Dosłownie wszystko

Nie planował kadrów, raczej zdawał się na swoją wrażliwość i na jakiś przymus zbierania obrazów, za którymi oko łatwo nie podąża, doceniających to, co ukryte, nieoczywiste, porzucone.

02.08.2021

Czyta się kilka minut

Marek Piasecki w pracowni w Krakowie, lata 1954–1967 /
Marek Piasecki w pracowni w Krakowie, lata 1954–1967 /

Ponad 30 lat. Tyle czasu potrze­bowali kuratorzy i krytycy – a wraz z nimi muzea, galerie i instytucje kultury – żeby przypomnieć sobie o istnieniu Marka Piaseckiego, zgodnie uznawanego dzisiaj za jednego z najbardziej oryginalnych polskich artystów drugiej połowy XX wieku. Przyczyn, dla których przez tak długi czas milczano na temat twórczości urodzonego w 1935 r. w Warszawie autora instalacji, rzeźb, heliografii, jak również fotoreportera współpracującego z „Tygodnikiem Powszechnym”, nie sposób sprecyzować.

Milczeniu mogła sprzyjać polityczna rzeczywistość, w której nie było przestrzeni na obrazy, obiekty, rzeźby czy fotografie skupione na tym, co marginalne i niedookreślone. Możliwe, że przyczynił się do tego sam Piasecki, który w 1967 r. – kiedy otrzymał zaproszenie na wystawę indywidualną w Pałacu Sztuki w Lund – wyemigrował z Polski do Szwecji, gdzie prawie do końca życia pozostał poza rodzimym obiegiem.

W 2004 r. – a więc niedługo przed śmiercią Marka Piaseckiego – Galeria Starmach w Krakowie zorganizowała wystawę retrospektywną, pierwszą po 37 latach prezentację jego artystycznej działalności, dając tym samym początek renesansowi twórczości Piaseckiego i sprawiając, że kolejne fotografie zaczęły trafiać do zagranicznych zbiorów (m.in. do nowojorskiego Museum of Modern Art). Na fali tego zainteresowania, za sprawą Fundacji Archeologia Fotografii, ukazała się książka „Do wnętrza. Fotografie z lat 1954–1967” przedstawiająca część archiwum Marka Piaseckiego.

Konstelacje i intensywności

To zdjęcie zostało wykonane w 1959 r. w Kalwarii Zebrzydowskiej. Kobiety w spódnicach, w chustach na głowach. Mężczyźni w garniturach, w rozpiętych pod szyją koszulach. Nad ich głowami, na ścianie, pod którą stoją, widać napis „Wbijanie gwoździ surowo wzbronione”. Patrząc na sfotografowanych ludzi ma się wrażenie, że uczestniczą w czymś, czego my – oglądający to zdjęcie ponad sześćdziesiąt lat później – nie widzimy. Albo możemy zobaczyć jedynie ślady wydarzenia, pozostałości. Śmieci rozrzucone na trawie, spojrzenia skierowane poza kadr, ciała znudzone, pokorne.

W książce „Do wnętrza”, przygotowanej przez Martę Przybyło i Agnieszkę Rayss, znajduje się kilka innych fotografii wykonanych przez Piaseckiego w Kalwarii Zebrzydowskiej, miejscu tak istotnym dla kształtowania się polskiego katolicyzmu. Żadne ze zdjęć nie pokazuje jednak wydarzeń religijnych, dostojników kościelnych, świątyni czy symboli. Widzimy natomiast tłum w deszczu, pod parasolami, w płaszczach z kapturami. Chłopców wspinających się po dachach (chcą mieć lepszy widok), tła fotograficzne (widziane od tyłu), kobiety układające wieńce (przysłonięte przez postać z zabandażowanym kciukiem).

