Co skrywa maska

Na ulicach polskich miast coraz więcej ludzi w antysmogowych maseczkach. Czy każda zapewnia sensowną ochronę?

19.02.2018

Czyta się kilka minut

Protest przeciwko zaniedbaniom rządzących w sprawie smogu, Kraków, 25 lutego 2017 r. / JAKUB PORZYCKI / FORUM
Protest przeciwko zaniedbaniom rządzących w sprawie smogu, Kraków, 25 lutego 2017 r. / JAKUB PORZYCKI / FORUM

Jeszcze dwa lata temu ich widok zaskakiwał, dziś ćwiczyć w nich mają nawet krakowscy piłkarze. Niestety, choć o zanieczyszczeniach powietrza jest głośno kolejny rok, a świadomość problemu dociera nawet do polityków, to rzetelnych informacji o maskach jak na lekarstwo.

Bez pyłu, ale z bakteriami

Przed pyłami zawieszonymi – najbardziej niebezpieczną składową smogu – skutecznie chronią półmaski przeciwpyłowe zgodne z europejską normą EN 149 (półmaski, bo zakrywają tylko część twarzy – nos, usta i brodę). Doskonale radzą sobie z filtrowaniem cząstek o średnicy 10 mikro­metrów, jak i tysiąc razy mniejszych. Używa się ich przede wszystkim w przemyśle (lakiernie, szlifiernie etc.), stąd dostępne są w marketach budowlanych czy sklepach bhp, ale odkąd smog stał się sprawą publiczną, widać je także w innych punktach handlowych. Kosztują kilkanaście złotych, czasem mniej, za trzydzieści kupimy model z wyższej półki. Na ogół są to produkty jednorazowe, zaprojektowane do użycia maksymalnie przez jedną zmianę roboczą (8 godzin), ale przed smogiem będą chronić znacznie dłużej, nawet miesiącami.

Stężenia pyłów w smogu, nawet te w Polsce, są i tak znacznie niższe od spotykanych w przemyśle. Co więcej, zapchana pyłem maseczka wciąż skutecznie chroni. Jest inny powód ograniczający czas ich użycia – zagrożenie biologiczne. Niestety, używane maski bardzo szybko stają się rozsadnikiem bakterii.

– Ciepło i wilgoć w wydychanym powietrzu plus np. złuszczony naskórek tworzą im w materiale filtracyjnym wymarzone warunki życia. Dlatego właśnie warto zmieniać maski jak najczęściej. Na trochę dłużej starczą maseczki wielokrotnego użytku, ale te również powinny być wymienianie już po kilku dniach. W przeciwnym razie chronimy się przed pyłem, ale narażamy na wdychanie bakterii – mówi dr inż. Agnieszka Brochocka, kierownik Pracowni Sprzętu Ochrony Układu Oddechowego Centralnego Instytutu Ochrony Pracy.

Parametry tych masek regulują unijne przepisy oraz normy, a ich spełniania pilnują niezależne tzw. jednostki notyfikowane. Jak rozpoznać prawdziwą półmaskę przeciwpyłową – środek ochrony indywidualnej? Musi się na niej znajdować znak CE z czterocyfrowym numerem jednostki notyfikowanej, symbol normy – EN 149 oraz data publikacji normy: 2001+A:2009. Ponadto klasa ochrony: od najniższej FFP1 do najwyższej FFP3. Półmaski jednorazowe są oznaczane literą NR, wielokrotnego użytku – R. Może, ale nie musi, widnieć na nich litera D. Możliwe oznakowanie maski wygląda więc następująco: CE xxxx EN 149 2001+A1:2009 FFP1 NR D.

Półmaski tej samej klasy nie są sobie równe, jedne mogą być wygodniejsze od innych, niemniej każda oferuje ochronę na minimalnym, wymaganym przez normę poziomie.

Smog to nie tylko pyły zawieszone, ale też szkodliwe związki lotne, np. tlenki azotu w spalinach samochodów. Czy można się przed nimi skutecznie chronić? Dr Brochocka: – W praktyce bardzo trudno. Wymagałoby to noszenia znacznie bardziej złożonego sprzętu, np. półmasek wyposażonych w specjalistyczne, wymienne elementy oczyszczające, jak pochłaniacze. Włókniny węglowe dodawane przez producentów do niektórych półmasek przeciwpyłowych mają bardzo małą pojemność sorpcyjną. Według naszych badań działają bardzo krótko, przez minuty, a nawet sekundy. O tym, aby taka maska chroniła przez cały dzień, np. rowerzystę w mieście, możemy zapomnieć.

