Chór niemocy

Jak ująć prawdę o boskiej "jedności w różnorodności", by uniknąć pułapki wiary w trzech bogów?

14.06.2011

Czyta się kilka minut

Trojca Święta (płótno, farby olejne), Płock, XIX w. / fot. dzięki uprzejmości Muzeum Etnograficznego w Krakowie im. Seweryna Udzieli /
Trojca Święta (płótno, farby olejne), Płock, XIX w. / fot. dzięki uprzejmości Muzeum Etnograficznego w Krakowie im. Seweryna Udzieli /

Niektórzy "niepokoją się słysząc, że Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem i Duch Święty jest Bogiem, a jednak ta Trójca Osób to nie są trzej bogowie, ale jeden Bóg" - napisał św. Augustyn (354-430), największy teolog od Trójcy Świętej, w dziele "De Trinitate". Swoje przemyślenia spisał w piętnastu opasłych księgach.

W ostatniej z nich biskup Hippony wyjawił, jak widzi efekty swojej, bagatela, dwudziestoletniej pracy: "mimo obietnicy (...), iż dam wyjaśnienia w tym punkcie, kiedy chciałem wskazać w naszej ludzkiej rzeczywistości jakieś analogie dopasowane do przedmiotu, wówczas niezręczność mego wyrażenia zdradziła moje nędzne rozumienie. Odczuwam jednak, że nawet w zrozumieniu moim jest to raczej usiłowanie niż osiągnięcie".

Rozum słaby

Największe umysły teologiczne nie miały złudzeń co do ludzkich możliwości zrozumienia i wyrażenia tajemnicy Boga w Trójcy. Grzegorz z Nazjanzu (zm. 389), również święty biskup, młodszy o ćwierć wieku od Augustyna, tak pisał myśląc o odwiecznym pochodzeniu Syna i Ducha Świętego: "Czymże więc jest to pochodzenie? Ty mów o niezrodzeniu Ojca, a ja będę ci prawił naukowe zasady przyrodnicze o zrodzeniu Syna i pochodzeniu Ducha, i zawrotu głowy doznamy obaj, zaglądając do tajemnic Bożych. A kto się na to odważa? Ci, co nie mogą wiedzieć nawet tego, co u nóg mają, ani nie są w stanie policzyć piasku w morzu, ni kropel deszczu, ni dni wieczności, a cóż dopiero badać głębokości Boga, wykładać zasady tej tak niewypowiedzianej i wszelki rozum przechodzącej natury!".

Po św. Augustynie nie było lepiej. Cyryl Aleksandryjski (zm. 444) takimi słowami opisał własny akces do chóru teologicznej pokory i niemocy: "Czyż może być coś jeszcze bardziej trudnego do pojęcia, tak mało jasnego do wytłumaczenia, jak bezbłędne rozważanie świętej i współistotnej Trójcy? (...) Albowiem rozum ludzki jest słaby, albo raczej całkowicie niezdolny; gdy chodzi o język, bo ma on braki i trudno mu nawet wyrazić to, co jest już w naszym zasięgu".

Słowa te wypisz, wymaluj doskonale pasują do przebiegu obrad i osiągnięć wielkich soborów i synodów starożytności, które położyły teologiczne fundamenty dla wiary w Trójcę Świętą. Teologiczne ciemności pogłębiała ludzka słabość, a potęgowała grzeszność.

W IV w. odbyło się około 90 większych i mniejszych synodów, z których dwa uznano za sobory powszechne (w Nicei - 325 r., i Konstantynopolu - 381 r.). Ich obrady, podczas których ważyły się losy podstawowych pojęć dotyczących tajemnicy Trójcy, przypominały tragiczną burzę, nie tylko duchową. Adwersarze na oślep rzucali oskarżeniami o herezje. Ówczesną sytuację św. Bazyli Wielki przyrównał do bitwy morskiej w ciemnościach sztormu: "Ochrypłe wrzaski tych, którzy skłóceni występują przeciw sobie; niezrozumiała gadanina, bezładny zgiełk krzyczących bez ustanku wypełnił już cały Kościół". I polała się krew.

