Getta dobrobytu

S. Małgorzata Chmielewska: Nie ma wśród nas miejsca dla syryjskich uchodźców, jeśli wartością samą w sobie jest dla nas komfort. Taki świat chcemy stworzyć?

23.05.2015

Czyta się kilka minut

Siostra Małgorzata Chmielewska w domu Wspólnoty Chleb Życia. Zochcin k. Opatowa /  / fot. Piotr Małecki / Napo Images
Siostra Małgorzata Chmielewska w domu Wspólnoty Chleb Życia. Zochcin k. Opatowa / / fot. Piotr Małecki / Napo Images

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Znieczulica?
S. MAŁGORZATA CHMIELEWSKA:
Wolę słowo „obojętność”.

Ona wynika z wychowania?
Raczej braku wychowania. Paradoksalnie, wychowanie w szkole w czasach komunizmu – za którym oczywiście nie tęsknię – było w jakimś sensie wychowaniem do wrażliwości na innych. To obśmiane i kretyńskie prace społeczne, do których byliśmy zmuszani. Gdyby wprowadzić je teraz trochę bardziej sensownie, to może okazałoby się, że wrażliwość młodych ludzi na potrzeby innych byłaby większa.

Jak więc jest dziś?
Wychowujemy do wyścigu szczurów. Od dzieciństwa staramy się, żeby nasze dzieci były lepsze. Masz być lepszy, najlepszy, pierwszy. Nikomu nie przychodzi do głowy, że – owszem – powinniśmy uczyć się być najlepszym, ale jako człowiek! Nie jako zawodnik w walce o dobrobyt.

Jesteśmy społeczeństwem na dorobku. Dbamy o siebie. Chcemy się dorobić. Wziąć kredyt. Kupić mieszkanie na osiedlu strzeżonym. Solidarność międzyludzka jest przereklamowana. Zwłaszcza jeśli Siostra chce opowiadać o dalekiej Syrii. Mamy tu swoje problemy.
Nigdy nie mieszkałam na osiedlu strzeżonym.

Chodzi o bezpieczeństwo.
Sądzę, że bardzo złudne.

Ale chodzi też o podkreślenie swojego wysokiego statusu społecznego.
W pewnym sensie ma pan rację. Na takich osiedlach strzeżonych poczucie bezpieczeństwa musi być złudne, bo jeśli byłabym złodziejką, to zapewniam, że znalazłabym jakiś sposób, żeby dostać się tam i pana okraść. Rzeczywiście więc może chodzić o poczucie komfortu, odgrodzenie się, zapisanie do grupy ludzi, którym się powiodło. Społeczeństwo konsumpcyjne zawsze będzie kastowe. A nikt nie lubi przynależeć do warstwy ludzi, którym się nie powiodło.

Kupuję więc mieszkanie na osiedlu strzeżonym, żeby przynależeć do lepszej kasty i odgrodzić się od tych, którzy są gorsi.
Tak. Lubimy podkreślać, że należymy do warstwy, której się udało, ale – paradoksalnie – potrzebujemy też warstwy tych ludzi, którym się nie udało.

Po co?
Bo inaczej nie miałby pan poczucia, że się panu udało. Jeśli wszystkim się udało, to nie ma porównania. Dobrze jest mieć swojego biedaka. Patrzymy na takiego i mówimy sobie: „dobrze, że taki nie jestem. Udało mi się”.

Nie chcemy patrzeć na biedaków i potrzebujących pomocy. Oni nas brzydzą. Śmierdzą. W Szczecinie powstały ławki, na których nie można się położyć – żeby nie spali na nich bezdomni. Wolimy więc na nich nie patrzeć i zamknąć się na osiedlu strzeżonym.
Jasne, że najchętniej tych wszystkich biedaków zamknęlibyśmy w getcie ubóstwa i enklawie braku powodzenia. Niech nam znikną z oczu. Czasem sobie na nich popatrzymy, żeby się dowartościować i przekonać, że nam się udało. Poza tym oni nas przecież kosztują. Wiadomo, że taniej jest eliminować, niż współżyć. A eliminujemy już w okresie prenatalnym. Ma urodzić się chory człowiek? Po co nam on? Nie dość, że nas brzydzi, to jeszcze trzeba będzie płacić na jego bezsensowne życie. Gdy spojrzy pan na świat, to zobaczy, że były już na przykład próby sterylizacji kobiet z amerykańskich dzielnic nędzy. Społeczeństwa żyjące w konsumpcyjnym świecie chcą takich eliminacji, bo to najprostsze.

