Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Duchy, fauny, trolle, demony, zmutowane owady tudzież inne stwory zaludniają kino Guillerma del Toro. Meksykański reżyser od zawsze tworzy filmy dla dużych dzieci. Opisując to baśniowe uniwersum, warto sięgnąć po modne ostatnio słówko „immersja”, które w świecie gier komputerowych (bliskim zresztą twórcy „Kręgosłupa diabła”) oznacza totalne zanurzenie w wirtualnej rzeczywistości. Tego, kto zgodzi się, by ów świat go pochłonął, zwykle czeka ekscytująca przygoda. Ale nawet zatwardziały sceptyk musi docenić pieczołowitość i finezję, z jaką reżyser buduje na ekranie swoje baśniowe labirynty.
„Kształt wody” od pierwszych ujęć zaprasza do całkowitego zanurzenia. W umownej, ale jakże stylowej scenerii wczesnych lat 60., na marginesach „amerykańskiego snu”, toczy się urokliwe życie niczym z „Amelii” Jeana-Pierre’a Jeuneta. Zanim jednak zdążymy ten świat oswoić, pojawia się w nim Obcy, czyli dwunożny stwór, ni to ludzki, ni to gadzi, schwytany przez amerykańskich wojskowych gdzieś nad Amazonką. Jako że posiada podwójny system oddechowy, ma zostać poddany eksperymentom naukowym. Sowieci zdążyli już wysłać w kosmos psa, pojawia się więc szansa, że teraz USA zdobędą punkt we współzawodnictwie o gwiezdne kolonie.
Jest jednak ktoś, nie licząc rosyjskich szpiegów planujących porwanie potwora, kto nie może dopuścić do oddania go pod nóż. W rządowym laboratorium pracuje niema, ciężko doświadczona przez życie sprzątaczka grana przez Sally Hawkins („Happy-Go-Lucky”). Tylko Elisa, uznawana przez otoczenie za ułomną, obdarzona na dodatek południowym nazwiskiem Esposito, potrafi nawiązać kontakt z inną „niekompletną” istotą. A w końcu odkryć, iż „obiekt” posiada inteligencję i uczucia.
Rozkład sił też jest u del Toro iście baśniowy. Mając przeciwko sobie cały system bezpieczeństwa narodowego na czele ze zwyrodniałym pułkownikiem Stricklandem (Michael Shannon), przy ratowaniu potwora Elisa może liczyć jedynie na pomoc dwójki przyjaciół: homoseksualnego sąsiada (w tej roli Richard Jenkins) i czarnoskórej koleżanki z pracy. Podobno Octavii Spencer, grającej tu po raz kolejny rolę afroamerykańskiej sprzątaczki, w scenariuszu najbardziej spodobał się fakt, że odbierając parze głównych bohaterów zdolność mowy, oddał on głos właśnie czarnej kobiecie i starzejącemu się gejowi z tupecikiem, którzy w czasach, kiedy rozgrywa się akcja filmu, nie mieliby prawa do swobodnej ekspresji. Przywdziewając kostium fantasy, del Toro raz jeszcze upomina się o słabszych, wykorzystywanych, o tych, którzy jakoś odstają od większości. Czy jest w tym naiwność? Jak najbardziej. Ideologiczne przegięcie? Wedle życzenia. Jednakże „Kształt wody”, wypowiadając wojnę uprzedzeniom i stereotypom, przeciwstawia się ludzkiej pysze.
Wykreowana w studiu na poły magiczna rzeczywistość „Kształtu wody” przywołuje nie tylko surrealistyczny klimat filmów Jeuneta i Caro. Pod mieszkaniem Elisy znajduje się przytulne kino, które pozwala czasem uciec od rzeczywistości, i tam również poszukuje schronienia sam del Toro, bo jego najnowszy film cały wydaje się zrobiony z kina, głównie z dawnych horrorów. Tańcząca z mopem główna bohaterka jest chaplinowska z ducha, ma w sobie także coś z postaci granych przez Audrey Hepburn, a jej uczuciowa więź z tajemniczym stworem kojarzy się ze starym dobrym „King Kongiem”. Jakby tych nawiązań było mało, pojawiające się w „Kształcie wody” domowe telewizory raczą nas co chwila czarno-białą klasyką, a niektóre sceny wystylizowane zostały na hollywoodzki musical czy zimnowojenny thriller szpiegowski, jak zwykle mówiony z fatalnym rosyjskim akcentem.
Pomimo cudzysłowów, del Toro pracuje na naszych emocjach pełną parą. Okrutna chwilami bajka o „ludzkim” potworze i międzygatunkowej miłości potrafi bowiem rozmiękczyć serca nie tylko sentymentalnych widzów. 13 nominacji do Oscara, Złoty Lew na festiwalu w Wenecji, a do tego 80 innych trofeów – najwyraźniej udało mu się stworzyć produkt doskonały.
Masowo oglądana antydyskryminacyjna baśń, „cudowna i pożyteczna” – by zacytować znanego psychoanalityka, to najlepsze, co może się przydarzyć dzisiejszemu kinu, podzielonemu na konserwatywno-komercyjny mainstream i politycznie poprawne nisze. Del Toro egzorcyzmuje nasze lęki związane z obcością, sięgając po to, co najbardziej swojskie: po klisze, cytaty, pradawne mity. Bywa tendencyjny i nieznośnie dosłowny, potrafi jednak zaspokajać najbardziej pierwotne potrzeby widza, jednocześnie oferując coś więcej niż tylko chwilowe wzruszenie, dreszczyk emocji czy estetyczny zachwyt.©
KSZTAŁT WODY (The Shape of Water) – reż. Guillermo del Toro. Prod. USA 2017. Dystryb. Imperial – Cinepix. W kinach od 16 lutego.