Buntownik

Na tym człowieku Stasi połamała sobie zęby. Roland Jahn, dla którego wzorem i nadzieją był polski ruch Solidarności, nie dał się zastraszyć osławionej wschodnioniemieckiej bezpiece. Latami prześladowany, wyrzucony ze studiów, wielokrotnie pobity, więziony w izolatce - pozostał buntownikiem.

21.08.2005

Czyta się kilka minut

Roland Jahn w 1982 r. /
Roland Jahn w 1982 r. /

Był jednym z najbardziej niezwykłych opozycjonistów w historii Niemiec Wchodnich. Uparty indywidualista, enfant terrible ruchu pokojowego z Jeny.

Pod koniec lat 70. i na początku lat 80. miasto to, położone w Turyngii, było głównym ośrodkiem NRD-owskiej opozycji. Jahn był jednym z liderów. Po kilku latach “Stasi" rozbiła to środowisko: większość niepokornych dwudziestoparolatków znalazła się na Zachodzie, “wykupiona" przez RFN z więzień, do których trafili z wieloletnimi wyrokami, albo zmuszona do emigracji.

“Stasi" chciała pozbyć się z kraju również jego. Ale on robił wszystko, by zostać. Wolał żyć w NRD. Uważał, że to jego kraj i chciał go zmieniać. W końcu władze sięgnęły po środek ostateczny: skuty łańcuchami - nie zwykłymi kajdankami, ale łańcuchami, jak groźny kryminalista - został wbrew woli wsadzony, a właściwie wrzucony do pociągu jadącego na Zachód. Wagon zaryglowano z zewnątrz, by nie uciekł.

Było to latem 1983 r.

Wróg numer jeden

Rolanda Jahna poznałem trzy lata później. Pewnego dnia jesienią 1986 r. przyszedł do redakcji i zaproponował, że nam pomoże. Było to w Berlinie Zachodnim. Kierowałem wówczas redakcją telewizyjnego programu “Kontraste", emitowanego w pierwszym programie niemieckiej telewizji publicznej ARD. Program poświęcony był krajom “bloku" komunistycznego: przygotowywaliśmy materiały filmowe, reportaże i dokumenty o tym, co dzieje się za “żelazną kurtyną", oczywiście zwłaszcza o Niemczech Wschodnich. Berlin Zachodni świetnie nadawał się na siedzibę takiej redakcji.

Z dziennikarskiego punktu widzenia Roland Jahn nie miał nam wiele do zaoferowania - w tym fachu był początkujący. Bezcenna dla naszego programu okazała się natomiast jego wiedza. Oraz kontakty: okazało się, że Jahn, choć wyrzucony na Zachód, miał w NRD pokaźną sieć poufnych kontaktów, coś w rodzaju prywatnej siatki informatorów.

Koniec lat 80. to były ostatnie lata NRD, łabędzi śpiew komunizmu w Europie Środkowej, a my z naszym programem telewizyjnym - można to powiedzieć bez zbędnej przesady - robiliśmy, co tylko mogliśmy, żeby wbić kolejny gwóźdź do trumny systemu. Mieliśmy po temu pewne możliwości, gdyż program nasz cieszył się w NRD dużą popularnością: każdy odcinek “Kontraste" oglądały miliony Niemców ze Wschodu, mających przecież nieograniczony dostęp do zachodniej telewizji. Od nas dowiadywali się, co się dzieje w NRD - o wszystkich tych problemach, o których milczały państwowe gazety i telewizja. O działalności opozycji. O dramatycznym zanieczyszczeniu środowiska przez przemysł chemiczny. O machinacjach “Stasi". Gdy nastała jesień 1989 r., najważniejszym tematem naszego programu stało się informowanie o demonstracjach w kolejnych miastach i miasteczkach NRD.

