Cztery pory roku

Dokument Jerzego Hoffmana może stanowić wzorzec tego, w jaki sposób o burzliwej i trudnej historii mówić w sposób żarliwy, ale jednocześnie nie jednostronny i antagonizujący.

08.04.2008

Czyta się kilka minut

Lublin jest idealnym miejscem na taki festiwal. Rozstaje Europy, rozstaje poglądów: prawosławie i judaika, KUL i Gardzienice. W lubelskiej "Chatce Żaka" można było także podejrzeć pogranicze przeciwieństw. W obiektywie dokumentalistów. Z tej części Europy, czyli z Europy kategorii B. I dalej, aż do końca alfabetu.

Jednym z wydarzeń festiwalu był pierwszy w Polsce pokaz monumentalnego czterogodzinnego dokumentu Jerzego Hoffmana, "Ukraina - narodziny narodu". Ten zbudowany z czterech autonomicznych części film budzi szacunek. Reżyserowi udało się zgromadzić imponującą liczbę materiałów ikonograficznych i dokumentalnych, przede wszystkim jednak Hoffman przedstawił historię Ukrainy tak, jak dotąd nikt jeszcze nie pokazał historii Polski.

Kantata o zbiorowym losie

"Ukraina - narodziny narodu" ma formę filmowej gawędy. Hoffman, który w filmie jest w większym stopniu pasjonatem zafascynowanym skomplikowaną historią naszych sąsiadów niż wszechwiedzącym omnibusem, snuje tę opowieść w charakterystycznym stylu, znanym z wielu wywiadów i wystąpień publicznych. Żarliwym i bezkompromisowym. Ale pomiędzy solowymi wystąpieniami twórcy "Potopu", w dobrze skomponowanych dokumentalnych wstawkach, poznajemy niemal całą historię narodu. Przyjęcie chrztu, budowa potężnego państwa, odyseja hetmana Mazepy, wiek XIX - narodziny nowoczesnego narodu ukraińskiego, pokój ryski, pierwsza i druga wojna światowa, wielki głód, wielka apatia, w końcu Pomarańczowa Rewolucja...

Oczywiście, ów założony "wszystkoizm" powoduje, że film ma przede wszystkim walory edukacyjne, niekoniecznie artystyczne. Jest solenną historią Ukrainy, opowiedzianą z pozycji maksymalnie uproszczonej - skonstruowaną w tradycyjnym, staroświeckim modelu narracyjnym, w którym każde przełomowe wydarzenie zostało opatrzone stosownym komentarzem, obrazem (kroniki filmowe, fotografie) oraz muzyką. Dla Jerzego Hoffmana od kina ważniejsza była bowiem tym razem opowiadana historia. A im większą rolę odgrywały w filmie archiwalia - zwłaszcza w najciekawszej, trzeciej części serii, obejmującej okres od kończącego działania wojenne w Europie Wschodniej pokoju ryskiego do konferencji w Jałcie - tym wrażenie było mocniejsze.

Historia Ukrainy w sposób zastanawiający układa się w kantatę o zbiorowym losie. O długim, rozpisanym na dekady i stulecia dorastaniu do obywatelstwa i przynależności narodowej. Dzisiejsza Ukraina ma rysy wschodnie i europejskie, pamięta o świetności ZSRR, świętości cerkwi i nieświętych cierpieniach. W tyglu socjologicznych, społecznych i religijnych zawiłości na naszych oczach tworzy się tożsamość nowego, wielkiego narodu, który cierpiał po to, by przetrwać. I wygrać.

Nikomu przed Hoffmanem nie udało się zebrać tak imponującej ilości nigdy dotąd nieprezentowanych filmowych materiałów archiwalnych. Na spotkaniu z publicznością w Lublinie reżyser mówił, że jest w tym momencie jedynym dyspozytariuszem unikatowych, liczących wiele godzin dokumentów związanych z "niesfotografowaną" historią Ukrainy. Gdy się ogląda "Ukrainę - narodziny narodu", trudno uwierzyć, że te filmy jakimś cudem ocalały, nie zostały zniszczone. Lata sowieckiej przemocy, nieznane materiały dokumentujące działalność licznych organizacji zbrojnych, twarze setek ukraińskich przywódców, bohaterów i zdrajców, a wreszcie porażające sceny pokazujące następujące po sobie "wielkie głody", podczas których z niedożywienia i wycieńczenia umierały miliony Ukraińców. To między innymi dzięki tym materiałom trwająca ponad cztery i pół roku praca nad filmem zakończyła się sukcesem. A sam dokument, pomijając liczne uproszczenia oraz niepotrzebne, jawne sympatie dla byłego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy, może stanowić wzorzec tego, w jaki sposób o burzliwej i trudnej historii mówić w sposób żarliwy, ale jednocześnie nie jednostronny i antagonizujący.

