Być sobą

Stefan Themerson (1910-1988)miał wiele talentów: umysł ścisły, by układać równania logiczne; słuch absolutny, by komponować opery; przenikliwe spojrzenie w fotografii i filmie, wyczucie i koncept, wydając najważniejsze książki, a przede wszystkim umiejętność przekładania idei na słowa - w trzech językach, w jakich tworzył literaturę. Znalazł też idealną partnerkę, z którą wspólnie realizował te przedsięwzięcia - Franciszkę Themerson, artystkę malarkę. Razem pisali rozdział historii XX-wiecznej awangardy.

02.11.2011

Czyta się kilka minut

Nie potrafił się zdecydować, czy szybko się nudził? Szukał swojego miejsca na ziemi, był wszystkiego ciekawy? Dlaczego wolał być czasownikiem zamiast rzeczownikiem i panicznie bał się etykietek? Wyrażał to w wielu wywiadach, ale sięgnijmy po powieść "Euklides był osłem" (1986): "ludzie widzą siebie tak, jak widzą ich inni. Co ich peszy. Gdyż dajmy na to, widzą siebie jako ojców, ale są ojcami dla swych córek i synów, nie dla siebie. Widzą siebie jako dentystów, dyrektorów, górników, rybaków, prawników, stewardessy, dobrych ludzi, złych ludzi itd., itd., lecz są tym wszystkim dla innych, nie dla siebie. Patrzą w lustro, a widzą mnóstwo etykietek, jakie świat przylepił do ich twarzy, i czują niepokój. Czasem więc przystają i zadają sobie pytanie: A gdyby świat zniknął i zabrał ze sobą te wszystkie etykietki, czy jest w nas jeszcze coś, co by pozostało?" (przeł. Irena Szymańska).

Themerson miał "ideę fix", żeby świat postrzegał go tak, jak on postrzega sam siebie. Jest w tym marzeniu coś utopijnego, co miało mu pomóc zrozumieć, kim właściwie jest, a co wciąż mu umyka - jakaś niezbędna, podstawowa wiedza na swój temat. Uwielbiał wyliczenia; był w tym absurd, rytm i ciągła nieuchwytność sedna. Budował według tej zasady swoich bohaterów, choćby w ostatniej powieści "Wyspa Hobsona" (1988): "Z zawodu był on (ojciec ojca ojca Debory) wszystkim naraz i po trochu: uczył ignorantów gry na flecie, trąbce, pierwszych skrzypcach, rogu i kornecie (na drugich skrzypcach grywał szewc, na fagocie piekarz, a na klarnecie rzeźnik), był piwowarem, urzędnikiem parafialnym i pomocnikiem wikarego, poborcą podatkowym, mierniczym gruntów, pomocnikiem nadzorcy, poczmistrzem i komornikiem" (przeł. Ewa Kraskowska).

Z zawodu Stefan Themerson był sobą. Nie wiem, czy doświadczanie różnych zajęć, próbowanie talentów uprawiał jako sztukę życia, czy zwalnianie siebie z odpowiedzialności. Powtarzał za Rimbaudem, że "ja to ktoś inny". Bohater jego powiastki filozoficznej "Przygody Pędrka Wyrzutka" (1951), poszukując odpowiedzi na to, kim jest, trafia do Profesora Wielbłąda: "Ty jesteś Pędrek Wyrzutek. Ty jesteś Cały Świat minus Cały-Świat-oprócz-ciebie. Oto, co jesteś! Dziwne, że sam tego nie wiesz".

