Czarna legenda ma się dobrze

Traktowanie generała jezuitów jak niebezpiecznego teologicznie imbecyla i banderowca teologii wyzwolenia nie świadczy zbyt dobrze o autorach paszkwilu z tygodnika „Do Rzeczy”.

21.06.2017

Czyta się kilka minut

Screen ze strony dorzeczy.pl, na zdjęciu ojciec Arturo Sosa, generał jezuitów /
Screen ze strony dorzeczy.pl, na zdjęciu ojciec Arturo Sosa, generał jezuitów /

Francuski historyk i rzymski korespondent dziennika „Le Figaro”, Hervé Yannou, w książce poświęconej jezuitom („Jezuici i Towarzystwo”, WAM 2010) powiedział o nich, że są „aktywistami, intelektualistami Boga i wiary katolickiej, którzy w stosunku do siebie nie pozostawiali nikogo i nigdy obojętnym”. Ostatni „Raport »Do Rzeczy«” (nr 25/2017) zatytułowany „Kryzys jezuitów” potwierdza zasadność jego słów i nie jest to bynajmniej osławiona „jezuicka duma”. Jako jezuita dobrze wiem, że już sama nazwa „Jezuici” wystarczy, by zaniepokoić pewną grupę osób, i nie dziwi mnie wcale, że są to czytelnicy pisma zadeklarowanego od lat tradycjonalisty Pawła Lisickiego.

Badania psychologów nad konserwatyzmem pokazują, że osoby o takim światopoglądzie są bardziej podatne na wyłapywanie oznak zagrożenia czy niepewności i silniej na nie reagują niż osoby, które nie wykazują takiego nastawienia do rzeczywistości – w badaniach określanych jako „liberalne”. Wygląda na to, że konserwatyzm to cecha wrodzona, która bardzo często, ale nie z konieczności, znajduje swoją ekspresję w identyfikacji religijnej. Towarzyszy jej nierzadko również niska złożoność poznawcza, czyli tendencja do postrzegania świata w czerni i bieli.

Nie oznacza to jednak, że nie mogą istnieć konserwatyzm złożony poznawczo i prosty poznawczo liberalizm. Sęk w tym, że taki „intelektualny konserwatyzm”, wbrew aspiracjom pisma, trudno odnaleźć w raporcie „Do Rzeczy”. Nie wystarczy się bać, żeby myśleć logicznie, a myślenie pod wpływem lęku nie prowadzi z konieczności do prawdy, bo nie jest to od razu „bojaźń Boża”. Istnieje „konserwatyzm poświęcony” i „niepoświęcony”, publicystom i czytelnikom pism konserwatywnych mylnie się wydaje, że jedno i drugie jest tym samym tylko dlatego, że mówi się o religii. Nie kto inny, jak wyniesiony na ołtarze kard. John Henry Newman, zwykł mawiać: „Żyć znaczy zmieniać się, a być idealnym to zmieniać się często”. Podtrzymywanie status quo w każdej kwestii teologicznej nie jest oznaką ani mądrości, ani cnoty.

Banał czarnej legendy

Cały ten „Raport” jest od rzeczy, bo jest z góry ustawiony. Pretekstem do krytycznych uwag pod adresem zakonu są wypowiedzi obecnego przełożonego generalnego jezuitów o. Artura Sosy Abascala, którego ks. prof. Paweł Bortkiewicz traktuje jak niebezpiecznego teologicznie imbecyla i banderowca teologii wyzwolenia, który przy pomocy lewackich manipulacji dzierży władzę w zakonie, a który jest „de facto” heretykiem („Generał jezuitów dopuszcza się herezji”). Wtóruje mu w tym redaktor Tomasz Terlikowski („Choroba Kościoła”), który do listy „jezuitów-heretyków” dorzuca jeszcze kilka nazwisk, aby pokazać, jak głęboko zepsute jest Towarzystwo Jezusowe. Obaj tworzą „czarną legendę” jezuitów, wzbijając się na wyżyny teologicznych banałów.

