Cień wielkiej góry

Góra to miejsce spotkania nieba i ziemi; czarna góra to miejsce o zwielokrotnionej sile działania zjawisk nadprzyrodzonych.

21.09.2003

Czyta się kilka minut

Wystawa Krystiany Robb-Narbutt w warszawskiej Zachęcie nosi tytuł “Nostalgia jest gdzie indziej". Pomyślałem od razu o mojej ulubionej powieści Milana Kundery “Życie jest gdzie indziej", której tytuł zaczerpnięty został z wiersza Rimbauda. Pojawił się dodatkowy i dość zaskakujący kontekst dla prac, które znam od tylu lat. Po obejrzeniu wystawy mam jednak wrażenie, że duet Rimbaud-Kundera artystka potraktowała całkowicie instrumentalnie, jako dostarczyciela pięknego związku frazeologicznego lub, mówiąc inaczej, skrzydlatego zdania.

Krystiana Robb-Narbutt, z wykształcenia malarka, z usposobienia i upodobania jest poetką. Jednak chyba bardziej niż poetką jest autorką aury. Owa aura wypełnia jej warszawskie mieszkanie i letni dom pod Kazimierzem. Chałupa w Skowieszynku, którą znam tylko z fotografii, zdaje się zatrzymywać ducha tych wszystkich, którzy ją odwiedzili. Ogród nieplewiony, dom nie odnawiany, zapełniany przez kolejne znaleziska i nabytki, staje się jednorodną całością, miejscem, w którym rozpędzony czas może przystanąć na chwilę i odpocząć, a może i nawet zapomnieć, dokąd tak mu spieszno. To dzieło osobne i zamknięte, rodzaj kapsuły czasu.

Czas zatrzymują w sobie również obrazy, czy może lepiej - obrazki. Podstawową jednostką artystycznej miary jest dla Krystiany Robb-Narbutt kropka, mały, zwarty punkcik czystej farby nanoszony mozolnie i precyzyjnie na powierzchnię papieru. Wszystko dzieje się w czasie, ale na takim zakropkowanym obrazie ów czas spędzony nad konkretną kompozycją staje się jakby bardziej wymierny, zaczarowany na jedno krótkie dotknięcie pędzla.

Warszawska wystawa to największa z dotychczasowych prezentacji dokonań Krystiany Robb-Narbutt. Łatwo wymienić najczęściej powracające motywy: czarna góra, góry, wzgórki, pagórki, labirynty, wiry, mastaby, wcześniej gniazda. Tytuły albo zwyczajnie opisują treść przedstawioną, albo przeciwnie, poetycko poszerzają pole skojarzeń. Jedno tu nie podlega wątpliwości: autorce nie zależy na powiększaniu zestawu motywów, którymi się zajmuje czy raczej, które ją zajmują. Po skończeniu kolejnej czarnej góry i po chwili oddechu znów do niej powraca; przecież samotnej górze byłoby smutno, gdyby o niej Krystiana zapomniała. Wiadomo, że góra jest odwieczna, ale co z tego, ona też może się poczuć opuszczona.

Ujawnijmy w końcu bardzo ważny nowy fakt dotyczący związków Krystiany Robb-Narbutt z czarną górą - góra dała się zaprosić na wystawę w Zachęcie i wypełniła sobą środek największej z sal. Pokryta ziemią, czarna i chropowata, zepchnęła niewielkie obrazki na ściany. Wreszcie pokazała wszystkim, jak trudno się bez niej obejść.

Ten znakomity pomysł aranżacyjny stanowi wspólne dzieło malarki i autora koncepcji plastycznej wystawy, Jarosława Kozakiewicza. Trudno o lepsze wypełnienie przestrzeni jednej z sal Zachęty, a równocześnie o lepsze wzmocnienie ideowe i metaforyczne dzieł malarki. Góra - miejsce spotkania nieba i ziemi, jest zarazem miejscem wielu innych spotkań i miejscem przemiany. Pusta wewnątrz, była piecem alchemicznym, a dla mistyków - symbolem doskonalenia się. Na Górze Synaj Mojżesz otrzymał kamienne tablice, w Starym, ale i w Nowym Testamencie góra stawała się idealnym miejscem dla spotkań z Bogiem albo dla innych, równie ważnych wydarzeń. Jest jeszcze góra jako środek świata, jego punkt najważniejszy. Czarna Góra w Zachęcie ma ścięty czubek, wydaje się wygasłym wulkanem, kurhanem, kaabą, czyli czarnym kamieniem spadłym z nieba. Skojarzenia można mnożyć, im jest ich więcej, tym lepiej.

To nie jest wystawa retrospektywna. O tym, jak w latach 70. wyglądały prace Krystiany Robb-Narbutt, dają pojęcie trzy rysunki z cyklu “Gniazda". Linie są gęste, pogmatwane, znać horror vacui i dość łatwo rozpoznawalną stylistykę. Dzieła te przynależą do swojego czasu. Jednak już wkrótce pojawiają się rysunki powstałe z rozwibrowanych kropek.

