Dramat czasu

Tuż po ceremoniach pogrzebowych Jana Pawła II na łamach światowych gazet rozpoczęła się litania palących potrzeb chrześcijaństwa, wyzwań, zadań, porad, sugestii, ostrzeżeń, oczekiwań, nadziei, próśb, apeli, a nawet żądań - wszystko pod adresem nowego, nieznanego na razie z imienia biskupa Rzymu.

24.04.2005

Czyta się kilka minut

Kaplica Sykstyńska na dzień przed konklawe /
Kaplica Sykstyńska na dzień przed konklawe /

Jedni piszą o konieczności zmierzenia się z sekularyzacją, inni wskazują na obawy związane z globalizacją i pogłębianiem się przepaści między sytą Północą i biednym Południem. Jedni chcą ratować chrześcijańską Europę, inni woleliby koncentrować wysiłki na krajach latynoamerykańskich, gdzie mieszka 44 proc. wiernych. Jedni chcą dalszych kroków w dialogu z innymi religiami, inni unikaliby wspólnych modlitw i chcieliby skupić się przede wszystkim na pielęgnowaniu tożsamości katolickich wspólnot. Jedni forsują decentralizację oraz poszerzenie autonomii episkopatów i biskupów diecezjalnych, inni przypominają, że Kościół nie może stać się instytucją na wskroś demokratyczną. Jedni domagają się ekumenicznego przyspieszenia aż po interkomunię, inni - umiaru i ostrożności. Jedni chcą zwoływać nowy sobór, inni twierdzą, że wciąż nie zrealizowano dziedzictwa Vaticanum II. Prasa niemiecka wzywa, aby na nowo przemyśleć kwestie bezżenności księży i kapłaństwa kobiet, w Polsce liczymy, że nowy papież będzie kontynuował moralne nauczanie Jana Pawła II.

W ostatnich dniach nie mamy jednak do czynienia ze zjawiskiem nieznanym historii Kościoła. Przed kilkoma laty ks. Józef Tischner charakteryzował początki pontyfikatu Jana Pawła II jako czas, gdy każdy chciał “mieć Papieża dla siebie": “Konserwatyści chcieli go mieć konserwatystą, liberałowie liberałem, demokraci oczekiwali demokratyzacji Kościoła". Z kolei “rzecznicy postępu domagali się nowoczesności, ludzie zatroskani o tożsamość nawoływali do wierności dla tradycji... Byli i tacy, którzy żądali, by małżonkowie mogli się rozwodzić, a duchowni mogli się żenić". Za tym wszystkim “szły ostrzeżenia i obietnice: jeśli Papież mnie nie posłucha, Kościół czeka niechybna klęska, a jeśli posłucha, świat uklęknie przed Kościołem". W tych rozpalonych oczekiwaniach, w tych przeciwstawnych nurtach można i wówczas, i dziś dostrzec - jak pisał Tischner - “dramat czasu". Nigdy w historii nie formułowano wobec Kościoła wielu tak różnych, zarazem tak sprzecznych oczekiwań.

Dotykamy więc dramatycznego wymiaru papiestwa: każdy następca św. Piotra musi “w jakiejś mierze rozczarowywać. Nie można urzeczywistniać sprzeczności". “A myśmy się spodziewali..." - mówili zawiedzeni uczniowie w drodze do Emaus. To zarazem ostrzeżenie skierowane do nas samych, ostrzeżenie przed pokusą zawłaszczania papieża wyłącznie dla siebie, przykrawania go do własnych wyobrażeń i przekonań: “Na ogół nie odnosi się słów Papieża do rzeczywistości i nie twierdzi, że słowa są inne, a rzeczywistość inna, ale odnosi się je do siebie, do własnej hierarchii wartości, własnych pragnień i oczekiwań". Wówczas - przestrzegał ks. Tischner - mówi się np., że “Papież nie zadowala" bądź nie jest “dostatecznie mój, a tak by się chciało, żeby był".