Dlatego mamy problem z przyjęciem syryjskich chrześcijan?
Tak jak na osiedlach strzeżonych ludzie się odgradzają od biedoty, tak można potraktować Europę – jako enklawę dobrobytu, która boi się przyjąć uchodźców. Problem, jaki pan stawia, nie dotyczy wcale nowoczesności, tylko wartości. Bo jeśli rzeczywiście dla społeczeństwa konsumpcyjnego wartością samą w sobie będzie komfort – w szerokim znaczeniu – to nie ma tu miejsca dla syryjskich uchodźców. Musimy sobie jednak postawić pytanie: „Jaki świat chcemy stworzyć?”.
Ja się boję, że tworzymy świat, w którym za chwilę sami dostaniemy po łapach.

Dlaczego?
Bo w świecie, gdzie wartością jest komfort, w świecie, w którym najlepszym radzeniem sobie z problemami jest eliminacja, w świecie rozwarstwienia, gett biedoty i enklaw dobrobytu nikt nie da panu gwarancji, że nie ulegnie pan wypadkowi i gdy siądzie pan na wózku, to będzie mógł wieść godne życie. A przecież nikt panu nie zagwarantuje, że za chwilę tu nie będzie wojny.
Proszę sobie wyobrazić, że żyje pan w kraju targanym okrutnym reżimem. Ma pan trójkę dzieci, piękną żonę i jest duże prawdopodobieństwo, że za chwilę ktoś wpadnie do waszego domu, zabije dzieci na pana oczach, a żonę zgwałci. Czego pan chce w takiej sytuacji?

Uciekać.
No i gdzie pan ucieknie, jak państwa mogące dać schronienie od miesięcy zastanawiają się, czy stać je na wydanie paru groszy na pańską rodzinę? Gdzie pan ucieknie, gdy to społeczeństwo zajmuje się sobą? Swoim komfortem. Wartością nie jest dobrobyt – bo on mija. Nie jest nawet bezpieczeństwo i spokój. Wartością jest życie. Jeśli życie stałoby się dla nas najistotniejsze, to nikt nie wpadłby na pomysł, żeby je odbierać innym. Nikt nie toczyłby wojen. Tymczasem sami sobie tworzymy świat, który może się obrócić przeciwko nam.

Tu nie chodzi tylko o źle stanowione prawo. Jest też coś w naszej mentalności. Marcin Żyła pisał na tych łamach, że uchodźcy z Syrii dotarli niedawno do Serbii. Mieszkają w starej cegielni na obrzeżach Suboticy. Tamtejsi policjanci podkładają ogień, żeby pozbyć się uchodźców.
Czytałam. Wielka podłość. Poczucie władzy. Pogarda dla słabszych.

Jak temu zaradzić?
Szerzyć miłość.

Czyli?
Zrobić wszystko, żeby ludzie potrzebujący pomocy – i to jest chrześcijański etos – znaleźli swoje miejsce w świecie. Bo człowiek jest największą wartością, a nie mój egoistyczny komfort. Ale żeby to zrobić, trzeba posunąć się na ławce życia

Dlaczego nie chcemy przyjąć tych Syryjczyków?
Kto my?