Zatem żeby poznać samego siebie, trzeba najpierw poznać cały świat. Realizować filmy eksperymentalne, robić kolaże, pisać książki dla dzieci, otworzyć wydawnictwo, salon dyskusyjny dla filozofów i artystów, pisać o sztuce, o filozofii, rysować. Wszystko to robi - nie sam, w duecie z żoną. Lecz i tak nie sposób powściągnąć nieufności. Czy zajmując się tyloma dziedzinami, w którejkolwiek osiągnął perfekcję? Odpowiada na to we wczesnym szkicu o Jankielu Adlerze, który jego zdaniem miał zostać malarzem, dlatego że ujrzał na podłodze zieloną jaszczurkę: "inne, niezielone metamorfozy jaszczurki bezpośrednio malarstwu pomagać nie mogą. Może nawet mu szkodzą. Może nawet artyści powinni się ich pozbywać. Ale pomagają one Człowiekowi. Pomagają mu w jego męce życia, w jego męce rozgryzania przedziwnych owoców tego świata, w jego męce znalezienia swego miejsca w czasoprzestrzeni. A to, co pomaga człowiekowi w znalezieniu siebie samego, nie może szkodzić artyście w znalezieniu swej drogi w sztuce. Niekiedy artyści rodzą się niby w zajeździe stojącym u początku wielkiego, ubitego traktu, którym ruszają od razu prosto przed siebie w świat, niekiedy szukają swej drogi dziesiątki lat, często nie znajdują jej nigdy" (1948).

Themerson znalazł swoją drogę - była nią wszechstronność. To stało się jego wyróżnikiem, ale jednocześnie sprawiło, że nie pozostawił arcydzieła, choć niektórzy uważają, że jest nim "Wykład profesora Mmaa", pisany w schronisku we Voiron w latach 1941-43. Dla wielu pozostał "duchowym cudzoziemcem" - jego pisarstwo cenią filozofowie, filozofię poeci, filmy artyści, rysunki pisarze. Przypomina w tym Pędrka Wyrzutka, któremu mówiono, że jeżeli jego wiersz "nie będzie miał powodzenia, to ludzie powiedzą, że jesteś pies, psy powiedzą, że jesteś ryba, ryby powiedzą, że jesteś kot, a koty powiedzą, że jesteś wielbłąd".

Przyzwoitość

Czy geniusz artysty nie został należycie rozpoznany? Czy zestarzały się odkrywcze tezy, oryginalny styl, diagnoza współczesności? Czytając dziś lepsze, gorsze i wspaniałe teksty Stefana, jego poezję, powiastki czy powieści, nie sposób nie ulec wrażeniu, że myślał o swoim dziele całościowo, a mimo rozpiętości dziedzin udało mu się zbudować spójny system, niemający sobie równych w europejskiej sztuce tego czasu. Choć żył w tak trudnej epoce, czuł się obywatelem świata. To, co nieprzekładalne, uważał za zaściankowe, toteż prawdziwość idei sprawdzał w tłumaczeniu. Poezję Semantyczną, złożoną z rozwijanych definicji, wymyślił, by przywrócić słowom znaczenie. Niezawodnie działa dziś jego poczucie absurdu, dowcip, lekkość łączenia gatunków. Zadziwia konsekwencja głoszonych poglądów, nawet jeśli były i wciąż są niepopularne.

Choćby słynna Przyzwoitość: "Cóż za kłopotliwe słowo! - stwierdza w wykładzie z 1981 roku. - Trzeba mocno się w sobie zebrać, żeby go użyć. Ale nie umiem znaleźć lepszego. Kiedy chce się mówić o czymś występnym, złym, obraźliwym, agresywnym, to ma się sto słów do wyboru i ludzie wtedy okazują ci zaufanie, przyjmują, że wiesz, o czym mówisz. Ale kiedy zdobędziesz się na odwagę i użyjesz słowa przyzwoity, myślą, że jesteś delikacik, półgłówek" (przeł. Anna i Piotr Bikontowie). A czy zamiast "All you need is love" nie lepiej byłoby, gdyby Beatlesi zaśpiewali: "Wszystko, czego potrzebujesz, to Godziwość"? Przecież "miłość jest czymś dużo łatwiejszym od Godziwości. Można nienawidzić w imię Miłości, można zabijać, kraść, rabować w imię Miłości, można budować sale tortur, produkować trujący gaz, wyrabiać i sprzedawać bomby - w imię Miłości. Raczej trudno byłoby robić to samo w imię Godziwości" (przeł. Ewa Kraskowska).