Niejednorodna powierzchnia i faktura prac artystki jest ich wielką siłą. Nie chciałbym pisać o pointylizmie, choć w obu przypadkach chodzi właśnie o punkt jako o artystyczno-ontologiczną podstawę twórczości. U francuskich pointylistów znaczenie największe miały jednak mocne barwy, kolory czyste i silne, które dopiero z oddalenia tworzyły miękkie i delikatne przejścia. U Krystiany Robb-Narbutt nie ma kolorów gwałtownych, nie ma żadnej czystej barwy. Wszystkie są zmieszane, ściszone, zdają się wyblakłe już w dniu narodzin, bo zgodnie z fatalistycznym przeświadczeniem artystki mają małe szanse na życie wieczne.

Rysunki Krystiany Robb-Narbutt są na ogół niewielkich rozmiarów, od kilku do kilkudziesięciu centymetrów. Tryptyk “Powstawanie góry" (2002) tworzą tekturki 13 x 17 centymetrów. Zgodnie z nieco paradoksalnym przeświadczeniem, że “mały rysunek na dużej ścianie skupia wzrok oglądającego", autorka nie bała się monumentalnej przestrzeni sal Zachęty. Jednocześnie poprzez wprowadzenie czarnej góry ta przestrzeń została podzielona, zmniejszona, a w konsekwencji opanowana i podbita. Rozwieszone w grupach, dzieła wzajemnie się wspierają, dodają sobie sił w pojedynku z wystawową salą, która zupełnie im nie sprzyja.

Drugą z sal wypełniają obrazki z jednej serii powstałej w ostatnim okresie, a noszącej tytuł “Nostalgia". Wszystkie mają rozmiar 17 x 12 centymetrów, są oprawione w jednakowe, skromne, pomalowane na biało ramki i są czymś nowym w dotychczasowym dorobku artystki. Trochę kolaże, trochę cytaty z rzeczywistości, a czasem zwyczajnie zamknięty w ramki wiersz, powstawały najpewniej z myślą o tej wystawie. Pastelowe, różowe, niebieskie, beżowe, malowane może na starej tapecie ze Skowieszynka? - jednak nie, przecież nie wolno jej tknąć, więc raczej na jakichś ozdobnych papierach do pakowania czy innej makulaturze, której walory nieomylnie Krystiana odkryła. Wszystkie zostały zawieszone na solidnej malarskiej podstawie stworzonej przez niebieską lamperię obiegającą dookoła ściany sali. Ten dość prosty zabieg jest w swej umowności wręcz ekstrawagancki. Niebieska lamperia, jak ze szpitala czy starej łazienki, bardzo udatnie wsparła poetyckie niezdecydowanie nowych obrazków Krystiany Robb-Narbutt.

Ostatnia sala, naprawdę niewielka, nie większa od sporego pokoju, to znowu niezwykły kącik w niepodrabialnym stylu artystki. Jest tu ciemno, z ciemności dobiegają słowa wierszy Krystiany-poetki, a na jednej ze ścian w smudze światła pomalowane, kolorowe pudełka od zapałek, w których coś zostało zamknięte, złapane. Banalność i prozaiczność tych zdobyczy rozbawia i wzrusza: to kamyki, muszelki, trawa, kostki cukru. Opowiadają o najprostszych olśnieniach i skojarzeniach. Te dowody na istnienie poezji w najzwyklejszej codzienności są zazwyczaj dedykowane Michałowi, mężowi autorki, człowiekowi najważniejszemu, stają się dowodem na istnienie miłości, miłości zwykłej, codziennej, tej, która trwa z dnia na dzień, a przecież nie takiej częstej.

Krystiana Robb-Narbutt przyznaje: “Mam poczucie wszechobecności śmierci nawet ponad rzeczywistą miarę. Zdarza mi się widzieć martwego ptaka w czymś, co okazuje się tylko liściem (...). Porusza mnie oczywiście i to, co piękne, ale nie opuszcza mnie poczucie nietrwałości". Wiele z tych z pozoru sielankowych obrazków opowiada o śmierci, o przemijaniu, nietrwałości. Wszystkie mają swój silny metafizyczny rodowód. To urzekające, że tak poważnie nastrojone dzieła mają tak dziecinne rozmiary. Wielkie góry niewiele większe od pocztowego znaczka, wielkie dramaty zamknięte w jednym, szybkim maźnięciu pędzelkiem, ziemia jako zielonkawy pagórek, świat jako konstelacja kolorowych kropek. Paradoksalnie sama autorka nie zdaje sobie sprawy, jak wiele oczekuje od odbiorcy, który może łatwo nie dostrzec tego, co w tych niewielkich dziełkach zostało opowiedziane.

Krystiana Robb-Narbutt, “Nostalgia jest gdzie indziej. Rysunki i przedmioty". 30 sierpnia - 12 października 2003. Kurator: Agnieszka Morawińska. Koncepcja i projekt plastyczny wystawy: Jarosław Kozakiewicz. Warszawa, Państwowa Galeria Sztuki Zachęta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2003