Dbaj o ciemność

Polska w zanieczyszczaniu światłem dogoniła już Zachód. Ale zaraz, jak to „w zanieczyszczaniu”? Otóż światło, wielką zdobycz naszej cywilizacji, traktujemy czasem jak śmieć. Na szczęście, ciemność doczekała się parku, gdzie jest pod ochroną.

03.05.2013

Czyta się kilka minut

Dopiero w prawdziwych ciemnościach można podziwiać gwiazdy w całej krasie. Zdjęcie z szerokokątnej kamery obejmującej całe niebo. Po przekątnej biegnie Droga Mleczna. W prawym dolnym rogu budynek schroniska "Orle". Sierpień 2012 r.  / Fot. Sylwester Kołomański
Dopiero w prawdziwych ciemnościach można podziwiać gwiazdy w całej krasie. Zdjęcie z szerokokątnej kamery obejmującej całe niebo. Po przekątnej biegnie Droga Mleczna. W prawym dolnym rogu budynek schroniska "Orle". Sierpień 2012 r. / Fot. Sylwester Kołomański

Już połowa Europejczyków stale żyje pod niebem jasnym jak podczas pełni Księżyca. Najbardziej zanieczyszczają światłem wschodnie stany USA, Europa Zachodnia i Środkowa oraz Japonia. Nocnego światła przybywa na świecie w tempie około 10 proc. rocznie. Jedna czwarta energii zużywana jest na zbędne oświetlenie. W wielu krajach próbuje się ograniczyć zanieczyszczenie świetlne w obszarach zurbanizowanych i chronić tereny jeszcze nieskażone.

Naukowcy twierdzą, że Polska w tym zanieczyszczaniu dogoniła już Zachód. Większość obiektów jest u nas źle oświetlonych. Łuny biją w niebo, a sam obiekt niknie w cieniu. To samo dotyczy oświetlenia ulic, zwłaszcza na osiedlach. Modne „świecące kule” ślą niemal całe światło w niebo. Zanieczyszczają bilbordy oświetlane od dołu, tablice reklamowe oślepiające kierowców. Jeśli do tego dodać reflektory aut i neony, to widać, że ciemność – tak ważna dla człowieka w czasie snu i wypoczynku – schodzi do podziemia. Z tego powodu światło można nazwać śmieciem.

Dlatego o zanieczyszczeniu światłem najlepiej rozmawiać tam, gdzie go nie ma.

PARK BEZ ŚWIATEŁ

Utworzony przed czterema laty Izerski Park Ciemnego Nieba był pierwszym tego typu transgranicznym parkiem na świecie. 75 km2 tego niezamieszkanego obszaru znajduje się i po polskiej, i po czeskiej stronie Gór Izerskich. Nie ma tu klimatycznego lata, a w lipcu bywają mrozy. Wierzchołki i struktura gór zasłaniają światła Jablonca i Jeleniej Góry. Jest ciemno. Na nocnej mapie Polski widać tu ciemne placki zatopione pośród żółtych łun aglomeracji.

Jak mówi Arkadiusz Lipin, redaktor naczelny czasopisma „Góry Izerskie”, zdziwienie pomysłem było spore: – W niedalekich Cieplicach odbywa się konkurencyjny wobec ciemności festiwal światła. To jest symboliczne sąsiedztwo. Bo co to znaczy: nie świecić? Przecież światło uważamy za jedną z największych cywilizacyjnych zdobyczy. Ciężkie pieniądze płacimy za oświetlenie, a teraz mamy z niego rezygnować? To całkowite przewartościowanie myślenia. Kiedy organizowaliśmy spotkania z okolicznymi mieszkańcami, to poza burmistrzem Świeradowa Zdroju, większość wójtów i burmistrzów patrzyła na nas jak na przybyszów z kosmosu.