Małe ojczyzny

Czteroczęściowy film Jerzego Hoffmana był jedną z wielu atrakcji pozakonkursowych festiwalu, tradycyjnie jednak na "Rozstajach Europy" największe emocje budził konkurs. W tym roku dotychczasowa sekcja filmów krótkometrażowych, zgodnie z ogólnoświatowym trendem, została poszerzona o konkurs dokumentów pełnometrażowych.

Swoją klasę potwierdziła w tej kategorii kinematografia rumuńska - ciekawy dokument Anki Damian "Być albo nie być" opowiadał o przygotowaniach do wystawienia sztuki Pirandella w Arad, więzieniu o zaostrzonym rygorze. Najciekawszym polskim filmem konkursowym, nagrodzonym zresztą grand prix w kategorii krótkiego metrażu, okazał się znany już m.in. z festiwalu krakowskiego "Pierwszy dzień" Marcina Sautera - przejmująca i starannie opowiedziana historia dzieci z tundry, które trafiając do szkoły w miejscowości oddalonej od rodzinnego domu, na zawsze żegnają się z idyllicznym światem dzieciństwa.

Spore wrażenie robił także ambitnie pomyślany dokument węgierski "Ich kawałek życia" Dezsö Zsigmonda, opisujący trudną sytuację mniejszości węgierskiej na Ukrainie. Węgierski reżyser pokazał historię jak z Czechowa. Wysnuł opowieść o trójce rodzeństwa - osieroconego po samobójczej śmierci rodziców - które nieustannie walczy z przeciwnościami losu: biedą, alkoholizmem, z przemocą. Oraz marzy: o szczęściu, które zawsze jest gdzie indziej...

Bezapelacyjnym zwycięzcą festiwalu (grand prix oraz nagroda Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych) okazał się kolejny film rumuński: "Obcina" w reżyserii Björna Reinhardta. Wioska na końcu świata, ludzie schyłkowych marzeń. Często, jadąc samochodem, widzimy takie osady. Wysoko w górach, rozsiane obok siebie, kilka lub kilkanaście domostw. Często uporczywie zastanawiamy się wtedy: jak żyją tam ludzie, czy są szczęśliwi? Na pewno spokojniejsi. Björn Reinhardt, mieszkający w Rumunii niemiecki dokumentalista, pokazał ich życie. Cztery pory roku, cztery pory trwania. Budząca się wiosna ożywia ludzi i zwierzęta. Wszyscy zakwitają do bycia częścią natury. Lato oznacza przesyt, jesień znużenie. Ale prostota nie zawsze jest fotogeniczna. Wybite zęby, brud i odmrożone po zimie palce, które trzeba amputować. Z trudem dobijające się wieści z wielkiego świata. Babina ruszająca na żniwa powiada, że za rok "oni" znowu przyjdą i zabiorą owce, nastaną PGR-y. W ten sposób ktoś wytłumaczył tej kobiecie ideę Unii Europejskiej. Zima w Obcinie jest tak ostra, że wszyscy, zresztą coraz mniej liczni, mieszkańcy osady ze strachu przed zamarznięciem schodzą kilka kilometrów w dół, do wsi, by przetrwać chłód i wrócić do Obciny na wiosnę.

Ale członkowie rodziny bednarza Stefana zawsze decydują się zostać. Boją się wilków, boją się o los domowych zwierząt, a mimo wszystko zostają. Nie potrafią zejść, nie są w stanie opuścić swojej małej ojczyzny. Na tym także polega unikatowość festiwalu wymyślonego i prowadzonego przez znanego dokumentalistę Grzegorza Linkowskiego. Małe filmowe ojczyzny sytuują się na rozstajach wielkich metropolii, dużych nazw i państw. W Lublinie wszystkie mają tak samo ważne znaczenie.

IX Międzynarodowe Dni Filmu Dokumentalnego, 2-6 kwietnia 2008, Lublin.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2008