Blizny na jego plecach zobaczyła przy badaniu. „Pamiątka?” – zapytała. „Tak, pamiątka” – odparł lapidarnie. Antoni Baraniak nie lubił o tym mówić

Po 27 miesiącach w areszcie zostały mu nie tylko szerokie blizny na plecach. Odtąd stał się też nerwowy, dużo palił... Wieś Sebastianowo, Więzienie na Mokotowie, Ostrów Wielkopolski, Lourdes, Poznań: opowiadamy o miejscach związanych z arcybiskupem Antonim Baraniakiem.

26.03.2024

Czyta się kilka minut

Cela bp. Antoniego Baraniaka w więzieniu na Rakowieckiej - dziś izba pamięci biskupa // Fot. ze zbiorów Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL
Cela bp. Antoniego Baraniaka w więzieniu na Rakowieckiej - dziś izba pamięci biskupa // Fot. ze zbiorów Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL

Przychodzi ze trzydzieści osób. Dwudziestego szóstego każdego miesiąca – w dzień jego uwięzienia. Liczą, że jak się ociepli, będzie ich więcej. Przy przydrożnym krzyżu odmawiają modlitwę o jego beatyfikację, dziesiątkę różańca, śpiewają.

Krzyż stoi naprzeciw domu, w którym Antoni Baraniak urodził się i wychował.

Sebastianowo: rodzina

Trzydzieści numerów po obu stronach wąskiej szosy, niewiele ponad stu mieszkańców.

Baraniakowie mieszkali pośrodku wsi. Na rozdrożu stoi figurka Serca Jezusowego.

– Mieszkańcy do dziś zbierają się tam na nabożeństwa majowe – mówi regionalista Tomasz Jankowski z Książa Wielkopolskiego. – Przypuszczam, że mały Antoś też się tam modlił.

Stary dom, w którym przyszły arcybiskup przyszedł na świat i spędził wczesne lata, rozebrano w latach 70. XX w. Na jego miejscu stoi piętrówka z czerwonej cegły. Dziś mieszka tam krewny biskupa: wnuk jego brata Franciszka, powstańca wielkopolskiego.

„Większy od nas nie wyjdzie” – powiedzenie byłego proboszcza w Mchach zna wielu parafian. Nieżyjący już kanonik Jerzy Kaczmarek mówił tak o Antonim Baraniaku.

– Skromny, zwykły człowiek. Takim go wszyscy zapamiętali – Urszula Komorowska jest wnuczką Franciszka. – Nawet ci, co nie wiedzą, że jestem z rodziny, dobrze o nim mówią.

Obecny proboszcz ks. Artur Kosior do dziś spotyka ludzi, którzy wspominają, jak arcybiskup przyjeżdżał do rodzinnej parafii, dzieci częstował cukierkami. Komorowska pamięta, jak po wyjściu z kościoła otwierał bombonierkę. – Wtedy takie czekoladki to był rarytas – mówi. Lubił z każdym zagadać, wypytać o rodzinę. – A ty od kogo jesteś, pytał najmłodszych – wspomina Komorowska.

– Z tego, co ludzie opowiadają, to nie był typ wyniosłego hierarchy – mówi Jankowski.

Rodzinny. „Kochany Ludwisiu...” – zaczyna listy do młodszego brata Ludwika. Kiedy wraca z kościelnych uroczystości albo parafialnych wizytacji, po drodze wstępuje do rodziny w Sebastianowie. Lubi wyjść przed dom, popatrzeć na pola, zrobić zdjęcie (fotografia, po zbieraniu znaczków, to jego druga wielka pasja).

Sołtys Paweł Matuszewski pamięta ostatnią wizytę arcybiskupa w Mchach: w marcu 1977 r. przyjechał na powitanie kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, który peregrynował wtedy po archidiecezji. Był już bardzo chory (umrze w sierpniu). Podobno gdy Radio Watykańskie wspomniało o uroczystościach, popłakał się.