Trzeba słać specjalny list do pani premier, żeby coś z tym zrobić.
Pani premier to nie jest cała Polska. Myślę, że wielu ludzi chce ich przyjąć i z tym powinna się pani premier liczyć. A jeśli są opory, to myślę, że z tchórzostwa. Z wyrachowania politycznego. Bo żadne ryzyko radykalizmu nam nie grozi. Przyjąć chcemy chrześcijan. Ludzi bliskich nam kulturowo. Mimo to pojawiają się głosy, żeby nie robić tego z naszych podatków. Że jesteśmy klasą średnią na dorobku itd.

A gdyby to byli muzułmanie?
To też trzeba im pomóc. Nie ma znaczenia, kto potrzebuje pomocy. Oczywiście nie pomożemy wszystkim. Nie zbawimy świata. Trudno nam zapobiec wojnom. Ale możemy zrobić wszystko, żeby ustrzec ofiary tych wojen.

Jest w tym jakaś selekcja. Pomagam, więc muszę podzielić ludzi.
Rzeczywiście problem. Ech... A jaką ma pan inną możliwość? Nie pomagam nikomu, żeby nie dzielić? Nie żyjemy w utopii. Pomagam tym, którym mogę pomóc. Okazuje się właśnie, że możemy pomóc syryjskim chrześcijanom. Więc jeśli oni pukają do naszych drzwi, powinniśmy otworzyć, ugościć i zapewnić bezpieczeństwo, a nie latać i szukać innych biedaków.
Ja nie pomagam tam, gdzie pomaga Szymon Hołownia. Bo wiem, że on to robi dobrze. Nie buduję studni w Sudanie, bo wiem, że zajmie się tym Janka Ochojska. Nie chodzę do hospicjum, ale wiem, że robi to ksiądz Kaczkowski. Czy dokonuję selekcji? Nie. Pomagam swoim bezdomnym. Każdy chrześcijanin powinien znaleźć sposób, w którym będzie mógł się podzielić tym, co ma.

Dlaczego ja mam brać odpowiedzialność za ludzi, którym się nie powiodło?
Nikt panu tego nie każe. Przede wszystkim to naprawdę nie jest pana zasługą, że siedzi przede mną młody, przystojny facet, któremu się w życiu powiodło, ma zdrową główkę, dwie rączki i nóżki. Teraz niech się pan porówna do faceta, który siedzi tu, obok, mieszka ze mną od lat. Nazywa się Artur. Jest niepełnosprawnym autystykiem z ciężką padaczką. Urodził się w nieodpowiednim miejscu. To nie jest pana zasługa, że widać między wami różnice. Pan zaciągnął dług. Z punku widzenia chrześcijańskiego ma pan jakieś zadanie do wykonania. Dług, który trzeba spłacić. Bo to nie pan o tym decydował. Pan to dostał. Więc jeśli ktoś dostał więcej, to znaczy, że od niego trzeba wymagać więcej. Pan jest człowiekiem wierzącym?

Staram się...
Po co, pana zdaniem, Jezus przyszedł na ziemię?

Mówią nam, że po to, by nas zbawić.
Bingo. Ale wie pan, co to znaczy?

Żeby skonstruować na ziemi taki świat, który będzie dobrym narzędziem do tego, by osiągnąć niebo.
No dobrze, ale kto to ma zrobić?

Ci, którym się powiodło?
A skąd? My wszyscy! Artur też. I pan, i ja. Chrystus przyszedł na świat po to, by nas ze sobą pojednać. Dał nam posługę jednania.

Po co to zrobił?
Bo Bogu świat się nie podoba. Nie taki on miał być.

To dlaczego nam każe coś zmieniać, skoro sam źle go stworzył? Niech go zniszczy.
Po pierwsze nie każe, po drugie nie może nam odebrać wolności. Miłość nie może odebrać jednej rzeczy – wolności. Na tym polega problem Pana Boga. Ale też i nas wszystkich. Niech pan spróbuje poderwać dziewczynę, która w żaden sposób nie chce pana pokochać. Nie da się.

Czyli nie ma tu – w pomaganiu Arturowi czy syryjskim chrześcijanom – obowiązku. Tylko korzystanie z wolności?
Oczywiście, że tak. To jest zadanie. Może pan odpowiedzieć tak lub nie. To jest ta wolność.

