Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Powodowany nieodpartym impulsem zwróciłem się ku cesarzowi Napoleonowi I, którego za życia, a też i potem nazywano “podżegaczem wojennym", “rzeźnikiem" oraz “bestią piekielną". Otóż, gdy w 1807 roku armia Napoleona stanęła pod Getyngą, cesarz - mimo nalegań generałów - zabronił użycia artylerii, w mieście bowiem żył i wykładał (wedle słów Napoleona) “największy matematyk wszechczasów" Carl Friedrich Gauss. Niektórzy twierdzą, że zanim został cesarzem, generał Bonaparte przeczytał i zrozumiał “Disquisitiones arithmeticae" niemieckiego uczonego, następnie zaś popadł w bezinteresowny zachwyt. Ja w to głęboko wierzę, ponieważ dawno temu postanowiłem - idąc śladami kilkunastoletniego Gaussa - skonstruować regularny siedemnastokąt za pomocą linijki i cyrkla; poniosłem klęskę, która wzmaga mój podziw zarówno dla profesora z Getyngi, jak i koronowanego czytelnika jego dzieł. Z wyliczeń dotyczących kontrybucji nałożonej przez Napoleona na królestwo Hanoweru wynikało, że Gauss musi zapłacić dwa tysiące franków, a więc 7626,67 dolarów amerykańskich (wedle dzisiejszego kursu). Co prawda wtedy produkty i usługi były tańsze niż dziś, ale pensja profesora uniwersytetu niska i Gauss popadł w przygnębienie. Na wieść o tym Napoleon wyraził zgodę, by zobowiązania Gaussa zostały zapłacone przez matematyka Pierre’a de Laplace’a. Tu warto przypomnieć, że markiz de Laplace wielce kochał Cesarza, ten zaś - w podziwie dla jego osiągnięć naukowych - mianował go ministrem spraw wewnętrznych, ale po paru tygodniach wyrzucił (litościwie) na zbity łeb do Senatu, bo wielki matematyk i astronom okazał się “urzędnikiem miernym, chorobliwie drobiazgowym".
Pragnę być dobrze zrozumiany. To, co napisałem, nie ma żadnego aluzyjnego związku ze stosunkiem władz Rzeczypospolitej do środowisk naukowych. Po prostu: od wczesnego poranka, z przyczyn całkowicie ode mnie niezależnych, patrzę na świat z uśmiechem tkliwym i rzewnym, impuls zaś nieodparty kazał mi napisać coś miłego o kimś, kto wcale nie był miły. Przyczyną mego dziwactwa jest fakt, że świeci słońce, obfity zaś śnieg z ubiegłej nocy litościwie zakrył stosy śmieci zalegających miasto, w którym mieszkam. Warszawa da się lubić! Vive l’Impereur! Padaj, śniegu, padaj!