Matuszewski miał wtedy sześć lat. Mama zaprowadziła go z siostrami do kościoła, arcybiskup ich pobłogosławił. To jedyne wydarzenie, które kojarzy z Antonim Baraniakiem.

Na początku roku podsunął proboszczowi pomysł, by co miesiąc spotykali się pod krzyżem. – Wypada, żeby krajanie arcybiskupa też się za niego modlili – uważa sołtys.

Urszula Komorowska dziwi się, że sprawa beatyfikacji stryjecznego dziadka tak się ślimaczy.

Francja: słowiki

Miasteczko Lourdes u stóp Pirenejów. Tam w 1858 r. Matka Boża miała się objawić 14-letniej Bernadetcie Soubirous. Dobre dwa tysiące kilometrów od Polski.

Podczas II wojny światowej przebywający tam Baraniak odprawia msze dla tułających się jak on rodaków, głosi kazania. Żeby dać im pocieszenie, cytuje Mickiewicza i Sienkiewicza, intonuje polskie kolędy. Wysyła paczki do obozów jenieckich.

Dochodzą go smutne wieści o bliskich: brat Ludwik siedzi w jenieckim obozie, rodziców i brata Franciszka Niemcy wysiedlili z Sebastianowa.

Ukojenia szuka w modlitwie. Oraz w wycieczkach po okolicy: rowerem albo pieszo.

Potem będzie klasztor w Hautecombe w Sabaudii. Zbudowali go w średniowieczu cystersi, ale teraz mieszkają tu benedyktyni. Żyje trochę jak oni: z mnichami chodzi na modlitwy, na posiłki do klasztornego refektarza. Wędruje po górach.

Mimo wygnania francuską ziemię zachowa dobrze w pamięci. Już śmiertelnie chory, będzie swojej lekarce opowiadać o Francji. O tym, jak otwierał okno i słuchał słowików.

Bp Antoni Baraniak po aresztowaniu w nocy z 25 na 26 września 1953 r.  // Fot. Archiwum IPN

Mokotów: blizny

Prawy profil, en face, lewy profil. Zdjęcia z więziennej kartoteki na Rakowieckiej. Jest jeszcze w sutannie, pod szyją widać koloratkę. Ma 49 lat, wygląda dość młodo. Szybko się postarzeje.

Jest prycza, taboret – tak to potem opisał. W zakratowanym oknie celi jest dziś jego portret – arcybiskup Stanisław Gądecki przyniósł go w 2016 r., gdy w dawnym więzieniu na Mokotowie otwarto „Celę arcybiskupa Baraniaka”.

W tamtejszym Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Represjonowanych w PRL jest o nim wystawa. Ma tytuł „145 przesłuchań” – tyle zachowało się protokołów. Kościół przekazał pamiątki po nim: szafę, w której odprawiał mszę w Marszałkach, klęcznik, ornaty, naczynia liturgiczne.

Salezjanin Jarosław Wąsowicz dwudziestego szóstego każdego miesiąca odprawia w dawnym ubeckim areszcie mszę. Na pamiątkę tamtego 26 września 1953 r., gdy Baraniaka zabrali z Miodowej.   

Nie zawsze miał taki „komfort”, jak w tej celi – pryczę, taboret, dzbanek z wodą, miednicę. Wiele razy trafiał do karceru. Na ponad tydzień zamknęli go w piwnicy: bez światła i jedzenia, z sufitu i ścian kapała zimna woda. Bez wiadra na odchody.

Gdy po dwudziestu siedmiu miesiącach wychodził stąd, ważył czterdzieści kilo. Na plecach zostaną mu długie szerokie blizny. Odtąd stał się nerwowy, palił papierosy.

O torturach będzie opowiadać niechętnie. Właściwie w ogóle. Wnuczka Franciszka Baraniaka: – Nawet z moim dziadkiem nie chciał o tym rozmawiać.

„To było tak koszmarne” – będzie się bronić przed wspominaniem.

Ksiądz Wąsowicz: – Nie budował swojej postaci na męczeństwie.

