Chrystus: lekarz i terapeuta

W latach 80. w Niemczech, a w Polsce na początku XXI wieku, rynek księgarski zawojował o. Anselm Grün, benedyktyn z opactwa w Münsterschwarzach. Jego książki rozchwytywane są niczym ciepłe bułeczki, wydawnictwa prześcigają się w wykupie copyrightów. Gdzie leży źródło fenomenu brodatego mnicha?.

24.08.2003

Czyta się kilka minut

Grün zawojował zresztą nie tylko księgarnie, ale także klęczniki kleryków w seminariach, biblioteczki wikarych i proboszczów, torby podróżnych w pociągach, a nawet ambony kaznodziejów...

Jeszua ben Josef, czyli...

Urodził się w 1945 r. w Junkershausen we Frankonii. W 1965 r. złożył śluby zakonne, a po sześciu latach przyjął święcenia kapłańskie. W Instytucie Monastycznym w Rzymie obronił doktorat z teologii, ale studiował też zarządzanie i marketing. Od 1977 r. jest prokuratorem, czyli zarządcą ekonomicznym olbrzymiego opactwa w Müsterschwarzach (Bawaria). Jest też znanym rekolekcjonistą i doradcą duchowym; prowadzi kursy medytacyjne oraz rekolekcje religijno-psychoterapeutyczne dla księży i zakonnic przeżywających kryzys tożsamości. W duszpasterstwie stosuje psychoterapię, kontemplację i post. Inspiruje się wczesną tradycją monastyczną, duchowością Ojców Kościoła oraz psychologią głębi Carla Gustava Junga.

Już tytuły poświęconych Ewangeliom komentarzy Grüna zdradzają antropologiczną orientację autora. Jezus wyrywa się w nich z ciasnego gorsetu tradycyjnej chrystologii. To żywy Mistrz z Nazaretu, odzyskujący wyrazistość kształtów swej osobowości mesjańskiej. Ktoś, kto - podobnie jak przed dwoma tysiącami lat - łamie kulturowe tabu i wkracza w intymne sfery duszy i ciała: nie raniąc jednak, ale przynosząc ukojenie. To Jeszua ben Josef, czyli po prostu Żyd, egzorcysta, Światło, przyjaciel kobiet, wolny człowiek należący do Boga, pijak i żarłok, lekarz, Chleb, Ukrzyżowany...

Jak dalekie są owe sformułowania od klasycznych tytułów mesjańskich Jezusa - Syn Człowieczy, czy Syn Boży, bez końca badanych przez teologów fundamentalnych! Prowokacja Grüna obliczona jest na przebudzenie czytelnika i “pobożnego", i takiego, który z Ewangelii zna tylko betlejemską stajenkę.

I nie powinniśmy się gorszyć. Czyż Jezus nie prowokował współczesnych sobie swym mesjańskim roszczeniem odkupieńczej śmierci i chwalebnego zmartwychwstania? A skoro jest z nami “po wszystkie dni, aż do skończenia świata", czy nie powinien prowokować do myślenia także i dzisiaj?

Dostrzegając ograniczenia metody historyczno-krytycznej w egzegezie, choć świadom jej znaczenia, Grün za mało istotne uważa pytania o źródła danej Ewangelii, intencje piszącego czy rodzaj literacki. Ważniejsze jest, jakich odpowiedzi udziela Jezus na pytania i dylematy współczesnego człowieka. Trzeba dodać: nie tylko katolika, ale też muzułmanina czy buddysty. Dlatego poszukując sensu Słowa Bożego, mnich sięga do psychologii głębi, a także dialogu z mistyką, prowadzonego nie tylko w ramach chrześcijaństwa, ale także islamu, buddyzmu czy hinduizmu.

