DRUGI DZIENNIK PILCHA

Z nadzieją wstąpiłem w piwniczno-polityczne lupanary, bratać się chcę, bawić, debatować, zaznawać inspiracji, nauki – niestety tancerki marne, śpiewacy głusi, polemiści żadni, nic nie ożywia.

11.03.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Andrzej Dudziński
/ Rys. Andrzej Dudziński

20 lutego | Gdyby ogłosić sondaż: kto obecnie jest premierem? A) Tusk B) Cyrankiewicz C) Gliński. Wyniki A) 29 proc., B) 1, 3 proc., C) 7,7 proc. Reszta – nie wiem, uważałbym za dowodzące światłości narodu. W rzeczywistości byłoby gorzej. Nieznacznie, ale wyraźnie gorzej.
Istnienie ghost-premiera: ewidentny sukces destrukcyjnej idei – przy Tusku zaistnieć ciężko, Gliński jednak zaistniał – jak na cały ten cyrk – zdumiewająco wielu poważnych (powiedzmy: quasi-poważnych) ludzi traktuje go poważnie.
Powiedzmy: quasi-poważnie, czyli nie w poważnym znaczeniu: realny następca premiera, ale w znaczeniu: człowiek, który podjął się osobliwej akcji politycznej, zgodził na rolę tego, który nie odegra żadnej roli, choć siebie obnaży i gołego na ołtarzu walki złoży. Niekoniecznie walki o zdobycie władzy (to nie jest aż tak ważne), ale walki o utratę władzy przez tych, co ją aktualnie mają (to jest najważniejsze). Wszystko, co przeciw Tuskowi, choćby samo się spalało – wskazane, wszystko, co zamęt czyni – dobre i inne super-poważne dziecinady.
Spore znaczenie może też mieć okoliczność, iż autor premiera technicznego, sam były premier – jak powszechnie wiadomo – premierowanie ciężko znosił i nadal, i w ogóle być premierem nie lubi. Oczywiście, gorszego wariantu niż premier Tusk nie ma, więc jest gotowość do poświęceń, może nie będą konieczne, tu – w razie czego – ma premiera gotowego, który raz zdobytego prawa do poświęcenia się morderczej służbie nie odda nigdy, który, jak będzie trzeba, wszystko weźmie, prezydenturę też, tak, jest para-prezydentem, prezydentem na niby. Prezydentem dla jaj też zostanie, a zarazem panu swemu nie tylko do samego końca do wygrzmocenia, do na pysk wywalenia, ale i po wygrzmoceniu, wywaleniu i innych dyscyplinarkach do ostatniej kropli służył będzie. Sytuacja idealna i najprawdopodobniej wreszcie odmieniająca fatalizm kolejnych klęsk.
Dlaczego autor technicznego premiera sześć czy siedem ostatnich wyborów przegrał? Otóż odpowiedź na to prapytanie brzmi następująco: przegrał, ponieważ myśl o zwycięstwie spędzała mu sen z powiek. Przegrał, ponieważ modlił się w duchu, aby nie wygrać, grozy zwycięstwa nie chciał powtarzać, horroru prezesowania RM ponownie nie przeżywać etc., etc.
Teraz może wygrywać do woli: ma para-premiera, zaharowanego szaraka, który w razie potrzeby – ho-ho, a nawet więcej. Słowem: dwie bądź nawet trzy pieczenie na jednym ogniu. A że znacznie żywszy niż wiecznie żywy i jak się okazuje, do dziś dychający Cyrankiewicz wszystko falsyfikuje, to jest co innego.