Z jednej strony fotografie Marka Piaseckiego tworzą więc – jak proponuje Paweł Mościcki – konstelacje, czyli nieciągłe zbiory pozbawione wyznaczonych granic, ustanawiające mniej lub bardziej przypadkowe zespoły sensów. Sensów zawartych w gestach, spojrzeniach, pozach, miejscach, które zostały sfotografowane, czy sposobach kadrowania – i połączeniach, które między sobą tworzą. To sprawia, jak dodaje antropolog i artysta wizualny Tomasz Szerszeń, że są to zdjęcia „niezwykle gęste, intensywne”. Z drugiej strony pozwalają wejść w kontakt ze sposobem odczuwania świata, z taką wrażliwością, która nie hierarchizuje osób, gestów, spojrzeń, póz czy miejsc – wszystko wydaje się dzięki nim warte uchwycenia, zatrzymania, zobaczenia. Wszystko to również ukazane jest z perspektywy, która sprawia, że obrazy „powojennej rzeczywistości małych miasteczek i zrujnowanych jeszcze miast” zaczynają pełnić funkcję uniwersalnej metafory.

Na innym zdjęciu Marka Piaseckiego, tym wykonanym w Krakowie na ulicy Królewskiej (wtedy 18 Stycznia) przy skrzyżowaniu z Nowowiejską, pośrodku tłumu stoi kobieta z zamkniętymi oczami. Jest zatopiona w myślach, w wewnętrznej ciszy. Tuż za jej plecami stoi matka z synem – mają niemal identyczne twarze o miękkich rysach – zostali uchwyceni w trakcie rozmowy.

Można by powiedzieć, że Piasecki „miał oko”, potrafił w sposób nienachalny odnaleźć w codziennej sytuacji dwa rozległe, przeciwstawne światy: ciszy i zgiełku, samotności i zbiorowiska, marzenia i codzienności, historyczności i bezczasu. I bezbłędnie je uchwycić.

Jak stwierdza przywołany już Mościcki, na tej fotografii zamyślenie młodej kobiety „wydaje się (...) zarazem próbą ucieczki, wewnętrznej emigracji, i dowodem nieuchronnego niepowodzenia takich zamiarów. Wszak stoi ona w idealnym rzędzie z resztą zbiorowości – jakby tworzyła razem z nim, pomimo wyobrażonych ucieczek, jednolity i zwarty mur przechodniów”.

Fakt, że archiwalne fotografie Marka Piaseckiego – choć w większości wykonane ponad pół wieku temu, w diametralnie innej rzeczywistości społecznej, politycznej i wizualnej – oddziałują na współczesnego widza i kierują go w stronę nieoczywistych wyjaśnień, powiązań, znaczeń, tylko potwierdza rangę i żywotność twórczości tego artysty.

Archiwum totalne

Tylko przy nielicznych fotografiach, które zostały zamieszczone w książce „Do wnętrza”, znajdują się konkretne informacje o dacie czy miejscu ich wykonania. Bardzo często są to szerokie ramy czasowe, jak w przypadku tej niezwykłej fotografii przedstawiającej ubraną w kraciastą spódnicę i bluzkę w paski młodą kobietę, zagubioną na odrapanym, brudnym i zardzewiałym podwórku, uchwyconą w latach 1954-66. Ta nieistotna na pierwszy rzut oka – i bardzo ogólna – informacja wiele mówi o tym, jak Marek Piasecki pracował, o archiwum, które pozostawił, oraz o pracy wykonanej przez pracowników Fundacji Archeologia Fotografii, której rodzina artysty przekazała sześć plastikowych pudełek z negatywami.

Na negatywach, jak pisze Agnieszka Rayss, jest dosłownie wszystko, od zdjęć z wakacji przez „portrety, autoportrety, portrety żony” aż po zdjęcia uliczne, zdjęcia dachów, murów, zacieków na ścianach. „Kształt tego archiwum nie niesie informacji o podziale na część ważniejszą lub mniej ważną, zarobkową i artystyczną. (...) Poszukując konkretnego tematu, trzeba wyłuskiwać poszczególne klatki z nieprzeliczonych ujęć i tematów. Nie wiemy, czy tak się stało przez przypadek, czy przed likwidacją krakowskiej pracowni Marka Piaseckiego archiwum miało jakiś logiczny układ. Otwierając je dzisiaj, mamy wrażenie obcowania z archiwum totalnym, zaprzeczającym prostym podziałom”.

