Dlaczego milczy Raimunda

O polityce i o piłce w Brazylii zwykle mówi się męskim głosem. A co o zaczynającym się mundialu myślą tutejsze kobiety?

09.06.2014

Czyta się kilka minut

Mecz w piłkarzyki, slumsy Rio de Janeiro, 10 maja 2014 r. / Fot. Felipe Dana / AP / EAST NEWS
Mecz w piłkarzyki, slumsy Rio de Janeiro, 10 maja 2014 r. / Fot. Felipe Dana / AP / EAST NEWS

GRACA BACHISTA, 46 lat. Operatorka windy na dworcu w Belo Horizonte, a także, dorywczo, pomoc domowa. I mama trójki dorosłych córek:

– Na pewno będziemy mieć więcej pracy. Wszystkie hotele „pobukowane”. Moje dwie córki, które pracują w hotelarstwie tutaj, w stanie Minas Gerais, liczą na zarobki wyższe o nawet jedną trzecią. Dlaczego? No bo wszystko jest droższe, nawet piwo w barze.

Do czego jestem potrzebna w windzie, która obsługuje tylko trzy piętra? Niektórzy ludzie przyjeżdżają do nas z interioru i boją się wind, pomagam im. Pilnuję też, by nie było wandali. Lubię tę pracę, w porównaniu do sprzątania to dla mnie odpoczynek. No i mogę poznawać ludzi, najróżniejszych. Większość z nich jest sympatyczna.

Jak się dogaduję z obcokrajowcami? Po angielsku znam kilka słów. Gdy trzeba więcej, wyciągam smartfona i porozumiewamy się dzięki tłumaczowi Google. Mieliśmy kurs angielskiego, no my, wszyscy pracownicy dworca. Ale nie wiadomo, czemu po kilku tygodniach go przerwali. Mam nadzieję, że pomundialowe pokolenie będzie lepiej mówić w obcych językach.


RAQUEL VERDENACCI, 38 lat. Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Od 14 lat pracuje przy organizacji największych imprez w São Paulo. Obecnie dyrektor wykonawczy regionalnego komitetu Mistrzostw Świata:

– Mundial to nie kilka dni uwagi w mediach. To całe lata! Od 2009 r. cały świat patrzy przecież na Brazylię. To wspaniała okazja, by pokazać różnorodność naszego kraju.

Że niby te wielkie publiczne inwestycje są niepotrzebne? Brazylijczycy kochają piłkę nożną, a nasze stadiony i tak wymagały renowacji, według międzynarodowych standardów. Poza tym na stadion Itaquera nie wydaliśmy ani reala. Większość stanowych funduszy poszła na budowę dróg, lotnisk, linii autobusowych. Dzięki mundialowi rozbudowa infrastruktury nabrała tempa, a dzielnica Itaquera rozkwita.

U nas, w São Paulo, przywykliśmy do wielkich imprez. Parada równości gromadzi ponad 3 mln ludzi, a Virada Cultural – 4 mln i trwa 24 godziny. Mundial jest jednak dla nas wyzwaniem: trwa miesiąc i wymaga specjalnej organizacji transportu, służby zdrowia oraz innych aspektów, tak aby nie przeszkadzać mieszkańcom w ich życiu codziennym.


DILMA ROUSSEFF, 66 lat. Prezydent Brazylii. Zapis wypowiedzi z czterogodzinnej konferencji prasowej:

– Mundial to afirmacja Brazylii. Jesteśmy przecież krajem piłki nożnej. To bardzo dziwne, że my, Brazylijczycy, którzy tak kochamy futbol, nie możemy do końca cieszyć się mistrzostwami.

W trakcie mundialu pokażemy naszą gościnność i otwartość. Zrobimy wszystko, aby kibice byli bezpieczni. Demonstracje? Żyjemy w wolnym kraju, ale nie akceptuję żadnej formy przemocy.

