Ciężar słowa

Chociaż reżim wykorzystał propagandowo papieską pielgrzymkę, przyniosła ona przełom w stosunkach państwo-Kościół.

02.03.2010

Czyta się kilka minut

Pielgrzymka Jana Pawła II na Kubę (21-25 stycznia 1998 r.) była jedną z najszerzej komentowanych podróży Papieża. W niecałą dekadę po upadku bloku sowieckiego castryzm miał się trząść w posadach: Fidel trzymał jeszcze władzę, ale nie panował już nad duszami i sercami Kubańczyków. Podróż Papieża pochodzącego z byłego kraju socjalistycznego miała oznaczać początek końca socjalizmu na Karaibach: nawet jeśli reżim nie padłby od siły słów, to ziarno zmian z pewnością dałoby owoc.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Ks. Robert Nęcek komentuje z Hawany wizytę kard. Dziwisza na Kubie: Kardynał liczy na to, że Kubańczykom na nowo przypomni się wizyta Jana Pawła II na Kubie sprzed 12 lat i przestaną się lękać. Bo lęk paraliżuje... >>

Przywoływano pielgrzymkę do Polski z 1979 r., która tchnęła siłę w polską opozycję, oraz podróż do rządzonych przez dyktatury wojskowe Brazylii, Chile i Filipin, gdzie Papież potępił łamanie praw człowieka; pamiętano także pielgrzymkę do Nikaragui w 1983 r., gdzie nie tylko zrugał trzech księży-ministrów, ale chłodno odniósł się do całego sandinistowskiego rządu.

Rysowano najrozmaitsze możliwe scenariusze - od implozji systemu po kontrolowane oddanie władzy. Spekulowano, że Castro rozpocznie dialog z opozycją, zwoła referendum, tak jak dekadę wcześniej uczynił Pinochet w Chile, i odda władzę.

Kilka miesięcy temu b. organizator papieskich pielgrzymek kard. Roberto Tucci, ujawnił, że Pinochet w trakcie wizyty Papieża w Chile 1987 r., podstępem zaaranżował wspólne pojawienie się na balkonie. Rządzący zawsze starają się podobne okazje wykorzystać do celów politycznych i Jan Paweł II zdawał sobie z tego sprawę. Nie było wyrazem naiwności wspólne pokazywanie się z Castro - Papież miał własne cele związane z wizytą na Kubie.

Fidel kroczy po wodzie

Dla przeciwników reżimu pielgrzymka była oznaką słabości; dla reżimu odwrotnie: Castro latami o nią zabiegał, a potem nawoływał do uczestnictwa w papieskich Mszach. W trakcie wizyty, znany z wielogodzinnych tyrad, mówił tylko dwa razy - i krótko. Papież miał 10 wystąpień, w których podkreślił trudności, w jakich przyszło działać kubańskiemu Kościołowi, wystąpił w obronie dysydentów, ale z rządem obszedł się łagodnie.

Każdy zobaczył w tej wizycie to, co chciał, a dobrze ilustruje to dowcip: w czasie przejazdu przez Malecón (hawańska promenada nad oceanem), wiatr zerwał papieską mitrę, która wylądowała w wodzie. Castro zatrzymał kolumnę, wskoczył do morza i brodząc pośród fal, przyniósł ją z powrotem. Nazajutrz "Granma", oficjalny organ partii komunistycznej, na pierwszej stronie dał tytuł: "Fidel jest Bogiem: kroczy po wodzie"; "L’Osservatore Romano": "Papież dokonał cudu na Kubie"; a "Miami Herald", konserwatywny dziennik bliski anty-castrowskiej emigracji: "Fidel niedołężnieje: nie może już pływać".

Zadowoleni byli niemal wszyscy: rząd, opozycjoniści, Watykan i świat. Reżim wykorzystał pielgrzymkę do odwrócenia uwagi od tragicznej sytuacji gospodarczej po upadku ZSRR, uzyskał od Papieża potępienie amerykańskiego embarga i poprawił wizerunek w świecie. Opozycja łyknęła świeżego powietrza, Watykan miał okazję wystąpić w obronie Kościoła i opozycji, a świat zobaczył taką Kubę, jaką chciałby oglądać na co dzień. Tylko twardogłowi w Miami widzieli w tym legitymizację reżimu, ale zaraz dodawali, że teraz już Castro na pewno upadnie.

Lecz w następnych latach Castro ani nie upadł, ani nie umarł i nadal szedł swoim kursem. Ze światem rozmawiał chętnie, z wewnętrzną opozycją - nie. W 2003 r. na dobre przymknął uchylony na chwilę lufcik, dokręcając śrubę dysydentom i wsadzając ich do więzień. Dwa lata później zdążył jeszcze wziąć udział w Mszy żałobnej w intencji Jana Pawła II, a potem pięć godzin tłumaczył w telewizji, że Papież podczas pielgrzymki nie chciał obalać kubańskiego socjalizmu i jeżeli ten kiedyś upadnie, to tylko z winy samych Kubańczyków. W końcu zmorzony chorobą musiał w 2008 r. oddać władzę, lecz zrobił to na własnych warunkach, przekazując ją bratu, Raúlowi.

Dwie śruby

Przed Rewolucją w 1959 r. Kościół na wyspie nie stanowił wielkiej siły politycznej, a po jej triumfie represje związane z wprowadzeniem polityki ateizmu były w dużej mierze odzwierciedleniem zimnowojennych podziałów.