Ale zanim wybuchła jesień 1989 r., wydawało się, że NRD będzie istnieć jeszcze długo. Jahn był więc dla nas bezcenny. Zaczęliśmy współpracę. Z naszą pomocą Jahn zaczął rozbudowywać sieć swoich informatorów. Jego przyjaciele, odważni ludzie z opozycji, otrzymali od nas kamery wideo. Filmowali nimi to, co wydawało się im ważne. Taśmy szmuglowaliśmy do Berlina Zachodniego. A stąd nagrane materiały wędrowały, za pośrednictwem potężnych przekaźników ARD, z powrotem na Wschód do milionów NRD-owskich mieszkań.

Widzowie zza “żelaznej kurtyny" byli wdzięczni, mieliśmy tego liczne dowody. Dla “Stasi" byliśmy “wrogami", prowadzącymi “rozbijacką, agenturalną robotę". A Jahn, inicjator i organizator tego przedsięwzięcia - który szybko stał się świetnym dziennikarzem - znowu był dla wschodnioniemieckiej bezpieki wrogiem numer jeden.

Twarz Hitlera/Stalina

Dlaczego to robił?

Jahn, rocznik 1953, już w szkole należał do tych, o których nauczyciele mówią: niedopasowani. Wysłał np. list do ministra edukacji ze skargą na szykany wobec uczniów noszących długie włosy. Po maturze (zdał ją w 1972 r., m.in. z rosyjskiego) chciał studiować. W NRD, żeby studiować, trzeba było najpierw odsłużyć wojsko, co Jahn zrobił. Został studentem.

Dlaczego akurat Jena, miasto uniwersyteckie, stała się wówczas ośrodkiem opozycji? Chyba po prostu zebrało się w tym samym miejscu o tym samym czasie sporo młodych ludzi, którzy mieli dość skostniałego systemu i szukali dla niego alternatywy. Nie ukrywali się, przeciwnie, łatwo było ich rozpoznać - po “zachodnio-dekadenckich" długich włosach, które od razu czyniły z nich outsiderów.

Opozycja z NRD, jej charakter i polityczna edukacja były inne niż w przypadku polskiej opozycji - tak, jak inna była historia Niemiec i Polski oraz warunki, w jakich funkcjonowały systemy w Niemczech Wschodnich i w PRL. Środowiska opozycyjne, które powstawały wówczas w NRD, także w Jenie, nazywały się często “grupami pokojowymi". Spotykano się w prywatnych mieszkaniach albo przy kościołach, głównie ewangelickich. Czasem działalność “grup pokojowych" zazębiała się z działalnością nieformalnej organizacji młodzieżowej “Junge Gemeinde", Młode Wspólnoty, istniejącej przy Kościele ewangelickim i szykanowanej przez “Stasi".

Początkowo działalność “grup pokojowych" sprowadzała się do dyskusji. Dyskutowano o tym, jak ciasno i duszno jest w NRD, o beznadziei tamtejszej codzienności, o różnych formach niesprawiedliwości, o bezkarności tajnej policji, o zamkniętych granicach, o przepełnionych więzieniach. W ten sposób kształtowało się powoli poczucie solidarności i wspólnoty.

Przejście od dyskusji do politycznych już czynów dokonało się ostatecznie w 1976 r. W roku tym władze NRD zmusiły do emigracji Wolfa Biermanna, poetę i barda, którego pieśni wędrowały po kraju na kasetach z rąk do rąk. Stało się to podstępem: Biermann dostał zgodę na podróż do Kolonii na koncert, a gdy znalazł się na Zachodzie, władze ogłosiły, że pozbawiają go obywatelstwa. Wywołało to w NRD falę protestów. Ci, którzy w nich uczestniczyli, byli represjonowani.

Także Roland Jahn: za udział w studenckich protestach został wyrzucony z uczelni. A dokładniej: zawieszony w prawach studenta i “skierowany do produkcji", jak brzmiało typowe wówczas sformułowanie. Pracując jako robotnik, zbuntowany młody człowiek miał - tak sądziły władze - przejść coś w rodzaju socjalistycznej reedukacji.