Jestem przekonana, że to będzie sukces całego kraju. Przed pierwszym meczem powiem tylko: „Mistrzostwa Świata w piłce nożnej uważam za otwarte”. Czy boję się krytyki i wybuczenia przez kibiców? Szczerze – żaden polityk tego nie lubi.


MOAH, 27 lat. Aktorka z Rio de Janeiro:

– Pod nazwiskiem nie mogę nic powiedzieć. Gram w operach mydlanych, którymi telewizja O Globo zatruwa mózgi przeciętnych Brazylijczyków. Nienawidzę ich, ale z czegoś muszę żyć, a w teatrze i kinie na życie nie zarobię.

O Globo jest monopolistą: ma telewizję, gazetę, portal i agencję produkcyjną. To żadna tajemnica, że ściśle współpracuje z Brazylijską Federacją Piłki Nożnej (CBF) i razem nadają jednolity, propagandowy przekaz na temat mundialu.

Co o tym myślę? Jakaś część mnie cieszy się na ten mundial, mimo oczywistej korupcji i źle wydanych publicznych pieniędzy. Ale podejrzewam, że to ta część, którą uformowało społeczeństwo – bo jak rodzisz się w Brazylii, to z automatu kochasz piłkę i sambę.

Chciałabym, by nasz kraj kojarzył się z bogatą kulturą, a nie tylko z piłką. No, kim są ci piłkarze? Co dają społeczeństwu? Chwilę rozrywki? A zarabiają kilkadziesiąt razy tyle co nauczyciele, którzy kształtują młode pokolenia. Piłka w Brazylii i chyba na całym świecie jest zepsuta i demoralizująca.


LEDA DA COSTA, 39 lat. Wykładowca Universidade Federal Fluminense w Rio de Janeiro, pracę doktorską napisała na temat sposobu prezentacji mundialu przez brazylijską prasę. Współautorka wydanej w 2013 r. książki „Enquanto a Copa nao vem” („Jeśli mundial nie przyjdzie”):

– Wybieram się na dwa mecze: Niemcy-Ghana i Bośnia-Iran. Pasjonuję się futbolem, nieważne, kto gra. Osobiście chciałabym jednak zobaczyć, jak Brazylia przegrywa ten mundial. Oczywiście, że jestem fanką brazylijskiej piłki! Ale tej w wydaniu Vasco da Gama, drugoligowego klubu z Rio de Janeiro. W przypadku kadry jestem tylko widzem i jako badacz życzyłabym sobie jej klęski, bo narracja porażki jest u nas o wiele ciekawsza niż narracja zwycięstwa. Dyskusje trwają tygodniami: okrągłe stoły, burze mózgów, szukanie kozłów ofiarnych... Jeśli zapytasz Brazylijczyka: „Którego wygraliśmy mundial w 1958?”, powie: „Nie mam pojęcia”. „A kiedy przegraliśmy mistrzostwa świata w 1950 r.?”. „16 lipca” – odpowie bez wahania.

Nie sądzę jednak, by wygrana lub przegrana miała jakiekolwiek znaczenie dla Brazylii. Obecnie brakuje wypośrodkowanego głosu o mundialu. Opinie są ekstremalne: można być tylko za lub przeciw. Większość kolegów z uniwersytetu i w ogóle brazylijskich intelektualistów solidaryzuje się z protestującymi. Ja jednak zawsze chciałam, by Brazylia powtórnie gościła mundial [pierwszy raz miał miejsce w 1950 r. i skończył się wspomnianą klęską Brazylii w finale z Urugwajem – red.]. Dzięki temu zyskała niesamowitą „widoczność” na arenie międzynarodowej, trudno też przecenić wagę tego wydarzenia dla kibiców. Oczywiście organizacja mundialu uwypukliła też społeczne problemy, z jakimi borykamy się od lat, i zmobilizowała ludzi do pierwszych masowych protestów od końca dyktatury. Ale nie wiem, czy to przyniesie efekty na dłuższą metę.

Sądzę, że jeśli wygramy mundial, poczujemy się doskonali i na jakiś czas zapomnimy o problemach.