A jeśli nie odpowiem?
To straci pan wiele.

Co?
Miłość.

Czyją?
Swoją do siebie. Do świata. Możliwość przeżycia czegoś wyjątkowego.

Człowiek, który nie pomaga, nie kocha?
Tak. Człowiek, który nie pomaga, nie kocha.

Pomaganie jest interesem z Panem Bogiem?
Absolutnie nie. Miłość nie zakłada interesu. Miłość zakłada, że z osoby, którą pan kocha, zrobi pan osobę szczęśliwą.

Żeby to zrozumieć, nie potrzebuję chrześcijaństwa. Wystarczy mi człowieczeństwo.
Pomaganie wymaga rezygnacji i ofiary. Wyrzeczenia i przeżycia cierpienia.

I chce Siostra powiedzieć, że potrafi to tylko chrześcijanin?
Nie. Potrafią także inni ludzie. Ale rzecz w tym, że dla chrześcijanina tu nie ma wyboru. Chrześcijanin nie powinien się nad tym zastanawiać. Nie jesteśmy prawdziwi i ocieramy się o schizofrenię, jeśli nie żyjemy tym, co wyznajemy.

Znajomi chcą jechać na dwa tygodnie do kurortu w Kenii. Zapraszają. Mają rocznicę ślubu, są obrzydliwie bogaci. Wie Siostra: basen, drinki, dobra zabawa...
I co, jedzie pan?

Dowiedziałem się o tym kilka tygodni po ataku dżihadystów na kampus uniwersytecki w Kenii. Znajomi przekonują, że tam, gdzie jadą, jest bezpiecznie.
Święty Paweł mówił, że trzeba umieć i biedę cierpieć, ale i obfitować. Mi osobiście, aczkolwiek niechętnie, zdarzało się nocować w pięciogwiazdkowym Sheratonie. Nie ja płaciłam. Wytłumaczono mi później, że organizacja pozarządowa, która opłaciła mój pobyt, ma taki układ z hotelem, że wychodzi taniej niż w innym miejscu o niższym standardzie. Więc ja w tym hotelu nocuję. Obśmiałam się, bo musiałam pytać jednego z sąsiadów, jak się obsługuje windę. Tam były takie zmyślne karty magnetyczne. Nijak mi to nie szło. On był u siebie. Ja nie bardzo. To nie oznacza, że mamy się bronić przed takimi sytuacjami. Aczkolwiek jeśli chcemy być prawdziwi, to musimy być konsekwentni. Pan nie pojedzie?

No nie.
Ja pewnie też bym nie pojechała, lecz to byłby nasz wybór. Natomiast nie potępiam tych, którzy jadą. Znam ludzi, którzy z tego typu wycieczek rezygnują i pieniądze przeznaczają na inne cele. Ale nie chodzi o to, że nie mamy prawa do odpoczynku i zabawy. Chrześcijaństwo jednak proponuje nam umiar. Nie mamy chodzić nadzy i bosi. Ubóstwo to nie dziadostwo. Warto dawać świadectwo życia skromnego. Niech pan pamięta, że sama ta rezygnacja z wycieczki to jeszcze mało. Bo nie warto wpadać w przesadny romantyzm. Że będziemy marzyć o świecie idealnym, w którym wszyscy będą się kochać. Będziemy sobie mówić: nie mogę się bawić i cieszyć, bo gdzieś jest wojna. Jeśli nie weźmiemy sprawy w swoje ręce i nie będziemy dążyć do zbudowania lepszego świata, to będzie przejaw niedojrzałości.

Janina Ochojska mówiła Grzegorzowi Sroczyńskiemu w „Dużym Formacie”, żeby na ulicy nie dawać pieniędzy.
Stara historia. Kilka miesięcy temu pod jednym z supermarketów podeszła do mnie Cyganka. Nie prosiła mnie o pieniądze, tylko zapytała, czy mogę jej coś kupić. Opowiadała, że córka ma dziecko i potrzebują pampersy, kaszki itd. Dopytuję – w jakim wieku dziecko. Odpowiedziała wiarygodnie. Weszłyśmy do sklepu, zrobiłyśmy zakupy.

