś - dwa kolejne epizody tej historii. Najpierw - rok 1956, rok odwilży, gdy ukazuje się wreszcie debiutancka książka blisko 32-letniego już Zbigniewa Herberta, a “Tygodnik" wraca do prawowitych właścicieli. Później - początek roku 1958, gdy wybucha awantura wokół wznowienia powieści “Sprzysiężenie" Stefana Kisielewskiego: “Sprzysiężenie" uznano za powieść niemoralną, tymczasem Kisielewski, członek redakcji “TP", został katolickim posłem Koła Znak... Konflikt doprowadza do chwilowego zerwania Herberta z “Tygodnikiem" i skłania Jerzego Turowicza do obszernego wyłożenia redakcyjnej strategii.

Rękopisy listów przechowywane są w Archiwum Zbigniewa Herberta i Archiwum Jerzego Turowicza.

Tomasz Fiałkowski

Rok 1956

Jerzy Turowicz do Zbigniewa Herberta

Kraków, 22 VII 1956

Carissime,

pozwól, że dzień święta państwowego uczczę listem do Ciebie, pełnym wyrazów radości z powodu ukazania się “Struny światła", jak też wdzięczności, iż raczyłeś mi to dzieło przysłać, że raczyłeś mi dedykować “Wawel" i ujawnić to w druku na wieczną rzeczy pamiątkę, że wreszcie napisałeś bardzo miłą na książeczce dedykację. Więc naprawdę bardzo się cieszę, ale mało! Szykuj prędko następny wolumen.

Nie wiem, czy jeszcze siedzisz w Warszawie i jak długo to czynić zamierzasz. Gdybyś był jeszcze w stolicy za tydzień, bardzo rad bym Cię zobaczył i z Tobą oglądnął wystawę francuską jako też inne ewenementa kulturalne. Albowiem w drodze na jeziora mazurskie zamierzam wraz z rodziną pobyć w Warszawie 2 dni, mianowicie niedzielę i poniedziałek 29 i 30 bm. Jeśli Cię nie będzie, czego Ci skądinąd (acz nie sobie) życzę, to trudno, zapłaczę gorzko i sam będę zwiedzał stolicę. W Krakowie pustawo, przyjaciele się porozjeżdżali, “Przekrój" i “Przegląd Kulturalny" można kupić niemal bez trudności, ja zaś kończę swoje robótki, rozpoczynam przygotowania do spływu i dumam, skąd by tu trochę forsy zorganizować, jako że byt określa świadomość.

Na tych refleksjach niezbyt filozoficznych kończę i ściskam Cię serdecznie

Twój powolny czytelnik

Jerzy

PS. W Twoim tomiku są prześliczne wiersze, ale mam lekką pretensję do okładki, ta okładka nawet nie jest zła, ale liternictwo! Szkoda że to nie Jaworowski albo Młodożeniec. A o samych wierszach chciałbym Ci kiedyś coś więcej napisać czy powiedzieć, ale przedtem muszę je w spokoju poczytać i pokontemplować.

Debiutancki tom Herberta wedle informacji w stopce wydawniczej “oddano do składania 22 marca 1956, podpisano do druku 14 czerwca 1956, druk ukończono w czerwcu 1956". Na egzemplarzu “Struny światła" zachowanym w Archiwum Jerzego Turowicza widnieje następująca dedykacja: “Kochany Jerzy, / ponieważ jesteś już na wieki wieków moim pierwszym, moim jedynym redaktorem, są to także Twoje wiersze. Przyjmij je. / Twój / Patryk / Wwa 15 VII 1956".

Skrytykowaną przez Turowicza okładkę tomiku projektował Andrzej Radziejowski. Jerzy Jaworowski (1919-1975) i Jan Młodożeniec (1929-2001) należeli do najwybitniejszych polskich twórców w dziedzinie grafiki książkowej i plakatu.

“Wystawa francuska", o której wspomina Turowicz, to “Malarstwo francuskie od Davida do Cézanne’a", ekspozycja zorganizowana w warszawskim Muzeum Narodowym wspólnie z francuskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych oraz Dyrekcją Muzeów Francji od 15 czerwca do 31 lipca 1956 r.

