Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 1773 r. Klemens XIV zniósł zakon. Swój radykalny krok uzasadniał tym, że Towarzystwo Jezusowe przestało odpowiadać celom, dla których powstało, a Kościołowi należy przywrócić pokój po waśniach, buntach i zgorszeniach, jakie "rozogniły umysły wiernych walką stronnictw". Królowie zaś Francji, Hiszpanii, Portugalii i Sycylii "zmuszeni byli zakonników tych wypędzić ze swych krajów". Uznawszy, że to nie wystarczy, domagali się, wraz z wielu biskupami, likwidacji zakonu w całym Kościele.
Czy do takich kroków zmusiła absolutnych władców powszechność antyjezuickich nastrojów, czy też nadali taką rangę nieprzyjaznym Towarzystwu głosom, by wymusić na papieżu kasatę? Doprowadziły do niej własne winy Societatis - czy też ich wymyślanie lub wyolbrzymianie przez adwersarzy? Czy papież przed podjęciem tak ważkiej decyzji miał wiarygodne informacje o rzeczywistym stanie zakonu, czy je dlań spreparowano, poddając presji? Jeśli zakon zapracował sam na swą złą opinię, to czemu został w 1814 r. przywrócony do istnienia przez Piusa VII? Jeśli padł ofiarą zmowy, czemu dołączył do niej Klemens XIV?
Zatem: narastająca latami czarna legenda czy takaż rzeczywistość?
"Kacerze" i "papieżnicy"
Towarzystwo Jezusowe, założone przez św. Ignacego Loyolę i zatwierdzone w 1540 r. przez Pawła III, nie powstało po to, by walczyć z protestantyzmem. Jego cele były apostolskie: chodziło o kapłańską służbę bliźnim. Jej rodzaje wyznaczać miały potrzeby Kościoła. Do najpilniejszych należało wówczas to, czego wymagała jego reforma i obrona przed reformacją.
W jedną i drugą, postawiwszy na solidną formację duchową i studia teologiczne, włączyli się jezuici. Dobrze przygotowani, odegrali istotną rolę w polemikach z innowiercami. Teologowie i kaznodzieje obu stron nie prowadzili wytwornych dialogów, lecz wiedli spory, nie oszczędzając i cudzych przekonań, i samych adwersarzy. Na swych wiernych także działali w trybie bardziej mobilizującym niż kojącym. Jezuici stawali w pierwszych szeregach Kościoła, który był wojujący, bo też taka była reformacja. Wzajemne konterfekty słowne "kacerza" i "papieżnika" (często był to jezuita) sporządzane były przy użyciu sadzy piekielnej.
Kaznodzieja kalwiński zboru lubelskiego Krzysztof Kraiński pisał, że jezuici dążą do tego, by "wszytek świat pod nogi papieskie i króla hiszpańskiego podbili, a po tym aby i sami panowali". Także katolicka i innowiercza szlachta uważała, że jezuici w otoczeniu Zygmunta III Wazy panoszą się na dworze i doradzają mu w dążeniu do władzy absolutnej na wzór hiszpański i podporządkowania interesów Rzeczypospolitej polityce papiesko-habsburskiej. Piotr Skarga, jeden z najzagorzalszych przeciwników potwierdzonej przez Sejm w 1573 r. (konfederacja warszawska) praktyki tolerancji wyznaniowej, zwany był - także przez jej katolickich zwolenników - "głównym wichrzycielem Rzeczypospolitej". W artykułach uczestników rokoszu Mikołaja Zebrzydowskiego (fundatora Kalwarii) zarzucano jezuitom zachęcanie swych uczniów do udziału w wyznaniowych pogromach, domagano się oddalenia doradców królewskich i wygnania z kraju Towarzystwa Jezusowego.
Także w przyszłości w wielu krajach obecność na dworach jezuitów-królewskich spowiedników stanowić będzie źródło przekonań o ich wpływie na politykę, z braku wiedzy karmiących się domysłami. A z tych utkane bywają czarne legendy.