Tak, a ona poszła i wszystko sprzedała.
Istniała taka możliwość. Chociaż w tym przypadku nie do końca, bo długo rozmawiałyśmy. Pomagać trzeba rozsądnie. Franciszek powiedział kiedyś, że jak dajesz, to nie wrzucaj monety bez spojrzenia w oczy.

Siostra jest w samym środku tego, co nazywamy cierpieniem i bólem.
W jakimś sensie ja, moje siostry i bracia żyjemy w getcie cierpienia. Nie mamy klauzury, ale sami sobie ją obraliśmy żyjąc z ludźmi, którym się w życiu nie powiodło. To jest mój wybór, kocham ludzi bezdomnych, ale czasem mnie szlag trafia.

Kiedy?
Nie zawsze to są aniołowie. Szlag mnie trafia, kiedy ktoś się niszczy. Kiedy ktoś ma szansę, a wybiera głupotę, alkohol itd. I wtedy, gdy natrafiam na głupotę zewnętrzną. Rzecz dotyczy głównie struktur i głupich pomysłów na uszczęśliwianie świata. Często na tych ideach dorobią się ci bogaci, a biedak i tak dostanie po tyłku.

Co konkretnie?
Proszę sobie wyobrazić, że miasto stołeczne Warszawa chce wydawać skierowania do schronisk dla bezdomnych. Dowcip polega na tym, że miasto musi stworzyć odpowiednie struktury. Po drugie, organizacje pozarządowe są po to, żeby zatykać dziury i wspierać państwo tam, gdzie jest niewydolne. Zasada pomocniczości polega na tym, że państwo ma wspierać te organizacje. Natomiast ustawiczna tendencja do tworzenia przez państwo kolejnych struktur dla tych, którzy ze struktur wypadli, do niczego nie prowadzi, oprócz wrażenia, że niby panujemy nad światem.
Staje więc w progu schroniska, albo się do niego doczołguje człowiek bezdomny z nowotworem, wypisany ze szpitala. Doczołgał się. A ja go muszę zapytać: „A skierowanko to pan ma? Nie? A to dziękuję bardzo, proszę się najpierw czołgać po skierowanko”. A tam pani urzędniczka mu się przyjrzy i powie: „Nie, nie dam panu skierowania, bo nie jest pan z Warszawy”. No to niech pan zdycha na ulicy. Nie trafi pana szlag?

Pomaganie się nie opłaca.
Nasze prawo gwarantuje każdemu obywatelowi dach nad głową i jeden posiłek dziennie. A świnie jedzą co najmniej dwa razy dziennie. Żyjemy też w kraju, w którym obowiązuje nas pewna solidarność międzyludzka. Na tej zasadzie, że pan, mając lat 26, nie zdążył jeszcze uzbierać składek zdrowotnych, z których, jeśli przydarzy się panu coś dramatycznego, państwo opłaci operację. Więc korzysta pan ze składek, które wpłacili inni ludzie. My najzdrowsi możemy w pewnej chwili, nagłej, potrzebować czyjejś pomocy. I ja chciałabym żyć w takim kraju, w którym na taką pomoc mogę liczyć. To znaczy w kraju, w którym najsłabsi nie zostaną bez pomocy. W świecie, który nie chce zamknąć się na potrzebujących, bo najważniejsze jest danie innym szansy na rozwój. Marzę o świecie, w którym nie ma kast i burzy się getta ubóstwa. ©℗
 

S. MAŁGORZATA CHMIELEWSKA jest przełożoną Wspólnoty „Chleb Życia”, żyjącą wśród ludzi w trudnej sytuacji życiowej. Mieszka w Zochcinie w województwie świętokrzyskim, gdzie prowadzi ośrodek dla osób bezdomnych.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2015