Zbigniew Herbert do Jerzego Turowicza

TRWOGA i DRŻENIE

pismo bezpartyjnych egzystencjalistów

6 XII 1956

L. dz. 1/56

Szanowny Panie Redaktorze,

Pan redaktor Kubiak (Zygmunt Mało Przytomny) zwrócił się do mnie za pośrednictwem swego kota z poleceniem przysłania utworów do ewentualnego wykorzystania, co niniejszym czynię.

Proszę przyjąć z okazji wznowienia pisma wyrazy prawdziwej radości i braterskiej solidarności. Dla całego Zespołu od naszej Redakcji przekazuję wyrazy szacunku jako też ukłony i ucałowania

Zbigniew Herbert

Zbigniew Herbert do Jerzego Turowicza

24 XII 1956

Kochany Jerzy,

wczoraj usiłowałem bezskutecznie dzwonić do Ciebie, aby złożyć serdeczne gratulacje z okazji 1. numeru “Tygodnika", który jest ciekawy i został rozchwytany przez lepszą część stolicy.

Chcę także na Twoje ręce złożyć serdeczne Życzenia Świąteczne i Noworoczne dla Ciebie, Twojej Rodziny i całego Zespołu.

Całuję Ciebie bardzo mocno w oba policzki, a także w Rękę rozkosznie znów pachnącą Farbą Drukarską

Twój Patryk

Pierwszy numer wznowionego “Tygodnika Powszechnego" ukazał się na Boże Narodzenie 1956. Znalazły się w nim m.in. cztery wiersze Herberta: “Substancja", “Ornamentatorzy", “Odpowiedź 53" i “Chrzest". W Archiwum JT zachowały się ich maszynopiśmienne kopie, z instrukcją dla zecerów wpisaną ręką Turowicza.

Rok 1958

Zbigniew Herbert do Jerzego Turowicza

16 I 1958

Kochany Jerzy,

jednocześnie wysyłam do Redakcji list protestacyjny. Starałem się, żeby był dość ordynarny, ale nie wiem, jak to wyszło.

A swoją drogą chciałbym wiedzieć, jak to jest naprawdę. Naprzód zrobiliście z Kisielewskiego katolickiego posła ziemi wrocławskiej (sytuacja z Gombrowicza), a teraz wypominacie mu jego złą (artystycznie, więc nie tak niebezpieczną moralnie) książkę. No i to (brr!) jednogłośne potępienie zespołu. Dymy stosu + dymy plenum.

Nic nie rozumiem i bardzo proszę, żebyś mi to, jeśli uznasz za celowe (ustnie) wyjaśnił.

Serdecznie Cię ściskam

Zbigniew

Zbigniew Herbert do redakcji "Tygodnika Powszechnego"

16 I 1958

Szanowny Panie Redaktorze,

właśnie pisałem felieton dla “Tygodnika" polemizujący z Kisielem (“Bronię socrealizmu"), kiedy doszedł do mnie numer Pańskiego Pisma, a w nim “Sprawa »Sprzysiężenia«".

Felietonu oczywiście nie wyślę. Proszę także o wycofanie moich materiałów znajdujących się w redakcyjnej tece (trzy wiersze przesłane w grudniu ub. r.). Przy okazji proszę również red. Jacka Woźniakowskiego, aby był łaskaw wycofać moje wiersze przesłane dla “Znaku".

Można oczywiście drukować w piśmie nie zgadzając się ze stanowiskiem redakcji. W tym przypadku jednak moje odczucie tej żałosnej sprawy tak dalece odbiega od opinii Zespołu, że muszę zaprotestować w sposób, niestety, śmieszny - bo dla czytelników niewidoczny, a dla Redakcji - bezbolesny.

Z poważaniem

Zbigniew Herbert

Jerzy Turowicz do Zbigniewa Herberta

10 II 1958

Kochany Zbyszku,

nie wiem, czy mi uwierzysz, że nie miałem dotąd chwili czasu, by do Ciebie napisać, choć sprawę uważam za więcej niż ważną. Co dzień siedzę nad papierami do 3-ciej w nocy, stąd przytomność i odpowiedzialność zmniejszona. Byłem w międzyczasie 2 dni w Warszawie, ale do Ciebie dotrzeć nie zdołałem.