To zarazem wyzwanie, aby człowieka, na którego barki złożone zostaną losy i oczekiwania ponad miliarda katolików od przylądka Horn po Syberię - przyjąć w wierze, że konklawe nie przypomina wyborczych kampanii i gry o władzę, ale stanowi przestrzeń działania Ducha. W wierze, że za drewnianymi kulami z wyznaczonymi dla elektorów miejscami w Cappella Sistina, za rundami głosowań pod freskiem Sądu Ostatecznego, za głośnym odczytywaniem, a następnie przekłuwaniem igłą prostokątnych kart, na których elektorzy zapisali nazwisko kandydata - Eligo in Summum Pontificem..., za paleniem tych kart wraz z notatkami purpuratów, za dymem czarnym lub białym z komina na dachu Kaplicy, a w tym roku również za pierwszym w historii Watykanu biciem w dzwony obwieszczającym wybór nowego papieża - stoi Boży plan. Właśnie nie zwykłymi ceremoniami, ale znakiem wiary w istnienie takiego planu były odprawiona w poniedziałkowy poranek Msza pro eligendo papa, o wybór papieża, i hymn do Ducha Świętego, który kardynałowie zaintonowali, idąc w procesji z Pałacu Apostolskiego do Sykstyny. Dlatego też warto odpowiedzieć na apel kard. Franciszka Macharskiego, który prosił wiernych o modlitwę za nowego papieża. Na pewno będzie następcy Jana Pawła II potrzebna.

Nowy papież ma przecież za sobą pontyfikat przełomowy. Przez pierwsze miesiące, nawet lata, na pewno nie uniknie porównywania z Janem Pawłem II, którego zaraz po śmierci nazwano świętym i wielkim. Po przylocie do Rzymu kard. Joachim Meisner z Kolonii zastanawiał się, czy Jan Paweł II nie pozostawił czasem po sobie “butów o numer za dużych". W sondażu, jakie imię powinien wybrać następny Biskup Rzymu, przeprowadzonym przez dziennik “Corriere della Sera", zwyciężyła propozycja “Karol", na cześć poprzednika.

Ale i w tym przypadku historia Kościoła przynosi uspokajającą odpowiedź. Po Janie XXIII - nie tylko wielkim reformatorze, ale również papieżu powszechnie kochanym, serdecznie nazywanym przez lud il papa buono - nastał Giovanni Battista Montini. I przyszło mu skonfrontować się z żywą legendą poprzedniego papieża. Gdy w 1978 r. na łamach “Tygodnika" Marek Skwarnicki kreślił bilans tamtego pontyfikatu, skonstatował: Paweł VI znalazł się nie w cieniu, ale potrafił stanąć w blasku Jana XXIII. To właśnie zasadnicza różnica: nie w cieniu, ale w blasku. Zresztą w blasku nie tylko poprzednika, ale i Ducha. Bo czym innym niż działaniem Ducha można wytłumaczyć, że Kościół - mimo wszelkich sprzecznych nurtów, mimo kryzysów i mimo słabości kapłanów i wiernych - trwa jako jedna owczarnia pod przewodnictwem jednego pasterza.

Zresztą nawet wielu z tych, co nie wierzą w Ducha, potwierdzi, że licząca prawie dwa tysiące lat historia chrześcijaństwa stanowi intrygujący fenomen. Przecież Kościół przetrwał, mimo że odchodzili papieże święci i odnowiciele: Leon Wielki, który powstrzymał grabieże Attyli; Innocenty XII, który po wiekach nepotyzmu głosił, że jego krewnymi są ubodzy, albo Jan Paweł II, który w Asyżu wraz z wyznawcami innych religii modlił się za przyszłość świata. Ale - co szczególnie znamienne - Kościół przetrwał, mimo że podczas konklawe wybór padał również na kardynałów grzesznych i słabych. Któż dziś, patrząc na biografie XX-wiecznych następców św. Piotra, uwierzy, że Aleksander VI - cieszący się złą sławą papież Borgia - przez wiele dni konał w męczarniach, ponieważ przez pomyłkę wypił zaprawione trucizną wino. Wino, którym... zamierzał uśmiercić pewnego kardynała.

Dlatego można być pewnym: bez względu na to, czy kardynałowie już opuścili Kaplicę Sykstyńską, a rzesze na Placu Św. Piotra wznoszą okrzyki na cześć Jana XXIV, Benedykta XVI albo Jana Pawła III, czy też nad watykańskimi dachami znów dostrzeżono czarny dym - wiemy, że Kościół jest w dobrych Rękach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2005