Mimo że w latach 60. i 70. księża trafiali do więzień i obozów "reedukacyjnych" (jak kard. Jaime Ortega), na wyspie nie rozstrzelano z przyczyn politycznych czy wiary żadnego z nich. Natomiast prawicowe dyktatury w Argentynie, Chile, Salwadorze czy Gwatemali mające na ustach Boga, zamordowały setki duszpasterzy i masakrowały całe wspólnoty.

Co ciekawe, krytyka wobec Castro za postawę wobec Kościoła nie pochodziła tylko z Watykanu, ale i z "lewej strony", ze środowisk teologii wyzwolenia, której przedstawiciele patrzyli z uznaniem na "zdobycze rewolucji" w sferze edukacji czy służby zdrowia (podobnie jak kubański Kościół), ale nie rozumieli, dlaczego muszą one iść w parze z duszeniem wolności wyznania i słowa.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Ks. Robert Nęcek komentuje z Hawany wizytę kard. Dziwisza na Kubie: Kardynał liczy na to, że Kubańczykom na nowo przypomni się wizyta Jana Pawła II na Kubie sprzed 12 lat i przestaną się lękać. Bo lęk paraliżuje... >>

Chociaż reżim wykorzystał papieską wizytę z 1998 r. przede wszystkim na zewnątrz, miała ona także efekty wewnętrzne, będąc przełomem w stosunkach państwo-Kościół: reżim zezwolił na pracę księży z zagranicy, na duszpasterstwo w więzieniach i szpitalach, umożliwił dostęp biskupów do mediów przy specjalnych okazjach, diecezje zaczęły wydawać swoje publikacje. Choć pozostaje jeszcze wiele kwestii do rozwiązania (szkolnictwo, zwrot zajętego przez państwo mienia czy udział świeckich w życiu publicznym), wizyta Jana Pawła II tchnęła nowe życie w kubański Kościół.

W 2008 r., w 10. rocznicę papieskiej pielgrzymki, przypomniał o tym kard. Ortega przy okazji wizyty papieskiego sekretarza stanu Tarcisio Bertone. Widziano w niej kolejny impuls do zmian: tym razem nie tylko opozycja starała się wykorzystać tę okazję do nacisku na rząd, ale także Kościół zajął stanowisko - czego zazwyczaj unikał. W serii tekstów w "Palabra Nueva" (periodyku diecezji hawańskiej), ale także w "Granma", która udostępniła łamy biskupom, wyrazili oni nadzieję, że nowy rząd przeprowadzi niezbędne, rozłożone w czasie reformy, wprowadzając wolność słowa.

Podobne wezwania popłynęły niecały miesiąc temu. Raúl jednak, zamiast odkręcać śrubę dysydentom i Kubańczykom w ogóle, zajął się przykręcaniem innej, zaczynając od czystek w rządzie. Mimo rozbudzonych nadziei przez ostatnie dwa lata niewiele się zmieniło.

Mur od biedy

Czy jednak Kuba bez Rewolucji i braci Castro byłaby krajem bardziej wolnym, a Kubańczykom żyłoby się lepiej? Warto spojrzeć na sąsiadów z basenu Morza Karaibskiego: tych bliższych - jak Haiti, Dominikany czy Jamajka, i dalszych - jak Gwatemala czy Honduras.

Pod wieloma względami ich mieszkańcy cieszą się swobodami niedostępnymi na Kubie, np. łatwo można założyć gazetę, partię lub organizację społeczno-polityczną, ale z tych samych powodów równie łatwo można zginąć z rąk "nieznanych sprawców".

Gdy Papież odwiedził w 1983 r. Haiti rządzone od lat 50. przez dynastię Duvalierów, wezwał do zmian, ale nie mógł ująć się za więźniami politycznymi - w tym kraju przeciwników nie więziono, ale od razu mordowano. Jean Claude "Baby Doc" Duvalier, rządzący po śmierci ojca od 1971 do 1986 r., wraz ze swym poprzednikiem zgładził łącznie ok. 50 tys. Haitańczyków. Duvalier nie musiał stosować żadnych forteli jak Pinochet, żeby sfotografować się z Janem Pawłem II. Poza tym w kazamatach od Meksyku po Chile także nie brak więźniów politycznych: od członków antyrządowych organizacji po chłopów i Indian walczących o swoje ziemie. Na Kubie ludzie często nie dojadają, ale nie głodują jak na Haiti, i nie ma tam tak chronicznie niedożywionych dzieci jak w Gwatemali.

Mimo że Dominikana jest krajem kilkukrotnie zamożniejszym od Haiti, jej służba zdrowia nie tylko jest nieporównywalna z kubańską, ale i niedostępna dla wielu ubogich. Podczas wizyty Jana Pawła II na Dominikanie organizatorzy musieli zbudować mur, aby zasłonić przed oczami gościa wylewającą się zewsząd biedę.

Ten sam opresyjny rząd, który dusi wśród Kubańczyków wolność słowa, chroni ich jednocześnie przed skutkami naturalnych katastrof, które nawiedzają basen Morza Karaibskiego, ale na Kubie prawie zawsze zbierają mniejsze żniwo. Gospodarka kuleje, ale nie lepiej jest u sąsiadów, a powody zapaści są wszędzie podobne: spadek wpływów z turystyki, eksportu surowców czy też szkody wywołane przez huragany (oraz dodatkowo - embargo).

Porównania te niczego bezpośrednio nie tłumaczą, ale pozwalają po części zrozumieć, dlaczego kubański socjalizm nie upadł jeszcze pod ciężarem najszczerszego nawet słowa ani wskutek największych własnych win i niedoskonałości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2010