Domniemywanie niewinności

Głosy potępienia i apele w obronie... dziennikarzy - takie są uboczne efekty sprawy podejrzanego o pedofilię psychoterapeuty Andrzeja S. Chodzi o sposób relacjonowania jej przez media.

18.07.2004

Czyta się kilka minut

Najpierw grupa psychologów, dziennikarzy i prawników na zwołanej pod auspicjami Obserwatorium Wolności Mediów konferencji prasowej ogłosiła “List otwarty". “Pragniemy - stwierdzali - wyrazić oburzenie relacjami mediów w związku z okolicznościami i powodami niedawnego zatrzymania psychologa Andrzeja S. Art. 13 Prawa prasowego gwarantuje osobie, przeciwko której toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, ochronę jej danych osobowych i wizerunku. Relacje zaprezentowane przez media drastycznie złamały ten przepis. Podanie informacji, iż zatrzymanym jest Andrzej S., »znany psycholog, psychoterapeuta, specjalista od terapii dzieci«, jednoznacznie identyfikuje jego osobę".

Przypominali, że nie jest to pierwszy przypadek, gdy media w bezprawny ich zdaniem sposób “demaskują osoby, które w świetle prawa traktowane być muszą jako niewinne". Jako przykład podawali m.in. wypadek spowodowany przez “syna byłego prezydenta" czy też aferę kryminalną z udziałem potomka “polskiego kosmonauty". Praktykę taką uznali za naruszenie dóbr osobistych zainteresowanych, którzy mogą być przecież w procesie sądowym uznani za niewinnych, i napiętnowanie ich w opinii publicznej. Przypadek Andrzeja S. miał mieć i dodatkowy aspekt: podważenie reputacji całego środowiska psychoterapeutów, przynoszące szkodę także pacjentom. Niech o winie decydują sądy, a nie media - wzywali sygnatariusze.

List podpisali: językoznawca prof. Jerzy Bralczyk, psychologowie Janusz Czapiński, Wojciech Eichelberger i Jacek Santorski, rzecznik Naczelnej Rady Adwokackiej mecenas Agnieszka Metelska, prof. Ewa Nowińska specjalizująca się w prawie autorskim i dóbr osobistych, dziennikarze Konstanty Gebert, Andrzej Goszczyński i Katarzyna Nazarewicz oraz senator Maria Szyszkowska i kreator wizerunku Piotr Tymochowicz.

Zbiegiem okoliczności niemal równocześnie z ogłoszeniem listu prokuratura podała, że podejrzany Andrzej S. przyznał się do winy. Nie to jest jednak najważniejsze. Istotniejsze, że niewiele później jedenaścioro psychologów ze środowisk naukowych Warszawy, Gdańska i Wrocławia wydało kontroświadczenie, biorące w obronę media. Zdaniem tej grupy zaufanie do psychoterapeutów nadwerężył nie sposób relacjonowania historii Andrzeja S., lecz on - swoim postępowaniem - oraz samo środowisko, które nie potrafiło wypracować skutecznych mechanizmów kontroli. Atakowanie mediów może być zaś według nich uznane za dowód fałszywej solidarności korporacyjnej.

***

W istocie spór idzie o rozumienie i zakres obowiązywania jednej z podstawowych zasad cywilizowanego procesu karnego, czyli reguły domniemania niewinności.

Przypomnijmy: reguła ta nakazuje, by oskarżonego o przestępstwo traktować jak niewinnego, póki nie zostanie mu udowodniona wina w sposób przewidziany przez procedurę karną. Jako postulat i konstrukcja teoretyczna pojawiła się w XVI w. - w opozycji do praktykowanego w dobie procesu inkwizycyjnego założenia o winie oskarżonego (jego konsekwencją było m.in. sięganie po tortury w celu wymuszenia przyznania się do przestępstwa). Normą prawną domniemanie niewinności po raz pierwszy stało się w czasie rewolucji francuskiej (zawierała ją Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r.). Druga w świecie była Rzeczpospolita, dzięki ustawie o sądach sejmowych z 1791 r., a w XIX w. regułę zaakceptowały wszystkie nowoczesne ustawodawstwa.

Obecnie nakaz domniemania niewinności zawiera zarówno Konstytucja RP, jak kodeks postępowania karnego i prawo prasowe - nie mówiąc o ratyfikowanych przez Polskę aktach międzynarodowych. Nie znaczy to jednak, że sprawa jest uregulowana definitywnie i bezdyskusyjnie. O ile bowiem jasne jest, że domniemanie niewinności dotyczy wyłącznie przestępstw, czyli procesu karnego, to zasadne są choćby pytania, czy ma obowiązywać także wtedy, gdy do postępowania nie doszło, oraz czy w równej mierze dotyczy wszystkich podejrzanych i oskarżonych.