Grün nie jest bowiem klasycznym apologetą, dowodzącym istnienia Boga czy wiarygodności chrześcijaństwa. Ośmielając się odsunąć na jakiś czas własną tradycję, przybliża znaczenie symboliki żydowskiej, greckiej i gnostyckiej. Aby odkryć bogactwo ukrytych znaczeń ewangelicznych perykop, nie waha się sięgnąć do anglikanina Johna Sanforda, egzystencjalnego kalwina Rudolfa Bultmanna, ateistycznego mistyka Fryderyka Nietzschego, filozofa religii Mircei Eliadego. Jasne, odwoływanie się do autorów różnorakich proweniencji nie jest czymś nadzwyczajnym, ale pochwalić należy Grüna za odwagę wyszukiwania logoi spermitakoi - ziaren prawdy, także poza własnym kręgiem konfesyjnym.

W bezpiecznym porcie

Jednak Grün nie jest nowinkarzem. Chętnie powraca do tradycji patrystycznej i wydobywa na światło dzienne ukochany przez św. Augustyna i innych autorów antyku chrześcijańskiego obraz Jezusa Lekarza, Christus Medicus. Otóż kontakt z Jezusem sprawia, że człowiek uwalnia się neurotycznych wzorców i iluzji. Wyzwala od wszelkich blokad, namiętności. Przywraca człowiekowi “uciemiężonemu, złamanemu, którego godność doznała uszczerbku, jego pierwotną postać, zamierzoną przez Boga". Uzdrawiający Jezus wprowadza człowieka chorego na indywidualizm w świat ludzi zdolnych do nawiązywania relacji z innymi. Spojrzenie na Jezusa na krzyżu leczy nas nie tylko z rany śmierci, ale także z innych ran, jakie zadaje nam życie; z goryczy, gdy ktoś nas odrzuca lub krzywdzi.

Komentując Ewangelię św. Jana, Grün zauważa, że Ewangelista nie traktuje śmierci Jezusa jako pokuty za nasze grzechy. To raczej akt totalnej miłości, nieodzownie związany ze Zmartwychwstaniem. Jezus kładzie własne życie, aby potwierdzić, że wyzbywa się samego siebie w miłości do ludzi. Ten właśnie fragment niepokoi: w imię czego mamy zapominać o ekspiacyjnej roli cierpienia Jezusa? Dlaczego pomijać milczeniem Pawłową teologię grzechu i łaski, która właśnie w krzyżu znajduje pełne wytłumaczenie?

Św. Paweł przypomina Galatom, że “Ku wolności wyswobodził nas Chrystus" (Gal 5, 1). Czy chrześcijanin, usiłujący żyć w zgodzie z przykazaniami, kanonem postępowania wyznaczonym przez charyzmatyczne struktury Kościoła czy różne tradycje duchowe (także zakonne), jest autentycznie wolny? Grün pyta tu o wolność od władzy tego świata i stwierdza, że nie ma ludzi totalnie wolnych: “Nawet jeśli politycy wszystkich partii w naszym kraju sławią nieustannie naszą wolność osobistą, wielu ludzi nie czuje się dziś wolnymi. Mają poczucie, że poddani są wpływom tysiąca przymusów. (...) Chodzi tu przede wszystkim o przymusy wewnętrzne, które dręczą dziś ludzi. W swej władzy trzyma nas lęk. (...) Emocje, namiętności, potrzeby i tysiące pragnień mają na nas wpływ i naruszają naszą wolność".

Grün chce konstruować pomosty między chrześcijańską ideą wolności, dla której doskonałym modelem jest Chrystus, a psychologizmem greckiej filozofii, konstytuującej świadomość współczesnego człowieka. Benedyktyn twierdzi, że Ojcowie Kościoła i pierwsi mnisi umiejętnie łączyli przesłanie Ewangelii wolności z ideami Greków. Trzy warunki wcielenia miłości Jezusa oraz trzy kryteria prawdziwej duchowości chrześcijańskiej odpowiadają trzem najgłębszym tęsknotom starożytnych Greków: tęsknocie za wolnością, jednością i ojczyzną.