Marek Piasecki, jak stwierdza Marta Przybyło, „fotografował bez przerwy, niemal kompulsywnie” – nie planował kadrów, raczej zdawał się na swoją wrażliwość i na jakiś przymus zbierania obrazów, za którymi oko łatwo nie podąża, doceniających to, co ukryte, nieoczywiste, porzucone.

Marta i Michał Smoczyńscy, członkowie rodziny opiekujący się jego archiwum w podkrakowskich Goszycach, stwierdzili, że Piasecki był – podobnie jak jego żona, Joanna Turowicz-Piasecka – zbieraczem: „Zbierał wszystko. Bibeloty, koty, albumy o kotach, albumy o sztuce, książki, rupiecie. Niedaleko miejsca, gdzie mieszkali w Szwecji, znajdował się targ staroci, Joanna lubiła tam chodzić i kupować np. pudło zawierające nie wiadomo co. To było jak ruletka: czasem coś się trafiło, inny razem nic. Marek tworzył zresztą instalacje z rzeczy z rynku wtórnego i to przyzwyczajenie zbierackie mu zostało. Jego mieszkanie – z którego nie wychodził w ostatnich latach życia, leżąc w łóżku, w pokoju z zasłoniętymi oknami i czytając książki na każdy temat – wypełnione było rzeczami po brzegi”.

Kuratelę nad archiwum objęła żona Marka Piaseckiego i nie tylko przyczyniła się do powstania wystawy w krakowskiej Galerii Starmach w 2004 r., a następnie w 2008 r. w warszawskiej Zachęcie, ale i pomagała pracownikom Fundacji Archeologii Fotografii w pracy nad zdjęciami, czy to dookreślając czas i miejsce ich wykonania, czy rozpoznając przedstawione osoby (nietrudno jest zidentyfikować na fotografii Władysława Hasiora i Zdzisława Beksińskiego, ale rozpoznać dziewczynkę z psem na podwórku przy ulicy Świętokrzyskiej 18a w Warszawie to nie lada wyzwanie). Praca wykonana przez Fundację, która polegała nie tylko na opisaniu zdjęć, ale również zadbaniu o odpowiednie warunki do ich przechowywania, jak również udostępnieniu 4369 skanów na stronie internetowej ­­(fotomuzeum.faf.org.pl), jest imponująca.

Liczba zdjęć zawartych w archiwum Marka Piaseckiego pokazuje jednocześnie, że wybór, jakiego dokonały redaktorki publikacji „Do wnętrza. Fotografie z lat 1954–1967”, nie był łatwy. Książka ma za zadanie zwrócić uwagę na działalność fotoreporterską urodzonego w Warszawie, należącego do Drugiej Grupy Krakowskiej artysty, kojarzonego głównie jako autor heliografii i twórca pracujący z obiektami (istotną rolę w jego praktyce pełniły lalki odnajdywane na pchlich targach i śmietnikach).

Fotografie reportażowe Piaseckiego ukazywały się w licznych czasopismach, m.in. „Fotografii”, „Polsce” czy „Więzi”, ale to współpraca z „Tygodnikiem Powszechnym”, rozpoczęta w 1958 r. z inicjatywy Jacka Woźniakowskiego, miała dla niego istotne znaczenie, tak ze względów finansowych, jak i wizualnych – to właśnie wtedy redakcja krakowskiego czasopisma, do tej pory głównie skoncentrowana na słowie, zaczęła częściej publikować zdjęcia. Piasecki pełnił w „Tygodniku”, jak to określa Agnieszka Rayss, funkcję „ilustratora używającego fotografii, dostarczającego refleksyjnych zdjęć luźno związanych z tematyką artykułu”.

Tak było w przypadku opisanego wcześniej zdjęcia z Kalwarii Zebrzydowskiej, które ukazało się 13 lutego 1966 r., czyli w czasie obchodów Milenium Chrztu Polski, przy tekście Woźniakowskiego, który w kontekście Soboru watykańskiego II zadawał pytanie: „I cóż dalej szary katoliku?” (fotografię Piaseckiego ukazującą wiernych stojących pod napisem „Wbijanie gwoździ surowo wzbronione” rozpatrywano zatem nie tylko w kontekście historycznym, ale i teologicznym).

