Do zobaczenia w niebie

Pięć portretów, na każdym chłopięca twarz. Przed każdym płonie znicz. "Błogosławieni młodzieńcy, proszę o wstawiennictwo, bym mogła poznać przyjaciela, którego pokocham prawdziwą miłością - napisała Weronika w wyłożonej obok księdze. W czasie nabożeństwa ksiądz przeczyta jej prośbę na głos.

22.08.2007

Czyta się kilka minut

Portrety znajdują się w kościele Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w Poznaniu, w bocznym ołtarzu, u stóp figury św. Jana Bosko. Raz w miesiącu, dwudziestego czwartego, kapłan czyta w czasie nabożeństwa zapisane w księdze intencje.

"Poznańska Piątka": Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski. Przedwojenni wychowankowie oratorium księży salezjanów. Za udział w konspiracji przeciw III Rzeszy skazani na śmierć i zgilotynowani. Wyroki wykonano 24 sierpnia 1942 r. na dziedzińcu więzienia w Dreźnie. W chwili śmierci najstarszy miał 23 lata, najmłodszy nie skończył 20. Osiem lat temu Jan Paweł II beatyfikował ich w Warszawie, w gronie 108 Męczenników II Wojny Światowej.

Ks. Andrzej Godyń, salezjanin, autor biografii "Poznańskiej Piątki": - Najbardziej niezwykłe jest w nich to, że byli tacy zwykli.

Jerzy Antkowiak, rocznik 1926, młodszy kolega "Piątki": - W życiu się nie spodziewałem, że oni będą kiedyś święci.

Po imieniu

Czesław Jóźwiak, rocznik 1919. Autorytet dla młodszych chłopców z oratorium i nieformalny przywódca "Piątki". Nazywano go "Tatą". Podobno gdy wchodził do oratorium, młodsi przestawali rozrabiać. Czesław lubił im czytać "Trylogię". - Jak jechaliśmy na kolonię, mama prosiła go, żeby się mną opiekował, a mnie napominała: "Słuchaj się Czesia" - wspomina Antkowiak.

Urodził się pod Bydgoszczą, w rodzinie policjanta. W Poznaniu chodzi do słynnego Gimnazjum św. Jana Kantego. Stopnie na świadectwie wskazują, że nie był prymusem. W czasie kampanii wrześniowej zaciąga się do wojska (będzie potem żałował, że nie zginął na froncie). Po rozbiciu jednostki wraca do Poznania i znajduje pracę w firmie malarskiej.

To Czesław wciągnął do podziemia i zaprzysiągł czterech kolegów. W obliczu grożącego mu aresztowania odmówił ukrywania się z ojcem i bratem. Mówią, że nie chciał narażać na represje matki i siostry. Zanim poszedł na stracenie, napisał do domu: "Do zobaczenia w niebie".

***

Przedwojenny Poznań. Kardynał Edmund Dalbor sprowadza salezjanów i oddaje im gotycki kościół z klasztorem (po dominikankach) niedaleko Starego Rynku, u zbiegu Masztalarskiej i Wronieckiej. Zakonnicy skupiają wokół siebie męską młodzież z okolicy. Chłopcy służą do Mszy, a popołudniami w klasztornej salce odrabiają lekcje, grają w ping-ponga albo toczą na podwórku mecze piłkarskie.

Starsi opiekują się młodszymi. Nad wszystkimi czuwają duchowni. Ulubionym wychowawcą jest wysoki kleryk Leon Musielak. Raz w tygodniu daje chłopcom lekcję wychowania; tłumaczy, że młodszy powinien ustąpić starszemu miejsca w tramwaju. Sporo czasu zajmują pogadanki religijne. Chłopcy biją się między sobą, kto będzie dziś służyć przy ołtarzu, maleńki kościół nie może pomieścić wszystkich chętnych ministrantów. - Oratorium miało być domem, parafią, szkołą i podwórkiem w jednym - ks. Godyń przypomina wskazania św. Jana Bosko, wychowawcy młodzieży i założyciela salezjanów.

Wielu wychowanków oratorium z Wronieckiej będzie mówić o tym miejscu: "To mój drugi dom". Ośmioletniego Jerzego Antkowiaka zaprowadził tam ojciec. Pamięta "Piątkę". - Byli starsi, ale mówiliśmy sobie po imieniu.

Młody mężczyzna z czarno-białej fotografii grający na fortepianie to Stefan Stuligrosz. O instrument opiera się Franciszek Kęsy. Zdjęcie zrobiono jesienią 1939 r. Przyszły założyciel "Poznańskich Słowików" trafił do salezjanów na Wronieckiej po rozwiązaniu przez Niemców chóru katedralnego. W oratorium poznał "Piątkę". - Mieli mocną wiarę, ale bez dewocyjnej ckliwości.

