Reklama

Ładowanie...

Bunt Ormian

Bunt Ormian

29.06.2015
Czyta się kilka minut
Sprzeciwiając się podwyżce cen prądu, w ubiegłym tygodniu na ulice Erywania, stolicy Armenii, dzień w dzień wychodziły tysiące ludzi.
P

Policja rozganiała protesty, w ruch szły pałki. Ale Ormianie skrzykują się przez internet i kontynuują demonstracje – także w Giumri, drugim co do wielkości mieście kraju.
Dla Armenii te protesty są czymś wyjątkowym. Odkąd w 2008 r. podczas wieców powyborczych w Erywaniu padli zabici i wprowadzono stan wyjątkowy, Ormianie zdawali się trzymać z dala od polityki. Oczywiście, obecnej sytuacji nie można porównać z ukraińską rewolucją – choć pojawiają się odwołania do kijowskiego Majdanu, a ludzie nieśli portret Serhija Nikojana, pierwszej ofiary tamtej Rewolucji Godności (narodowości ormiańskiej), i hasło: „Bracia Ormianie, nie poddawajcie się”. Ale choć obecny zryw w Armenii nie przekształci się raczej w rewolucję podobną do ukraińskiej, to może rozwinąć się w protest antyrządowy i antyrosyjski. Bo pojawiają się też hasła antyrosyjskie – Moskwa kontroluje firmę dystrybuującą energię. Zresztą Rosja, wraz z armeńskimi oligarchami, trzyma rękę na całości tamtejszej gospodarki.
Podwyżka cen prądu dla Armenii – najbiedniejszego kraju Kaukazu Południowego – jest dotkliwa. Zwłaszcza na prowincji ludzie żyją na skraju nędzy – ze świadomością, że krajem rządzi garstka polityków-oligarchów, pochodzących w przewadze z klanu karabaskiego (do władzy wyniosła ich wojna o Górski Karabach). „Podzielili” oni między siebie kraj i oddali go pod protekcję Rosji (udział w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, rosyjska baza wojskowa). Chcąc poprawić sytuację swej rodziny, zwykły Ormianin może uczynić tylko jedno: wyjechać z kraju (ok. 20 proc. PKB to pieniądze przysyłane przez emigrantów). Przy czym w Rosji – to główny kierunek emigracji – czeka go praca niewolnicza i zniewagi, jako „czarnucha”.
Protesty pewnie nie obalą prezydenta Serża Sarkisjana i tych „elit”. Ale sprawią, że Ormianie się „policzą”. Podczas wizyt w Armenii zawsze towarzyszyło mi wrażenie, że jest tu wielu społeczników: ludzi np. walczących przeciw wyburzaniu starego miasta, ekologów, miłośników armeńskiej kultury (jest ona w defensywie). Dziś to oni wychodzą na erywański plac przy operze. ©

Autor artykułu

Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego...

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]