Wielkopolskie Marszałki: przystań

Zdjęcie zostawił później. „Domowi Salezjańskiemu w Marszałkach, który w dniach od 29 grudnia 1955 do 1 kwietnia 1956 był dla mnie przystanią pokoju po burzliwych przeżyciach więzienia z całego serca błogosławię” – napisał na odwrocie, gdy przyjechał już jako wolny człowiek.

Nie wzywają go już na przesłuchania, nie biją. Ale warunki w domu salezjańskim w Marszałkach – wsi w Wielkopolsce – są spartańskie: zimno, a on wycieńczony. Nie wolno mu kontaktować się z mieszkańcami – miejscowość mała, łatwo skontrolować, kto przyjeżdża. Może pisać listy, ale korespondencja jest czytana.

Salezjanie starają się, jak mogą. Sprowadzili krawca, żeby wziął miarę na jego sutannę. Salezjanie odprawiają msze w parafialnym kościele. A jemu nie wolno wychodzić. Ołtarz urządzają mu w szafie.

Niedawno, kilka lat temu, założyli tu pustelnię i dom rekolekcyjny „Ognisko Miłosierdzia”. Pamiątki po arcybiskupie przekazali do Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Z dawnych czasów został kuchenny piec kaflowy z żeliwnym blatem. Do tej kuchni ubecy wnieśli go 29 grudnia 1955 r., gdy przywieźli go z aresztu na Rakowieckiej. Ostra zima, ubecy opatuleni, a on w cienkim płaszczu.

– Był tak zziębnięty, że jeden z salezjanów poradził, żeby nie dawać mu nic gorącego, bo organizm  nie wytrzyma szoku – pustelnik i kierownik domu rekolekcyjnego ks. Dariusz Szyszka przytacza opowieści dawnych współbraci.

Za dwa lata wyruszy stąd na ingres.

Katedra na Ostrowie Tumskim w Poznaniu, lipiec 2020 r.  // Fot. Tomasz Jastrzębowski / REPORTER

Poznańska katedra: odwaga

W mitrze, z pastorałem, stoi na barokowej ambonie w poznańskiej katedrze.

Zdjęcie na okładce „Przewodnika Katolickiego” zapowiada jego ingres. Pod spodem redakcja zacytowała kawałek zdania z listu św. Pawła do Efezjan: „Proszę was ja, więzień w Panu”. Jakby redaktorzy chcieli przypomnieć, przez co przeszedł. Całe zdanie ma inny wydźwięk. „Proszę Was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do którego jesteście wezwani” – napisał Apostoł. Baraniak zacytował to w liście do wiernych poznańskiej archidiecezji.

Na ingres wyruszył z Marszałek. W Ostrowie Wielkopolskim (Prusacy więzili tu przez dwa lata kard. Mieczysława Ledóchowskiego), w Środzie, w małych wsiach witają go tłumy. Na samochód rzucają kwiaty – jak prymasowi Wyszyńskiemu, a potem papieżowi.

Na Ostrowie Tumskim, w kościele Najświętszej Marii Panny (gdzieś tu miała modlić się Dobrawa, żona Mieszka I), założył ornat i mitrę. W procesji przeszedł do katedry, której tradycja sięga X w. i czasów biskupa Jordana.

Najstarszą w Polsce diecezję obejmował pół roku po odzyskaniu wolności. Podobno komuniści liczyli, że szybko umrze. Poznańskim Kościołem będzie kierował 20 lat.

Nie lęka się. W 1966 r. popsuje Gomułce propagandowy wiec w Poznaniu: spędzeni na partyjną masówkę poznaniacy będą czmychać na Ostrów Tumski, by świętować tysiąc lat chrześcijaństwa. W czasie inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację modli się „o pokój dla Czechów i Słowaków”. Gdy w 1970 r. wojsko i milicja strzelają do stoczniowców, mówi o „przelanej krwi naszych braci”.

Kotłów: błąd

Romański kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny od dziewięciu wieków stoi na morenie, którą zostawił lodowiec. W dole kościół modernistyczny, w stylu zakopiańskim, młodszy o osiem stuleci. Też nosi wezwanie Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.