Hartowanie pasem

Edward Kaźmierski, rocznik 1919, chciał być artystą. Grał na fortepianie i skrzypcach, śpiewał w chórze, obstawiał główne role w przedstawieniach. Gdy miał cztery lata, stracił ojca. Jako 17-latek przerwał szkołę i poszedł pracować w warsztacie samochodowym, by pomóc matce w utrzymaniu rodziny: w domu były jeszcze trzy siostry. Będzie imponował młodszym, że zna się na samochodach. Antkowiak pamięta, jak na wycieczkach "Eda" nosił go na plecach.

Zostawił po sobie pięć zapisanych niebieskim atramentem zeszytów spisywanych od 1936 do wiosny 1939 r. Wyłania się z nich chłopak z krwi i kości. W pamiętniku z pielgrzymki do Częstochowy wymienił imiona najładniejszych dziewczyn, jakie spotkał w drodze. Chciał mieć rodzinę. Modlił się do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, by pomogła mu znaleźć dziewczynę, z którą mógłby się związać na całe życie.

Gdy odchodził ze szkoły, wyznał: "Mówią, że pożegnania są smutne. Nie wszystkie, nie wszystkie...".

W 1942 r., w ostatnim liście do matki i sióstr, napisał: "Bóg tak chciał".

***

Rok 1939: Poznań zostaje przyłączony do Rzeszy. Niemcy zamykają polskie szkoły i kościoły, wysadzają pomnik z figurą Chrystusa postawiony z wdzięczności za odzyskaną niepodległość. Aresztowania i wywózki w głąb Rzeszy to codzienność. Jeszcze jesienią 1939 r. przedwojenni działacze endecji zakładają Narodową Organizację Bojową. Komendantem zostaje Antoni Wolniewicz ("Marian"). Za propagandę odpowiada Zenon Ciemniejewski ("Modrzew"). Później okaże się agentem gestapo.

Oratorium przy Wronieckiej jest zamknięte. Pomieszczenia zajmują niemieccy saperzy, potem w budynku powstaje wojskowy magazyn. Wychowawcy aresztowani bądź rozproszeni. Nadchodzą wieści od kleryka Musielaka: jest więźniem Sowietów w Kozielsku.

Chłopcom z oratorium udaje się nawiązać kontakt z Narodową Organizacją Bojową. Dostają proste zadania wywiadowcze: na plan miasta nanoszą miejsca, gdzie stacjonują niemieccy żołnierze, domy, w których mieszkają niemieccy osadnicy. Kolportują pisma. Dowódcą grupy jest Czesław. "Powariowaliście?" - siostra Jóźwiaka miała zobaczyć kiedyś, jak starszy brat okłada Cześka po plecach pasem. "Trzeba hartować ciało, żeby w chwili próby się nie załamać" - tłumaczy Czesław i opowiada siostrze, co słyszał o torturach gestapo.

W sobotę 21 września 1940 r. gestapo aresztuje Edwarda Klinika. Pozostała czwórka idzie pocieszyć jego rodziców. W niedzielę są w kościele, modlą się za Edwarda i za siebie. W poniedziałek wieczorem pod ich domy podjeżdżają gestapowcy.

Wiara więzienna

Franciszek Kęsy, rocznik 1920, jako jedyny z "Piątki" chciał zostać księdzem. Miał wstąpić do salezjanów, ale przeszkodziła mu choroba. Codziennie służył do Mszy i przyjmował komunię. - Ale nie był typem człowieka ze złożonymi rękami - mówi ks. Godyń. - "Frąsiu", obok "Edy" Kaźmierskiego, należał do najweselszych w oratorium.

Poczucie humoru nie opuściło go w więzieniu: na pokrywie sedesu wymalował trupią czaszkę i napis: "Achtung Giftgas!" (Uwaga, gaz trujący).

Siostra Kęsego, Irena (po mężu Łukasiewicz): - Gdy brat szedł na śmierć, napisał do rodziców i rodzeństwa: "Nie żałuję, że w tak młodym wieku schodzę z tego świata. Idę do nieba, do zobaczenia".

***

Kaźmierski znów wyrzucił więcej oczek. Znaczy, że weźmie chleb z brzegu, czyli lepszy kawałek głodowej racji. Siedzą razem z "Frąsiem" w berlińskim więzieniu, już prawie rok za kratami. Wcześniej był Fort VII w Poznaniu, więzienie na Młyńskiej, Wronki. Pierwsze tygodnie były piekłem: gestapowcy bili do nieprzytomności ("Frąsiu" przesłał raz gryps w chusteczce, była we krwi). Teraz jest lżej. Nie ma koszmarnych przesłuchań, a oni zdążyli przywyknąć do więziennych warunków. "Jaroś" w liście do rodziny pisze z więzienia Spandau: "Wraca już mi całkowicie spokój".

