Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
diabeł musi strzec zasad. Reguł, przepisów, zakazów i nakazów. Niepodważalnych. Nienaruszalnych. Nieusuwalnych. W żadnym razie. Pod żadnym względem i pozorem. Tylko konsekwentnie przestrzegane zasady są jak skała, a dom zbudowany na skale przetrwa wichry i powodzie.
Nie, drogi Piołunie, nie zwariowałem i nie zaczynam pleść jak Cieśla. Zaprawdę powiadam Ci: bywa, że diabeł obrońcą zasad musi być niezmordowanym. Co dobitnie wykażę na poniższym przykładzie.
Niedawno znowu nam namącił pewien przeklęty mnich w białym habicie. Otóż zapytano ojczulka o sytuację, gdy dwie lesbijki wspólnie wychowują bachora. Ta, która była biologiczną matką – umiera. Druga chce adoptować bękarta, ale swego zboczenia nie zamierza się zaprzeć. A nasz klecha na to, że wcale by nie protestował! W tym przypadku adopcja byłaby lepsza niż sierociniec, ponieważ – jak bezczelnie tłumaczy oszalały mnich – czasem dobre bywa to, co wykracza poza zasady.
Słusznie zatrzęśli się z oburzenia nadwiślańscy pobożni. Słusznie od rana do wieczora rwą szaty i prawią, że tacy są najgorsi. Niby frontalnie nie atakują uświęconych nauk, lecz robią coś o wiele gorszego – podstępnie rozmywają i rozmiękczają zasady. Piąta kolumna, psia ich mać! Wiercą w skale dziurę, aż wreszcie monolit pęka. Uchylają furtkę, wciskają stopę między drzwi a framugę, aż w końcu drzwi rozwierają na oścież, żeby do zamkniętego klubu prawowiernych wpuścić barbarzyńską hołotę.
Rację mają nadwiślańskie świętoszki, bo w gruncie rzeczy podobnie jak diabeł, czyli istota, patrzą na ludzką istotę. Otóż wychodzą z milczącego założenia, że człek to bydlę. Jeżeli nie trzyma się sztywno za pługiem albo nie chodzi w kieracie; jeżeli nie widzi wyłącznie czerni i bieli, a miesza mu się w głowie różnorakimi odcieniami szarości – od razu się gubi.
Problem w tym, że wspomniany ojczulek wraz z całym swym zakonem mąciwodów nie wziął się znikąd. Minęły dwa tysiące lat, a my wciąż cierpimy z powodu szkodliwych nauk Nazarejczyka. Czyż to nie sam Cieśla majstrował przy zasadach, pokrętnie dowodząc, jakoby nie przyszedł znieść prawa, ale prawo wypełnić? Czy konsekwentnie nie podważał np. reguł szabatu, siejąc zamęt i zgorszenie?
Raz uzdrowił w szabat popaprańca z uschłą ręką. Oczywiście nie omieszkał przy tym zadać zgromadzonym nieco dydaktycznego smrodku. „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” – pytał. A ja się pytam, co to w ogóle za pytania? Co ma piernik do wiatraka? Czy ktoś komuś każe w szabat mordować? Pokraka tyle lat włóczył się z wykręconym łapskiem, że nie mógł poczekać tych kilku godzin do zachodu słońca? Trzeba było od razu święte obyczaje lekce sobie ważyć? Na religię i tradycję pluć, zasłaniając się cienkimi gadkami o miłości i miłosierdziu?
Innym razem Nieprzyjaciel zlitował się nad chorym na wodną puchlinę. Przylazł typ obrzękły i szkaradny – oczywiście w szabat. Jakby innego dnia w tygodniu nie było; zaledwie sześć innych miał do wyboru. Cieśla zapytał: Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu? I podobno faryzeusze zamilkli. Głupcy. Ja bym natychmiast Nazarejczykowi odpalił, że w szabat nawet syna bym ze studni nie wyciągnął, bo prawa ani na jotę bym nagiąć nie chciał. Czasem innych trzeba poświęcić, żeby cnoty dowieść. Koszty nie grają roli. Jeżeli bowiem przyjmiemy obłąkańczą hipotezę, że to szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu – od razu ześlizgnąć się nam przyjdzie w bezdenną czeluść relatywizmu. Człowiek z szabatem wyprawiać zacznie, co mu się żywnie podoba. A my już dobrze wiemy, co to za typki głoszą: kochaj i rób, co chcesz!
Twój kochający stryj Krętacz