Cywilizacja podłości

Szlachetna i naiwna była myśl, że Polacy czuwając i modląc się przy łożu i przy trumnie Papieża przeżyli wielkie odrodzenie duchowe, którego owoce będą trwale obecne w naszym życiu. Niemniej widok tych tłumów wyciszonych i skupionych mógł nasunąć myśl, że może większość w społeczeństwie wcale nie należy do ludzi, którzy dają się łowić na przynętę werbalnej przemocy.

29.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Pan Jarosław Kaczyński uraczył nas w sobotę 14 maja widowiskiem, które ludziom dłużej na tej ziemi żyjącym przypomniało sławetne wiece nienawiści, kiedy to władza ludowa demaskowała kolejnych, prawdziwych lub mianowanych przez nią wrogów. Ta sama modulacja głosu mówcy wzburzonego ujawnionymi knowaniami zdrajców ludu, ten sam moralny patos oskarżyciela, te same przerwy na oklaski i okrzyki posłusznego woli wodza tłumu słuchaczy, powiewającego sztandarami. Jeszcze brakowało skandowania “Ja - rek! Śmie - lej!", ale wydaje się, że i to już niedaleko.

Sprawiedliwi przeciw generałowi

I któż to skupił na sobie gniew i oburzenie czołowego polityka prawicy polskiej w roku 2005? Generał Jaruzelski od piętnastu lat sprawujący urząd prywatnego obywatela III Rzeczypospolitej, tyle że raz po raz pozywanego przed sądy, aby się tłumaczyć ze swoich działań sprzed 35 i 25 lat. Jarosławowi Kaczyńskiemu to nie wystarcza: oburza go, że generał odważył się przyjąć rosyjski medal za to, iż jako młody oficer przeszedł z polskim wojskiem szlak bojowy z Rosji przez Polskę do Niemiec. Oburza go, że generał zachował stopień wojskowy i otrzymuje uposażenie przysługujące byłemu prezydentowi RP.

Jest zastanawiające, dlaczego Kaczyński jego właśnie wybrał na cel najbardziej brutalnego ze swoich znanych skądinąd ataków. Jaruzelski nie jest przecież dla niego żadnym politycznym przeciwnikiem, nie stoi za nim żadna siła, on sam mógł tylko wyrazić zadowolenie, że Kaczyński nie domaga się dla niego (jeszcze) plutonu egzekucyjnego. Ponadto, cokolwiek sądzić o roli, jaką Wojciech Jaruzelski na kolejnych wysokich stanowiskach i w różnych momentach odegrał w historii Polski XX wieku, jedną rzeczą różni się on wciąż korzystnie od wszystkich innych notabli PRL-u, którzy przeżyli czas swojej władzy: oto tym, że nie uchylał się od odpowiedzialności, nie zasłaniał się innymi, osądzał krytycznie swoje decyzje. Że tłumaczył racje, jakie wówczas za nimi w jego rozumieniu rzeczy przemawiały, że nie uznał samego siebie za złoczyńcę, to może mu mieć za złe chyba ten tylko, kto gustuje w takich publicznych samooskarżeniach, do jakich doprowadzano podsądnych w stalinowskich procesach. Piszący te słowa, były internowany z lat 1981-82, nie jest spragniony takiego upokarzania ówczesnych prominentów.

Byli jednak wśród nich ludzie, którzy w różnych krytycznych momentach dziejów PRL-u odegrali szczególnie odrażającą rolę, a nigdy nie byli przez naszych dekomunizatorów wzywani do wytłumaczenia się. Dlaczegóż to Jarosław Kaczyński nie spieszy się, ażeby wzbudzić gniew ludu przeciw Stefanowi Olszowskiemu, korzystającemu dziś z amerykańskiej gościny, albo przeciw Mirosławowi Milewskiemu, wiecznemu szefowi Służby Bezpieczeństwa? Otóż wiadomo dlaczego. Dlatego właśnie, że generał Jaruzelski nie krył się wstydliwie, nie milczał i jest nawet wciąż wśród części polskiej publiczności popularny (choć nie tak, jak zmarły Gierek). Kaczyński liczy więc na to, że wzbudzając w swojej duszy i w swoich słuchaczach gniew prawych i sprawiedliwych na generała, coś będzie mógł na tym ugrać.

Mam nadzieję, że się w tych rachubach omyli. Jest bowiem w polskiej tradycji rycerski zwyczaj, że pokonanego przeciwnika traktuje się z szacunkiem i nie pozbawia się go godności: a to jeszcze tym bardziej w sytuacji, gdy ten przeciwnik ze zwycięzcami lojalnie przez ponad rok współpracował. Pan Kaczyński złamał tę zasadę i dlatego jego wyrachowane oburzenie obrócić się powinno przeciw niemu.