Wolność jest najważniejszym kryterium egzystencji i duchowości chrześcijańskiej. Człowiek wolny to człowiek królewski, “nad którym inni nie mają władzy, a on sam podąża swą drogą na tym świecie wolny i wyprostowany". Drugie kryterium: chodzi o jedność ze sobą samym, zgodę na istniejące w nas przeciwieństwa. Grün uważa, że taka jedność jest warunkiem sine qua non powodzenia wszelkich wspólnot: ludzie, którzy nie są wolni od animozji i resentymentów, nie potrafią łączyć innych ze sobą.

Trzecią tęsknotą wspólną Grekom i chrześcijanom jest ojczyzna. Pod tym pojęciem nie kryje się jednak przestrzeń terytorialna: chrześcijanom chodzi o zadomowienie się w Bogu, augustyńskie odnalezienie spoczynku w Stwórcy. Grün uważa, że człowiek - jak kiedyś greccy filozofowie czy św. Augustyn - tęskni dziś za czymś trwałym, na czym mógłby się w życiu oprzeć. Odnalezienie w sobie tęsknoty za bezpiecznym portem jest odczuciem Bożej miłości.

Człowiek dwuwymiarowy

Aby odpowiedzieć na pytanie o źródło fenomenu Grüna, należy zbadać, jak benedyktyn postrzega człowieka przełomu stuleci. To przede wszystkim człowiek, który chce kochać i być kochanym - niestety, jest obciążony traumatycznymi doświadczeniami z przeszłości, zniewolony negatywnym wpływem otoczenia, nierzadko zraniony nawet przez najbliższych. Nie radzi sobie z przeszłością, nie akceptuje siebie, usiłuje być lepszy od samego siebie, gdyż od dzieciństwa powtarzano mu: “Do niczego się nie nadajesz. Jesteś dla mnie ciężarem".

Egzystuje w dwóch światach: zewnętrznym, określonym w dzieciństwie przez rodziców oraz wewnętrznym, wyznaczonym przez własne fantazje. Lęka się siebie, czego dowodem jest strach przed milczeniem. Dlatego sporo mówi, głównie o innych. Nie umie wybaczać sobie błędów i dlatego też nie wybacza ich bliźniemu.

Żyje w czasie, czasem i dla czasu. Nie żyje dla siebie, nie umie się zatrzymać i dlatego nie rozumie samego siebie. Nie potrafi odpoczywać w niedzielę i święta, gdyż nie rozumie, że dni te mają dla duszy działanie uzdrawiające. Często żyje bezmyślnie: “zostawia gdzieś pęk kluczy lub okulary, a ponieważ nie jest wówczas sobą, nie zauważa, że zgubił gdzieś nie tylko klucze, ale również samego siebie". Nie ma kontaktu z własną duszą, dlatego zdaje się być martwy. Nauczono go chorobliwych wzorców życia oraz obraźliwych wizerunków Boga. Jest nieufny wobec rodziny i Kościoła. Ta nieufność wynika poniekąd z negatywnych doświadczeń “niemiłosiernej teologii i niemiłosiernej moralności".

A jednak poszukuje wyjścia poza banalność codzienności. Czasem wierzenia z pogranicza ezoteryki są dla niego łatwiejsze niż wiara w Chrystusa. Nie wie, że właśnie Dobra Nowina może ukoić jego tęsknoty. Człowiek, do którego mówi benedyktyn, jest psychicznym wrakiem.

Czy to nie zbyt “prze-psychologizowana" antropologia? Nie. Podobne oceny kondycji współczesnego człowieka spotkać można u innych mistrzów duchowych, choćby o. Józefa Augustyna. Człowiek zawsze był rozdarty, wewnętrznie napięty, poszukujący. Dlatego dzisiejsze dylematy nie różnią się niczym od tęsknot ludzi sprzed wieków. Grün jest przekonany, że “żyjemy dziś w podobnych czasach jak święty Augustyn, dlatego możemy z łatwością zrozumieć i poczuć jego tęsknotę za wiecznością w środku czasu". Niespokojne jest serce...