21 lutego | Nie mogę pisać o chorobie, bo po pierwsze mnie samego to nudzi, po drugie nic nie wiadomo. Nie mogę pisać o życiu erotycznym, bo wiadomo. Jak przystało lirycznemu poecie, serce mam jak kamień, więc ani słowa o uczuciach, jakże pisać o czymś, czego nie ma? Nie ma też ciekawości dla wielu spraw, dla polityki na przykład – żadnej ciekawości, w ogóle żadnej emocji. Pisz w takiej pustce – sameś pustka.
Moja polityczna pretensja – żeby było jasne – nie jest pretensją jakiegoś, pożal się Boże, arystokraty ducha, który wstąpił na takie wysokości, że ku politycznym nizinom nie spojrzy bez mdłości. Przeciwnie, z nadzieją wstąpiłem w piwniczno-polityczne lupanary, żadnej wyniosłości, bratać się chcę, bawić, debatować, zaznawać inspiracji, nauki – niestety, tancerki marne, śpiewacy głusi, polemiści żadni, nic nie ożywia. Trochę sam sobie jestem winien – jestem ukąszony, ale marnie, nie zadbałeś o podtrzymanie tego zatrucia, nie masz precyzyjnych poglądów na wszystko i jedynie słusznego poglądu politycznego, poczucie siły tego poglądu nie uczyniło ze mnie powieściopisarza piszącego wyłącznie po to, by kolportować ten pogląd, filmowca własne racje filmującego, eseisty jednego tematu, redaktora jednej kontrowersji – nie będę o tym pisał i tak już za dużo.
Dla chłopców z prawicy jedno możesz zrobić, niewiele, ale jedno możesz: możesz mianowicie nie ujawniać, co o nich myślisz. Raz, ach raz zdjąć nogę z hamulca. Nie ma takich rozwścieczeń. I już nie będzie. O kinie nie napiszę – nie chodzę do kina. Piłka nożna niedługo się zacznie, ale jeszcze się nie zaczęła. Ligową młóckę mam na myśli – żeby napisać coś o Barcelonie, muszę znać ostatni mecz Podbeskidzia – poza sezonem to sprzężenie nie działa, a sezon jest tylko w sezonie. O piciu mógłbym, wreszcie mógłbym dać coś – ha, ha, nieobalalnego – ale jeszcze nie pora, więc też nie. Swoją drogą trójca groteskowych wielbicieli mogłaby się przestać śnić, chyba koszmarzyć. Przyczepili się, jak swego czasu Marcinkowski do Urbana, i wprawdzie skończą tak samo (dr Marcinkowski, znany działacz antyalkoholowy, mimo abstynencji zmarł, i to dawno), ale co człowiekowi krwi napsują, to napsują. Moja krew na okrągło, choć nie na jawie, 24-letnią whisky rozrzedzona, specjalnie źle takie zatruwania znosi; piję tylko we śnie. Rozpijamy naród snu. Na lufie: sen narodu. Zostawcie moje szkodliwe obrazy, wróćcie do swoich chwalebnie nieszkodliwych, zleźcie, bo jak słowo daję, wasze osaczenie stanie się inspiracją i odpalę drugi zestaw. Skończę poradnik dla młodych pisarzy (roboczy tytuł: Jak pić i pisać?) i drugie jaja odpalę! Żenada? Dziennik może być polem żenad. Zwłaszcza jak pole tu i ówdzie porośnięte koturnami.
Pomsta? A za co? Uczynię wyznanie zawstydzające: otóż mnie nigdy nikt nie skrzywdził. Inaczej: nigdy nie miałem poczucia krzywdy, zawsze podniecenia, nim krzywda zdążyła w sercu się rozlać, całe jestestwo wypełniało szalone podniecenie – pisałem, teraz nie ma o kim. A jak jest – to nie widzę. Nie utniesz łba, komu nogi obcięło. Wspomnienia? Coraz burzliwszy przybór obrazów i cienia pomysłu na jedną choćby oś porządkującą, czyli milczenie plus kompromitacja. O tym? O tamtym? O owym? O tym nie, bo za czule. O tamtym za ostro. O owym za nic. Poza tym? Poza tym – zero przemyśleń.
Brać się w tak – delikatnie mówiąc – postnej sytuacji duchowej za pisanie Dziennika? Kontynuować raczej, bo zaczęło się dawno? Ręce też klawiaturze coraz mniej posłuszne.
Akurat w tym wypadku odpowiedź jest prosta. Spod każdej linijki prześwieca inna linijka. Nienapisana, a więc nieskończenie doskonalsza od wszystkich napisanych. Piszesz to, co piszesz, i choćbyś nie wiadomo, co pisał, zawsze marzysz o tym, co będziesz pisał, jak napiszesz to, co piszesz. Teraz idzie ciężko, ale tamto, czego nie możesz zacząć, póki nie skończysz tego, czego nie możesz skończyć – tamto, gdy wreszcie ruszysz, pójdzie jak z płatka, pójdzie, jak nigdy nic nie szło, słowem: złudzenie stare jak pisanie. Piszesz dziennik, bo chcesz pisać powieść. Drogę codziennych zapisków oświetla gwiazda powieści, która zgaśnie, gdy ją zaczniesz. Zachce ci się tomu wielowarstwych nowel – poświecą i znowu to samo. Rzemiosło cię zwiedzie, prędzej czy później w nim ugrzęźniesz. Następna książka będzie – wreszcie, wreszcie – płynnym przelotem nad grzęzawiskiem rzemiosła. Pierdut w to grzęzawisko!

1 marca | Złe udręczające słońce, chorobliwy blask na murach, udręczający brak całkowitego zachmurzenia, upiorna nieobecność jakichkolwiek chmur, na razie wszystko jednorazowe i krótkotrwałe, niestety ze skłonnością do multiplikacji i wydłużeń. Wiosna – pora zmartwychwstawania ubłoconych upiorów, co całą zimę spokojnie gniły pod śniegiem. Miałem to perfekcyjnie opanowane, raniutko myk-myk do kiosku po gazety, w sklepie precyzyjne uzupełnienie zapasu żywności, co drugi dzień księgarnia i myk-myk do domu, zanim się rozjaśni. Dobra była zima, rozjaśniało się rzadko, wracałem koło dziesiątej – już się ściemniało. Potem już ani kroku z domu, za oknami z rzadka naruszana szarością czerń. Już nie?
Najbardziej hiobowa wieść spośród wszystkich hiobowych wieści: królewna wiochna chjwd nadchodzi? Jeszcze nie. Jeszcze ciemność wróci. Jeszcze się skryjesz, zaszyjesz, jeszcze pożyjesz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2013