Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czwartek 20 sierpnia 2020. Do rozpoczęcia „Zapraszamy do Trójki” pozostało 60 minut, aż tu nagle audycja została z anteny zdjęta. Zdjąć z anteny – cóż za efektowne wyrażenie, które nam do cna spowszednieje. Cała Trójka została zdjęta z anteny, przechodzi na śmietnik historii, historii pisanej przez Polską Zjednoczoną Prawicę. Duda wygrał? Wygrał.
Czy trzy miesiące temu można było się łudzić, że Polska Zjednoczona Prawica jednak nie zdemoluje Programu Trzeciego polskiego – bądź co bądź – radia? Kto się łudził, ten się łudził, redaktor Strzyczkowski był za, a nawet przeciw, podjął decyzję o grze z szulerami, płacząc nad „nieskasowanym esemesem”. W czwartek 20 sierpnia 2020 roku przyszedł do funkcjonariuszy państwa PiS z programem naprawczym, a wyszedł z dymisją.
Dlaczego? Gdyż mamy mandat suwerena, robimy wszystko, co chcemy, za nic nie ponosząc odpowiedzialności. Bóg i historia ewentualnie nas osądzą do spółki. Bóg i historia... Wszystko pod kontrolą, zero obaw. Po pierwsze: ostatecznie, trochę to potrwa. Po drugie: boscy hierarchowie mają w Polsce generalskie emerytury, a historyków w naszych szeregach nie brakuje, napiszą, co trzeba, po linii i na bazie, się wydrukuje za państwowe pieniądze i się wstawi do placówek Poczty Polskiej.
Zdjęty z anteny program „Zapraszamy do Trójki” prowadzić miał redaktor Ernest Zozuń, no ale nie poprowadził, bo go nie było, w sensie: programu, redaktor jak najbardziej był, a program mógł być, ale jednak bardziej była decyzja polityczna, żeby go zdjąć, znaczy: program, bo redaktora Zozunia nie, jeszcze nie teraz, później się zobaczy, kto wie, może jednak tak, jak zajdzie taka potrzeba.
A zatem redaktor miał słynny codzienny program poprowadzić, ale został wezwany do zwierzchników z ramienia Polskiej Zjednoczonej Prawicy, którzy mu oznajmili, że tego programu, co to za 60 minut miał być, nie będzie. W związku z tym redaktor Zozuń zadał szefom proste, choć rozpaczliwe pytanie: „To co będzie?”. Odpowiedź brzmiała propaństwowym echem długiego trwania: „Coś tam będzie”.
To może potrwać. ©