TAYNA, 36 lat. Szefowa kuchni w hostelu obok słynnej plaży Copacabana w Rio:

– Wolałabym, aby te wszystkie pieniądze zainwestowano w transport, szkoły i szpitale. Ale cieszę się, że w trakcie mundialu będę mogła trochę więcej zarobić.


JULIANA, 43 lata. Kierowca taksówki w Belo Horizonte:

– Z powodu mundialu niewiele się u nas zmieniło. Przeprowadzono zaledwie kilka z potrzebnych inwestycji w transport i w otoczenie. Nie jestem zadowolona, że w Belo Horizonte odbędzie się aż sześć meczów. Każdy ten dzień oznacza dla mnie bezrobocie, bo ruch samochodowy po centrum miasta będzie wstrzymany.


ELAIZE FARIAS, 40 lat. Dziennikarka, współzałożycielka niezależnego portalu informacyjnego Amazonia Real. Pół-Indianka (mieszanka etni satere-mawe i munduruku), pochodzi z Paritins w sercu Amazonii:

– Mundial uwidocznił kontrasty społeczne i sprawił, że w światowych mediach pisano o nas inaczej niż do tej pory, mniej stereotypowo. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Manaus, stolica Amazonii, świetnie te kontrasty pokazuje. Z jednej strony mamy stadion, Arenę Amazonii, która kosztowała 700 mln reali i życie trzech robotników, nie wspominając o wielu innych naruszeniach bezpieczeństwa pracy. Z drugiej strony mamy fatalną służbę zdrowia i edukację, niewiele inwestycji w poprawę transportu publicznego czy ochronę środowiska.

Lata temu, kiedy zdecydowano, że Manaus zostanie jednym z miast-gospodarzy, obiecano, że mundial pozostawi mieszkańcom wiele w spadku. Większość z tych obietnic nie została spełniona. Najbardziej bezradne grupy społeczne są nadal bezradne. „Korzyści z mundialu” podziwiają z daleka.

Oburza mnie, że obraz Indian jest dobry tylko dla „efektu marketingowego”, bo przyciąga turystów. A na co dzień rząd zabiera im ziemię. W społecznościach indiańskich wciąż jest niski poziom edukacji i opieki zdrowotnej, wielu Indian umiera na zwykłą grypę, gruźlicę lub z niedożywienia.

Z niepokojem patrzę na wydatki związane z mundialem. Mam nadzieję, że jego zakończenie oznacza koniec obecnej polityki inwestycji, która działa na niekorzyść obywateli.


JESSICA MARIA, 18 lat. Była kurierka narkotyków, obecnie trenerka piłki nożnej w ramach programu organizacji pozarządowej Ibiss w faweli Vila Cruzeiro w Rio de Janeiro:

– Wszyscy mówią o plusach i minusach mundialu. Ja się na ten temat nie wypowiadam. Wiem jedno: dla nas w fawelach nic się nie zmieni.


IZISS VALEIRO, 29 lat. Informatyczka z São Paulo, pracuje w organizacji przygotowującej Igrzyska Olimpijskie Rio de Janeiro w 2016 r.:

– Jestem zadowolona, że Brazylia będzie gościć mundial, dostałam lepiej płatną pracę, niż gdybym została w São Paulo. Choć nie mam pojęcia, jak zdążyć z tą olimpiadą. System pracy jest nieefektywny: w naszej organizacji jest 700 pracowników, z czego 300 to menedżerowie! Nie ma komu wykonywać prawdziwej pracy. I jak w dwa lata chcą oczyścić zatokę Guanabara, gdzie będą zawody triatlonowe? Teraz znajduje się tam śmieci, ostatnio nawet trupa. Nie sądzę więc, by organizacja mundialu działała sprawniej, spodziewam się niedoróbek.