No a list ten nie jest łatwy, ani też krótki być nie może.

Kartki Twoje dwie - do mnie i do redakcji otrzymałem i wyłamałem w ostatniej chwili z numeru, na dzień przed drukiem, zgodnie z Twoim życzeniem, trzy Twoje wiersze. A chciałem dać właśnie w numerze “zestaw liberałów" - odpowiedź Kisiela, artykuł Leopolda [Tyrmanda], Chrzana [Tadeusza Chrzanowskiego] i Twoje wiersze na 1 stronie. Uniemożliwiłeś to, nie było wówczas czasu na porozumienie. Jacek Woźniakowski wierszy Twoich nie wycofał, bo numer już był w druku.

Reakcja Twoja na “sprawę Kisiela" dość mnie zniechęciła i - że tak powiem - załamała. Nie zniechęciła do Twojej współpracy, na której mi jak najbardziej zależy nadal. Ale trochę zniechęciła do tłumaczenia i wyjaśniania. Powiem szczerze - wybacz - sądzę, że zareagowałeś dość płytko i zdziwiłem się, że nie rozumiesz sytuacji dość skomplikowanej.

Jak rzecz wygląda:

1. Będąc pismem - malgré tout - katolickim, uznajemy wpływ literatury na życie, na ludzi, ich światopogląd i obyczaje, czyli tzw. moralność. Uznając w zasadzie wolność pisarza, twierdzimy, że ma ona jednak pewne granice, które pisarz sam sobie winien nakładać. M.in. liczyć się z wpływem, który książka na czytelnika wywiera. Oczywiście od opowiastek Mme de Ségur do “Poletka Pana Boga" Caldwella jest bardzo duża skala.

2. Czy książka Stefana jest aż tak szkodliwa i niemoralna? Na pewno nie. Znam dziesiątki i setki książek dużo gorszych. Nieszczęście w tym, że Kisiel jakoś był uważany za pisarza katolickiego. Nie nasza w tym wina. Stało się to tak z powodu a) przynależności do zespołu “Tygodnika", b) Jego jakiejś akceptacji katolicyzmu - choć z pozycji zewnętrznych, “katechumena" czy deisty, c) z powodu jego “poselstwa" katolickiego we Wrocławiu.

3. Zacznę od końca. Kisiel jako katolicki poseł to oczywiście nieporozumienie. Ale to też nie nasza wina. Kisiel sam koniecznie chciał być posłem, mógł nim zostać tylko “z naszego ramienia", zgodziliśmy się na to raczej niechętnie, głównie, że tak powiem, z liberalizmu - skoro chce, to niech będzie. Myślę, że chyba raczej źle się stało, że tym posłem został (nie z powodu “Sprzysiężenia"!), może i on sam tego żałuje, ale to nie nasza wina. W każdym razie społeczeństwo uważa go za posła katolickiego. I trudno się temu zbyt dziwić.

4. “Sprzysiężenie" jest książką na pewno z klimatu niekatolicką, obcą światopoglądowo. We Francji - mimo to - afera może by nie wybuchła (choć nie jestem tego pewien). W Polsce wybuchła i to chyba nie tylko z powodu artykułu Dobraczyńskiego. Zrobił się ruch wśród czytelników, księży, biskupów nawet. Coś trzeba było z tym fantem zrobić. Co?

5. Powiesz pewnie, że należało stawić czoło Ciemnogrodowi, w obronie wolności kultury itd. Obawiam się, że byłoby to stanowisko niesłuszne. Co więcej, świadczyłoby o pewnej pogardzie dla czytelników, co nie byłoby postawą chrześcijańską. W istniejącej sytuacji trudno się było dziwić, że taka właśnie była reakcja.