Ich zdaniem problematyczni jezuici, ze swoim przełożonym na czele, są mniej lub bardziej zadeklarowanymi heretykami, bo nie cytują Katechizmu Kościoła Katolickiego w takich kwestiach jak rozumienie osobowej natury zła, czyli podważają istnienie diabła, są zwolennikami adhortacji „Amoris laetitia”, nie odczytują literalnie Pisma Świętego, tym samym relatywizując słowa Jezusa o małżeństwie, zastanawiają się nad możliwością święcenia kobiet i miejscem homoseksualistów oraz osób transpłciowych w Kościele, nie odróżniają socjologii od teologii itp. Gdyby teologię można było uprawiać wyłącznie według ich dyrektyw, to z mapy świata zniknęłyby nie tylko wszystkie uczelnie jezuickie, ale pozamykano by większość wydziałów teologicznych, a nawet sporą liczbę seminariów duchownych. Jak teologię uprawiało się na wydziale kierowanym swego czasu przez ks. prof. Bortkiewicza, i jaką miała ona wtedy jakość, wie każdy, kto się tym interesuje. Więc nie jest to „czysta pogróżka”.

Lęk jako doradca

Zastanawiam się, jak by redaktor Terlikowski i ks. Bortkiewicz ocenili dzisiaj św. Augustyna, który w kwestii rozumienia osobowej natury zła daleko odbiega od poglądów niejednego współczesnego egzorcysty czy demonologa, a przecież jest doktorem Kościoła cytowanym przez Katechizm. Skoro bulwersują ich wypowiedzi generała jezuitów o kontekstualizacji wypowiedzi Pisma Świętego, to przytoczę im opinię współczesnego apologety chrześcijaństwa Ruperta Shortta, który w książce „God Is No Thing. Coherent Christianity” (Hurst & Company, 2016) napisał: „Chrześcijaństwo nigdy nie postrzegało Pisma Świętego jako niezapośredniczonego Słowa Boga. Kościół naucza, że przepaść pomiędzy niebem i ziemią jest przekroczona w sposób definitywny tylko w osobie Chrystusa, a nie w ludzkich opisach jego życia – bez względu na to, jak są natchnione”.

Jeśli ks. Bortkiewicz uważa, że dopuszczenie rozwodników do komunii świętej „rozwaliłoby Kościół” – a taką mocną tezę stawia – to jest to projekcja jego lęków, a nie stan faktyczny czy realna możliwość. Podążając „logiką” jego wywodu, trzeba byłoby uznać, że Kościół prawosławny nie jest Kościołem, tylko – i „w najlepszym przypadku” – sektą chrześcijańską, bo ma te same sakramenty i Ewangelię, co Kościół katolicki, ale dopuszcza rozwody. Żaden poważny teolog takich absurdów nie powtórzy. Pocieszam się tym, że nie zdążył jeszcze przeczytać specjalnego dodatku „Tygodnika Powszechnego”, a więc przewodnika po ósmym rozdziale adhortacji papieża Franciszka pióra kard. Francesca Coccopalmeria „Radość Miłości” czy też ostatniego numeru „Więzi” – zwłaszcza tekstu teologa ks. Eberharda Schockenhoffa „Otwarta ortodoksja. Zmiana paradygmatu wewnątrz Tradycji. O sposobach odczytywania adhortacji »Amoris laetitia«”.

Zadziwiające, a może i nie, jest to, że o wyborze generała jezuitów i trendach, jakie panują w zakonie, wypowiada się w sposób jednoznaczny i pretensjonalny ktoś, kto ani nie brał w tym wydarzeniu udziału, ani sam nie jest jezuitą. Zamiast powoływać się na anonimowych jezuitów, trzeba było im oddać głos. Ja nie udaję, że lepiej od ks. Bortkiewicza znam Chrystusowców – do zgromadzenia którego on sam należy. Czyżby wystarczyło być publicystą Radia Maryja i Telewizji Trwam, żeby móc rzucać anatemy i wynosić się ponad papieża? Nie wystarczy być celebrytą z Torunia, aby umieć się sensownie wypowiadać w dowolnym temacie dotyczącym Kościoła.

