Dominanty i nieporozumienia

Każdy festiwal skłania do porównań. Tego, co było kiedyś, z tym, co jest teraz; tego, co jest tutaj, z tym, co trwa w innym miejscu. W takich porównaniach “Wratislavia Cantans" wypada raczej dobrze.

21.09.2003

Czyta się kilka minut

Zresztą sam Wrocław to znaczące miasto na kulturalnej mapie Polski. Tu przecież mieszka i tworzy Tadeusz Różewicz, tu odbywają się ważne festiwale (choćby teatralny Dialog), tu powstają istotne przedstawienia teatralne, a także telewizyjne i operowe superprodukcje. Spacerując po wrocławskich uliczkach myślałem o Krakowie. I miałem nieodparte wrażenie, że Kraków żyje głównie mitem przeszłości i wiarą, że genius loci zadziała sam, nieproszony. Ale to już nie tyle mit, co legenda. Miało być jednak o “Wratislavii"...

Barok żywy

Silną dominantę tegorocznego festiwalu stanowiła muzyka baroku; szczególnie w wykonaniu włoskiego I Sonatori de la Gioiosa Marca oraz francuskiego La Počme Harmonique (pod kierownictwem Vincenta Dumestre). Włosi zaprezentowali dzieła Merula, Corellego, Handla oraz Vivaldiego. Muzyka była radosna, żywa, pulsująca, wykonywana tak, jakby powstała wczoraj. Niezwykłe było zwłaszcza poczucie wspólnoty: jakby pięć autentycznie brzmiących instrumentów (dwoje skrzypiec, wiolonczela, arcylutnia i klawesyn) stanowiło jeden wirujący organizm. Świetne wrażenie pozostawił także Romeo Cornelius, 24-letni kontratenor z Rumunii.

Francuzi odtwarzali airs de cours oraz muzykę baletową Anthoine’a Boësseta za panowania Ludwika XIII. Muzyka znów była żywa, przefiltrowana przez dzisiejszą wyobraźnię i możliwości wykonawcze, prawdziwa. Prawdziwy był także gest śpiewaków - balet rąk, dłoni, kroków - na nowo odkrywany z ikonografii i literatury. Często teatr przeszkadza muzyce; w tym przypadku był jej niezbędny. Zastanawiałem się, jak brzmiała (i wyglądała) muzyka baroku w dniu powstania. Ale przy takich wykonawcach ciekawsze jest, jak dawne nuty brzmią dziś.

Teatralność wspomogła także wrocławskie wykonanie “Śmierci Kleopatry" Berlioza. Scena liryczna przechodziła bardziej w stronę dramatu, głównie dzięki interpretacji Ewy Wolak (kontralt) oraz perfekcyjnemu brzmieniu Sinfonii Varsovii pod batutą Wojciecha Michniewskiego. Prawdziwa emocja wypełniała także śpiew Edyty Kulczak (mezzosopran), szkoda tylko, że warstwa instrumentalna Mahlerowskiej “Pieśni wędrowca" prowadzona była przez Mariusza Smolija tak niedbale i powierzchownie.

Wydarzeniem był oczywiście koncert Collegium Vocale Gent pod ręką cudownego, jak zawsze, Philippe Herreweghe. W pierwszej części zabrzmiały skarby XVI-wiecznej polifonii niderlandzkiej: “Psalmy pokutne Dawida" Orlanda di Lasso - dzieła szlachetne i czyste, które w tej wytrawnej interpretacji co chwila objawiały swój kunszt i piękno.

Nowe przestrzenie

Herreweghe to nie tylko wybitny interpretator muzyki dawnej. We Wrocławiu usłyszeliśmy także muzykę Strawińskiego: “Kantatę" (do staroangielskich tekstów na sopran, tenor, chór żeński i pięć instrumentów, 1952) oraz “Mszę" (na chór mieszany i podwójny kwintet dęty, 1947). Te dzieła otworzyły zupełnie nową przestrzeń. “Muzyka religijna bez religii jest prawie zawsze wulgarna. Może być także nudna" - pisał Strawiński. Ta jednak jest wielka i autentyczna, a w tym wykonaniu (śpiewali też Carolyn Sampson i Andreas Weller, grał Prometheus Ensemble) - bezwzględnie mistrzowska.

Dobrze, że “Wratislavia" nie zapomniała o tegorocznych jubilatach: Henryku Mikołaju Góreckim i Krzysztofie Pendereckim. Ich święto uczczono wspólnym koncertem, na który złożyły się utwory powstałe niemal w tym samym czasie, dedykowane Janowi Pawłowi II. Intrygujące porównanie: “Beatus vir" Góreckiego (1979) było jak ocean z niewielkimi przypływami i odpływami, “Te Deum" Pendereckiego (1980) przypominało raczej rzekę - porywistą, niespokojną, raz zwężoną, innym razem rozlaną szerokim nurtem.