Smog przecieka bokiem

Na rynku istnieje ogromny wybór masek, w których wymienne filtry okryte są syntetycznym materiałem, najczęściej neoprenem. Zapinane na rzep z tyłu głowy, dostępne w wielu kolorach. Dotychczas miały świetny PR. Można je było zobaczyć na twarzach reporterów telewizyjnych, a w renomowanych tytułach prasowych przeczytać, że są jedyną skuteczną ochroną przed smogiem. Jedna z nich trafiła nawet na okładkę magazynu „Vogue”. Internetowe serwisy wszelkiej maści publikują recenzje, szafiarki zachwalają wygląd. Nie dziwi więc, że termin „maska antysmogowa” klienci często kojarzą właśnie z nimi. Czy słusznie?

Maski neoprenowe nie są zgodne z unijną dyrektywą o środkach ochrony indywidualnej. Producenci certyfikowanego sprzętu nie muszą przekonywać, że ich produkt działa, wystarczy oznaczenie EN149:2001. Skoro maski neoprenowe takiego znaku nie mają, ich wytwórcy muszą inaczej przekonać, że ich maska warta jest swojej ceny. Przefiltrujmy ich opowieści, aby oddzielić pozory od prawdy.

Filtry stosowane w maskach neoprenowych mają, jak często zapewniają producenci, wysoką skuteczność, zatrzymując ponad 99 proc. cząstek. Skoro filtr użyty w masce jest tak skuteczny, to użytkownik oddycha powietrzem oczyszczonym z 99 proc. zanieczyszczeń? Nie. Skuteczność filtra to jedno, a maski – to zupełnie co innego. Doskonały filtr noszony w kieszeni spodni wciąż będzie doskonałym filtrem, tylko co z tego? To nie on chroni użytkownika, ale maska jako całość. Jeśli jest nieszczelna, to nawet najlepszy filtr niewiele pomoże. Kluczowym parametrem oceny skuteczności masek jest coś, co europejska norma EN 149 określa jako tzw. całkowity przeciek wewnętrzny, na który składają się zanieczyszczenia przepuszczane przez filtr, zawory wydechowe i uszczelnienie do twarzy. Dopiero to daje prawdziwy obraz skuteczności produktu. Dla certyfikowanych półmasek można przywołać wymierne dane, np. klasa ochrony FFP3 oznacza całkowity przeciek wewnętrzny o wartości do 5 proc. zanieczyszczeń. O całkowitym przecieku masek neoprenowych na ogół nie wiadomo nic.

„Według naszych badań” – to często wykorzystywane przez producentów sformułowanie. Według laboratoryjnych badań producentów ich filtr ma zatrzymywać niemal wszystkie pyły albo pochłaniać długą listę toksycznych związków chemicznych. Badania może i przeprowadzono, ale ich wyników nie opublikowano, więc nie sposób ocenić ich rzetelności. Albo opublikowano, ale są niedokładne – niezależne laboratorium testowało jakiś filtr firmy X, ale nie wiadomo, który konkretnie z gamy oferowanej przez producenta.

Gdy producent pisze: „wyprodukowano według kryteriów normy EN 149”, to wcale nie znaczy spełniania normy. Sitko kuchenne też spełnia kryteria normy EN 149 (stawia mały opór powietrza). Kluczem jest słowo „wszystkie”. Spełnianie normy oznacza spełnienie wszystkich jej kryteriów, a nie tylko wybranych.

Producenci sprzętu neoprenowego sięgają też po autorytet profesjonalistów. Przynajmniej dwóch wytwórców masek podkreśla wykorzystanie technologii opracowanej na zlecenie wojska w ponurych czasach zimnej wojny. Brzmi elitarnie, tyle że ta technologia dziś jest w powszechnym użyciu.

Czasami można się natknąć na maski neoprenowe oznaczone: CE xxxx EN 149 FFP1 (S) D, a więc bardzo podobnie do certyfikowanych środków ochrony indywidualnej. Symbole użyte przez producenta potwierdzają spełnianie mniej restrykcyjnej normy z lat 90., od dawna nieobowiązującej. Choć można mieć zastrzeżenia do takiego oznakowania produktu, jest to już jednak wymierna informacja o skuteczności maski.

