Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pomysł nagrania albumu zawierającego piosenki o miłości wykonywane niegdyś przez gwiazdy francuskiej estrady (m.in. Piaf, Brela, Distela) może wydać się mało oryginalny zważywszy, iż poszukiwanie przez artystów inspiracji w materiale już istniejącym stało się dziś prawie normą. Jednak Dee Dee i jej muzycy znaleźli sposób, by nienowy przecież i dość wyeksploatowany repertuar zabrzmiał świeżo i atrakcyjnie; album jest zatem udaną próbą dotarcia do współczesnego odbiorcy przy jednoczesnym zachowaniu wielu elementów dawnej konwencji. Wokalistka na pewno nie traktuje wybranych piosenek jak standardów; koncentruje się głównie na linii melodycznej, unika wyszukanych ozdobników, wirtuozerii, rozbudowanych improwizacji, scatu (poza Dansez Sur Moi, gdzie nawiązuje do stylu Elli Fitzgerald), zaś jej głos, w jednych utworach delikatny, lekko matowy, chwilami jakby przygaszony, w innych jasny, pełen energii, optymizmu i humoru, doskonale oddaje zróżnicowany charakter całości. Sporym atutem albumu są lekkie, pełne przestrzeni aranże, które stanowią nie tylko solidne oparcie dla wokalu, ale też wzbogacają tę muzykę o elementy bardziej współczesne (warstwa rytmiczna, brzmienie). Słowa uznania należą się członkom zespołu, zwłaszcza akordeoniście Marcowi Berthoumieux oraz gitarzyście Louisowi Winsbergowi, któremu zdecydowanie najbliżej do jazzu. Jednak J’ai Deux Amours trudno uznać za płytę jazzową, choć akurat przyporządkowanie jej do konkretnego stylu nie wydaje się szczególnie istotne; na pewno ważniejszy jest ładunek emocjonalny, jaki udało się przekazać w kolejnych interpretacjach, autentyczność, zaangażowanie i kunszt wokalny.