Jednym z pomysłodawców Parku Ciemnego Nieba był Sylwester Kołomański, astronom z Uniwersytetu Wrocławskiego. Podkreśla on, że w Izerach niebo jest tylko dwa razy jaśniejsze od idealnie ciemnego, natomiast w mieście może być nawet stukrotnie jaśniejsze. Park jest owocem współpracy czeskich i polskich leśników oraz astronomów, pieszczotliwie nazywających swoje dzieło „astronomicznym ogrodem”.

Na świecie takich miejsc jest już sporo. Pierwszy park ciemnego nieba powstał przed piętnastoma laty w Kanadzie. Ten izerski jest modelowy.

– „Schemat izerski” polega na tym, że Park powołały instytucje i organizacje astronomiczne, jak też leśne i przyrodnicze, zarządzające terenami nadleśnictwa oraz parkami krajobrazowymi – tłumaczy astronom. – Czasami partnerami lub stroną w umowie tworzącej park są również gminy, na terenie których znajduje się park. Instytucje tworzące park podpisują memorandum określające cele jego utworzenia i sposoby ich realizacji. Celami głównymi są edukacja w zakresie zanieczyszczenia światłem oraz promocja ochrony nocnego nieba i środowiska.

CHATA Z NIEDOBOREM

„Chatka Górzystów” od 27 lat mieści się w jedynym budynku ocalałym po niemieckiej osadzie Gross-Iser. Świetnie współgra z niedawno powstałym parkiem. Samotny budynek stoi 10 km od najbliższej miejscowości. Obok schroniska „Orle” jest jedną z dwóch „żarówek” w izerskiej ciemności. Ale „żarówką” jest specyficzną: jedną z turystycznych atrakcji Chatki jest brak prądu.

Z powodu długich i srogich zim przed laty miejsce to zwano „Małą Syberią”. Przed II wojną światową wioska rozciągała się na ponad 5 km od Polany Izerskiej do Kobylej Łąki, kończąc się na Hali Izerskiej. Ponad czterdzieści domów, trzy gospody, dwa schroniska, kawiarnia, leśniczówka, straż pożarna, domek myśliwski oraz dwie szkoły tworzyły kameralną społeczność pośród gór. Polacy po wojnie wysiedlili ją, nigdy ponownie nie zasiedliwszy.

A jak to się stało, że chatka przetrwała dziejowe zawieruchy?

– Hipotezę o wysadzeniu wioski przez polskich saperów, wysnutą na podstawie znalezionej łuski artyleryjskiej, można włożyć między bajki – tłumaczy Wiesław Polański, który wraz z żoną założył schronisko. – Te domy przez 15 lat stały puste i wioska „rozeszła się” w sposób naturalny. Domy są dziś kupkami gruzu porośniętymi trawą, widać, że zawaliły się tam, gdzie stały.

Mimo że schronisko nie oferuje komfortu, wśród turystów jest kultowe. Jakby się czas zatrzymał. Bez gniazdek z prądem, w pokojach brak światła. Poruszanie się tylko ze świeczkami i lampkami-czołówkami. Woda ze studni lub strumyka, wychodek na zewnątrz. Ludzie szukają odmienności. I to wystarcza.

Pustka i ciemność przyciągają, a małżeństwo Polańskich z tego dziejowego niedoboru uczyniło siłę.

– Żyjemy bez prądu, ale nie tylko w wyniku zacofania. Góry niegdyś tętniły życiem, a to, że park powstał właśnie tu, jest zasługą specyficznej rzeźby gór. W każdej chwili mógłbym mieć podłączony prąd, gdyby tylko znalazł się chętny, kto by sfinansował podłączenie linii energetycznej. Jednak troszkę prądu mamy z generatora, kilka lampek ledowych w łazience też się znajdzie. Wszystkim się to podoba, bo jest inaczej; może z tego powodu nie przyjeżdżają do nas „białe kozaczki” – opowiada Polański.