W przypadku Jahna reedukacja miała dokonać się w znanym zakładzie optycznym “Carl Zeiss Jena". Ale się nie dokonała. Zatrudniony jako robotnik transportowy, Jahn chodził potajemnie na zajęcia. I dalej uczestniczył w różnych protestach. Z czasem stał się liderem. Wymyślał przy tym takie formy protestu, które z jednej strony bardzo rzucały się w oczy, a z drugiej nie podpadały - jak sądził - pod paragrafy kodeksu karnego NRD.

Przykładowo, podczas oficjalnego pochodu 1 maja zorganizował maskaradę: z twarzą ucharakteryzowaną tak, że jedna jej połowa przypominała Hitlera, a druga Stalina, Roland Jahn ustawił się w pobliżu trybuny honorowej, tak że przechodzący uczestnicy pochodu musieli go mijać. Przekaz był jasny dla każdego: kiedyś Niemcy maszerowali posłusznie na rozkaz nazistów, teraz maszerują na rozkaz komunistów.

Podróż w 7 minut

Nadszedł rok 1980 i 1981.

Ci, którzy w NRD sprzeciwiali się władzy, z napięciem i nadzieją patrzyli na to, co działo się za Odrą. Także Jahn. Patrzyli, jak robotnicy z Gdańska wymusili na władzach legalizację ruchu, który był czymś więcej niż związkiem zawodowym. Patrzyli na Wałęsę. Dla nich był wzorem, bohaterem.

Jahn dał wyraz swej fascynacji tak, jak mógł: do roweru, którym zawsze poruszał się po Jenie, przyczepił biało-czerwoną chorągiewkę. Nie było to nielegalne i chorągiewka trzepotała na rowerze Jahna przez wiele miesięcy. Do czasu.

W rozmowie z “TP" 52-letni dziś Jahn wspomina, że Polacy i polski ruch oporu przeciw komunizmowi po prostu mu imponowali: - Chodziło mi wówczas o to, żeby w jakiś sposób zademonstrować publicznie, że bliska jest mi idea “Solidarności" i jakoś pośrednio pokazać obywatelom NRD, że mogliby się na “Solidarności" wzorować. Dla mnie “Solidarność" była wzorem odwagi. Dowodem, że nawet z beznadziejnej sytuacji, a taką wydawało się życie w komunizmie, można znaleźć jakieś wyjście, jeśli znajdzie się dostatecznie wielu myślących podobnie.

Kiedy w grudniu 1981 r. władze PRL ogłosiły stan wojenny i rozbiły “Solidarność", Roland Jahn dopisał na swojej chorągiewce, po polsku: “Solidarność z polskim narodem".

Miara się przebrała. We wrześniu 1982 r. został aresztowany za “znieważanie symboli państwowych" (tj. polskich). Podczas przesłuchań usłyszał, że pójdzie siedzieć na wiele, wiele lat. Odmówił zeznań. Po pięciu miesiącach spędzonych w pojedynczej celi został skazany na 22 miesiące więzienia za “publiczne okazywanie braku szacunku dla porządku prawnego oraz znieważanie symboli państwowych". Biało-czerwona flaga została skonfiskowana (po 1989 r. odnajdzie się w archiwum “Stasi").

Władze NRD stosowały wówczas powszechnie praktykę “sprzedawania" na Zachód więźniów politycznych: polegało to na tym, że jeśli osoby skazane zgodziły się wyemigrować do Republiki Federalnej bez prawa powrotu, kara ulegała skróceniu. Także Jahn dał się przekonać swemu adwokatowi (po upadku NRD okazało się, że adwokat był współpracownikiem “Stasi" i donosił na swych klientów) i złożył wniosek o zgodę na emigrację do RFN.

Jest początek roku 1983, gdy Roland Jahn opuszcza więzienie jako kandydat na emigranta. Jednak “Stasi" nie doceniła go. Znalazłszy się na wolności, Jahn... wycofuje wniosek emigracyjny, argumentując, że został na nim wymuszony. Władze głupieją: z taką sytuacją spotykają się po raz pierwszy. Jahn pozostaje na wolności.

