Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ksiądz ma na sobie sutannę z purpurowymi guzikami, bo to kanonik, a na głowie proboszczowski biret z pomponem. W kancelarii zasiada za masywnym biurkiem, na skórzanym fotelu. Na nią czeka po drugiej stronie krzesło.
– Od początku jest jasne, kto tu jest petentem – złości się Anna. – I taka jest zresztą prawda. Ksiądz tu rządzi, a ja mogę tylko prosić.
Bielszy odcień alby
Anna ma 9-letnią córkę. Krysia zaczęła właśnie trzecią klasę – a więc w myśl kościelnej praktyki czeka ją w tym roku pierwsza komunia. W połowie września proboszcz zapowiedział po wieczornej mszy spotkanie dla rodziców. Anna dowiedziała się, że klasa Krysi będzie miała komunię którejś niedzieli w maju o 9.30. Daty nie zapamiętała, ale godzinę owszem, bo od razu pomyślała, że dziadkowie z drugiego końca Polski nie zdążą przyjechać, chyba że wyruszą o trzeciej nad ranem.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
– To typowe – uważa Anna. – Siądzie proboszcz z wikarym i ustalą godziny uroczystości. Sami nie mają rodzin, więc do głowy im nie przyjdą okoliczności dla nas, świeckich, oczywiste.
Niemniej sprzeciwu nie było. Anna mieszka w niewielkiej podkrakowskiej miejscowości. Ludzie nieraz tu sarkają na księdza – że nudzi na kazaniach, że co chwilę na coś zbiera – ale nikt mu się publicznie nie sprzeciwi. Nie żeby się go bali, ale jakoś nie wypada, to nie jest przyjęte. Nie odezwali się ani rdzenni mieszkańcy, ani napływowi z miasta, którzy coraz liczniej się tu budują. Ona też nie odważyła się zabrać głosu.
Ksiądz ogłosił, że wszystkie dzieci powinny być ubrane w jednakowe alby. Już godzinę po spotkaniu na WhatsAppie komunijnych rodziców rozgorzała dyskusja: jaki materiał, jaki odcień, jaka krawcowa? Jaki prezent dla księdza, jaki dla zakonnicy, jaki wystrój kościoła? Ktoś zaproponował: żeby nie było na koniec nieporozumień, zrzucajmy się po kilkadziesiąt złotych miesięcznie, od razu.
– Raz, że to nieekologiczne – mówi Anna. – Krysia ubierze to na komunię, potem na biały tydzień, i tyle. Dwa: czy to wojsko, że wszyscy mają jednakowo wyglądać? Trzy: nie rozumiem tych hołdów dla księdza, przecież on wykonuje po prostu swoje obowiązki. A raz do roku dostaje jak nie nowy ornat, to ozdobne pióro czy ikonę w złoconej oprawie.
Ale to nawet nie wczesna godzina mszy ani kwestie finansowe przechyliły szalę. Do komunii przystępuje się klasami, więc obowiązek przygotowania dzieci spada na katechetów.
Anna: – Uzmysłowiłam sobie, kto będzie odpowiedzialny za rozwój duchowy Krysi. Za jej relację z Bogiem.
Modlitwa na ocenę
Katecheta Krysi nie jest wizjonerem, nie jest też fanatykiem. Nie krzyczy na dzieci ani się z nimi nie śmieje. Jest przede wszystkim nudny. Kurs komunijny zaczął, jeszcze zanim ksiądz zwołał spotkanie. Dzieci miały przepisać z tablicy do zeszytów, czego w najbliższych tygodniach będą się uczyć na pamięć i zdawać na ocenę.
– Czyli moja córka ma stanąć przed nauczycielem i, patrząc się na niego, recytować „Ojcze nasz”? – pyta jej matka. – Przecież to intymna modlitwa; kiedy sama ją odmawiam, zamykam oczy albo patrzę na krzyż. W ogóle nie podoba mi się pomysł zaliczania modlitw na ocenę. Jezus lubił, kiedy dzieci przychodziły do niego, i nie sądzę, żeby wtedy przepytywał je ze znajomości tekstów na pamięć. Denerwuje mnie też nacisk kładziony na różaniec: w ramach przygotowań do komunii Krysia miałaby regularnie chodzić na to nabożeństwo. Przecież w tradycji katolickiej jest tyle innych modlitw.
Anna przeczytała kiedyś wydane przez benedyktynów „Listy o modlitwie” ojca Johna Chapmana. Z książki zapamiętała: „Módl się tak, jak potrafisz, i nie próbuj modlić się tak, jak nie potrafisz”. Krysi tłumaczy: do Boga możesz myśleć, możesz opowiedzieć Mu swój dzień, możesz Mu zaśpiewać, możesz też być z Nim w ciszy. To wszystko jest modlitwa.
Prawdy znikąd
Wśród wypisanych w zeszycie Krysi tekstów do wykucia Anna odnalazła też „Sześć prawd wiary”. Kiedyś o tym czytała i wie, że nie ma ich w Katechizmie Kościoła Katolickiego, a mimo to z niewiadomych przyczyn pokutują w polskich książeczkach do nabożeństwa.