Zamiast szalika

Czy maski neoprenowe w ogóle chronią? W pewnym stopniu tak, podobnie jak szalik. Pytanie: w jakim stopniu? O ogromnej części produktów nie wiadomo prawie nic. Brakuje rzetelnych badań pozwalających ocenić skuteczność maski jako całości. Więcej wiadomo o tych, bardzo nielicznych, maskach, które zostały uznane za zgodne z normą unijną z lat 90. Oferują potwierdzoną ochronę przed pyłem zawieszonym, kosztują jednak ponad 200 zł. Półmaskę przeciwpyłową tej samej albo wyższej klasy ochrony można kupić już za 10 zł, dodatkowo będzie nas chronić przed kroplami cieczy, które również, w postaci mgieł, występują w smogu. Sprzedawcy masek neoprenowych zwracają uwagę, że łatwiej w nich biegać czy jeździć na rowerze, bowiem stawiają mniejsze opory powietrza od półmasek certyfikowanych. Rzeczywiście, uprawianie sportu w półmaskach bywa utrapieniem, są jednak modele o obniżonych oporach powietrza, znacznie tańsze od neoprenowych.

Kolejnym atutem masek neoprenowych ma być żywotność ich filtrów, których według producentów można używać nawet miesiąc. Jednak – znów – nie wiadomo, jak ją szacowano. Według specjalistów noszenie na twarzy kompresu, który żyje własnym życiem, to stąpanie po kruchym lodzie. Konsekwencją mogą być przewlekłe choroby układu oddechowego.

Niewątpliwą zaletą masek neoprenowych jest ich wzornictwo, dalekie od standardów producentów sprzętu bhp. Nie każdy jest skłonny założyć białą maseczkę rodem z placu budowy.

Jak powstają legendy

Problem zanieczyszczonego powietrza to jedno, masek mających przed nim chronić to drugie, ale razem pokazały jeszcze jedno zagrożenie. W ciągu ostatnich lat można było w mediach wyczytać np., że certyfikowana półmaska przeciwpyłowa nie chroni przed drobnym pyłem (choć do tego została zaprojektowana i wyprodukowana), dobre maski spełniają amerykańską normę N99 (chociaż amerykańska instytucja wydająca certyfikaty nie widziała ich na oczy), a najlepiej poszukać produktu z filtrem HEPA (których nie produkuje się od ćwierćwiecza).

Niedawno Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zlecił CIOP kontrolę kilku masek, w tym jednej neoprenowej. Wykazała ona niezgodność produktów z normą EN 149 oraz unijną dyrektywą o środkach ochrony indywidualnej (czyli o produktach mających chronić użytkownika przed zagrożeniem). Wedle UOKiK oznacza to, że są sprzedawane nielegalnie. Dla producentów i importerów to dramatyczna wiadomość. Producent zakwestionowanej maski neoprenowej odwołuje się od decyzji, inni zapowiadają rozmowy.

W kwietniu urząd dostanie realną broń do porządkowania rynku antysmogowego – wejdą w życie przepisy, które pozwolą nakładać kary finansowe na osoby wprowadzające do obrotu nielegalne produkty. Nieoficjalnie pracownicy UOKiK dziwią się firmom handlującym maskami neoprenowymi, że inwestują pieniądze w sprzęt, który nie spełnia regulacji, zamiast zlecić zaprojektowanie produktu zgodnego nie tylko z trendami, ale i normami. Rozmowy trwają. Czas pokaże, czy przeważy interes producentów, czy bezpieczeństwo konsumentów.©


SMOG, którym oddychamy zimową porą, składa się z wielu niebezpiecznych związków, ale najgorsze są tzw. pyły zawieszone, a więc mikroskopijne cząstki stałe pochodzące np. z domowych pieców czy rur wydechowych silników Diesla. Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska monitorują stężenia pyłów o średnicy cząstek 10 mikrometrów i mniejszych (PM10) oraz o średnicy 2,5 mikrometra i mniejszych (PM2,5). Każde stężenie pyłów występujących w smogu jest zagrożeniem, nie istnieje bezpieczna dawka. W Polsce stężenia osiągają drastyczne wartości, na tle Europy – rekordowe. Gdyby arbitralnie ustalony przez rząd poziom alarmowy (300 mikrogramów na metr sześcienny) odpowiadał wartościom europejskim (np. we Francji 80 mikrogramów), alarmy ogłaszano by nie kilka, ale kilkadziesiąt razy w roku. Niektóre trwałyby tygodniami.

Czytaj niezbędnik smogowy „Tygodnika” >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2018