Duchy Jeremiego

Z wielu dziwnych i strasznych rzeczy, które mgliście pamiętam z okresu dojrzewania, ten wieczór widzę całkiem wyraźnie.

09.10.2017

Czyta się kilka minut

Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Przez całe dzieciństwo i czas nastoletni mieszkałam z młodszym bratem w jednym pokoju, na piętrze naszego starego domu, tam gdzie kiedyś mieszkała prababcia Zagórna, i gdzie zresztą umarła, w starym drewnianym łóżku, wśród grubych pierzyn pełnych zakurzonego pierza, co widziałam na własne oczy jako małe dziecko. Jej śmierć potraktowana została jako rzecz zupełnie naturalna („Nie larmujcie tu w sieni, bo babka umiero” – prosiła ciotka Magda, a my grzecznie poszliśmy z korytarza pobawić się gdzie indziej) i nie stała się żadną traumą. Zmarła w domu? No a gdzie miała umrzeć? Byliśmy gotowi zamieszkać w pokoju po zmarłej prababci, nie martwiła nas jej dusza, byliśmy zresztą pewni, że kto jak kto, ale ona na pewno dostąpiła zbawienia i nie będzie nas nawiedzać we śnie ani tym bardziej na jawie.

Mieszkaliśmy tam razem wiele lat i być może dzięki wsparciu z zaświatów udało nam się nawiązać sensowną siostrzano-braterską więź, która trwa. Tego wieczoru, wiele lat po śmierci babki Zagórnej, leżeliśmy już w łóżkach, gdy zadzwonił telefon brata. Były to początki telefonii komórkowej, mieliśmy już oboje wielkie motorole z antenką, z których nie wolno nam było za dużo dzwonić, bo minuta rozmowy kosztowała ponad złotówkę.

Ale tym razem to do nas zadzwonił kolega z klasy mojego brata i powiedział surowym tonem na bezdechu, że Chmielu nie żyje. Że się zabił jednak, bo skoczył i niby przeżył, ale zmarł w szpitalu z powodu licznych obrażeń wewnętrznych.

To była jedna z najgorszych nocy. Czułam, jak brat wymyka się porządkowi kosmosu, bo przecież właśnie wszystko, co rozumiał i co znał, zostało zakwestionowane. Nie wiedziałam, co powiedzieć, czułam, że każde słowo będzie nieadekwatne, bo co miałam powiedzieć chłopcu, którego przyjaciel właśnie skoczył z dachu wieżowca? I bardzo się tej nocy baliśmy oboje, zupełnie inaczej, niż kiedy umierała babka Zagórna, gdy śmierć należała do naturalnego porządku rzeczy.

O tej nocy przypomniałam sobie, czytając powieść Roberta Rienta. „Duchy Jeremiego” to historia wkraczającego w okres dojrzewania chłopca, który prócz mierzenia się z demonami hormonalnego rozchwiania musi przeżyć czyjeś śmierci i zanurzyć się w żałobie. Sama przecież dawno zapomniałam o swoim dojrzewaniu. O tej chudej, neurotycznej i przesadnie emocjonalnej dziewczynce z chorzowskiego liceum – gdy dziś o niej myślę, wzrusza mnie i mam dla niej tyle pełnego wyrozumiałości współczucia. Rient zaprowadził mnie tam z powrotem, ale po innych tropach. Pokazał dojrzewanie chłopca tkwiącego w sidłach stereotypów, uprzedzeń i wyobrażeń, jakie na swój temat powinien mieć chłopiec, i oczekiwań, jakie ma wobec niego świat.

Feminizm, który chce uwolnić dziewczynki od społecznych stereotypów i konwenansów, rezonuje też u chłopców, którzy nie chcą albo nie potrafią sprostać narzucanym im rolom w świecie męskich nierealnych wzorców. Rient zaprowadził mnie pod płot mojej starej szkoły, gdzie dzieciaki zrobiły mural z twarzą Chmiela. Chłopcy w jego powieści usiłują rozmawiać o swoim życiu wewnętrznym i emocjach, jakie niesie ze sobą ich młodość, choroba matki Jeremiego, samotność, skradająca się wokół śmierć, ale często nie znajdują w sobie odwagi, by nazywać rzeczy po imieniu. W dorosłym życiu mężczyźni boją się tego jeszcze bardziej, do wyrażenia siebie potrzebując różnych lewarów – alkoholu, by przyznać, że jest źle, wspólnego kibicowania, by się prawdziwie cieszyć i przytulać w szczerej radości, sportów ekstremalnych, by doświadczać krańcowych emocji, polowań, by poczuć się panem czyjegoś życia i śmierci – wszystkich tych zastępczych kanałów komunikacji emocji, na których wyrażenie nie chcą lub nie umieją już sobie pozwolić.

Powieściowy Jeremi szukając wzorca męskości, trafia na mur braku porozumienia, a figurą dojrzałego mężczyzny jest tu dziadek – Sybirak, coraz mocniej zapadający się w chorobę Alzheimera, z niedopowiedzianą przemocową przeszłością, który porozumiewa się monosylabami, surowy i oddzielony od swoich emocji. Prócz gniewu, bo ten mężczyźnie nie tylko wolno, ale wręcz wypada okazywać. Feminizm chce w końcu pozwolić kobietom na gniew, w swoim lustrzanym odbiciu powinien mieć więc mężczyznę, któremu pokazuje całą resztę. Prowadząc go za rękę do tamtego chłopaka, którym kiedyś był, nim zrzucił dziecięcą wylinkę i wbił się w skorupę mającą go chronić przed skokiem z wieżowca. Ale ona nie chroni. W Polsce 85 proc. samobójstw popełniają mężczyźni.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2017