I korzysta z niej, póki może. Na początku 1983 tworzy razem z przyjaciółmi organizację: “Wspólnotę Pokojową z Jeny" (Friedensgemeinschaft Jena), która staje się szybko najbardziej znaną grupą opozycyjną w tamtych czasach: zdeklarowaną politycznie, inaczej niż inne nie kryjącą się pod skrzydłami Kościoła ewangelickiego i działającą zupełnie jawnie, wręcz demonstracyjnie - mimo represji.

Władze postanawiają rozwiązać “problem" zbuntowanej młodzieży metodą drastyczną: usuwając ją z kraju. Operacja “Stasi" nosi kryptonim “Gegenschlag" (Kontruderzenie): kilkadziesiąt osób zostaje aresztowanych i zmuszonych do emigracji. Poza jedną: “Stasi" znów łamie sobie zęby na Rolandzie Jahnie, który nie chce słyszeć o opuszczeniu NRD.

W maju 1983 r. Jahn zostaje aresztowany w Poczdamie po tym, jak wmieszał się w wiec komunistycznej organizacji młodzieżowej FDJ z plakatem międzynarodowego ruchu pokojowego z napisem “Miecze na lemiesze". Pobity ciężko przez tajniaków zostaje odtransportowany do Jeny. Tutaj, na ulicy, wyrywa się ubekom i ucieka. Nie ukrywa się długo: zdążył tylko poinformować przyjaciół, co się dzieje, po czym znowu zostaje aresztowany.

Tym razem “Stasi" nie bawi się w formalności. Jahn zostaje skuty specjalnymi łańcuchami, jakich używa się wobec najgroźniejszych kryminalistów. Ubecki konwój rusza z Jeny do Probstzella - wówczas przejścia granicznego między RFN a NRD, dziś na granicy Turyngii i Bawarii. Tam ubecy wrzucają Jahna do ostatniego wagonu pociągu tranzytowego (takie pociągi kursowały między Berlinem Zachodnim a RFN, przez NRD przejeżdżały bez postoju), po czym ryglują przedział i wagon od zewnątrz.

Pociąg rusza. Tak zaczyna się najkrótsza i zarazem najdłuższa podróż Rolanda Jahna. Potrwa 7 minut. Tyle czasu minie do chwili, gdy zachodnioniemieccy pogranicznicy otworzą wagon.

Śladami dyktatury

Uwolniony z łańcuchów, znalazł się w innym świecie, w RFN, w którym wcale nie chciał mieszkać, bo jego marzeniem było zmienianie NRD od wewnątrz. Na początku czuł się niechciany i niepotrzebny. “Jesteś jak trucizna - przypomniał sobie słowa, które usłyszał podczas przesłuchania od ubeka. - A truciznę należy trzymać pod zamknięciem". Pozbierał się. Obiecał sobie, że będzie walczyć do końca, dopóki stoi mur berliński.

W końcu wygrał swą walkę. Mur upadł. Jahn znowu zaczął jeździć, najpierw do upadającej NRD, a potem do, jak mówiono, wschodnich landów. Kręcił kolejne filmy dokumentalne o historii NRD. Powstała z nich seria “Śladami dyktatury"; dostępna dziś na kasetach wideo i płytach dvd, należy do klasyki.

Z tych podróży Jahna podczas politycznego przełomu zachowała się anegdota, która charakteryzuje go lepiej niż wiele słów. W grudniu 1990, po zjednoczeniu Niemiec, znowu znalazł się w Jenie, z zespołem “Kontrastów". Spotkał byłego już ubeka, który wielokrotnie przesłuchiwał go w więzieniu.

“Pewnie chcesz się zemścić?" - zapytał ubek swoją dawną ofiarę.

“Nie - odparł Roland Jahn. - Chcę tylko sprawiedliwości".

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2005