Trzyma ich wiara. Z papieru, z którego kleją torebki, robią książeczki do nabożeństwa, modlitwy piszą ołówkiem. W Wielkim Poście odprawiają Drogę Krzyżową. W Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę poszczą (odkładają racje chleba, które zjedzą w święta). Kaźmierski w jednym z ostatnich listów do domu, gdy wiedział już, co go czeka, pisał: "Jakaż to siła, ta nasza wiara".

Rozprawę przed sądem w Zwickau wyznaczono na 1 sierpnia 1942 r. Jako obywatele Rzeszy (bo pochodzący z terenów wcielonych do Reichu) odpowiadają za zdradę stanu. "Należy orzec takie kary, aby ich działanie odstraszające było jak największe. W przypadku Polaków osiągnięcie tego celu możliwe jest jedynie poprzez orzeczenie kary śmierci" - sędzia czyta uzasadnienie wyroku.

Bez pocałunku

Edward Klinik, rocznik 1919. Najstarszy, ale trochę nieśmiały, zwany "Bebisiem". Trudno było mu rozstać się z rodziną i kolegami, gdy rodzice wysyłali go do salezjańskiego gimnazjum w Oświęcimiu. Po powrocie do Poznania związał się na nowo z oratorium.

Irka, młodsza siostra Kęsego, była jego cichą sympatią. Ona jeszcze podlotek, on kawaler. Pożyczał od niej książki, rozmawiali. Miłość wyznał jej dopiero w liście z więzienia (wiedział już, że zginie). Irena (dziś Łukasiewicz) wyszła po wojnie za mąż; wierzy, że to Edek wymodlił jej w niebie dobrego męża. Mówi: - To była taka czysta miłość, nawet się nie pocałowaliśmy.

Gdy koledzy byli jeszcze na wolności, gestapowcy już katowali Edwarda. "Poniedziałek - pierwsze śledztwo - jeden z najstraszniejszych dni w moim życiu, którego nigdy nie zapomnę" - zanotował w spisywanym ukradkiem pamiętniku. "Wszystko byłoby dobrze, gdyby człowiek tylko sam był na świecie. Lecz, o Boże, tam w domu jest serce matki".

W ostatnim liście do domu napisał: "Idę spokojnie do wieczności".

***

Warszawa, plac Piłsudskiego, 13 czerwca 1999 r., Msza beatyfikacyjna 108 Męczenników II Wojny Światowej. Papież mówi: "Dziś świętujemy zwycięstwo tych, którzy w naszym stuleciu oddali życie dla Chrystusa, by posiąść je na wieki w Jego chwale. Są wśród tych błogosławionych męczenników również ludzie świeccy. Jest pięciu młodych mężczyzn ukształtowanych w salezjańskim oratorium". Irena Łukasiewicz, która uroczystości ogląda w telewizji, płacze.

O ich świętości od początku przekonany jest jeden człowiek: ks. Leon Musielak. Po wydostaniu się z Kozielska, był więziony w komunistycznej Polsce. W latach 50. wrócił do Poznania. Co roku, w pierwszą niedzielę listopada, odprawiał Mszę za "Piątkę". Napisał o nich książkę. - To on doprowadził do tego, że znaleźli się w gronie 108 Błogosławionych - mówi ks. Godyń.

Musielak nie doczekał beatyfikacji, zmarł pół roku wcześniej.

Gilotyna

Jarogniew Wojciechowski, rocznik 1922, najmłodszy. I najbardziej przez życie doświadczony: ojciec alkoholik zostawił rodzinę, gdy "Jaroś" miał 11 lat. Ciężar utrzymania dzieci (Jarogniew miał jeszcze starszą siostrę) spadł na matkę, nauczycielkę muzyki. Chłopak przerwał naukę po pierwszej klasie w Gimnazjum Adama Mickiewicza i poszedł do pracy.

W więzieniu też miał najgorzej: nazwiska kolegów zaczynały się na litery sąsiadujące w alfabecie, a w Berlinie więźniów osadzono w kolejności alfabetycznej. Tamci siedzieli razem w dzielnicy Neukolln, on w Spandau.

W tym czasie umarła matka. Siostra taiła to przed nim przez rok, powiadomiła go dopiero na kilka miesięcy przed egzekucją. Z więzienia pytał o ojca. W pożegnalnym liście prosił: "Módlcie się za mnie".

***

Egzekucję wyznaczono na wieczór, między dwudziestą a dwudziestą pierwszą. Więzienny kapelan już ich wyspowiadał, przyjęli komunię. Teraz każdy pisze pożegnalny list. Spieszą się, czasu zostało niewiele.

Z listu Czesława: "Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że przed śmiercią możemy się wszyscy widzieć. Tutaj składam pocałunek dla każdego z was. Do zobaczenia w niebie".

Przypuszczalnie pierwszy zginął Jóźwiak. Po nim mieli iść według alfabetu: Kaźmierski, Kęsy, Klinik i Wojciechowski.

Korzystałem z książek ks. Leona Musielaka, "Bohaterska Piątka" i Michała Gryczyńskiego "Piątka z Wronieckiej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2007