Bełkot

W tych wielkich a dramatycznych sporach starożytności chodziło o odpowiedź na pytanie: kim jest Bóg Izraela, że zbawia nas w Jezusie Chrystusie oraz działa i jest obecny w naszym życiu przez Ducha Świętego? Pytanie to nurtowało oczywiście już pierwszych chrześcijan, ale nie miało jeszcze dla nich znaczenia teoretycznego czy abstrakcyjnego. W istocie kryły się w nim i zadziwienie takim Bogiem, i wdzięczność za to, co sprawił w Jezusie z Nazaretu, i radość z doświadczanych darów Ducha Świętego. To samo pytanie w końcu przyjęło postać: jak wyrazić prawdę o jednym jedynym Bogu przy zachowaniu - jak w liturgii chrztu - wiary w "Ojca i Syna i Ducha Świętego"? Jak wyrazić jedność Boga przy zachowaniu w Nim potrójnej różnorodności, które tylko razem są rękojmią prawdziwości zbawienia? Innymi słowy: jak ująć prawdę o boskiej "jedności w różnorodności", by uniknąć pułapki wiary w trzech bogów (tryteizm)?

Ostatecznie dopracowano się formuły "jedna natura (substancja), trzy osoby (hipostazy)". Formuła ta, owszem, stała się probierzem ortodoksji, co wcale jednak nie oznaczało i nie oznacza, że stoi ponad krytyką. Pisał o tym kard. Joseph Ratzinger, przyszły papież: "Każde z wielkich podstawowych pojęć nauki o Trójcy Świętej zostało kiedyś potępione; wszystkie te pojęcia zostały przyjęte jedynie poprzez to ukrzyżowanie potępienia; mają one znaczenie jedynie, gdy równocześnie są uznane za bezużyteczne i tak, jako nieudolne bełkotanie - i nic ponadto - zostają dopuszczone".

Genialna formuła okazuje się bełkotem. Ale też każdy ludzki język jest bełkotem, gdy staje wobec nieskończenie niezgłębionej tajemnicy Trójcy Świętej. Nawet uświęcone wiekami używania słowo "osoba" nosi piętno przypadkowości. Znowu Ratzinger: "Skoro, począwszy od IV w., wiara głosi trójjedyność Boga w formie »jedna natura [substancja], trzy osoby«, to taki podział pojęć jest przede wszystkim po prostu regułą językową. Pewne było najpierw tylko to, że zarówno element jedności, jak i troistość oraz ich pełną równoczesność należało wyrazić w obejmującej je dominancie jedności. Podział na pojęcia substancji i osoby jest w pewnym sensie przypadkowy". Słowami tymi przyszły biskup Rzymu tylko w inny sposób wyraził to, co napisał jego ulubiony teolog, biskup Hippony: "Gdy jednak pytamy: Co za Trzej? - wówczas język ludzki zmaga się z wielkimi trudnościami. Odpowiada się wprawdzie: »Trzy Osoby«, ale mówi się tak nie tyle po to, żeby je wyrazić, ile raczej dlatego, żeby nie pozostać nic nie powiedziawszy".

Wnioski praktyczne

Wszystko to oznacza, że formuła "jedna natura, trzy osoby" nie musi i nie może być ostatnim słowem teologii i Kościoła. Istotne jednak, by język mówienia o Trójcy nie uległ chorobie abstrakcji i oderwania od życia. "Trudzenie się nad Trójcą Świętą okazuje się tylko wówczas wiarygodne i dlatego wielce obiecujące, jeśli powiedzie się ukazanie praktycznego odniesienia nauki o Trójcy Świętej do życia (...), jednakże właśnie dogmat o Trójcy jest podejrzany, że chodzi w nim o abstrakcyjną teorię. Zadanie wypracowania praktycznych, antropologicznych i społeczno-etycznych aspektów nauki w tych okolicznościach w kontekście każdej trynitarnej teologii otrzymuje szczególne znaczenie" (Jan M. Lochman). Wiara w Boga Trójjedynego jest - jak zwięźle ujął to Sobór Watykański II - "dla naszego zbawienia". Ma przekładać się na życie - i po prawdzie w historii Kościoła, mimo naporów abstrakcjonizmu, nie brakowało wysiłków, by temu sprostać. Jednak konsekwencje złej trynitologii są wciąż groźne.