Praktyka dyscypliny kościelnej w każdej epoce ma do rozwiązania dylemat: jak znaleźć drogę między pryncypializmem, który nie licząc się z możliwościami człowieka łatwo zamienia się w legalistyczny rygoryzm, a takim uwzględnianiem zasad, w którym humanitaryzm i łagodność (by nie zrazić do wiary, nie odstraszyć penitenta) mogłyby być odczytane jako pobłażliwość czy przejaw etyki sytuacyjnej. Będąc częściej niż inni duchowni kierownikami sumień polityków, autorami podręczników teologii moralnej i jej profesorami w seminariach, jezuici częściej też dotykali złożoności życiowych sytuacji, których moralne rozwiązanie należy wskazać. Optowali bardziej za tradycją miłosiernego Samarytanina niż sędziego i kursem na łagodność - co np. we Francji dla ich surowych przeciwników, jansenistów, nie oznaczało ułatwiania każdemu drogi do zbawienia, lecz relatywizm.
"Czarny papież"
W felietonowo mistrzowskich "Prowincjałkach" Pascala jezuita tłumaczy: "Ideałem naszym byłoby nie tworzyć zasad innych niż zasady Ewangelii w całej ich surowości (...). Jeżeli cierpimy jakąś swobodę u innych, to raczej przez ustępliwość niż z zamiaru; jesteśmy do tego zmuszeni. Ludzie są dziś tak zepsuci, iż nie mogąc ich ściągnąć do siebie, musimy iść do nich; inaczej porzuciliby nas, staliby się gorsi i opuściliby nas zupełnie" (przekł. T. Boy-Żeleński).
Wielu duszpasterzy - tak w XVII, jak i w XX w. (choć już Augustyn ubolewał: "Czego innego nauczamy, a co innego musimy tolerować") - także spełniało podobne oczekiwania religii lekkiej, łatwej i w miarę przyjemnej, gdy dbając o utrzymanie mas woleli kreować zbiorowe uniesienia emocjonalne, niż podejmować pracę organiczną w duchu Ewangelii. Czemu więc nadmiaru duchowego populizmu nie zarzucano innym duchownym?
Długotrwałe spory jansenistowskie wciągały nie tylko teologów i biskupów, ale stały się także tematyką salonowych dyskusji, gdzie łatwiej było o kreowanie zniesławiających wyobrażeń na temat jezuickich zasad i praktyk niż o dociekanie prawdy o nich.
Krytyka papieskiego prymatu - wyrastająca z francuskiej tradycji oponowania przeciw kościelnemu centralizmowi w imię narodowego samostanowienia (gallikanizm) - spotykała się z jego wytrwałą obroną ze strony jezuitów. Wykazywali oni także antychrześcijański charakter racjonalistycznej filozofii Oświecenia, polemizowali z wielu modnymi wśród elit hasłami Wielkiej Encyklopedii, zapewniając sobie u jej wpływowych autorów wrogość i etykietę obrońców obskurantyzmu.
Wzrost wewnętrznej awersji do zakonu powodowały spory akomodacyjne. Prowadząc w XVII-XVIII w. misje w Chinach i Indiach, jezuici kontynuowali stare jak sam Kościół tradycje dostosowywania przekazu wiary do miejscowych pojęć i obyczajów. Śmiały jak na ówczesne przyzwyczajenia europocentrycznego chrześcijaństwa zakres tych akomodacji na obszarze kultur tradycyjnych Azji stał się przedmiotem długotrwałych sporów (oskarżali jezuitów głównie dominikanie i franciszkanie), kontrowersji w samym Towarzystwie i zmiennych decyzji rzymskich kongregacji i papieży.
Przeświadczenie o wielkiej władzy Towarzystwa Jezusowego w Kościele znalazło wyraz w obiegowym nazywaniu generała zakonu "czarnym papieżem". Niebawem miało się okazać, że rzekoma potęga nie jest w stanie obronić siebie samej przed likwidacją przez papieża rzeczywistego.
Silniejsza okazała się czarna legenda, żywiąca się nie tyle faktami (jezuici nie stanowili wszak wolnej od błędów enklawy ludzkości), co mniemaniami o nich, uogólnieniami i kumulacją pretensji - w tym przypadku do Kościoła - na grupie, która z tych czy innych powodów nadaje się do tego najbardziej. 235 lat temu taką grupą stali się właśnie jezuici.