Warto wspomnieć, że mniej więcej w tym samym czasie na łamach „Tygodnika” Miron Białoszewski opublikował swoje tłumaczenie „Dies irae”, a ks. Adam Boniecki rozpoczął nową rubrykę zatytułowaną „Rozmowy niedokończone”.

Nowy początek

„Do wnętrza” to publikacja szczególna z kilku powodów. Przedstawia istotną, choć nieznaną lub znaną jedynie szczątkowo część twórczości Marka Piaseckiego, oferując zarazem dokładnie przemyślany wybór z ogromnego archiwum fotografii. Pojawia się w momencie, w którym decydują się dalsze losy jego spuścizny – zmarła w styczniu 2021 r. Joanna Turowicz-Piasecka, jak podkreśla wielu rozmówców, nie tylko opiekowała się dziedzictwem swojego męża, ale i je cenzurowała, m.in. zezwalając wyłącznie na publikowanie fotografii już znanych. Inną kwestią pozostaje fakt, że książka przygotowana przez Martę Przybyło i Agnieszkę Rayss ukazuje fotografie z okresu szczególnej intensywności twórczej Piaseckiego, którą przerywa lub zmienia jego wyjazd do Lund.

W Lund, jak informuje mnie w korespondencji Terho Paulsson, przyjaciel Marka Piaseckiego, otrzymał on posadę w Instytucie Historii Sztuki u profesora Oscara Reutersvärda. „Do jego zadań należało przygotowanie obiektów do wykładów oraz dokumentacji fotograficznej. Poza tym Reutersvärd odwiedzał mieszkanie-pracownię Piaseckiego ze studentami, żeby pokazać im, jak wygląda praktyka artysty pracującego z obiektami (mieszkał on na strychu przy Clemenstorget na piątym piętrze, formalnie wynajmował dwa duże pokoje jako pracownie, ale miał dostęp do innych pomieszczeń na strychu). Profesor zlecał mu również przygotowanie dokumentacji fotograficznej poza uniwersytetem, wykonał między innymi zdjęcia miasta Eslöv, położonego około 20 km od Lund”.

W 1990 r. jego pracownia jednak spłonęła, co, jak komentuje Tomasz Szerszeń, oznaczało dla Piaseckiego „praktyczne pożegnanie z tworzeniem, a przede wszystkim – z czarno-białą fotografią”. Co ciekawe, Paulsson i Szerszeń mówią odmienne rzeczy: pierwszy, że Marek Piasecki wykonywał w Szwecji wyłącznie zdjęcia czarno-białe (kolor był „zupełnie sprzeczny z jego światem”), drugi – że jego ostatnie fotografie są kolorowe: „wykonane amatorskimi aparatami, wywołane w pobliskim zakładzie fotograficznym (...). Zdjęcia te są często nieostre, źle skadrowane: tak jakby miał kłopoty ze wzrokiem, cierpiał na jakiś rodzaj zaburzenia widzenia”.

Książka „Do wnętrza. Fotografie z lat 1954–1967” stanowi kolejne przedsięwzięcie Fundacji Archeologii Fotografii, które – za sprawą prac archiwalnych – nadaje nowe życie twórcom zapomnianym, przemilczanym czy niechcianym (ostatnio np. Julii Pirotte, polskiej fotografce żydowskiego pochodzenia). Zachęcając do stawiania nowych pytań dotyczących biografii artystów, odkrywając nieznane lub zbadane pobieżnie rejony twórczości. To nowe życie w przypadku spuścizny Marka Piaseckiego jest bardziej skomplikowane, na pewno pełniejsze i wciąż jeszcze zagadkowe.©

Autor dziękuje za – istotne dla ostatecznego kształtu tekstu – rozmowy Marcie Przybyło, Agnieszce Rayss oraz Magdalenie Smoczyńskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, tłumacz, antropolog. Wydał tomy wierszy na koniec idą (2017, nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia) oraz LUXUS (2019). Za książkę prozatorską Niż (2020) otrzymał Nagrodę Krakowa Miasta Literatury UNESCO, był nominowany do… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2021