Poszła porozmawiać z katechetą. Przygotowała się dobrze: powiedziała mu, że uczenie dzieci o „sędzim sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”, wypacza im obraz Boga. Że zamiast uczyć o Bogu, który jest Miłością, uczy się o kimś, kto skrzętnie notuje każdemu grzechy. Że to wizja niebiblijna, bo w psalmach przeczytała, że Bóg „nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca” i że „Jak odległy jest wschód od zachodu, tak daleko odsuwa od nas nasze winy”. I że komplet prawd wiary jest przecież w Credo.
Katecheta odparł, że on tylko realizuje podstawę programową i jeśli Anna ma uwagi, może zgłosić je do Konferencji Episkopatu. I że Bóg jest miłosierny, ale przecież i sprawiedliwy.
– Powiedział, że można odnosić się do Pisma Świętego, ale warto także do Dzienniczka siostry Faustyny, która dużo pisze o Boskiej sprawiedliwości – opowiada matka Krysi.
Po powrocie do domu sprawdziła: w podstawie programowej do katechezy dla klasy trzeciej nie ma ani słowa o sześciu prawdach wiary.
Jak mała dziewczynka
Anna słyszała, że w Polsce coraz więcej rodziców samodzielnie przygotowuje dzieci do komunii. I że w pandemii stało się to całkiem popularne. Odkładając smartfona po lekturze dyskusji o szatkach i prezentach, postanowiła, że spróbuje przekonać proboszcza, żeby pozwolił jej przygotować Krysię.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Zwlekała kilka tygodni: sporo czytała i rozmawiała, ale przede wszystkim się bała.
– To byłby chyba pierwszy taki przypadek w parafii, więc mógłby różnie zareagować – mówi. – Że to nowinkarstwo, protestantyzacja.
Zanim weszła do kancelarii, chodziła tam i z powrotem, powtarzając w myślach argumenty. Że nawet w świetle nauczania Kościoła rodzice są najważniejszymi wychowawcami religijnymi swoich dzieci. Że sporo wie o teologii. Że chciałaby czytać z córką Biblię, a nie powtarzać „Mały katechizm”. Że zależy jej, by na uroczystość dotarli dziadkowie. Czego się spodziewała? Argumentu, że komunia powinna się odbyć we wspólnocie. Odpowiedziałaby na to, że religijna wspólnota jest w parafii, a nie w szkolnej klasie.

Czuła się na łasce i niełasce proboszcza. Może się zgodzić, nie musi, a ona nie ma do kogo się odwołać.
– Do rady parafialnej? Do Jędraszewskiego? Wolne żarty – mówi Anna. – Teoretycznie mogłabym pójść do innej parafii, ale tam zażądaliby kartki z okrągłą pieczęcią mojego proboszcza, że wypuszcza Krysię. Miał wszystkie atuty w ręku.
– Niby wiem, że kancelaria wygląda tak, jak wygląda, a ksiądz ma na sobie te wszystkie monarsze szaty, żeby wzbudzić we mnie respekt – ciągnie. – Wiem to, złoszczę się na siebie, ale i tak to wszystko na mnie działa. Kulę się w sobie i czuję się jak mała dziewczynka.
Nieprzyzwoite myśli
– Nakręciłam się, nie było tak źle – przyznaje teraz.
Rozmowa trwała siedem minut. Ksiądz nie miał obiekcji, życzliwie odniósł się do poglądów Anny. Po prawdzie: nie do wszystkich, bo nie wytaczała kompletu przygotowanych armat.
– Zgodził się, żeby Krysia przystąpiła do pierwszej komunii na wybranej przez nas mszy. Wcześniej mamy jeszcze spotkać się z księdzem, żeby sprawdził, czy Krysia wie, że hostia to nie jest zwykły opłatek. Mówił, że prawo kanoniczne tego wymaga. Nie przystał natomiast na zwolnienie jej z religii. Powiedział, że dla innych dzieci byłoby niezrozumiałe, że Krysia przystępuje do sakramentu, ale nie chodzi na katechezę. Przez sekundę wahałam się, czy powiedzieć mu, co sądzę o katechecie i jego metodach. I że może on tego nie wie, ale dzieci rozmawiają między sobą nie o Panu Jezusie, tylko o tym, kto dostanie iPhone’a, a kto drona. Ale odpuściłam. W końcu najważniejszy cel osiągnęłam.
Kiedy rozmawiamy, od spotkania z księdzem minął tydzień. Anna nie sprawia wrażenia kogoś, kto odniósł sukces.
– Coraz częściej myślę o tym jak o zgniłym kompromisie – przyznaje. – Oczywiście, cieszę się, że te wszystkie ustalenia na WhatsAppie już nas nie dotyczą. Ale nie rozumiem wymuszania uczestnictwa w szkolnej katechezie.
Przejrzała podręcznik: ilustracje jak z kolorowanki za 3,99 zł z Lewiatana, chyba co trzecia przedstawia księdza. A treść dotyczy głównie grzechów, ich rozpoznawania i ważenia. I ten język: „nieskromne ubrania”, „nieprzyzwoite myśli”. Zupełny brak względu na świat emocjonalny dziecka. Tak można ukształtować skrupulanta, który za dziesięć lat wyląduje u psychoterapeuty.
Matka Krysi w siebie wierzy.
– Dam radę – mówi. – Ale jednego w tym wszystkim nie rozumiem. Chcę wychować córkę na chrześcijankę, katoliczkę, ale czuję, że Kościół nie jest z nami, tylko przeciwko nam. ©℗
Imiona bohaterek zostały zmienione.