Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Te wydarzenia przyszły mi na myśl podczas lektury historii proroka Amosa. Przedstawiciel establishmentu, kapłan Amazjasz, gdy usłyszał słowa krytyki pod adresem króla, wskazał Amosowi właściwe mu miejsce w zakrystii. Amazjasz wierzył w polityczną poprawność proroków, nie zauważając kryzysu wiary. Tymczasem Amos stwierdza, że nie jest prorokiem, to znaczy: nie jest zawodowym prorokiem opłacanym przez państwo. "Jestem człowiekiem, który nacina sykomory" - co miało sugerować zarówno prostotę życia, jak i dobrze płatną pracę, jaką porzucił dla spraw Bożych. To proste zdanie sugeruje też ważne wyznanie proroka. Amos mówi, że jego zadaniem jest głosić słowo Boże, a nie zadowalać się uczesanym przesłaniem królewskich kapelanów i rzeczników rządu.
Podobne przekonania towarzyszyć musiały Jezusowi, gdy posyłał na misję swoich uczniów. "Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!". Pora już przestać skupiać uwagę na strząsaniu prochu z nóg. Przecież Jezus nie był prymitywnym psychologiem, wierzącym, że danie upustu emocjom wynagrodzi nam smutek odrzucenia. Odrzucenie jest po prostu losem proroka. Ono wcale nie niszczy naszej misji, a jest jedynie nasieniem obumierającym i przynoszącym owoc we właściwym czasie. Czasie Bogu wiadomym.
Daleko bardziej niż nasz sukces lub klęska liczy się wszak nasza zwyczajna wierność wartościom ewangelicznym. Chrześcijaństwo nie jest dobrą nowiną o sukcesie kompromisów, ale dobrą nowiną o wartościach, dla jakich człowiek oddaje życie. Prorok Amos w swojej misji nie odniósł sukcesu. Apostołowie zostali ostrzeżeni przez Jezusa, że ludzie mogą nie zaakceptować ich przesłania. Może się bowiem okazać, że usłyszą znamienne słowa: "Trudna jest ta mowa".
Łatwa religia to religia kompromisów i układów. Zadowala się komfortową niszą wynalezioną dla niej w społeczeństwie. Jest jej ciepło i wygodnie. Nie musi niczego postulować ani wzywać nikogo do naprawy. To religia liturgii. Ale czy taki był zamysł Boży? Przecież uczeń Jezusa to nie specjalista od marketingu znający zachcianki konsumentów wiary i moralności, a ktoś, kto zachęca innych do wejścia w świat wartości swojego Mistrza. Uczeń Jezusa nie szuka łatwej religii, ale odnajduje się w dobrej religii. Religii wartości, a nie tylko liturgii.