Współczesny repertuar dominował także na inauguracyjnym koncercie: festiwal otworzyła “Gloria" na chór żeński i orkiestrę Pawła Szymańskiego z 1979 roku - niestety, nie do końca satysfakcjonująco wykonana. Koncert zamknął “Styx" na altówkę, chór mieszany i orkiestrę, autorstwa gruzińskiego kompozytora Giji Kanczelego z 1999 roku - dzieło emanujące niezwykłą siła, przejrzyste, żarliwe. Altówka (bardzo dobry Daniel Raiskin) niekiedy zdaje się pobrzmiewać motywem “incarnatus" z Bachowskiego “Credo", przez co cała jej partia staje się niemal głosem Orfeusza szukającego Eurydyki.

Tekst tego specyficznego requiem budują słowa-symbole, poetyckie skróty: odnajdujemy nazwy gruzińskich katedr i monastyrów (Ateni, Gremi, Alaverdi, Betania), onomatopeiczne stopy (“Oboli doli, oboli suli", “Dio odio lileo-lile"), gruzińskie imiona (Givi, Ira), nazwiska dwóch bliskich Kanczelemu kompozytorów (Alfred Schnittke, Avet Terterian). Całość zamyka fragment “Opowieści zimowej" Szekspira w oryginalnej wersji językowej (“Time! Merciless time! / Time! Merciful time!..."). Bardzo pięknie.

Oratoryjne disco-polo

Tegoroczna “Wratislavia" miała też swoje gorsze strony. W popołudnie 6 września Bazylika Św. Elżbiety wypełniła się modlitwą wdzięczności za 150 lat obecności na ziemi śląskiej OO. Bonifratrów. Ale doniosłość spotkania nie spotkała się z wielkością dźwięków: kantaty Mirosława Gąsieńca - “Święta Jadwiga Śląska" (1993) oraz “Święty Jan Boży" (2001) - zadziwiały pustką i prostactwem muzycznych rozwiązań. W adnotacji kompozytorskiej czytamy, że kantaty napisane są w stylu barokowym, ale nie wiem, o jaki barok tu chodzi. I nie pomogą szczere intencje kompozytora. We wspomnieniu o Adornie Andrzej Chłopecki drwił: “Kompozytorzy! Piszcie symfoniczne i oratoryjne disco polo". Jak słychać, taka muzyka już istnieje (istnieje też nieoficjalny termin: kato polo). Wrocławski festiwal - ani żaden inny - nie powinien jej jednak wpuszczać na salony.

Nie był też wydarzeniem kameralny koncert inauguracyjny. Polska Orkiestra Kameralna pod batutą Mariusza Smolija wykonała między innymi “Arię z III Suity orkiestrowej" Bacha, “Suitę »Don Quixotte«" Telemanna oraz “III Koncert na flet" Fryderyka II Wielkiego - punkt kulminacyjny wieczoru. Wybór trochę dziwny: bądź co bądź Fryderyk był jednym z tych, którzy dokonali rozbioru Polski (choć jego “Koncert" to muzyka wdzięczna, a w wykonaniu Agaty Igras nawet przyjemna). Muzycy, przebrani w barokowe stroje i peruki, grali na własnych - nie historycznych - instrumentach, a przecież koncert zapowiadano wszem i wobec jako rekonstrukcję. Jeżeli rekonstruujemy, to, na litość, nie tylko zewnętrzną fasadę.

Ale “Wratislavia Cantans" ma się raczej dobrze. To festiwal u ustalonym profilu i poziomie, stałym i wysokim budżecie (w tym roku 4 miliony złotych) - gwarantującym dobrych, czasem znakomitych wykonawców. Niebezpieczna może stać się jednak coraz pojemniejsza formuła programu, rozrzedzająca jego wyrazistość. Szkoda też, że z nazwy festiwalu zniknął podtytuł “kantatowo-oratoryjny": oby idea jego twórcy Andrzeja Markowskiego nie została zmarnowana. Trzeba także baczniej przyglądać się programom poszczególnych koncertów, bo wszystkiego z wszystkim łączyć się nie da. Mariusz Smolij (na co dzień dyrektor artystyczny festiwalu) powiedział: “moje wyzwanie to przygotowanie festiwalu dla jak największej grupy słuchaczy, nie tylko dla elity". Boję się takich słów.

I jeszcze jedno. W dawnych czasach kościół był jedną z najważniejszych instytucji “zamawiających" wielkie dzieła muzyczne - jak choćby wykonywana podczas festiwalu “Msza koronacyjna" Mozarta i wiele, wiele innych. Dziś często stać go jedynie na muzyczkę pokroju kantat Mirosława Gąsieńca. To smutne, nawet bardzo. Prawda, duch dmie, kędy chce, szkoda tylko, że trąby są rozstrojone.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2003