6. Wobec tego postanowiliśmy zrobić to, cośmy zrobili: uratować Kisiela dla dalszej współpracy, dla dalszej wspólnej roboty, “walki o wolność i prawa kultury". Wybacz te wielkie słowa. Uratować Kisiela mogliśmy tylko w ten sposób, żeby napisać, że książka z punktu widzenia katolickiego jest niedobra, ale że Kisiela nigdy nie uważaliśmy ani nie robiliśmy z niego pisarza katolickiego, że jest bezcennym sojusznikiem zewnętrznym, którego odtrącać nie wolno. Nie była to tylko operacja taktyczna, pisaliśmy - może niezgrabnie, ale uczciwie to, co myślimy. A myślimy, że największym grzechem Kisiela było, że zajmując określoną i ważną, odczytywaną w sposób socjologicznie zdeterminowany, pozycję społeczną, zlekceważył opinię społeczną, czego mu robić nie było wolno, ze względu choćby na “sprawę", której służy, na skuteczność i wydajność tego, co robi.

7. Tekst był z Kisielem uzgodniony. Tzn. znał go przed drukiem i zaakceptował go. Co nie znaczy, że mu się podobał. Zresztą nam się też nie podobał, i nie podobał się nikomu. (A przynajmniej niewielu.) Większość uważała, że postąpiliśmy z Kisielem za łagodnie, że należało z jego współpracy zrezygnować, wywalić, potępić itd. Były głosy, że artykuł nasz jest apologią Kisiela. Mniejszość zareagowała mniej więcej tak jak Ty, tzn. z oburzeniem, że jesteśmy Ciemnogrodem itp. Mimo to wszystko uważam, że nasze stanowisko było słuszne.

W ten sposób “uratowaliśmy" Kisiela dla dalszej wspólnej pracy. Nie dlatego, że K. to świetne pióro, które “Tygodnikowi" robi dobrze, ale dlatego, że K. to - choć wariat - mądry człowiek i odważny, który ma wiele do powiedzenia i trzeba, żeby to mówił, a poza tym - choć wiele nas dzieli i różni, jest nam ideowo bliski. Zresztą co tu dużo gadać, szliśmy z nim razem 12 lat niełatwych, jakżeż się rozstawać?

Ale nie zapominaj, “Tygodnik" będąc trochę, boję się, że tylko trochę, tym czym Ty chciałbyś, żeby był, i dlatego to sam w nim pisywałeś, i to także wtedy, kiedy nie miałeś książek wydanych i nie pisywałeś gdzie indziej, ten “Tygodnik" jest także pismem katolickim, choć przez wielu katolików atakowanym i naciskanym. Jest w Polsce pierwszym pismem katolickim, głównym, niemal jedynym, uważanym przez społeczeństwo i marksistów, rząd, partię, Bóg wie kogo, za organ i głos katolickiej opinii z biskupami, Prymasem itd. To nieraz niewygodne, ale to obowiązuje, rola która przypadła, choć tego może nie chcieliśmy.

Tę rolę chcielibyśmy pogodzić ze służbą prawdziwym wartościom kultury, sztuki, myśli i wolności. Czy nam to się udaje? Czasem nie. Robimy błędy, są czasem sytuacje nierozstrzygalne, bezwyjściowe. Myślę, że ważny jest bilans, a poza tym, że trzeba się liczyć z konkretną sytuacją, stać nogami na ziemi, śpiewać nie sobie a muzom. To nie jest minimalizm, względy komercjalne, konformizm, oportunizm ani kapitulanctwo, to tylko troska o prawdziwą skuteczność tego, co się robi.

Kochany, nie wiem, czy to, co napisałem, może Cię przekonać, jestem co do tego dość niepewny. Wybacz słowa gorzkie, ale myślę, że nie zrobiliśmy niczego, co by musiało powodować nasze rozejście się. Całej redakcji bardzo na Twojej współpracy zależy, zależy także Kisielowi (który reakcji Twojej nie uważa za słuszną), zależy najbardziej mnie. Dlaczego? Dlatego że - jakby to powiedzieć - że Cię więcej niż lubię, że cenię wysoko Twój wielki talent, pamiętam lata, kiedy byliśmy razem i myślę, że choć nie wszystko nas łączy, to jednak więcej łączy niż dzieli.

