Czarne charaktery biorą wszystko

Może stoi za tym widmo recesji, a może coraz większe w społeczeństwie amerykańskim poczucie bezsensu prowadzonych wojen. Jedno jest pewne: jeśli kino uznać za probierz ogólnie panujących nastrojów, to Oscary wystawiły naszym czasom świadectwo ponure.

Finałowy pojedynek rozegrał się między filmami, które okrutnie dopełniają się w negatywnej diagnozie - tak Ameryki, jak i świata. W zwycięskim "To nie jest kraj dla starych ludzi" bracia Ethan i Joel Coenowie opisali dzisiejszą rzeczywistość jako moralną pustynię, rządzoną przez absurdalne zło, igrające ludzkim losem. Paul Thomas Anderson w "Aż poleje się krew" na podstawie "Nafty" Uptona Sinclaira przedstawił brudny mit założycielski, ufundowany na chciwości tak wielkiej, że aż pchającej ku samozatraceniu. Cieszę się, że członkowie Akademii formalną dyscyplinę i powściągliwy ton filmu Coenów postawili wyżej niż frenetyczny rozmach epickiego dramatu Andersona (Oscar za zdjęcia dla Roberta Elswita).

Można spierać się na temat wyższości któregoś z wymienionych filmów, niemniej budujący jest fakt, że szacowni Akademicy, znani raczej z konserwatywnych gustów, docenili w obu przypadkach siłę przewrotnego moralitetu, który nie szuka happy endu, ale raczej brutalnego oczyszczenia. Cieszy również przyznanie nominacji dla skromnego, niskobudżetowego "Juno" Jasona Reitmana (Oscar za scenariusz oryginalny dla Diablo Cody) - filmu z dużą śmiałością, a zarazem wyczuciem i wdziękiem mierzącego się z tabu niechcianej ciąży, aborcji, adopcji czy "świętości" macierzyństwa. Oscary jakby nabrały powagi. Dość przypomnieć, że nominacje w dziedzinie krótkiego dokumentu odczytywali w tym roku... amerykańscy żołnierze służący w Iraku. Dał się też zauważyć pewien zwrot w kierunku Europy - stąd prestiżowe nominacje dla "Persepolis", "Pokuty" czy "Niczego nie żałuję". Nie mówiąc o tym, że wszystkie nagrody aktorskie zgarnęli artyści pochodzący ze Starego Kontynentu: Marion Cotillard, Tilda Swinton, Daniel Day-Lewis, Javier Bardem (rzecz charakterystyczna, troje ostatnich za role mniej lub bardziej demonicznych schwarzcharakterów).

Nie doczekaliśmy się, niestety, polskiego święta w Teatrze Kodaka. "Katyń" Wajdy pokonany został przez austriackich "Fałszerzy" Stefana Ruzowitzky'ego - solidne, akademickie kino z sensacyjnym nerwem, przedstawiające mało znany epizod z czasów II wojny światowej (żydowscy więźniowie obozu Sachsenhausen, zatrudnieni w fabryce fałszywych funtów i dolarów, sabotują pracę, by osłabić gospodarczo III Rzeszę). Na pocieszenie pozostaje nam nagroda za krótką animację dla koprodukcji polsko-brytyjskiej "Piotruś i wilk", zrealizowanej w łódzkim Se-ma-forze. I choć reżyserką filmu jest Angielka, kto wie, może właśnie w tej niszowej dziedzinie drzemie dziś ukryta siła polskiego kina.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2008