Samarytańskim tropem

Wizerunek Jezusa jako lekarza i terapeuty przemawia do współczesnych. “Tęsknimy dziś za uzdrowieniem. Dlatego oczekuje się od nas chrześcijan, że dzięki sile Ducha Świętego, który przenikał Jezusa, będziemy również dziś uzdrawiać chorych i prostować pochylonych". Ale choć Grün zachęca chrześcijan, aby przejęli uzdrawiającą misję Jezusa, nie rozwija wątku aktualizacji tej misji w Kościele. Nie wystarczy bowiem powiedzieć, że “podczas liturgii uobecnia się uzdrowicielskie działanie Jezusa", a “Eucharystia jest miejscem uzdrowienia". Szkoda, że benedyktyn traci w ten sposób konkretny punkt odniesienia: Eucharystia, Słowo Boże, Komunia święta nie działają jak deus ex machina. Tworzy je Kościół i dzięki nim żyje.

Krytyków może przysporzyć o. Anselmowi także brak wyłożonej explicite nauki o grzechu. Krytyka ta winna być jednak ostrożna. Autor przemawia do człowieka współczesnego, który niechętnie przyznaje się do grzechu osobistego, nie wspominając o kompletnym braku zrozumienia grzechu pierworodnego. Z drugiej strony nauczanie Kościoła o grzechu stanowi integralną część Nowego Testamentu: “Wszyscy bowiem zgrzeszyli" (Rz 5, 12). Jakich argumentów zatem użyć, aby ta cząstka Objawienia znalazła zrozumienie u człowieka, który widzi w niej - często błędnie - tylko epatowanie poczuciem winy?

Benedyktyn twierdzi, że mówienie o winie jest niebezpieczne, bo łatwo wtedy pozbawić człowieka poczucia własnej wartości. Zamiast “przekonywać świat o grzechu", woli o tym nauczać implicite, poprzez ukazanie, że każde skrywanie się za fasadą ostentacyjnej pobożności, każdy brak miłosierdzia albo fałszywy stosunek do winy powodują, że powinniśmy się zapytać: dokąd się zagalopowałem? Poczucie winy pozostaje, pozostaje i grzech, ale można o nich mówić, nie tracąc szacunku dla siebie czy kogoś, kto “pobłądził, kto nie trafił do celu, a przez to potępił samego siebie i odrzucił". Zresztą św. Paweł nauczał, że “gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5, 20).

W monumentalnym dziele “O Trójcy Świętej" św. Augustyn wyjaśnia znaczenie przypowieści o Dobrym Samarytaninie. Napadnięty przez zbójców, ranny człowiek to dusza ludzka, każdy z nas uwikłany w grzech, niezdolny wznieść się do Boga. Dobry Samarytanin to Chrystus, który zawozi nas do Gospody - ta symbolizuje Kościół. Pracujący w Gospodzie - duchowni, świeccy - mają troszczyć się o chorego aż do powrotu Samarytanina.

Tajemnica fenomenu twórczości ojca Grüna tkwi właśnie w takim myśleniu. Benedyktyn nie zajmuje się teoretyzującą teologią, ale konkretnymi tęsknotami człowieka. Posługuje się czytelnym językiem, unika teologicznego żargonu, który czasem przypomina walenie w bęben. Jest kaznodzieją, ale nie poucza katedralnym głosem. Mówi o Bogu, ale także o człowieku i do człowieka. I co najważniejsze, chce pomóc innym odnaleźć to, co niekoniecznie z własnej winy zagubili. Wewnętrzny pokój i harmonię uczuć.

O. Wiesław Dawidowski jest augustianinem, stale współpracuje z “Tygodnikiem".

Przy pracy nad artykułem korzystałem z następujących książek o. Grüna: “Potrzeba milczenia" (Wydawnictwo Benedyktynów, Tyniec 1996), “Każdy ma swego anioła" (Znak, Kraków 2001), “Jezus brama do Życia" (Znak, Kraków 2002), “Jezus wizerunek Człowieka" (Znak, Kraków 2002), “Jezus nauczyciel Zbawienia" (Znak, Kraków 2003), “Drogi ku wolności" (WAM, Kraków 2003), “Książka o sztuce życia" (Jedność, Kielce 2003).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2003