Przyjęcie, że domniemanie niewinności obowiązuje zawsze i w stosunku do każdego, byłoby absurdem uniemożliwiającym walkę z przestępczością, o krytycznej publicystyce czy dziennikarstwie śledczym już nie wspominając. Takie interpretacje mimo wszystko się pojawiały. Jeszcze w połowie lat 90. obrońca funkcjonariuszy ZOMO oskarżonych w procesie o pacyfikację kopalni “Wujek" próbował przekonywać, że wyświetlanie poświęconego tym wydarzeniom filmu Kazimierza Kutza “Śmierć jak kromka chleba" narusza domniemanie niewinności jego klientów, bo może wpłynąć na wyrok. Na domniemanie niewinności zdarzało się też powoływać policjantom atakowanym przez media za brak reakcji na wyczyny powszechnie znanych lokalnych bandziorów. Wątpliwości miewali też sami dziennikarze - granice krytyki polityków długo były przedmiotem dyskusji, nim przyjęto, że przejrzystość władzy to kluczowy sposób na walkę z korupcją i państwem kolesiów.

Pojawia się tu wątek pozycji tzw. zawodów zaufania publicznego - czyli takich, którym, ze względu na ich rangę, stawia się szczególne wymagania etyczne.

Od pewnego czasu panuje zgoda, że politycy oraz funkcjonariusze publiczni powinni liczyć się z tym, że ich działalność pilniej niż innych będzie obserwowana przez opinię społeczną (reprezentowaną m.in. przez organizacje pozarządowe typu watch dogs i niezależne media). Więcej: pod presją społeczną musieli przystać też na ograniczenie swojej prywatności w sferze powiązanej z pełnionymi obowiązkami i pogodzić się z możliwością ostrej krytyki - nawet niesłusznej. Do listy takich zawodów dołączają kolejne: lekarze, sędziowie, nauczyciele akademiccy, duchowni, wreszcie dziennikarze.

Zawodem zaufania publicznego jest też profesja psychoterapeuty. Trudno się dziwić mediom, że kiedy otrzymały wiadomość o zatrzymaniu Andrzeja S. wraz z danymi pozwalającymi go zidentyfikować (a przecież obostrzenia dotyczące domniemania niewinności w pierwszym rzędzie dotyczą organów ścigania), nie omieszkały ich rozpowszechnić - kierując się dobrem publicznym lub sensacyjnością wydarzenia. Zważywszy zresztą na popularność Andrzeja S. sprawa i tak stałaby się głośna. Smutne tylko, że gdyby do wiadomości publicznej nie przedostała się wiadomość, iż o pedofilię podejrzany jest jeden z najsławniejszych polskich psychoterapeutów, dyskusja nad kondycją tego zawodu mogłaby w ogóle nie wybuchnąć.

Ciekawe przy tym, że media, zarówno te uchodzące za poważne, jak te nastawione na plotki i skandale, zastosowały obłudny wybieg: podały wprawdzie tylko inicjał nazwiska zatrzymanego, ale wiadomość opatrzyły szeregiem informacji pozwalający bez większych kłopotów go zidentyfikować. Telewizje pokazały nie tylko nieznacznie jedynie zamazaną jego twarz, lecz także okładki napisanych przezeń książek. Czy można to uznać za poważne traktowanie zapisu o domniemaniu niewinności? Nie. Jednak żadna stacja ani tytuł prasowy nie odważyły się podać pełnych danych. Choć może byłoby to w sumie uczciwsze.

Najważniejsze wszelako wydają się wciąż dwie dyrektywy. Po pierwsze, by dziennikarze nie wydawali tzw. wyroków prasowych, czyli nie przesądzali o wyniku niezakończonego procesu - niezależnie od tego, kogo on dotyczy. A po drugie, by podejrzanego czy oskarżonego nie traktowali przed werdyktem sądu jako przestępcy, pisząc przykładowo, że “X popełnił przestępstwo", zamiast: “X został oskarżony o przestępstwo" bądź “Y to pedofil", zamiast: “policja podejrzewa Y o pedofilię". I by równie gorliwie informowali o wyrokach uniewinniających. Jeśli zaś kogoś niesłusznie skojarzyli z czynem, którego nie popełnił - by mieli odwagę przyznać się do błędu.

Taki standard zaspokoi i wymogi wymiaru sprawiedliwości, i prawo opinii publicznej do informacji.

Kodeks postępowania karnego:

Art. 5. § 1. Oskarżonego uważa się za niewinnego, dopóki wina jego nie zostanie udowodniona i stwierdzona prawomocnym orzeczeniem sądu.

Prawo prasowe:

Art. 13. Nie wolno wypowiadać w prasie opinii co do rozstrzygnięcia w postępowaniu sądowym przed wydaniem orzeczenia w I instancji.

Nie wolno publikować w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również danych osobowych i wizerunku świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę. Właściwy prokurator lub sąd może zezwolić, ze względu na ważny interes społeczny, na ujawnienie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2004