Kotłów nad Baryczą. Dziś diecezja kaliska, wtedy archidiecezja poznańska. Część wioski chodzi do jednego kościoła, część do drugiego. Był czas, że we wsi trwała „wojna religijna”: ktoś komuś miał podrzucić padlinę, zatruć studnię. Podzieliła ich wiara.

Rok 1968. W Kotłowie umiera stary proboszcz. Parafianie chcą, by zastąpił go dotychczasowy wikariusz. Ksiądz Zygmunt Koralewski przyszedł tu zaraz po święceniach, ludzie przywiązali się do niego. Ale arcybiskup Baraniak mianuje innego proboszcza, Koralewskiego przenosi. Do Poznania jedzie delegacja. W kurii słyszą, że szeregowiec nie będzie rządził generałem. „Szeregowiec” to ksiądz Koralewski. „Generałem” jest arcybiskup.

Kotłowianie wywieszają przed kościołem transparent: „Lud Boży żąda arcybiskupa”. Baraniak wysyła biskupa pomocniczego, parafianie zagłuszają go krzykami, chcą przewrócić samochód.

Kuria zawiesza Koralewskiego, przysyła nowego proboszcza. Kotłowianie traktują go jak uzurpatora, nie wpuszczają do kościoła ani na plebanię. We Wszystkich Świętych na cmentarzu idą dwie procesje, padają wyzwiska. „Odszczepieńcy” – tak rzymscy katolicy urągają zwolennikom Koralewskiego. Innym razem ci drudzy nie chcą wpuścić na cmentarz pogrzebu rzymskiego.

„Wojna chłopów z biskupami” – komunistyczne gazety rozpisują się z satysfakcją o konflikcie.

Arcybiskup ekskomunikuje Koralewskiego. Dochodzi do schizmy: Koralewski i jego zwolennicy przechodzą do Kościoła polskokatolickiego. Jeszcze kilka lat będą zajmować romański kościół, zanim sąd nie nakaże oddać go rzymskim katolikom. Wtedy zbudują swój. Koralewski zostanie w Kotłowie do końca życia, będzie proboszczem, dziekanem, wreszcie biskupem Kościoła polskokatolickiego.

– Kotłów to był nasz błąd – miał przyznać niedługo przed śmiercią abp Baraniak.

Szpital Święcickiego: odwiedziny

„Na Przybysza” – wielu poznaniaków do dziś nazywa tak to miejsce. To od nazwy ulicy, przy której stoi klinika imienia Heliodora Święcickiego. Kompleks budynków z czerwonej cegły na początku XX w. zbudowały ewangelickie siostry diakonisy, Niemki. W czasie pierwszej wojny światowej był tu lazaret. W czasie drugiej też: najpierw dochodzili tu do siebie żołnierze Wehrmachtu, potem czerwonoarmiści. Po wojnie placówka zyskała rangę kliniki i imię pierwszego rektora Uniwersytetu Poznańskiego.

Arcybiskup Baraniak trafiał „na Przybysza” kilka razy. Ostatni raz na początku sierpnia 1977 r., kilkanaście dni przed śmiercią. Pielęgniarki, lekarze (nawet ci partyjni) podobno czuli do niego szacunek. Jedna lekarka zapamięta jego skromną pocerowaną piżamę. Druga – blizny na plecach. Zobaczyła je przy badaniu. Wzbraniał się, żeby pokazać te plecy.

– Pamiątka, tak? – wiedziała o więzieniu, spytała, jak najdelikatniej potrafiła.

– Tak, pamiątka – odparł.

Nie wracali do tematu.

Wiedział, że umiera. Przestał jeść, cierpiał. W chwilach wielkiego bólu po ludzku chciał, żeby „to się już skończyło” (to wiemy z donosów). Prowadzące dom arcybiskupów poznańskich siostry elżbietanki twierdziły jednak, że chorobę znosił z pokorą, pogodnie.