Mówiono o Themersonie, że dla niego nie była to jedynie teoria, że sam wcielał ją w życie. Na pewno tą umiejętnością obdarzył bohaterki swoich powieści, które "posiadły sztukę wyczuwania, co w każdej sytuacji się robi, a czego nie robi. Wyczuwały to bez zastanawiania się. Ich wiedzy nie wspierały żadne dogmaty, zasady, pewniki, przykazania" (przeł. Irena Szymańska). Czasem na pytanie: "skąd wiesz?" wystarczy odpowiedź, że "czuję to w kościach". Pomaga też zdrowy rozsądek (mens sana) - narzędzie dostępne każdemu. Stefan nazywał to uprawianiem filozofii pozytywistycznego optymizmu, w której Przyzwoitość Metod jest Celem Celów. Historię, jego zdaniem, kształtuje "faktor T" - współczynnik tragizmu, trupi odór, który psuje przyjemność zabijania, dlatego trzeba wynajdować kolejne religie, kodeksy moralne, komory gazowe i broń atomową.

W tym miejscu można zarzucić autorowi, że jednak sam sytuuje się poza złem świata. Zdarza mu się pisać o ludzkości, jak gdyby nie był jej częścią. Z przewrotnym dowcipem postrzega siebie jako istotę oddelegowaną z niebytu i wrzuconą w przestrzeń kosmiczną: "przez miliardy lat nie byłem, potem zacząłem się dziać, teraz się dzieję i wkrótce przestanę się dziać". Niczym enigmatyczny bohater jednej ze swoich powieści - Zwariowany Kapelusznik z tej drugiej, prawdziwej Ziemi, który przybywa na naszą, fałszywą, by znaleźć fabrykę sardynek koniecznie potrzebną (kosmitom?) do opisu globu. Nie znajduje jej i na wezwanie matki ("gdziekolwiek jesteś, przestań tam być i zacznij być tutaj, natychmiast") znika, mając trzydzieści cztery lata (niezmiennie od siedemdziesięciu czterech lat). Stefan pisze list do swojej tłumaczki: "Jutro kończę 74. rok życia na tej planecie. Nigdy jeszcze [nigdzie] nie byłem tak długo".

Tworzenie widzeń

Kierunek etyczny Themerson obiera po wojnie. Wcześniej chce "jak ryba świecąca w ciemnych głębiach oceanu, nie odbitym, lecz własnym światłem obrazy śpiewać" (1936). Jako entuzjasta zmiany społecznej poprzez sztukę wyraża "potrzebę tworzenia widzeń", głosi "pochwałę niechlujstwa, które rozrywa szablon", potępia "Złotego Cielca Srebrnego Ekranu" i hollywoodzką "solidność" w kinie. Pisze manifest filmowej awangardy, której przodków szuka w "ekranie niebios", w mgławicy Andromedy, w buszmeńskiej legendzie o dziewczynie, która cisnęła w górę garść popiołu, aż "iskry stały się gwiazdami". Wspólnie z Franciszką tworzą fotogramy - rejestrując na papierze światłoczułym cienie strun, sprężyn, liści. Gdy je uruchamiają, powstają filmy: ze szkieł aptecznych, retorty, proszków "Apteka" (1930), ze skóry krokodyla, porcelanowego konika i ażurowego wazonu "Drobiazg melodyjny" (1933), z żarówki, świecy i obcęgów "Zwarcie" (1935) - ostrzeżenie, jak obchodzić się z elektrycznością, do którego muzykę pisze Witold Lutosławski.