Zadowolona z tego wszystkiego nie jestem. I to nie dlatego, że Brazylia będzie w ciągu dwóch lat gospodarzem mundialu i olimpiady, a na to nie porwałyby się nawet państwa tak dostatnie jak USA czy Niemcy. Nam, obywatelom, złożono mnóstwo obietnic, głównie o poprawie transportu, który jest koszmarny we wszystkich dużych miastach – ale spełniono ich ułamek. Choć rozbudowa sieci komunikacyjnych miała być jedną z flagowych korzyści dla wszystkich Brazylijczyków. Tymczasem wydano miliony reali na infrastrukturę sportową, która nikomu się nie przyda.


TERESA, 18 lat. Uczennica szkoły mody w Rio de Janeiro:

– Podczas mundialu ulice pełne będą kobiet i mężczyzn w zielono-żółto-niebieskich barwach. Już teraz niektóre robią sobie manicure z flagą Brazylii. Niekoniecznie kibicują, to po prostu w dobrym tonie. W Brazylii piłka stała się spektaklem, w którym chętnie uczestniczą również kobiety. Ubieranie się w barwy ulubionego klubu jest nawet modne, trochę vintage.


NAYARA, 32 lata. Pracuje w firmie marketingowej, mieszka w faweli Pavao w Rio, spacyfikowanej przez policję przed mundialem:

– Mój chłopak wynajmuje swoje mieszkanie, a ja swoje: pokój z trzema łóżkami i aneksem kuchennym, do tego łazienka. 1000 reali za tydzień (ok. 1370 zł). Jeszcze nie wiem, gdzie będziemy mieszkać. Szaleństwo.

Staram się starannie dobierać gości. Wynajmuję mój pokój raz na jakiś czas w ramach portalu Airbnb, bo lubię poznawać nowych ludzi. I przy okazji wpada trochę grosza. Ale podczas mundialu to prawdziwa gorączka! Pokój sąsiadki wynajęli nawet bez oglądania zdjęć.


ALESSANDRA, 28 lat. Księgowa w banku Rio:

– Razem z chłopakiem regularnie przyjmujemy gości w ramach Couchsurfingu. Od kilku miesięcy trwa oblężenie. Na naszym profilu wytłuściliśmy na czerwono, że nie będzie nas w Rio podczas mundialu. Nie ma dnia, byśmy nie dostali prośby o użyczenie kanapy. Mamy dość.

Oczywiście, nie tylko tego. Nawet w naszej dzielnicy, daleko od centrum, restauracje podnoszą ceny z powodu mistrzostw. A przecież żaden turysta tu nie trafi! Przy Copacabanie płaci się już w surrealach, nie realach. Razem ze znajomymi planujemy wyjazd. Mundial nie da nam żyć.


RAIMUNDA IZÍDIA DE MELO FERREIRA nie może o tym mówić, ale gdyby mogła, powiedziałaby, że dla niej mistrzostwa świata w Brazylii to śmierć syna. Marcleudo spadł z 35 metrów wysokości, 14 grudnia 2013 r., o czwartej rano. Następnego dnia skończyłby 23 lata.

Opowiedziałaby więc zapewne o tym, jak bardzo Marcleudo cieszył się z przeprowadzki z Limoeiro do Norte (położonego na zachodnim skraju Brazylii) do Manaus, stolicy Amazonii, gdzie dostał pracę jako pomocnik montażysty przy stadionie Arena de Amazonas. Nie interesował się tym, że wszyscy wokół krytykują budowę „Białego Słonia” w środku dżungli, w mieście, gdzie grają czwartoligowe zespoły, a na mecze przychodzi raptem tysiąc kibiców. Marcleudo był dumny, że miał pracę i zarabiał 950 reali (ok. 1300 zł).

Matka Marcleuda pewnie by też powiedziała, że średnio obchodzą ją odszkodowanie i dochodzenie, którego od grudnia nie udało się przeprowadzić. I tak nie zwrócą życia synowi.

Ale Raimunda nie lubi o tym mówić. Gdy tylko ktoś wspomina o synu, płacze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2014