Czkawka

Czy powtarza się historia Wata? Od "Mopsożelaznego piecyka przechodzimy do "Czerwonego Sztandaru? Tyle że Wat we Lwowie żył w strachu. Kto przestraszył Stokfiszewskiego?.

18.04.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Z ciekawością czekałam na polemikę Karola Maliszewskiego z manifestami Igora Stokfiszewskiego ("TP" nr 10 i 11), wiedząc, jakie było jego wzburzenie wobec próby "zha!artowienia" świadomości literackiej czytelników, o którą w tych tekstach pokusił się nasz lokalny Majakowski. Teraz czytam i z radością odkrywam, że Maliszewski użył argumentów, których ja też bym użyła: że marksistowska retoryka, nachalny postulat płaskiego mimetyzmu, że o zaangażowanej prozie, o której z pasją mówiono kilka lat temu, teraz nie słychać, że przykłady przystrzyga się do postulowanej tezy, że to wpuszczanie twórczości w kanał ideologiczny. A jednak coś nie gra: zarzuty zanadto są oczywiste, tezy Maliszewskiego dotyczące współczesnej poezji zaś grubo ciosane, tak jakby "czkawka po Lukacsu" zamieniła się w "czkawkę po Stokfiszewskim".

Polemika pomiędzy Stokfiszewskim i Maliszewskim wpisuje się w kanony dyskusji pomiędzy rzecznikami sztuki autonomicznej i zaangażowanej. Pierwszy z Panów proponuje zrzucenie gorsetu niewygodnej - szczególnie w dzisiejszych czasach - autonomii literatury i powiązanych z nią komunikacyjnych "problemów", jakie sztuka piętrzy przed pragnącym ją "rozumieć" odbiorcą. Drugi, zgodnie z logiką autonomii, próbującej ocalić rację niezależności sztuki wobec roszczeń "nicnierozumiejących" Innych, pragnie wykazać, że poezja wraz z jej hermetycznym językiem jest także zaangażowana, tyle że inaczej... (Karolu, toż to czysty formalizm! Kiedyś za to szło się do ciupy!)

---ramka 491085|lewo|1---Uderz w stół, a nożyce się odezwą... Stokfiszewski chciał komuś nadepnąć na odcisk, jego krytyka zaś ma tak szerokie pole rażenia, że oczywiście się udało. Obserwując podobne dyskusje w prasie, ulegam wrażeniu, że biorę udział w spektaklu, w którym role od dawna są znane. Żywe dyskusje nad możliwościami zaangażowania autonomicznej sztuki właściwe były dla awangardowych przełomów. Cóż, kiedy Stofiszewski wieści przełom, ale jakby ex post, poetów zaangażowanych krytyk wybiera ze współczesnej ciżby na dowolnej zasadzie i do idei zaangażowania prostą metodą przysposabia, a więc ich nazwisk najzwyczajniej "używa". Daje przy tym jakby do zrozumienia, że przemawia w imieniu nierozpoznanej i niezrozumianej przez czytelników grupy, która została utworzona na potrzeby owego tekstu, bo inaczej jako żywo nie istnieje. Może dlatego Stofiszewski nie przekonuje. Nie przekonuje także Maliszewski, próbując bronić tajemnic sztuki, podczas kiedy natarcie jest jedynie symulowane, przełom sfingowany, a starcie pomiędzy racjami ideowymi wyznaczającymi rytm ewolucji literatury modernistycznej sprowadzone do kilku do znudzenia powtarzanych, aż nadto wyrazistych gestów (awangardowa lewicowość kontra modernistyczny liberalizm). Przy tym jako sztuczne i z góry zaplanowane - naśladuje tylko spontaniczny tok życia literackiego.

Jestem pewna szlachetnych intencji Maliszewskiego, którego zirytowała próba sprowadzenia poezji Pasewicza do przymiotnika "gejowska", i to w imię reguł kolektywizmu. Jednocześnie mam przed oczami tekst Stokfiszewskiego z "Wyborczej" i zadaję sobie pytanie, jak można uwierzyć, że tzw. "zdrowy mężczyzna" mógł napisać na serio: "Są w Polsce poeci, którzy opisują dynamikę przemian kulturowych i społecznych. Poeci oddający sprawiedliwość nowym technologiom: Jarosław Lipszyc - działacz wolnościowy, specjalista od wolnego oprogramowania, komponujący wiersze na żywo za pomocą Wiki, netowego narzędzia do twórczości kolektywnej". Jak to jest, że operujący dotąd awangardowym (na pograniczu zrozumiałości) stylem krytyk przechodzi do języka, do którego pod koniec 40. i na początku lat 50. przyzwyczajał swoich czytelników Grzegorz Lasota? Czy powtarza się historia Wata? Od "Mopsożelaznego piecyka" przechodzimy do "Czerwonego Sztandaru"? Tyle że Wat we Lwowie żył w strachu. Kto przestraszył Stokfiszewskiego?

Rozważania takie, podobnie jak polemika Maliszewskiego, chociaż zabawne, pozostają bezsensowne. Stokfiszewski znaną już strategię "Ha!artu", przez niektórych postrzeganą jako taktykę marketingową, ubiera w nowy, modny strój. Zabójcze zdjęcie Majakowskiego przy jego artykule w "GW", kolektywistyczny styl, do którego się odwołuje, to takie same gadżety jak portrety Che sprzedawane w formie kolczyków. Powiedzieć by należało, że krytyk z nas kpi, że nas nabiera. Z owej kpiny co prawda wynika pożytek, bo Stokfiszewski przyczynił się do ożywienia dyskusji o poezji w wysokonakładowej prasie bardziej niż szlachetny w intencjach Maliszewski. Wolę jednak być po stronie szlachetnych-nabranych; twierdzić, że lepiej, by zostawiono poezję bezpiecznie odizolowaną w jej niszy. Trudno mi bowiem pogodzić się z tym, że poezja pojawia się na łamach gazet tylko dlatego, że jest "religijna" albo "gejowska", albo napisana przez pana, który się śmiesznie ubiera, albo nominowana do Nike. Tymczasem Stokfiszewski wydaje się to doskonale rozumieć. Ponieważ zaś chce, by współczesna poezja trafiła pod strzechy, przyjmuje strategię, która uwypukla te jej socjologiczne aspekty, które najbliższe są "życia", tak jak pojmują je masowe media. Co z tego, że zaciekawiony, kolektywny odbiorca, żądny egzotycznych smaczków, sięgnie po książki Pasewicza czy Dehnela, by po minucie odrzucić poezję, która wymaga wrażliwości na język? Transakcja została dokonana, a po odejściu od kasy reklamacji się nie uwzględnia.

JOANNA ORSKA jest krytykiem literackim, literaturoznawcą. Pracuje w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Opublikowała m.in. książki "Przełom awangardowy w XX-wiecznym modernizmie w Polsce" i " Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2007