Komponują fotokolaże: człowieka pożerającego befsztyk, bioder kobiecych, bochna chleba, źdźbła przebijającego chodnik, drutu kolczastego, drapacza chmur skracanego nożycami, i montują z nich swój najsłynniejszy film "Europa" (1931-32) - przełomową adaptację futurystycznego poematu Anatola Sterna. Zakładają Spółdzielnię Autorów Filmowych, wydają pismo "f.a.: film artystyczny, film artistique, the artistic film", organizują pokazy francuskiej i brytyjskiej awangardy. Realizują fabularną "Przygodę człowieka poczciwego" (1937), w której tytułowy bohater w słuchawce telefonu słyszy zawołanie: "Nie będzie dziury w niebie, jeżeli nawet pójdziesz tyłem!". Gdy idąc tyłem, wynosi z tragarzem szafę z miasta do lasu, protestują praworządni obywatele z hasłami: "My wszyscy chodzimy przodem! Precz z chodzeniem tyłem!". Muzykę do filmu pisze Stefan Kisielewski.

Żarliwy idealizm Themersonów sprawia, że pracują bez wytchnienia. Stefan konstruuje domowymi metodami stół trickowy do realizacji filmów. On pisze, ona ilustruje książeczki objaśniające dzieciom historię cywilizacji: "Pan Tom buduje dom", "Poczta", "Narodziny liter". Ich bohaterowie wierzą w postęp techniczny i innowacyjność. Na przykład Marcelianek Majster-Klepka zamienia Ciemnogród w Jasnogród, uczy mieszkańców wsi Leniuchów Mały jak robić buty, zamiast leżeć i czeznąć. Swobodne słowotwórstwo Stefana, typografia połączona z ilustracją i dowcipna interakcja z czytelnikiem dają początek twórczemu podejściu Themersonów do książki, które wyrazi się najpełniej w ich autorskim wydawnictwie Gaberbocchus.

Po latach Stefan wspomina okres warszawski z melancholią, dziwiąc się tamtemu nadmiarowi zapału. Jednak naprawdę aż tak się nie zmienia, zostaje romantykiem i jeszcze przed śmiercią notuje hasła nowego projektu: "wrażliwość, czułość panchromatyczna, redukcja, wzmocnienie, wywoływanie obrazu utajonego, wykonywanie odbitek, brom, wywoływanie przez pomyłkę/palec na odbitce/+ ruch".

Bestlookery

Spełnieniem młodzieńczego entuzjazmu i kreacji całkowitej, jaką wcześniej realizowali w filmie, staje się dla Themersonów ich wydawnictwo. Nazwę "Gaberbocchus" Themersonowie zapożyczyli od smoka Jabberwocky z Carrolla - ceniąc jego poetykę absurdu oraz wczytywanie się w to, co ukryte.

Oficynę zakładają w 1948 roku z dwiema wspólniczkami w Londynie. Tu decydują się zamieszkać po paryskim epizodzie i wojennym rozstaniu - wybierają emigrację, ale nie uchodźstwo. Ponieważ "pisarz nigdy i nigdzie nie jest na wygnaniu, (...) a jednocześnie każdy pisarz zawsze i wszędzie jest na wygnaniu", "bo jeśli pochodzisz znikąd, to (...) gdziekolwiek jesteś, jesteś nigdzie, (...) jeśli raz jesteś nigdzie, jesteś nigdzie gdziekolwiek jesteś".

Bezkompromisowo tworzą każdy tytuł jako dzieło sztuki, nie uczestnicząc w wyścigu księgarskim, nie wpisując się w kręgi polonijne ani w środowisko londyńskie. Autorzy, których wydają, tworzą międzynarodowe grono "mutantów, kształcących swą odrębność, aby móc kiedyś zapłodnić ludzkość rzeczywistym, niemechanicznym postępem". Tym, którzy szczególnie go inspirują, Stefan poświęca eseje: utożsamia się z indywidualizmem twórczym i wyzwaniem rzuconym światu przez Kurta Schwittersa, ceni dowcip w filozofii i tworzenie jej "po kawałku" przez Bertranda Russella.