NAJCIEMNIEJ POD LATARNIĄ

Powstające w Polsce parki ciemnego nieba (m.in. w Bieszczadach) niczego nie wymuszają, uświadamiają jedynie istnienie problemu. A praktyka pokazuje, że w rzeczywistości kolorowo nie jest. Jedyny przepis zahaczający o problem zanieczyszczania światłem to paragraf 293. ust. 6. rozporządzenia Ministra Infrastruktury z 2002 r., ograniczający natężenie oświetlenia ścian budynków z oknami. O tym, że to fikcja, świadczy ilość reklam i bilbordów na ścianach i fasadach polskich budynków.

– Dla oszczędności można by przygaszać oświetlenie ulic w porze najmniejszego ruchu albo montować fotokomórki na latarniach – podpowiada Kołomański. – Gminy, które znajdują się w pobliżu naszego Parku, zachęcamy, by montowały boczne osłony na ulicznych lampach, tak żeby świeciły tylko w dół.

Nadleśnictwo w Świeradowie Zdroju wespół z leśnikami ze Szklarskiej Poręby wsparło powstanie Parku w Izerach, jednak rozwiązań chroniących naturalną ciemność już nie wprowadzono. Pozostały plany, które w szufladzie czekają na lepsze czasy.

Tomasz Ściężor, kierownik Krakowskiego Zespołu Monitoringu Zanieczyszczenia Świetlnego na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej, dodaje, że wystarczy wprowadzić nowe zwyczaje oświetleniowe, a dobrze skonstruowane źródła światła powinny kierować je wyłącznie na obiekt oświetlany. W biurowcach i mieszkaniach wystarczy pamiętać o żaluzjach.

– Jedyna znana mi inicjatywa pochodzi z Krakowa sprzed 18 lat, gdy na Konwencie Elektryków Polskich udało się przekonać doradcę prezydenta Krakowa, poprzez wyliczenie oszczędności, aby przy wymianie opraw ulicznych uwzględnić czynnik nieświecenia w niebo.

W przetargu wybrano oprawy oświetleniowe świecące w kącie niecałych 170 stopni, zamiast dotychczasowych 270. Ich wyższa cena zwróciła się po roku, gdyż montowane w nich żarówki miały moc prawie o połowę mniejszą. Jezdnię oświetlały nawet lepiej od starych lamp i wymagały o wiele mniej prac serwisowych – opowiada naukowiec.

Wydawało się, że do zahamowania polskiego śmiecenia światłem mogło się przyczynić sąsiedztwo z Czechami. Ich przepisy przed laty były obiecujące i nowatorskie, ale zatrzymane w połowie drogi, dzisiaj ochrony przed nadmiernym oświetleniem nie gwarantują.

Właśnie Czesi byli pierwszym państwem w Europie, które w 2002 r. wprowadziło nakaz ochrony przed skutkami zanieczyszczenia świetlnego. Weszła wtedy w życie „ustawa o ochronie powietrza”, w której pojawiła się definicja tego zanieczyszczenia i wskazano sposoby jego redukcji. Szczegółowymi przepisami wykonawczymi do ustawy miał się zająć rząd, ale się nie udało. Politycy być może przestraszyli się kosztów, pomimo że ustawa wskazywała, iż wymieniane byłyby tylko zużyte instalacje. Obecnie, po nowelizacjach, ustawa przekazuje sprawy w ręce gmin, które mogą zakazać emisji światła w niebo, ale zakaz ten dotyczy tylko świecenia w celach reklamowych lub rozrywkowych.

***

Pod koniec kwietnia w Warszawie odbyła się pierwsza ogólnopolska konferencja poruszająca problem zanieczyszczenia świetlnego pod wymownym hasłem „Przejdź na ciemną stronę nocy”. To być może efekt coraz większej potrzeby przebywania z dala od neonów i jupiterów wielkich miast. Ale i szansa na pozamiatanie oświetleniowych śmieci.  

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013