Coraz głośniej

Wodzowie polskiej prawicy i część sprzyjających im mediów tworzą w Polsce od dłuższego czasu klimat nieustającej agresji. Przedmiot tej agresji jest drugorzędny i wymienny. Może to być rozpadająca się eseldowska lewica albo odradzające się demokratyczne centrum, mogą to być geje albo feministki, może to być prezydent państwa, obecny albo były, najlepiej zaś do tego celu nadaje się z wielu ciekawych powodów Adam Michnik. Mniejsza o to. Bo również ideologia, również materia spraw osądzanych jest drugorzędna, raz taka, raz inna, niezmienne natomiast jest stałe podgrzewanie złych emocji, utrzymywanie w społeczeństwie polskim temperatury stanu wyjątkowego, atmosfery zagrożenia państwa strasznymi spiskami i zdradami. Te spiski i zdrady mogą mieć nieco inną postać w retoryce Kaczyńskiego, a inną u Romana Giertycha, jeszcze inną u Wrzodaka czy Macierewicza, u księdza Jankowskiego czy ojca Rydzyka, ale wspólne im wszystkim jest sianie podejrzeń i pomówień, zniewag i wyzwisk. W miarę jak zaostrza się rywalizacja wyborcza, politycy ci coraz głośniej krzyczą do mikrofonów - nie po to, żebyśmy ich lepiej słyszeli, lecz żeby było widać, jak są wzburzeni i podekscytowani nikczemnością swoich wrogów. Żeby było widać i słychać, iż oni są moralnymi rewolucjonistami, którzy żelazną miotłą wymiotą wszelką nieczystość tej ziemi, by mogła na niej zapanować prawdziwie polska i katolicka prawość i sprawiedliwość.

Czy na tym uda się zbić polityczny kapitał? Do pewnego stopnia zapewne tak. Demagodzy umieją eksploatować ludzkie żale, pretensje, rozgoryczenia - jest ich u nas niemało - a także ludzką zawiść, mściwość i chęć dokopania tym, którym powinęła się noga. Resentymenty takie mają wszelako to do siebie, że łatwo dają się nasycić. Życie w stanie wibracji jest na dłuższą metę męczące i emocje mogą łatwo obrócić się w stronę przeciwną, o czym już politykom polskim przyszło się parę razy przekonać.

Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują?

Ukochanym marzeniem i ideałem Jana Pawła II była Cywilizacja Miłości. Z kornym pochyleniem głowy wyznaję, że do idei tej nie nabrałem nigdy przekonania. Nawet wziąwszy pod uwagę, że słowo “Miłość" w języku eklezjalnym znaczy nie całkiem to samo, co w potocznym, sądziłem, że jest to marzenie nazbyt górne, nazbyt odbiegające od realiów życia w świecie rozdzieranym konfliktami, uprzedzeniami, erupcjami nienawiści i okrucieństwa. Swego czasu napisałem książkę o polskich wyobrażeniach w XIX wieku, jakiej to cywilizacji Polacy potrzebują. Gdy ostatnio do mnie samego - już nie jako historyka, lecz jako obywatela - powracało to pytanie, odpowiadałem sam sobie, że Polacy najbardziej chyba potrzebują cywilizacji szacunku.

Miłość jest uczuciem, które niełatwo wzbudzić. Sama się pojawia, kiedy chce. Miłość do cierpiących, chorych, do jakichś od nas odmiennych, a niechby nawet do podobnych, cóż dopiero miłość do nieprzyjaciół naszych, jest i zapewne pozostanie rzadkim darem ludzi świętych. Szacunek natomiast jest postawą, której można nauczyć i której można wymagać: można wymagać szacunku dla starszych i szacunku dla dzieci, szacunku dla ludzi innych rysów i dla ludzi innej wiary albo niewiary, szacunku dla biednych i upośledzonych, dla uczniów, pracowników i podkomendnych. Różnice w poziomie szacunku, z jakim ludzie odnoszą się do siebie wzajem i z jakim odnoszą się do nich władze i urzędy, zdają się bardzo czułym wskaźnikiem jakości cywilizacji narodowej.

Polska zdaje mi się państwem i społeczeństwem, w którym poziom szacunku międzyludzkiego w życiu prywatnym i publicznym jest zatrważająco niski, a poziom wrogości i pogardy bardzo wysoki. Trzeba by się wdać w długie rozważania historyczne, chcąc wyjaśnić tego przyczynę, ale sama diagnoza nie wzbudzi chyba większych sprzeciwów. Jesteśmy natomiast skłonni sądzić, nie bez pewnej dumy, że w polskiej historii i w polskich obyczajach ważną zwykle rolę grał honor - wartość z pogranicza etyki i estetyki. Byłem kiedyś krytyczny względem tego, co uważałem za nadmiar motywacji honorowych w polityce polskiej w ogóle, a w pierwszej “Solidarności" szczególnie - poświęciłem tej sprawie osobne studium. Dziś jednak, jak sądzę, obserwować można dalsze spaczenie polskiego poczucia honoru. Daje ono o sobie znać ogromnym przeczuleniem na punkcie tego, jak też nas ten czy ów zagraniczny mąż stanu potraktował i uhonorował, a równocześnie zupełną obojętnością na to, czy nasze własne zachowania wobec innych odznaczają się szacunkiem, elegancją i wielkodusznością.

