Czy damy się przekonać?

Na odwrocie okładki widzimy młodego człowieka w pełni sił. To Vincent Humbert przed wypadkiem. Wydawca, chyba dla tym silniejszego kontrastu, zestawił to zdjęcie z tekstem dochodzącym do nas ze szpitalnego łóżka, na którym ten sam 23-letni chłopak podyktował historię swojego wołania o śmierć. Historię, która - nie sposób tego czytać spokojnie - zakończyła się zgodnie z jego życzeniem.

19.09.2004

Czyta się kilka minut

Nie wiemy, jak wyglądał wtedy, wiemy jednak, że nie widział i nie mówił, a kontakt z otoczeniem polegał na dawaniu znaku kciukiem jednej ręki - jedynym ruchu, który mógł wykonać - potwierdzającym, że odczytywana mu litera alfabetu jest tą właściwą, budującą w trudno wyobrażalnej powolności komunikaty, które chciał przekazać. Książka w oryginale - wszystko na to wskazuje - ukazała się jeszcze za życia Vincenta i miała być jeszcze jednym argumentem w naciskach na otoczenie i prawodawców. Wersję polską otrzymujemy w sytuacji, kiedy nie potrzebujemy szukać w sobie odpowiedzi, na którą zdobyło się najbliższe otoczenie Humberta: czy przystać na jego prośbę? To jest komfort psychiczny i moralny, ale zarazem próba jeszcze poważniejsza: czy damy się przekonać Vincentowi, by spokojnie i bez najwyższego niepokoju przyjąć do wiadomości podjęte tak niedaleko nas próby zmiany prawa, zmiany o niewyobrażalnych konsekwencjach?

Vincent Humbert nie jest w całym tego słowa znaczeniu autorem swojego apelu. Formę tej książce nadał ostatecznie jego przyjaciel-dziennikarz, a jest ona tak gładka i tak pełna dynamiki, że albo wprowadza w błąd, albo czyni nas nieufnymi wobec głównej tezy, dla której powstała. Bo z kart prośby o prawo do śmierci mówi do nas ktoś pełen energii duchowej i psychicznej, z łatwością nawiązujący kontakt, żywiołowy wręcz. Jeśli to Frédéric Veille tak wystylizował kolejne komunikaty, litera po literze przekazywane przez kompletnie sparaliżowanego człowieka, zamieniając je w pełną dynamiki relację - wniósł zupełnie fałszywą i mylącą tonację do tego tragicznego apelu. Ale wolno także przypuszczać - a wiele szczegółów w książce na to wskazuje - że Vincent, sparaliżowany, niewidomy i nie mogący się odezwać, jest dalej pełen życia, że kipi w nim wielka siła, pracuje na pełnych obrotach wyobraźnia i uczucia. Tylko że to wszystko skierowane jest ku jednemu celowi: wyrwać otoczeniu - aż do prezydenta Francji sięgając - prawo do śmierci.

Strach czytać te zwierzenia. Czytając musimy sobie ciągle powtarzać, że nie jesteśmy w stanie wiedzieć, jak to jest, kiedy ktoś znajdzie się w sytuacji Vincenta. A nie wiedząc, nie możemy wydawać żadnych sądów. Ale i tak trudno przyjmować do wiadomości kolejne strony, kiedy w relacji chłopca pojawiać się zaczynają plany odejścia, aż po ten ostatni, “plan C", kiedy matka słyszy od syna: obiecaj, przyrzeknij uroczyście, że to właśnie ty zrobisz...

Vincent był niewierzący i w książce mówi o tym expressis verbis. A mimo to wyobraża sobie jakieś niebo, jakieś życie przyszłe. Traktuje je jako własny wybór, trochę tak, jakby miał do rozstrzygnięcia, którą podróż wybierze i jakim środkiem się posłuży. Znowu - może z winy dziennikarza - odbieramy to jako żądania straszliwe, ale żądania dziecka, które nie wie, co mówi. A najtrudniej pogodzić się ze sprzecznością podstawową: jego pełną świadomością, jak bardzo kocha go matka, cały czas przy nim obecna, i równoczesnym wymuszaniem na niej - aż po upragniony rezultat - żądania: to ty musisz mnie zabić... Czy wierzył, że będzie jej wtedy lżej? Znowu stajemy przed ciemnością, w której odpowiedzi nie znajdziemy.

Kiedy prośba Vincenta do prezydenta Chiraca została opublikowana, zasypały go listy współczujących mu nieznajomych. Vincent nie ukrywa, że miało to dla niego wielkie znaczenie, choć równocześnie żaden argument przeciwko jego decyzji nie zachwiał nim ani odrobinę. Jest w książce przytoczony list, który - tak przynajmniej nam z zewnątrz mogłoby się wydawać - mógł służyć za rzuconą linę ratunkową. Parę lat od niego starszy człowiek, znajdujący się od wielu lat w podobnej do jego kondycji, napisał: “W naszych czasach żyjemy w 85 procentach poprzez ciało, a tylko w 15 - duchem. (...) Pozostał do odkrycia świat umysłu (...), to prawie tak jak inna planeta, nowy świat, w każdym razie dla mnie. (...) Każdego dnia odkrywam ogromny obszar życia duchowego. Żyję. Moje ciało nie wydaje mi się już tak ważne, tak nieodzowne i odnoszę wrażenie, że jestem człowiekiem prawdziwym i pełnym".

Autor tego listu miał przy sobie żonę i jej nieustannie obecną miłość. Vincent miał matkę. Odrzucił jednak to, co dla jego korespondenta okazało się ratunkiem. Nie zrozumiemy pewnie, dlaczego. Ale myśląc z najwyższym współczuciem i o jego ostatecznej decyzji, i o decyzji pani Humbert, odkładamy książkę z jednym trwałym przeświadczeniem: obecność drugiego człowieka przy kimś doświadczonym w podobny jak Vincent sposób jest niewzruszonym nakazem, bez którego oburzenie na “cywilizację śmierci" staje się ciężkim grzechem faryzeizmu. W dodatku musi to być obecność skuteczna. Przyspieszenie decyzji Vincenta nastąpiło, gdy dowiedział się, że zakład terapeutyczny, gdzie matka mogła mu towarzyszyć, musi opuścić i przenieść się w gorsze warunki. Jak gorsze - nie chciał już sprawdzać.

Nie potrafimy skutecznie leczyć ani rozpaczy, ani pragnienia autodestrukcji. Ale czy zrobiliśmy wszystko, by obecność i oparcie dostępne były wszystkim tak doświadczonym jak on?

Vincent Humbert, “Proszę o prawo do śmierci". Wypowiedzi zebrane i tekst opracowany przez Frédérica Veille’a, przeł. Aleksandra Nowak. Assimil, Kraków 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2004