Napisz parę słów, co o tym myślisz, tymczasem ściskam Cię serdecznie

Jerzy

Powieść Stefana Kisielewskiego “Sprzysiężenie", napisana podczas II wojny i zaliczona przez Kazimierza Wykę w “Pograniczu powieści" do nurtu “rozrachunków inteligenckich", ukazała się w 1947 r. i z przyczyn głównie obyczajowych wywołała burzę w kręgach katolickich - jako że autor był członkiem zespołu katolickiego pisma. Na łamach “Dziś i Jutro" zaatakował ją katolicki prozaik Jan Dobraczyński, w “TP" krytyczną recenzję opublikował Antoni Gołubiew, Kisielewski zaś ukarany został trzymiesięczną banicją z łamów pisma. Powieść chwalili za to marksiści (m.in. Jan Kott), a Gałczyński skomentował awanturę wokół “Sprzysiężenia" zabawnym i złośliwym wierszem (nb. wykonywanym 38 lat później w Piwnicy pod Baranami podczas programu na 40-lecie “Tygodnika").

Gdy w 1957 r. “Sprzysiężenie" wznowiono, burza wybuchła ponownie, choć z mniejszą siłą. Znów zabrał głos Jan Dobraczyński (tym razem w “Słowie Powszechnym"), a w “TP" (nr 3/1958) ukazał się tekst, który tak wzburzył Herberta: artykuł “W sprawie »Sprzysiężenia«", podpisany “Zespół". Odnosząc się do listów “wyrażających dezaprobatę, a niekiedy wręcz oburzenie" z powodu wznowienia powieści, nadesłanych do redakcji i do Koła Poselskiego Znak, którego Kisielewski był członkiem, wybrany do Sejmu w popaździernikowych wyborach, autorzy artykułu stwierdzali: “Żeby nie było żadnej wątpliwości, musimy od razu i niedwuznacznie stwierdzić, że naszym zdaniem - Stefan Kisielewski nie miał prawa wznawiać »Sprzysiężenia«, nie miał prawa przynajmniej tak długo, jak długo reprezentuje społeczność katolicką jako poseł wrocławski, jak długo należy do zespołu »TP«". Zastrzegali: “Jesteśmy przekonani, że nie było zamiarem Stefana Kisielewskiego pisanie książki niemoralnej", krytykowali jednak “ogólny klimat nihilizmu i relatywizmu etycznego, tak bardzo różniący »Sprzysiężenie« od późniejszej twórczości Kisielewskiego".

Dalej znajdziemy już niedwuznaczną obronę autora powieści, nazwanego “ideowym liberałem bardzo swoistego rodzaju", i wreszcie konkluzję: “współpraca Stefana Kisielewskiego jest ważna nie tylko dla pisma, ale i dla sprawy, której pismo chce służyć".

W numerze 4/1958 głos zabrał sam Kisielewski (“O sprawie »Sprzysiężenia« mówi autor"). Odrzucił zarzut nihilizmu czy relatywizmu moralnego, tłumacząc, że chodziło mu o ukazanie człowieka szukającego, podkreślił też, że Dobraczyński, który zaatakował powieść, działał “w złej intencji". Zaznaczając swoją niezgodę na wiele elementów oceny sformułowanej przez zespół “TP", zdecydował “przyjąć ją do wiadomości" i pozostać zarówno w redakcji, jak i w Kole Poselskim.

Dodać trzeba, że tym razem skandal wokół powieści nie spowodował czasowej nieobecności jej autora w “TP": w numerach 4. i 5. ukazały się jego kolejne felietony, w numerze 8. - artykuł o Arturze Malawskim, w numerze 5. opublikowano też recenzję Adama Walacińskiego z książki Kisielewskiego “Z muzyką przez lata". A Herbert, ułagodzony najwidoczniej argumentacją Turowicza, wkrótce powrócił na łamy “Tygodnika": w numerze 13. ukazała się jego recenzja z wystaw w Zachęcie (m. in. Andrzeja Wróblewskiego), w numerze 15. - rozmowa z Jerzym Zawieyskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2005