Cywilizacja szacunku jest więc moją prywatną utopią i życzyłbym sobie, aby stała się dewizą pedagogiki narodowej. Tymczasem jednak obserwuję coraz bardziej pewne siebie rozpieranie się cywilizacji podłości. Przejawia się ona tym, że nikt nie jest bezpieczny, że ludzka cześć i imię nie podlegają ochronie, bo każdy może obudzić się i przeczytać w dziennikach, że właśnie został ogłoszony agentem czy złodziejem. Został oskarżony i skazany: natychmiastowy wyrok wykonała komisja śledcza albo gazeta śledcza. Ofiara może iść po sprawiedliwość do sądu: jeśli jej zdrowia i pieniędzy starczy, to za pięć lat i po pięciu rozprawach, kiedy nikt już nie będzie pamiętał, o co chodziło, uzyska wyrok, który przywróci jej (albo nie przywróci) dobre imię.

Cywilizacja podłości żywi się podejrzliwością i zniewagą, personalną napaścią i zbiorowymi obelgami. Jej żywiołem jest namiętna walka o rozkosze władzy, ale niemały udział w jej upowszechnieniu ma telewizja i prasa. To bowiem media decydują o tym, co zasługuje na miano wydarzenia, co jest ważne i co widz będzie chciał zobaczyć. Otóż widz - wiadomo - będzie chciał zobaczyć wiecowe oratorstwo, będzie chciał zobaczyć obrzucanie przeciwników błotem. Racjonalna rozmowa, kulturalny spór niewielkie mają szanse, aby się przebić przez ten jazgot. Szanse mają skandaliści, ich kochają reporterzy, im podtykają sto mikrofonów, sto kamer śledzi każdy ruch ich ust. Księdzu Jankowskiemu wystarczy obwieścić jakąś nową mądrość o Żydach, zaraz jest z tego relacja na całą Polskę w najlepszym czasie antenowym i na pierwszych stronach dzienników. Dlaczegóż politycy nie mają brać z niego przykładu: nie chodzi o Żydów, chodzi o metodę przyciągania uwagi. Im bardziej fantastyczne oskarżenie, im bardziej zdumiewające nazwiska, tym lepiej: tym większa sensacja, tym większa oglądalność. Prawda i oszczerstwo mają z tego punktu widzenia tę samą wartość.

Potrzebny spisek

Szlachetna i naiwna była myśl, że Polacy czuwając i modląc się przy łożu i przy trumnie ukochanego Papieża przeżyli wielkie odrodzenie duchowe, którego owoce będą trwale obecne w naszym życiu. Charaktery i postawy życiowe formują się i deformują przez lata i nawet najgłębsze, najbardziej autentyczne przeżycie zbiorowe pozostawia po dłuższym czasie zacierający się ślad. Niemniej widok tych tłumów wyciszonych i skupionych mógł nasunąć myśl, że może większość w społeczeństwie wcale nie należy do ludzi, którzy dają się łowić na przynętę wrzasku, oskarżeń i werbalnej przemocy. Może więcej jest mężczyzn i kobiet cichych i łagodnych, dobrych i życzliwych, zdolnych do myślenia bardziej niż do wymyślania. Może nie widać tej większości dlatego, że ona z natury swojej się nie pcha, z samej definicji jest mniej śmiała i stroni od politycznej areny, która ją zniechęca swoją ordynarnością.

Otóż, jeżeli ta hipoteza jest trafna, jeżeli jest trafna chociaż w części, to jest potrzebny w naszym kraju Wielki Spisek. Jest potrzebny spisek ludzi przyzwoitych, po prostu przyzwoitych, którzy pragną żyć w przyzwoitym państwie i którzy przyrzekną sobie wzajem, że nigdy nie oddadzą głosu na żadnego nienawistnika i podżegacza, choćby miał gębę pełną frazesów o patriotyzmie i moralnej rewolucji. Rozpoznać ich można bez trudu, ledwie otworzą usta.

Było ostatnimi czasy parę takich chwil, kiedy milcząca mniejszość okazywała się większością, a przynajmniej liczącą się, bo nagle policzoną siłą, przed której determinacją cofała się przemoc. Wielki Spisek przeciw cywilizacji podłości może się wydawać śmiesznym pomysłem, ale ze śmiesznych pomysłów rodzą się czasami wielkie rzeczy. Nigdy nie wiadomo.

---ramka 351759|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2005