W teologii Trójcy soborów starożytności zawsze chodziło o takie jej ujęcie, by zachować absolutną i czystą równość boskich Osób, powiedzielibyśmy - symetrię. Problem w tym, że w klasycznym modelu tkwi pewna (nieprzezwyciężalna?) asymetria boskich Osób, układająca się w rodzaj boskiej hierarchii: Ojciec na szczycie, następnie - niżej - Syn, a na końcu i najniżej Duch Święty. Jak pisze s. Elisabeth A. Johnson: "Jeśli nawet cały ten proces opisuje się jako ruch miłości, (...) relacje te nadal pozostają asymetryczne. (...) Wszystko pochodzi od pierwszej Osoby, szczytu boskiej piramidy. Widać wyraźną zbieżność między tym modelem a strukturami patriarchalnymi w Kościele i społeczeństwie, przy czym można powiedzieć, że struktury te pozostają z sobą w bliskiej więzi funkcjonalnej, zaś model trynitarny powiela je i wspiera". Klasyczny model Trójcy Świętej w jakiejś mierze służył sankcjonowaniu hierarchiczno-piramidalnej struktury Kościoła i społeczeństwa, usprawiedliwiając nierówności w nich panujące.

Hans Urs von Balthasar zabiegał o zachowanie symetrii mówiąc, że Ojciec, choć pierwszy, w zrodzeniu "pozbywa się swojego Bóstwa i przekazuje je Synowi: On nie dzieli się z Synem, lecz wszystko swoje daje Synowi". Okazuje się, że "w miłości Ojca znajduje się absolutna rezygnacja z bycia Bogiem tylko dla siebie. (...) Odpowiedzią Syna na podarowane współistotne posiadanie Bóstwa może być tylko wieczne dziękczynienie wobec Ojcowskiego źródła, tak samo bezinteresowne i niewyrachowane, jak pierwsze obdarowanie przez Ojca". Zależność jest obustronna i absolutnie równa, ponieważ to oddawanie jest sposobem istnienia Boga. To wszystko przypieczętowane jest przez Ducha ich Obu. Tak właśnie "Bóg jest miłością" (1 J 4, 8), tworząc model każdej miłości międzyludzkiej, która nie ogląda się na siebie, lecz siebie wydaje. Każda miłość (małżeńska) i każda przyjaźń (inna miłość) zbudowana na trynitarnym modelu ma szansę na niekończące się wzrastanie.

Przyjaźń

Jezus ze sług uczynił nas przyjaciółmi. A przyjaźń wśród relacji międzyosobowych jest najmniej zaborcza, cechuje ją największa i najgłębsza wzajemność, przekracza bariery społeczne. Wyróżnia ją zaufanie, poleganie na drugiej osobie, współodpowiedzialność. Żywiołem przyjaźni jest wolność, bo też nie można do niej nikogo zmusić - ona potrzebuje wolnej i nieprzymuszonej woli. Przyjaźń nie zaciera odrębności i wyjątkowości przyjaźniących się, ale je uwypukla, rodzi mocne i owocne więzi, tworząc jednak partnerską wspólnotę równych sobie osób.

Spojrzenie na relacyjność w Trójcy/Świętej Mądrości od strony przyjaźni prowadzi do wniosku: "W sercu Świętego Misterium jest nie monarchia, ale wspólnota; nie absolutny władca, ale troista communio". Kościół, w swoich formalnych stosunkach i nieformalnych relacjach, powinien być obrazem Trójcy, w której nie ma ważnych i ważniejszych.

Józef Majewski jest teologiem, medioznawcą i publicystą specjalizującym się w tematyce Kościoła, stałym współpracownikiem "Tygodnika".

Ks. Eligiusz Piotrowski jest teologiem, dyrektorem Instytutu Filozoficzno-Teologicznego im. Edyty Stein w Zielonej Górze, wykłada na Uniwersytecie Szczecińskim. Autor "Traktatu o Trójcy Świętej" zamieszczonego w czwartym tomie "Dogmatyki" (Więź 2007).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2011