Redaktor Terlikowski jest przewidywalny do bólu, więc nie dziwi mnie, że po raz kolejny wcielił się w rolę „kościelnego pitbulla”, i nie po raz pierwszy – pewnie też nie ostatni – warczy na jezuitów, którzy stanęli mu na drodze. Redaktorowi Terlikowskiemu, jeśli uważa, że jeszcze ma obowiązek czegoś się uczyć, polecam głębsze studium sporu Pascala przeciwko jezuitom, bo przywołując „Prowincjałki”, sam powiela zawarte tam stereotypy, ale brak mu zarówno geniuszu, jak i pióra francuskiego myśliciela, aby poważniej się zająć jego kalumniami. W odróżnieniu od sławnego Francuza żarliwy jest jedynie w swoim fundamentalizmie i osądzaniu innych. To nie kimś innym, tylko jezuitom, w odpowiedzi na jansenizm z jego ideą predestynacji, rygoryzmem moralnym i zniewoleniem chrześcijańskiego sumienia Jezus powierzył kult swojego Serca, a polscy jezuici byli także u początku objawień Bożego Miłosierdzia. Rozumiem, że redaktor Terlikowski traktuje te fakty jako źle zinterpretowane objawienia św. Marii Małgorzaty Alacoque czy św. Faustyny, bo przecież w jego ocenie jezuici są zepsuci do szpiku, a nieliczni prawdziwi jezuici to ci, którzy publikują we „Frondzie”, a więc mają jego „imprimatur”. Na szczęście Jezus nie konsultuje swoich wyborów z panem Terlikowskim, a pochwała sumienia pozostanie nadal silną stroną jezuitów.

Skazani na jezuitów

Skoro jezuita został papieżem, to Jezus widzi w tym zakonie znacznie więcej niż jego krytycy. Tu można tylko powiedzieć: Deo Gratias i stać dalej po stronie papieża Franciszka. W Towarzystwie Jezusowym istnieje takie powiedzenie, „gdzie trzech jezuitów, tam cztery opinie”, i sami jezuici wiedzą, że ich opinie to nie dogmaty wiary. Jezuici nie są nieomylni, i żaden z nich tak nie twierdzi – włącznie z tymi, których osądzono o brak ortodoksji.

Jeśli jezuici mówią głośno to, co myślą, to właśnie dlatego, że po to tyle lat studiują; ucząc innych, słyszą od nich, co ich dręczy, niepokoi, z czym się zmagają albo co trudno im przyjąć „na wiarę”. Nie wiem, czy redaktor Terlikowski i ks. Bortkiewicz czytali kiedyś książkę amerykańskiego historyka Jonathana Wrighta pt. „Jezuici. Misje, mity i prawda: między hagiografią a czarną legendą”. Chciałbym im zadedykować jego konkluzję: „Nigdy nie istniała jedna historia jezuitów, żaden pojedynczy etos jezuicki nie zasługuje na powszechne uwielbienie lub potępienie. Jednak rywalizujące ze sobą mity: karykatura przedstawiająca jezuitów jako duchownych zbirów i apologia widząca w nich świętych bohaterów oraz sposoby, dzięki którym zyskiwali oni sławę lub też tracili dobre imię, symbolizują rdzeń historii Towarzystwa Jezusowego”. Mówiąc inaczej „Terlikowskich” i „Bortkiewiczów” jezuici znają tak długo, jak istnieją, taki już ich los, a może przeznaczenie.

Pociecha z całego tego „Raportu” jest taka, że Bóg nie pozwala, aby Kościół był kojarzony wyłącznie z katolicyzmem Terlikowskiego, ks. Bortkiewicza oraz ich sympatyków, a jezuici mają w tym swoją małą zasługę. Proszę mi teraz wybaczyć „naszą” dumę. Towarzystwa Jezusowego nie jest w stanie rozwiązać taki czy inny redaktor albo profesor. I nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić wbrew głośnym nawoływaniom tendencyjnego raportu „Do Rzeczy”. Może w przyszłości powstanie poważniejszy raport o jezuitach, ale musi go zrobić ktoś inny, aby był rzeczywiście do rzeczy.

Jezuitów mieli zastąpić Legioniści Chrystusa i wiemy, jak to się skończyło, chociaż ich założyciela chwalił polski święty papież. Opus Dei też sobie rościło pretensje do spuścizny Loyoli, ale to nie ta sama „mentalność”. Na jezuitów pozostaniemy „skazani” tak długo, jak będzie tego chciał Bóg. Wiedzą o tym sami jezuici, bo mają to wpisane w swoich Konstytucjach. Chyba że redaktor Terlikowski otrzymał jakieś prywatne objawienie zaaprobowane przez uczonego profesora teologii, w którym Bóg „przyznał się” do zmiany planów. Mało również prawdopodobne, aby Towarzystwo Jezusowe zostało zastąpione przez Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej – chociaż jego przedstawiciel nie ukrywa takich aspiracji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2017