W święto Przemienienia Pańskiego (była to sobota) przy jego łóżku usiadł kardynał Wojtyła. Wracał ze spływu kajakowego, gdy dowiedział się o jego ciężkim stanie. Wcześniej odwiedził go kardynał Wyszyński. Ordynator oddziału nie pozostawił prymasowi złudzeń, że rak trzustki jest nieuleczalny.

Całą trójkę można spotkać na wielu zdjęciach: Baraniak obok Wyszyńskiego i Wojtyły. Na odpuście świętego Wojciecha w Gnieźnie, na procesji z Wawelu na Skałkę, w Poznaniu na uroczystościach tysiąclecia chrztu Polski, na rzymskim placu Świętego Piotra w czasie Soboru.

Tamtej soboty Baraniak i Wojtyła rozmawiają ostatni raz. Ktoś zapamięta słowa krakowskiego kardynała: „Kościół w Polsce nigdy nie zapomni ekscelencji, że go obronił w najtrudniejszych czasach”. Jakby chciał się z nim tak pożegnać.

Pacjent miał powiedzieć, że jak wyzdrowieje, na kolejne wakacje pojadą razem. A może powiedział to odwiedzający? Według innej opowieści po wyjściu gościa Baraniak miał się wyrazić, że „ten Wojtyła to umie człowieka pocieszyć”.

Po latach trudno ustalić, jak było.

Grób abp. Antoniego Baraniaka w podziemiach katedry poznańskiej, styczeń 2018 r.  // Fot. Dawid Tatarkiewicz / East News

Krypta: wieczny odpoczynek

Kolejka przesuwa się w milczeniu. Chcą podejść jak najbliżej. W ciepły sierpniowy dzień 1977 r. Poznań żegna Antoniego Baraniaka.

Dzień przed pogrzebem ciało wniesiono do gotyckiego kościółka Najświętszej Marii Panny. Ludzie podchodzą i oddają ostatni hołd. Nazajutrz trumnę przeniosą do katedry (20 lat wcześniej tą samą drogą szedł w ingresowej procesji). Nie wszyscy pomieszczą się w katedrze, większość stoi na placu i w ciasnych uliczkach Ostrowa Tumskiego.

Na trumnie biskupia mitra. Pełno kwiatów. „Jemu zawdzięczałem względny spokój w moim odosobnieniu” – mówi nad trumną prymas Wyszyński.

Po wszystkim trumnę wnoszą do krypty. Tu spocznie obok kardynała Mieczysława Ledóchowskiego (najpierw ugodowy wobec Prusaków, potem przeciwnik Kulturkampfu), arcybiskupów Floriana Stablewskiego (założył „Przewodnik Katolicki” oraz Drukarnię i Księgarnię Świętego Wojciecha) i Walentego Dymka (w czasie okupacji współpracuje z polskim podziemiem).

Sześć lat później do Poznania przyjeżdża Jan Paweł II. Chce pomodlić się przy trumnie Baraniaka. Komuniści nie chcą się zgodzić: trwa stan wojenny, odmówili papieskiej modlitwy pod krzyżami upamiętniającymi zabitych w 1956 r. poznaniaków. Ale tu papież stawia na swoim. W czasie mszy wspominał „pasterskie męstwo” Baraniaka. Teraz stromymi schodkami schodzi do podziemi. Klęka, odmawia „Zdrowaś Mario” i „Wieczny odpoczynek”.

Dziś krypta katedralna otwierana jest w oktawie Wszystkich Świętych. Przed sarkofagiem Baraniaka zawsze są znicze.

STANISŁAW ZASADA jest reporterem, mieszka w Poznaniu. Ukończył polonistykę na UMK w Toruniu i Polską Szkołę Reportażu. Ostatnio w wydawnictwie Agora ukazała się jego książka „Kurierka. Historia kobiety, która mogła zatrzymać Holocaust”. Publikuje w „Press”, „Gazecie Wyborczej” i „W drodze”. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Pamiątka z Rakowieckiej