Chore szkolnictwo wyższe

Pisałem na ten temat wielokrotnie, jednak najnowsze wydarzenia zmuszają do zastanowienia się, co w polskim szkolnictwie wyższym jest najważniejszym źródłem zła. Decyzje Uniwersytetu Jagiellońskiego, a wkrótce zapewne także Uniwersytetu Warszawskiego wzywają (lecz nie zakazują, bo prawo na to nie pozwala) pracowników do nauczania tylko w macierzystej uczelni.

31.08.2003

Czyta się kilka minut

W zasadzie w pełni się z nimi zgadzam. Nauczyciele akademiccy otrzymują wynagrodzenie w znacznej mierze autorskie i dlaczego mieliby sprzedawać ten sam towar dwa lub więcej razy? Oczywiście czynią tak dla pieniędzy. Czy jednak w całej chorobie szkolnictwa wyższego chodzi tylko o pieniądze? Na pewno jest to ważny czynnik. Jednak są inne - ważniejsze - o których mniej chętnie się mówi.

W Polsce pozwolono na powstawanie prywatnych szkół wyższych bez przesadnej kontroli ich jakości. Obecnie jest ich więcej niż publicznych czy też państwowych. Kilka z nich osiągnęło znakomite rezultaty, reszta raczej mierne lub skandaliczne. Wliczam w to zawodowe szkoły publiczne, które istnieją w każdym byłym wojewódzkim mieście i również na ogół nie spełniają reguł przyzwoitości. Ba, wiele większych uniwersytetów także ich nie spełnia lub spełnia tylko w niektórych dziedzinach.

Innymi słowy, mamy tu do czynienia z wolną amerykanką i niemal każdy może założyć szkołę wyższą. Podobnie jest w Ameryce, ale tam wszyscy odróżniają cztery poziomy uczelni: znakomite (często prywatne) uniwersytety, dobre stanowe uniwersytety, marne lokalne uniwersytety i wyższe uczelnie nie mające z nauką już nic wspólnego i działające na wariackich papierach. I jakoś nie słyszałem, żeby profesor Yale dorabiał sobie na pełnym etacie (jeżeli słowo etat ma tu sens) na uniwersytecie stanowym w Oklahomie. Choć wcale nie jest aż tak dobrze płatny.

W Europie uczelnie wyższe są w zasadzie państwowe, tak jest w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii. Pensje są w Niemczech wysokie, w Wielkiej Brytanii marne, ale też nikt tam na dwu uniwersytetach nie pracuje. Sedno tkwi jednak nie tyle w płacach, ile w przywilejach (często trudnych do nazwania) wynikających z pracy na dobrym uniwersytecie. W Polsce takie przywileje nie istnieją, a pracy ludzkiej się nie szanuje. Winna temu wszystkiemu jest ustawa o szkolnictwie wyższym, która jest całkowicie bezsensowna, ale której od 1990 roku, kiedy to nie została zresztą dopracowana, nikomu się nie udaje zmienić, a władzom chyba się nie chce.

Profesorowie uczą na trzech uczelniach, ale czy ktoś został za to ukarany? Czy samorząd akademicki, czyli tak zwana autonomia uniwersytetów, nie jest tak naprawdę ukrytą formą zajadłego i prymitywnego konserwatyzmu? Czy pracodawcy cenią bardziej dyplom UJ lub UW niż dyplom filii jednej z lubelskich uczelni, jaka działa w pobliskim mojemu miejscu zamieszkania Międzyrzecu Podlaskim i o której działaniu słyszę humorystyczne wiadomości? Czy wydawnictwa uczelni wyższych nie są przede wszystkim miejscem druku prac, których nikt inny nie opublikuje? Czy zasady (nie mówię o kwotach) finansowania, które właściwie każą czekać władzom wydziału na odejście na emeryturę lub (nie daj Boże) śmierć pracownika na stanowisku profesora, żeby móc zatrudnić dwóch doktorów, są zdrowe? A co z tysiącami doktorantów? Pójdą w świat bez pracy, bo i skąd mieliby dostać pracę.

Czy wreszcie uczelnie wyższe będą mogły stworzyć ustawę o szkolnictwie wyższym dostosowaną zarówno do nowoczesności, jak i do stabilnego miejsca wydatków na szkolnictwo wyższe, zapewnionego w budżecie? Wiem, że źle się dzieje w wielu innych dziedzinach naszego życia, ale szkolnictwo wyższe ma to do siebie, że raz sprowadzone na dno, już się nie podniesie, czego przykładem kilka znanych “wojewódzkich" uczelni, które spotkał taki los. Bez zmiany zasad działania, czyli bez ustawy, o poprawie nie może być mowy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2003