Jednym z największych dokonań wydawnictwa jest angielska edycja "Ubu Króla" (1951) w przekładzie Barbary Wright. Całość napisano odręcznie na kartach żółtego papieru i skomponowano z ołówkowymi rysunkami Franciszki - postaci depczą tu wygłaszane kwestie, komentują je, ziewając, dłubiąc w nosie, załatwiając się na tekst. Koncepcja wizualna dialoguje z ideą Jarry’ego, a postać Ubu powraca w sztuce Themersonów też w innych wcieleniach. Raymond Queneau sam proponuje Gaberbocchusowi "Ćwiczenia stylistyczne", po tym, jak zostają tu wydane jego dwa opowiadania ("Koń trojański" i "Na skraju lasu"). Przekład, znów autorstwa Barbary Wright, ukazuje się w 1958 roku w autorskim składzie Stefana, który zaprojektował antropomorficzne inicjały otwierające każde z ćwiczeń oraz okładkę - kolażowo pokrojony portret.

Przez trzydzieści jeden lat oficyna wydaje pięćdziesiąt dziewięć książek - w tym wiele tekstów Stefana oraz "Europę" Sterna. Krytyka przyjmuje entuzjastycznie "Skróconą historię świata (do użytku w przedszkolach na Marsie)" - ośmiostronicową, złotą książeczkę opublikowaną na dziewięćdziesiąte urodziny Russella i zawierającą tylko jedno zdanie: "Od chwili, gdy Adam i Ewa zjedli jabłko, człowiek nie powstrzymał się już nigdy od szaleństwa, do jakiego był zdolny". Wydając własnym sumptem "bestlookery zamiast bestsellerów" w maleńkich nakładach, Themersonowie walczą latami o utrzymanie oficyny, w końcu odsprzedając ją holenderskiej De Harmonie.

Themerson był wizjonerem. Wierzył, że dobra sztuka może zmienić rzeczywistość, że jest potrzebna jak słońce i powietrze. Podziwiał zmysł praktyczny, bo sam go nie posiadał. Jak pisze w "Hau! Hau!, czyli kto zabił Ryszarda Wagnera?": "W społeczeństwie rządzonym przez większość, Demokracja jest Demokracją, jeśli bierze sobie za zadanie obronę praw najniezrozumialszego tomiku poezji. A jeżeli spytają: »Kto to będzie czytał?«, odpowiem: »Nikt, dlatego właśnie trzeba go bronić«".

Podobno od dziecka miał strasznie słabą pamięć. W szkole nie był w stanie wyrecytować pocztu królów polskich, nie zdał do następnej klasy (spędził wtedy rok w domu na lekcjach rysunku, pisząc opowiadania, fotografując i robiąc flip-booki). Zostało mu to na całe życie. Nie pamiętałby swoich myśli, gdyby nie robił zapisków. Kiedy kręcono o nim film dokumentalny, pisał scenariusz, a potem go odgrywał. Wychodziło okropnie - był bardzo złym aktorem. To jedyna z ról, do jakiej zupełnie nie miał talentu. Nigdy nie zaakceptował, że nie ma sposobu, by w czyimś spojrzeniu przejrzeć się całym i w pełni. "A potem świat zniknął i zabrał ze sobą wszystkie etykietki" - pozostał Themerson, jakim był naprawdę. Czyli jaki? Ci, którzy go widzieli, mówili, że za bardzo był sobą.

Adriana Prodeus zajmuje się krytyką literacką, filmową i artystyczną. Kuratorka w Nowym Teatrze w Warszawie wykłada też w Stowarzyszeniu Nowe Horyzonty Edukacji Filmowej i redaguje pasmo kulturalne WOK - Wszystko o kulturze w TVP 2. Autorka książki "Themersonowie. Szkice biograficzne", współautorka zbioru "Polski Film Animowany", tomu "Trzynasty miesiąc. Kino braci Quay".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (10-11/2011)